Szymon Kobylinski
Aleksandra Ziolkowska-Boehm
NIE MINELO NIC,
PROCZ LAT ...
Wyd.Nowy Swiat, Warszawa 2003
ISBN 83-7386-045-2
ISBN 83-7386-045-2
Niezwykle wciągająca opowiesc o wspolczesnej Ameryce i Polsce, toczona w formie korespondencyjnego dialogu. Osobami owego dialogu są: Szymon Kobylinski (wybitny rysownik i popularyzator historii), krytyczny recenzent tego, co sie w swiecie dzieje, ale zawsze wspanialy gawedziarz oraz Aleksandra Ziolkowska-Boehm (znana pisarka i dziennikarka) , osadzona w roli obronczyni American Way of Life.
Dyskusja - pelna polemik, anegdot, cytatow i dygresji - prowadzona ze swada, ale zawsze w przyjacielskim tonie, ropoczyna sie w pierwszej polowie lat dziewiecdziesiatych, a konczy tuz po 11 wrzesnia 2001.
(tylna okladka)
Fragmenty recenzji:
„Ona swe listy pisala z roznych miejsc Stanow
Zjednoczonych, on odpisywal jej z Warszawy lub z letniskowego domu we wsi
Gniazdowo.
Nie jest to korespondencja banalna. Bo choc wiele tu
informacji o codziennych zdarzeniach i rodzinnych problemach, to najwiecej
miejsca zajmuje w niej dyskurs dotyczacy wydarzen politycznych, przemyslenia.
Dotyczace historii, literatury, sztuki i folozofii. To pan Szymon narzuca
poruszane w listach tematy. To on „kropi” sazniste liscidla, bo „list pwinien
być gruby..” W ogole – pisze – wpedzasz mnie w straszne koszta, bo samoloty
wozace moja korespondencje pod Twój adres, brzuchami szoruja po falach, tak im
ciezko przez ten Atlantyk, ale trudno – musze się powywnetrzac! A Ty, kto jak
kto, Ty masz nadludzka cierpliwosc do gadatliwych starszych panow...! I cierp
za to”.
Pani Aleksandra tez nie była gorsza i nie ograniczala się
zdawkowych uwag. Powstawaly wiec listy „opasle”, pelne ocen wydarzen
kulturalnych, odwolan do literatury, przypomnien i anegdot zwiazanych ze
wspolnymi znajomymi: Antonim Slonimskim czy Stefanem Kisielewskim. Wankowicz w
tej korespondencji wystepuje najczesciej: można by nawet powiedziec, ze jej
patronuje(...) Do dawnych czasow Kobylinski odwoluje się nieustannie, w nich
szuka materii swej rysunkowej i pisarskiej tworczosci.
Czytajacemu listy pani Aleksandry i pana Szymona w dobie
poczty elektronicznej i wszechobecnego SMS-u chcialoby się za poeta powiedziec:
oto ostatni, co tak listy pisali”.
Tadeusz
J.Zolcinski „Olenko Boehmila”, POCZTA POLSKA,
2 listopada 2003
.
(...)”Wymieniaja uwagi o wydarzeniach w Polsce. Duzo
miejsca zajmuje im dyskusja na temat Ameryki. Ponieważ Pan Szymon wyraza się
krytycznie o American Way of Life, Pani Olenka czuje się w obowiazku go bronic.
Korespondencja obejmuje okres: grudzień 1992 – marzec 2002. Pelna jest
ciekawostek z ich zycia, informacji o wspolczesnej Ameryce i Polsce. Czyta się
z wielka przyjemnoscia i zainteresowaniem”.
Miroslawa
Palaszewska: ”Pan Szymon i pani Olenka”. NOWA MYSL POLSKA, 21-28 grudnia 2003
Pojawia się on już
w pierwszym liscie z Polski i przewijac będzie przez cale dziesieciolecie, az
do listu ostatniego, pisanego w pare zaledwie dni po pamietnym 11 wrzesnia 2001
roku (...) Szymon Kobylinski ukazuje się przez swoje listy jako osobnik
motywowany dwiema poteznymi pasjami: antyamerykanizmem i antykomunizmem. I
podczas gdy ta druga odgrywa w korespondencji role raczej drugorzedna, obsesja
antyamerykanizmu przeslania temu skodinad madremu czlowiekowi prawde,
zastepowana obrazami wzietymi z drugorzednego kina i telewizji, co jak wiadomo,
nie stanowi najlepszego zrodla. Nie można jednak zyc tylko negatywnymi
uczuciami, totez Szymom rekompensuje je motorami silniejszymi niz obsesje –
miloscia do rodziny, praca, ukochaniem zwierzat i wsi, niemal symbolicznie
nazwanej Gniazdowo. A kazda z tych spraw zajmuje nalezne, poczesne miejsce w
jego listach. I tu pelna zgodnosc z Aleksandra Ziolkowska-Boehm pozwala na
ciekawy miedzy nimi dialog o podstawowych wartosciach zycia, zamiast
politycznej czy ideologicznej polemiki.
Autorka
imponujacej liczby ksiazek, podrozniczka i gleboka patriotka zarówno Polski,
jak i Ameryki, znajduje z Szymonem Kobylinskim wspolny uczuciowy ton dla tych
samych spraw, jakie tak pozytywnie nastrajaja go do zycia. Gdzie może –
polemizuje i spokojnie argumentuje, czasem jednak, poniesiona temperamentem,
potrafi wykrzyknac.(...).
Mysle, ze
ksiazke te należy goraco polecic tym wszystkim, dla których Ameryka jest
obiektem milosci, jak i tym, którzy jej nienawidza. Jedno i drudzy znajda tu
potezna dawke materialu do przemyslenia, co w rezultacie pozwoli im na
wyciegniecie wlasnych – oby wlasciwych – wnioskow”.
Jerzy
R.Krzyzanowski „Transatlantycki dialog o wartosciach”, PRZEGLAD POLSKI- NOWY
DZIENNIK, Nowy Jork, 19 grudnia 2003
.
„(...) Jest cala arcypolska osadzona w polszczyznie, ale
także już amerykanska. (...)
Komu by się chciało Że tak jest w istocie świadczy
opublikowana niedawno korespondencja Aleksandry Ziółkowskiej z Szymonem Kobylińskim
("Nie minęło nic prócz lat" Nowy Świat 2003). Wymiana listów między
nimi rozpoczyna się w połowie lat 90. a kończy tuż po 11 września 2001 roku.
Korespondencja dowodzi wielkiej sympatii czy przyjaźni łączącej ich oboje ale
też zasadniczej różnicy w postrzeganiu Ameryki. Szymon Kobyliński świetny
rysownik i niedoceniony pisarz bywał krytyczny wobec Wielkiego Brata a wtedy w
obronie American Way of Life występowała pani Aleksandra. - Jestem bardzo wdzięczna
Szymonowi za to, że swoimi długimi pięknymi listami zmuszał mnie w tej
korespondencji do wysiłku narzucając jej poziom, myślę, że wysoki. "Znaliśmy
się 30 lat; kiedy po jego śmierci przeczytałyśmy z żoną Szymona - Danusią te
listy raz jeszcze przekonałam się, że dał mi więcej, niż myślałam. To on uczył
mnie że informacje o piramidach czy o Alasce nie są dla niego ciekawe
interesuje się natomiast tym jak ja widzę te piramidy czy Alaskę. To ja mam być
interesująca choćby i mój sposób widzenia świata był na wskroś egocentryczny. Z
moich książek pisywał długie wnikliwe recenzje przeznaczone tylko dla moich
oczu. Komu by się chciało..." Ale też jest w jego listach świadectwo
smutnych nierzadko nastrojów efektów skłócenia ze sobą i z niemal wszystkimi
wokół. Pewnie w takim właśnie stanie ducha na przełomie lat 1994 i 1995 r. zaczął
w swoich listach oskarżać Amerykę i Amerykanów o prymitywizm natrząsając się z
amerykańskiej historii i kultury a przy tym przemawiając jakby z piedestału.
Cytując Norwida przeciwstawiając bohaterom amerykańskim... Zawiszę postaci
Matejkowskie Wita Stwosza. No to wtedy z równą zaciętością zabrałam się za
obronę Ameryki choć ona obrony nie potrzebuje. Amerykanie mają świetne
samopoczucie i doskonale sobie dają radę. To raczej Polska kraj nowy świeżutki
w rodzinie demokratycznych państw potrzebuje specjalnego traktowania jakiejś
taryfy ulgowej. Jak za panią matką Rzeczywiście natrząsał się pan Szymon z
Ameryki w liście z 19 stycznia 1995 r. pisząc: "Kuse to wszystko płyciutkie
i zapożyczone z - usprawiedliwianym - kompleksem niższości wobec nas. Dawny
film ukazujący jak nowobogacki cham przewiózł sobie do jakiegoś Milwaukee
kompletny zamek szkocki wraz z duchem ukazuje tę sytuację bezbłędnie. Kupić
granitowe ciosy budowlane kupić ducha przy okazji i być lepszym od Smitha z sąsiedztwa.
Totalne ubóstwo..." Nic dziwnego że wzięła pani Aleksandra w obronę i
Marka Twaina i Jacka Londona, i amerykańską architekturę i film. By wreszcie
skonstatować: "Owszem na Amerykę niemal wszyscy teraz w Polsce wykrzykują.
Piszą i mówią o niej z pasją jak kiedyś np. o Rosjanach. Pojawił się ulubiony
termin “tandeta amerykańska”. Tandeta jest i polska i niemiecka i amerykańska;
brońmy się przed tandetą jako taką. Te wykrzykiwania antyamerykańskie dawno
spostrzegłam, wychwyca je “Nowy Dziennik”, przedrukowując różne teksty z
Polski. Rozdziera szaty Zanussi czy Duda-Gracz, może dlatego, że stawiali na
karierę w Ameryce i teraz są zawiedzeni. Słusznie piszesz, że Polacy nie
powinni małpować Ameryki, mając wspaniałe własne korzenie. Nie powinni małpować
nikogo, ale to chyba inny temat nie amerykański. Dlaczego Polska i wiele krajów
jak za panią matką pędzi za Ameryką? To ich problem nie Ameryki". (...)
Krzysztof Maslon „Pan Jezus nie urodzil się gdzies w
Polsce” RZECZPOSPOLITA PLUS MINUS, 27
grudnia 2003
.
„Niemal okrągłe dziesięciolecie miesci się w tym tomie
listow (1992-2002); dziesięciolecie, zadawałoby się, ważne dla Polski i świata,
ale dla korespondujacych przyjaciół chyba „ważne inaczej”, bo niczego w ich
listach, poza przyczynkowymi uwagami, o dziejącej się historii, zmianach społecznych
nie znajdziemy (...) Raz jedyny do takiej konfrontacji dochodzi (w kwestii
rzekomej wyższosci Polski i Europy nad Ameryka, która to też stawia Kobyliński,
a Ziółkowska-Boehm z wielką energią i nie mniejszym ładunkiem racjonalności
obala) i są to najciekawsze karty książki. (...). W sumie jednak ostrość tego
rodzaju sądów rozpływa się w lekturze przyjacielskich pogawędek, wspominkow,
utyskiwań na wydawców, wrażeń z podróży, przyrodniczych obserwacji, nowinek z życia
rodzinnego itp.”
M.R. ODRA, Nr 12, 2004, str. 121
•
(...) Niech neologizm pani Aleksandry – bogunwija –
atrakcyjna fonetycznie, przyswojona fleksyjnie (bogunwii, bogunwiję, bogunwiją)
– stanie się swojskim odpowiednikiem dotychczasowej obcej postaci bogainvillea.
Gdyby się to dokonało, można by powiedzieć, że jej autorka poszła słowotwórczymi
śladami swego mistrza”.
* Jan Miodek: Bogunwija pani Aleksandry, CHARAKTERY,
marzec, str. 57
.
„W tomie korespondencji Szymona Kobylińskeigo i
Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm „Nie minęło nic, prócz lat..” znajduję na stronie
25 wypowiedzenie „Samorzutnie pieli na cześć Słoneczka Narodów”, a na str. 35
....”(...)
* Jan Miodek: Rzecz o języku, SŁOWO POLSKIE. GAZETA WROCŁAWSKA,
Nr 113, 15/16
maja 2004
.
(...)”Podczas lektury tak trudno oprzeć się wrażeniu, że
w listy niejako został wpisany dźwięk głosu Kobylińskiego, tak silnie kojarzymy
go z charakterystycznym dla autora, obecnym również tutaj, stylem gawędy. (...)
Jawi się jako człowiek niezwykle zapracowany – dostarcza felietony i rysunki
warszawskiej, ogółnokrajowej i polonijnej prasie. Ilustruje rozmaite publikacje
(...) Poznajemy w nich także ekologa i miłośnika zwierząt, który snuje czarujące
gawędy o sikorce Mańce udającej kanarka, przygarniętej kawce czy kunie. Z kolei
Aleksandra Ziółkowska-Boehm śle w rewanżu ze Stanów Zjednoczonych opowieści o
oposach, poumie i kotce „Suzy Putty the sweet Texas cat”. Oprócz czułego
stosunku do zwierząt i natury w ogóle, korespondentów łączy zacięcie
popularyzatorskie, cechujące wiele z ich twórczych poczynań, oraz pełna
szacunku pamięc o Melchiorze Wańkowiczu(...)Natomiast dwa tematy są przedmiotem
ich nieustających i wręcz burzliwych polemik: obecności tonu osobistego w
pisarstwie oraz amerykański styl życia i kultura Stanów Zjednoczonych (...)
Mimo rozbieżności poglądów pisarki i rysownika w niektórych kwestiach, całość
ich korespondencji przesycona jest tonem wzajemnej sympatii i szacunku (...)”.
Joanna Pałach: Zaduma nad adresowaniem koperty, NOWE KSIĄŻKI
Nr 6, 2004 str.70
„(...) Jej przyjaciel, Szymon Kobyliński, napisał wtedy
do niej: Dosyć tych historii. Pisz o sobie”. I stworzył przezabawną i bardzo
ciepłą książkę „Moje życie z kotką”, historię przygarniętego zwierzaka, który
zmienił życie jej i jej męża (...).”.
Wiesław Paszkowski: Pisarka niezależna, DZIENNIK
ZACHODNI, Częstochowa 24 października 2004
„Szymon Kobylinski w listach do Aleksandry
Ziolkowskiej-Boehm zamieszczal soczyste opisy zycia w popeerelowskiej Polsce, a
czasami prosto w oczy komentarz polityczny.(...) Do Pana Szymonowego opisu
czerwonej choroby niewiele można dodać. Jest niezmiernie aktualny. Choroba ciągle
się tli, a leczenie zabierze czas”.
Krzysztof Kostkiewicz „Retro, piekne retro”, TERAZ
(Filadelfia), pazdziernik 2005
.
FRAGMENTY LISTÓW:
”Twoja Korespondencja z Szymonem Kobylinskim ciekawa, z
czasem nabierze jeszcze większego znaczenia dokumentalnego”.
Robert Jarocki, Warszawa, grudzień 2003
.
„Nie minelo nic procz lat. . ." jest arcyciekawą książka. Nie tylko jezyk listow jest imponujacy, ale
struktura listow jest niemal
poetyczna, argumentacje przekonujace i
jasno wykladane. Pani Ziolkowska bierze
gorę w kazdej "klotence" z przyjacielem P.
Kobylinskim, Należy
cenic te ksiazke i za to, ze przybliza czytelnikowi znana postac, o ktorej moze
malo wiedzial, ale ktora zawsze umiala fascynowac swoimi madrymi i dowcipnymi
rysunkami z pierwszej strony „Polityki”.
Na stronach tej ksiazki Kobylinski pokazuje sie jako ciekawy, sympatyczny czlowiek, i Pani
Ziolkowska dokonala pieknego pomnika przyjacielowi wygaslemu”.
Charles S.Kraszewski, 8 stycznia 2004, Pennsylvania, USA
„Ksiazke przeczytalem jednym tchem. Mialem zupelnie inny
obraz pana Kobylinskiego. Najbardziej ucieszylem sie, ze podzielam prawie
wszystkie jego poglady, z wyjatkiem dotyczacymi Ameryki i czesciowo Walesy,
ktorego uwazam za najwieksze nieszczescie, jakie spotkalo Polske w momencie
wybijania sie na niepodleglosc. W moim przekonaniu pan Kobylinski byl za malo
krytyczny wobec niego. Co do Nowego Dziennika, to calkowicie podzielam jego
zdanie (...)”.
Andrzej Cisek, Warszawa, 11 stycznia 2004
„Wczytuje sie w amerykanskie i Kobylinskiego teksty a
nawet dopozyczam z biblioteki starsze ksiazki tego tytana pracy. Amerykanie sa
zaklamani, zafascynowani falszywymi proroctwami i nawet nie odrozniaja juz, co
sami kiedys powiedzieli, a co tak naprawde jest teraz zgodne z ich wlasnymi
przekonaniami. Szymon Kobylinski jawi mi sie jako rzeczywisty wzorzec norm
moralnych. Oczywista jest jego naiwnosc i prostota ujmowania zawilych zjawisk,
ale to nie jest prostactwo. Natomiast uderzajaca jest nedza materialna, ktora
zagrazala tak znanej, holubionej postaci zycia publicznego. Dzieki Pani
korespondencji z nim pozbylem sie kompleksow z powodu podstawowych brakow
rzeczy doczesnych. A jednak mowiac serio, to zle swiadczy o kraju, ktory tak
nie docenia swoich wielkich ludzi. Kobylinski urasta w moich oczach, chociaz
cenilem go, lecz daleko mi bylo do uwielbienia tej postaci”.
Zbigniew Kowalewski, Warszawa 14 stycznia 2004
.
”Chce Pani napisac
o koledze-adwokacie Jerzym Rynard-Raedke(...) Otoz miałem tego adwokata jako
przeciwnika w pewnej sprawie i zawsze wracalismy razem koleja. Opowiadal bardzo
ciekawie o roznych formach wspolpracy z koministami. Dlatego to mnie się przypomnialo,
jak przeczytalem o róznicy jaka slusznie widzial w liscie do Pani Kobylinski
pomiedzy Galczynskim a Szymborska. Raedke ciekawie to zilustrowal przykladami
na tej drabinie. Zechce Pani zwrocic uwage, ze Melchior Wankowicz tylko
publikowal w wydawnictwach PAX, ale nigdy nie pisal w gazetach tego
Stowarzyszenia, ani nie był jego czlonkiem. Kobylinski zas swoje karykatury
stale umieszczal w „Polityce”. Dzieki tym karykaturom mogl pisac i publikowac
(i zrobil na tym niezle pieniadze). Mnie kiedys zaprosil Wankowicz na Pulawska,
tam poznalem Herberta i Kisielewskiego. Od jednego z kolegow dowiedzialem się,
ze Zbyszek Herbert okreslil mnie jako swego naprawde przyjaciela. Kisielewski
zas sam opowiadal na Pulawskiej, ze Boleslaw Piasecki pytal go już ciezko chory
jak przejdzie do historii. Pytany odpowiedzial – jako wydawca. Biorac pod uwage
role tygodnika „Polityka” można się zamyslic nad porownaniem Wankowicza z
Kobylinskim. Zakoncze jednak troche krocej. Szymon Kobylinski mnie by nie
zaprosil, bo był zbyt madrym czlowiekiem, aby nie wiedziec, zebym nie
przyszedl. Ale niech Pani nie sadzi, ze nie widze w jego dzialalnosci pewnych
dobrych stron. To przeciez ja spowodowalem, ze w sprawie o tzw. antyradziekcie
karykatury (koty z napisem: duz kot ZSRR i mniejsze – to Czechoslowacja, NRD,
Wegry czyhaja na myszy. Gdzie wielka mysz n a czele z napisem Solidarnosc idzie
z wasami - oczywiście to Walesa. Wlasciwie dokladniej niesie transparent. Sad
dopuscil dowod z Bieglego, na ktorego wskazalismy kandydata w osobie Kobylinskiego.
Wydal opinie niezwykle korzystna dla oskarzonych. Proszę, jeśli będzie okazja
ku temu (przepraszam, ale to niegrzeczne sformulowanie) nie ma powodu ukrywac
ani sprawy ani zrodla. Kobylinski przedstawil bardzo ciekawy wywod z zwiazku
satyry politycznej z wolnoscia prasy. Sam przytoczyl przyklady zarzutow cenzury
do swego pocztu figur do historii. Nie tylko, ze jego satyry w karykaturze były
calkowicie absolutnie abstrakcyjne. Ukazaly się w „Polityce” ale rownie dobrze
mogly się znalezc w radzieckich pismach satyrycznych jako „Ogoniok” i
„Krokodyl”.
Mec.Stanislaw
Szczuka, 19 listopada 2003
,
„Finally, I
am very grateful to you for your very fine book, which I will be digesting in
my leisure time and thereby also gaining a much better sense of the atmosphere
in Poland in the critical 90’s”.
Zbigniew
Brzezinski, Washington, D.C. March 24, 2004
.
“Olenko, jestem pod wrazeniem "Nie
minelo....". Nie moglem sie od niej oderwac. Listy Szymona
piekne, madre, ogromnie pouczajace. Jednoczesnie takie taktowne w stosunku do
Twojej osoby w tych sporach o Ameryke. Jednoczesnie widac wyraznie, ze to
mistrz slowa. Szkoda ze odszedl tak wczesnie. Ksiazke ta nie omieszkalem podac
jako lektury obowiazkowej dla swoich znajomych.
Dla mnie listy Szymona sa wielka szkola jezyka polskiego,
wspanialego poczucia humoru, warsztatu pisarskiego, ogromnej znajomosci
historii, skromnosci. Mysle, ze jednak czasu mu zabraklo, zeby spelnic sie w
100%. On w odroznieniu od Mistrza Melchiora byl slaby w reklamie. Nie potrafil
sie sprzedawac. Tak czasem gina diamenty nieodkryte calkiem.Dzieki Tobie
"nie calkiem umarl". Wiesz moja Olenko, teraz bardziej rozumiem
Twardowskiego, kiedy mowi:".....Spieszmy sie kochac ludzi ,tak szybko
odchodza". Mysle ze jest obowiazkiem Twoim powodowac zeby pamiec o Nich
jakos przetrwala. Pytam sie gdzie jest Krzysztof Kakolewski? To nastepny
jeszcze zyjacy, warty zeby go holubic i ocalic od zapomnienia. Nie wszyscy
potrafia walczyc o swoje w zalewie tandety. Ja moge poszczycic się, ze o mnie
bylo u Mistrza Melchiora. Mam jego ksiazki z dedykacjami. Mam ksiazki z
dedykacjami niemal wszystkie Twoje. Mam dzieki Tobie ksiazki z dedykacjami
Kakolewskiego i Radgowskiego. Mam z Toba kontakt od czasu do czasu. Mnie
rowniez teskno do "tych pagorkow lesnych i lak zielonych". Mysle, ze
kiedys spotkamy sie nad jakims jeziorem mazurskim przy ognisku i pojadajc
kielbaske z kija wieczorowa pora, powspominamy".
Iwo Jankowski, Chicago, 30 marca 2004
Iwo Jankowski, Chicago, 30 marca 2004
.
„W Twoich ksiazkach widze wielka bliskosc, zwiazek z
postaciami... Te ksiazki sa tak cudowne, bo sa naturalne, bo sympatia do
Kobylinskiego czy innych osob, które zyja na kartach ksiazek jest prawdziwa, a
nie wymyslona. Te ksiazki tchna duchem, czytelnicy zblizaja sie do osob,
miejsc. Ja po przeczytaniu „Nie minelo nic, procz lat”, poczulam, jakbym
przebywala z kims dawno znajomym, z kims z rodziny i zal mi się zrobilo, jak
ksiazka się skonczyla”.
Joanna Sokolowska, Toronto, 1 kwietnia 2004
„Listy Twoje i Szymona czytalam z rozkosza, ale wolno i z
przerwami – klopoty ze wzrokiem. Teraz czas na refleksje, wracam do Twoich i
Szymona listow i sycę się finezją już nie dzisiejszą, nie mowiac już o
poruszanych zagadnieniach. Nie ma już Szymona, ale zostalas jeszcze Ty – i bądź
tam, gdzie jestes. (...)”.
Cezaria Iljin- Szymanska, Warszawa, 1 kwietnia 2004
.
(...)Ksiazka jest kapitalna! Jest bogata w przerozne
tresci. Jest zywym dokumentem o Tobie (bardzo skapo, nie „wylewasz się”), o
Szymonie, znanym wszystkim starym, mlodym, dzieciom, bo jest lubiany i
popularny. Nie znalam go (tzw osobiscie) z takiego stosunku i do naszej
niedawnej rzeczywistosci. Miał czym imponowac – erudyta, dowcipnis a zarazem w
sposób dosc ciety prowadzone dowody n.t. Ameryki – bardzo w tych fragmentach
podobalas mi się, dalas mu popalic. Dwa jezyki, ale wytworne (Twój wyważony), w
dobrym stylu. W trakcie czytania wciąż mnie zaskakiwaliscie, ubawiliscie,
daliscie uczte.
Bronislawa Kaczor, Szczecin, 22 kwietnia 2004
.
”Czyta sie to bardzo dobrze bo choc styl Twoich listow
nie jest mi przeciez nowy i zawsze tryska z nich serdecznosc i rzeczowy
optymizm to tutaj z Kobylinskim wasza konwersacja nabiera innego tonu. On
posluguje sie archaizmami, ktorych na prozno szukac w dziesiejszej mowie czy
pismie, przy tym jest szarmancki i pelen galanterii, ktora czytajacemu nie moze
nie imponowac. Choc tematy tych pierwszych listow sa dosc osobiste,
powiedzialbym nawet rodzinne, to i tak w niektorych wzmiankach o Twojej pracy
uderza z nich poziom uznania i pochwaly Twoich pogladow i wynikow. To sie
czytelnikowi podoba, te wtracone mysli i spojrzenie na owe trudne 90-te lata.
Mysle, ze Szymon Kobylinski poglaskuje brodke patrzac na
to gdzies tam z gory i jest z Ciebie bardzo dumny za to skrupulatne
kolekcjonowanie, a teraz wydanie Waszych listow. Te piekne, przykurzone zwroty
maja teraz szanse nie umrzec”.
Waldek Sokalski, Houston, 18 stycznia 2006
.
„Witam serdecznie i przekazujê kilka uwag o wlasnie
przeczytanych listach - rzeczywiscie kontynuacji "Ulicy...".
Poczatek - kilka pierwszych listów - trochê trudny,
czytelnik zostaje wrzucony w sprawy korespondentów, bez zadnego wprowadzenia,
które by siê przydalo. Jezli wczesniej nie czytalbym "zólwia" byloby
jeszcze trudniej.
Ale gdzies w okolicach poczatków dyskusji o Ameryce, jej
wadach i zaletach, korespondencja zaczyna wciagac, nabiera rumieñców, potem
zaczyna porywac, by w zakonczeniu porwac doglebnie.
Dominuje kilka powtarzajacych sie watków i tematów,
stopniowo poglebianych, zrazu tylko sondowanych na sobie wzajemnie przez
autorów.
Pelno zapadajacych
w pamiêc gawêd i obrazków, jak ten o pierwszym aparacie komórkowym, czy o
znajomosci danego kraju bez koniecznosci w nim bywania.
Wiêcej tu z ducha i swiata Panaszymonowego, pisze listy
szersze, refleksyjne. Cieszy siê nieskrywanie, gdy wreszcie dostaje w
odpowiedzi list dluzszy i nawiazujacy w wiekszym stopniu do jego
mysli-zastanowieñ (str.194-198).
(Ja wiem, Pani Aleksandro, ze po prostu Pani miala mniej
czasu na korespondencjê, w przeciwieñstwie do Pana Szymona, cierpliwie
stukajacego na maszynie w swoim nomen-omen Gniazdowie).
Gdzies podskórnie
Pan Szymon pragnal cieplych slów od Pani, stad niemal sam bylem Pani wdzieczny,
czytajac pochwaly jakie pojawily sie w ostatnich listach na temat map,
rysunków, zachwytów mêza i Tomka nad talentem rysownika. Gdy pojawily sie
slowa" "poruszyles wiele ciekawych zagadnieñ i zmusiles mnie tym do dluzszej odpowiedzi".
Ostatnie listy z Ameryki rzeczywiscie dlugie i cieple w
tonie.
Wciaz skupiajace sie wokól tych samych teamatów.
Nie napisze jakie to uczucie, gdy w koñcu pojawia siê list
pisany od zony Pan Szymona, nie od niego samego, po czym nastêpuje list od
Pani, ale jeszcze wyslany przed odejsciem Pana Szymona, wreszcie
notka-zawiadomienie...
Brakuje mi w tej korespondencji, gdzies
"pomiêdzy", miedzy listami,
krótkich informacji o Waszych spotkaniach w Polsce. Jest obustronna
têsknota za nimi, jest umawianie siê i plany. Ale czy i kiedy sie widzieliscie
- nie wiadomo.
"Mam na ten ogólny temat swoje spostrzezenia, i kiedys sobie moze po
prostu trochê pogadamy". No własnie - wrecz chciałoby sie wiedziec, ze
sobie serdecznie pogadaliscie.
Myslê, ze Pan Szymon czul wielka satysfakcje zarówno z
ksiazki "Podróze z moja kotka", do której powstania sie przyczynił i
co Pani mu wdziêcznie przypominala, jak i z tonacji, która pojawila siê w jednym
z ostatnich Pani listów, a na która byc moze dlugoletnia korespondencja z
mieszkañcem Gniazdowa mogla miec wplyw : "Wiesz Szymonie, ze ja robie siê
jak Twój Maciek, po skokach tu i tam tesknie do jednego miejsca. I chce sobie
osiasc. Najchetniej gdzies pod dêbem miec stoliczek z laweczka, czyli w
Polsce."
I tym pieknym
cytatem, przepraszajac za nazbyt moze smiale sady,
pozdrawiam serdecznie.
Krzysztof
Zajaczkowski
*
Malgorzata Poniatowska: Czytam po polsku
http://www.czytampopolsku.pl/2018/12/nie-mineo-nic-procz-lat.html
(...)
Umieli się różnić pięknie
Oboje, czynni literacko, zmagający się z realiami wydawniczymi w swych krajach, nawzajem motywowali się do nieustannej pracy twórczej. Szymon Kobyliński, z racji wieku, wspierał adresatkę swych listów w realizacji jej pisarskich zamierzeń. Oboje recenzowali swe dzieła, lub projekty prac, nie szczędząc sobie szczerych uwag utrzymanych w przyjacielskim tonie. „Umieli się różnić pięknie i mocno”, chociażby w podejściu do kwestii obecności osobistych klimatów
w pisarstwie. Szymon Kobyliński próbował skłonić Aleksandrę
Ziółkowską-Boehm do szerszego przedstawiania swych spostrzeżeń, opinii
czy interpretacji zjawisk i faktów w pisanych tekstach. Przekonywał, iż
szukając książek konkretnych autorów „Sięgam, by spotkać ich osobowości, widne w doborze i intencji, czytelne w zamyśle ogólnym utworu, w tendencji całości”. Czytelnicy Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm wiedzą, że przyjęła rady bardziej doświadczonego kolegi po piórze – vide „Ulica Żółwiego Strumienia” czy „Podróże z moją kotką”.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm - Fot. www.zppno.org |
Szymon Kobyliński jako senator Ostroróg - Fot. www.stopklatka.pl |
Imponderabilia w PRL
Ważne miejsce w opublikowanej korespondencji zajmowała naturalnie sprawa polska. Historyk mieszkający na stałe w Ojczyźnie na bieżąco relacjonował permanentnej podróżniczce sytuację społeczno – polityczną w Kraju, komentując zachodzące w nim zmiany (na lepsze?): „dziś wszelkie imponderabilia zgnojono w PRL- owskim rozpędzie dość dokładnie. Pojęcia takie, jak honor, prawość, poglądów… są przywarami, nie cnotami”. Piewca polskości, rozczarowany zastaną rzeczywistością pookrągłostołową, przytoczył w jednej ze swych epistoł fragment własnego wiersza, poświęconego Lirnikom, którzy zawsze będą „poetami, co mówią za wcześnie – i za późno: jak szarfy na trumnie”.American Way of Life
Kością niezgody między przyjaciółmi była kwestia kondycji społeczeństwa amerykańskiego i Stanów Zjednoczonych zestawionych z kulturą Starego Świata, w tym Europy i Polski. Autorzy listów przerzucają się argumentami dowodzącymi ich racji, tj. wyższości jednych nad drugimi. Aleksandra Ziółkowska-Boehm wyrażała uznanie dla American Way of Life i skupiała się na blaskach amerykańskiego państwa i społeczeństwa. Przeciwnie - Szymon Kobyliński – dostrzegał jedynie niedostateczny poziom kulturalny i cywilizacyjny Amerykanów. Nie unikał odważnych określeń dla amerykańskiej middle class, jak prostactwo czy półinteligencja. Intrygujący jest fakt, że rysownik nigdy w Stanach Zjednoczonych nie był…
Ostatnie dwa akapity połączone zostały w kolejnym wątku rzeczonej korespondencji literatów – emigracja i powroty do Kraju. Interesującą opinię o uchodźstwie przedstawił Szymon Kobyliński cytując londyńskiego Litwina barona Bystrama: „emigracja. Umarła ona na niepodległość”.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm, nie kryjąc się z zamiarem powrotu do
Polski, wyraziła swe poglądy na różne traktowanie za oceanem tzw.
emigracji politycznej i Polonii oraz odmienne postawy Polaków w temacie wracania rodaków do Ojczyzny.
Dr-Aleksandra-Ziolkowska-Boehm - Fot. www.cultureave.com |
Ostatni, co tak poloneza
Na omawiane zagadnienie, jak i na wiele innych w tej korespondencji, kładzie się cieniem (ale nie złowrogim), wybitna postać Melchiora Wańkowicza, którego satyryk nazwał „kolosem egocentryzmu rodzącego literaturę wzruszeń”. Była asystentka Mistrza podzieliła się z przyjacielem refleksjami w odniesieniu do nurtującego ją pytania: „Czy jego [Melchiora Wańkowicza – MP] pisarstwo tak bardzo związane z historią Polski już nie przyciąga młodego pokolenia?”. Znakomicie w tym kontekście wybrzmiał wspomnieniowy esej Szymona Kobylińskiego o Królu Reportażu, napisany w kilka lat po śmierci publicysty. Ukazał się pod znamiennym tytułem „Ostatni, co tak poloneza…”.Zwykli serdeczni ludzie
Oboje autorzy, posiadając pokaźne grono szacownych przyjaciół i znajomych, z dużą uwagą pochylali się nad niuansami stosunków międzyludzkich. Oboje dużo uczuć lokowali w pielęgnowanie rodzinnych relacji z małżonkami, dziećmi, wnukami. Doceniali doniosłość domu rodzinnego wyposażającego dzieci w wartości pozwalające trwać przy ojczystych tradycjach. Szczególnie ciepłe, osobiste są końcowe części listów obojga, gdy już opadł kurz bitewny poważnych dyskusji i ostrych polemik, a dochodzili do głosu zwykli serdeczni ludzie. Znalazło się tam miejsce dla rysunków i koni Weroniki, dla wojaży Tomka, dla Gniazdowa Danusi, dla pracy Normana, dla Maćka, dla Maksia…Szymon Kobyliński - Fot. www.kobieta.interia.pl |
Szczególne dyskusje przez ocean
Arcyciekawy dwugłos twórców nadających na podobnych falach jest przykładem, ginącej w epoce e-maili i SMS – ów, godnej podziwu epistolografii. Jednakże publikowanie korespondencji rodzi we mnie ambiwalentne odczucia, podobnie do oglądania sypialni w zabytkowych wnętrzach udostępnianych do zwiedzania. Czuję się niezręcznie wchodząc w intymny świat osób, które nie mogą już się na to nie zgodzić. Przypadek listów Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm i Szymona Kobylińskiego wydaje się być zgoła inny. Emanowała z nich wewnętrzna zgoda autorów na upowszechnianie tego, co wychodziło spod ich piór. I chwała im za te „szczególne dyskusje przez ocean”!Człowiek jest zawsze młody
Interesujący Indeks osób dopełnił treści książki – nieksiążki, zawierając obok nazwisk postaci króciutkie informacje „kto zacz”. W drugim aneksie do tekstu głównego Jan Miodek odniósł się do neologizmu stworzonego przez Aleksandrę Ziółkowską-Boehm – bogunwija – na określenie egzotycznej pnącej rośliny. Tytuł publikacji „Nie minęło nic, prócz lat…” zaczerpnięty z amerykańskiego filmu wspaniale określił zawartość tomu, w którym pojawiło się zdanie „człowiek jest zawsze młody, tylko przez coraz mniejszą liczbę godzin w ciągu dnia…”.Przeczytałam dialog intelektualistów w piętnaście lat po jego opublikowaniu. Dysponowałam informacjami o wydarzeniach mających swe początki w oczekiwanych przez oboje przesyłkach. Jakże inaczej mogłam się odnosić do ich treści. Gdybym jednak zapoznała się z publikacją kilkanaście lat temu, z pewnością inny byłby mój odbiór lektury listów. Pozostaje bez odpowiedzi postawione na marginesie pytanie: jak ważki jest wpływ okoliczności na właściwe przyjęcie tekstu...
Malgorzata Poniatowska, Czytam po polsku
http://www.czytampopolsku.pl/2018/12/nie-mineo-nic-procz-lat.html
*
Fragmenty ksiazki ukazaly się w:
TERAZ (Filadelfia)
NOWY KURIER (Toronto)
ARKUSZ (Poznan)
NOWY DZIENNIK- WEEKEND (Nowy Jork)
Wywiad na temat ksiazki: Polskie Radio (z Ewa Heine),
Radio Polonia (z Maria Wieczorkiewicz), TV - Telewizyjny Kurier Warszawski; „Z
gornej Polki” (Tadeusz Gorny)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz