Aleksandra Ziółkowska-Boehm
Rozmowa
ŻYCIE WŚRÓD
WIELU KULTUR
James S. Pula z Purdue University
historyk, autor i działacz Polonii
Aleksandra
Ziolkowska-Boehm
- Panie
Profesorze, urodził się Pan (w1946 roku) i wychowywał w niedużym miasteczku New
York Mills w stanie Nowy Jork, gdzie 75 procent mieszkańcow było polskiego pochodzenia.
Rodzice Pana ojca wyemigrowali z Polski, w domu mówili po polsku, więc Pana
ojciec, który urodził się w Ameryce, znał język. Po matce jest Pan pochodzenia francuskiego.
Ponieważ matka nie mówiła po polsku, a ojciec nie rozumiał języka francuskiego,
w domu mówiło się po angielsku. Czy zna Pan język polski i francuski?
James S. Pula
-Wielu ludzi w
naszym miasteczku znało język polski, nie był on jednak językiem, którego uczono
w szkole. W szkole średniej uczyłem się języka francuskiego. Musiałem zaliczyć
test z tego języka, taki był wymóg mojego doktoratu z historii. Jednak od tego
czasu rzadko go używałem, więc nie mówię ani po polsku ani francusku.
AZB
-Jest Pan
autorem wielu książek specjalizujących się w badaniach etnicznych i
imigracyjnych oraz historii Stanów Zjednoczonych XIX wieku. Pana pierwsza
książka pt. The French in America
(1975) została wydana w serii poświęconej amerykańskim grupom etnicznym. Co
jest charakterystyczne w odniesieniu do Amerykanów francuskiego pochodzenia?
JP
-W czasach
kolonialnych niewielkie grupy francuskiego pochodzenia zamieszkiwały w
Filadelfii, w Charlestonie i w Nowym Orleanie. Francuskie wpływy w Luizjanie
pozostają silne nawet dzisiaj.W odróźnieniu od innych amerykańskich stanów,
podstawowy kodeks prawny opiera się na francuskim kodeksie Napoleona. Przodkowie
mojej matki przyjechali do Stanów Zjednoczonych z prowincji Québec, pracowali w
obozowiskach górskich Adirondack w stanie Nowy Jork. Sporo osób pochodzenia
francuskiego zdobyło rozgłos w wojnie rewolucyjnej i wczesnej historii Stanów
Zjednoczonych, ale myślę, że wyróżniającą cechą Francuzów jest to, jak szybko wtapiają
się w społeczeństwo amerykańskie,
niezależnie od tego, kiedy przybyli.
AZB
- Pisze Pan, że
pamięta lata dzieciństwa, kiedy były różnice między Polakami pochodzącymi z różnych
stron. W czasie, gdy Polska była pod zaborami, polscy imigranci przy bywający
do Ameryki zarejestrowani byli, że przyjechali z Austrii, Niemiec czy Rosji.
Pisze Pan, że pamięta, że w Pana rodzinnym miasteczku Polacy podzielili się na
przynależnych do Kościoła Rzymskokatolickiego i na tych, którzy należeli do
polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego. Czy różnice widoczne były w codziennym życiu?
JP
-Różnice były np. w stowarzyszeniach. Ponieważ wiele
organizacji miało swoją bazę przy parafiach, przynależność do nich uzaleźniona
była, czy był to rzymski katolik czy katolik narodowy. Te grupy miały także swoje
odrębne cmentarze. Wyjątkiem był Polish
National Alliance oraz różne lokalne związki, które były otwarte dla ludzi
niezależnie od przynależności wyznaniowej. Jednak większość polskich dzieci, podobnie mój ojciec, chodziła
do rzymsko-katolickiej szkoły parafialnej. Dzieci katolickie wyznania
narodowego nie mogły uczęszczać do szkoły rzymskokatolickiej, ale niektóre
uczęszczały do szkół katolickich narodowych w pobliskiej miejscowości Utica,
inni chodzili do szkół publicznych. Oczywiście te podziały oznaczały, że dzieci
często nie mogły uczestniczyć w ogólnych działaniach społecznych. W szkole
średniej, gdy chodziło o zajęcia szkolne, podziały te w dużej mierze się
skończyły, ale nadal utrzymywały się w różnych zajęciach organizowanych i sponsorowanych
przez parafie.
AZB
- Jako student
historii, zafascynowany był Pan tematem rewolucji amerykańskiej. Ukończył Pan
stanowy Uniwersytet w Albany (SUNY), i Pana zainteresowania poszerzyły sią. Druga
Pana książka poświęcona jest generałowi Włodzimierzowi Bonawenturze
Krzyżanowskiemu (1824-1887), który brał
udział w wojnie secesyjnej (1861–1865). Jego
życie było tak ciekawe, że zasługuje na film. Proszę przybliżyć bohatera swojej
książki zatytułowanej For Liberty and
Justice: The Life and Times of Wladimir Krzyzanowski (1978).
JP
-Włodzimierz Krzyżanowski
był niezwykle fascynującą osobowością. Pochodził z ubogiej szlacheckiej
rodziny, brał udział w przygotowaniach Ludwika
Mierosławskiego w Wielkopolsce do powstania 1846 roku. Prusacy chcieli go
aresztować i postawić przed sądem, ale zdążył uciec wyjeżdżając do Stanów
Zjednoczonych. Przez jakiś czas pracował jako inżynier. Ożenił się z Amerykanką
Caroline Burnett, otworzył firmę z ceramiką w Waszyngtonie, D.C. Kiedy wybuchła
wojna domowa, zgłosił się na ochotnika, szybko uzyskał stopień kapitana, kolejno
majora. Po otrzymaniu zezwolenia na stworzenie własnego pułku (58.Ochotniczy
Pułk Piechoty Nowego Jorku) został awansowany do stopnia pułkownika; pułk
uzyskał przydomek Polish Legion.
Krzyżanowski brał udział w największych bitwach wojennych (Cross
Keys, Second Bull Run, Chancellorsville, Gettysburg, Chattanooga)
zdobywając pochwały od swoich dowódców, i zyskując stopień generała.
Po wojnie pracował
w Departamencie Skarbu, był odpowiedzialny m.in. za wyłapywanie przemytników w
Luizjanie, a później na terytorium stanu Waszyngton, Alaski i Panamy. Kiedy
przeniósł się do San Francisco, spotkał Helenę Modrzejewską, która
przygotowywała się do swojego debiutu w Kalifornii. Poznał także Henryka
Sienkiewicza, który odwiedzał tawerną Krzyżanowskiego. To właśnie tam
Sienkiewicz obserwował różne osobowości, które później wykorzystał w swoich
pismach.
To niezwykła kariera
osoby zmuszonej do opuszczenia ojczyzny, przybyłej do nowego kraju, którego
języka początkowo nie znał. Po latach, w 1937 roku, szczątki generała
Krzyżanowskiego zostały przeniesione i pochowane na cmentarzu w Arlington; okolicznościowe
przemówienie wygłosił prezydent Franklin
D. Roosevelt.
AZB
- Po ukończeniu
studiów przez dwa lata uczył Pan na uczelni w Południowej Karolinie, której studentami
byli głównie Murzyni. Kolejno przeniósł się Pan na uniwersytet w Maryland i niebawem
w ramach programów uniwersyteckich został Pan wysłany za granicę: do Japonii,
Korei, do Niemiec i Włoch. Stykając się z ludźmi tak wielu kultur miał Pan
okazję niezwykłych obserwacji.
JP
-Okres nauczania
za granicą był przeżyciem zmieniającym mnie pod wieloma względami. Życie wśród
innych kultur, zwłaszcza w tak odrębnych miejscach jak Japonia i Korea, mających
odmienne tradycje historyczne i kulturowe, uświadamia, jakim problemom imigranci
przybywając do nowego kraju muszą stawić czoła. Dla mnie, badacza historii
imigracji, było to niezwykłe doświadczenie.
Różnorodność
ludzi, ich kultury i zwyczajów wręcz oszałamiała... muzyka, religia, sztuka,
potrawy... Egzystowanie w tylu różnych kulturach było najlepszym
wykształceniem, jakie kiedykolwiek mógłbym otrzymać.
Nauczyłem się
także, że wszędzie istnieją "dobrzy" i "źli" ludzie, że „inne”
nie oznacza, że jest mniej wartościowe. Myślę, że niezależnie od tego, skąd
pochodzimy, wszyscy nieraz świadomie oceniamy sprawy według norm i wartości
społeczeństwa, w którym dorastaliśmy. Życie w tych różnych krajach dało mi inną
perspektywę. Kultury i sposoby działania mogą się różnić, to, co jest
akceptowane i funkcjonuje w danym społeczeństwie, jest równie ważne jak to, co
działa i jest akceptowane w innym społeczeństwie.
AZB
-W publikowanych artykułach, rozdziałach książek zbiorowych - przedstawia
Pan własne doświadczenia w pracy porównawczej – dotyczy ono Niemców, Włoch,
Hiszpanów, ludzi z Azji, i innych.
Uważam, że niezwykle ciekawą i uświadamiającą problem byłaby publikacja
zbiorowa: aby zwrócić się do różnych grup etnicznych w Stanach Zjednoczonych,
aby każda napisała swoją „pieśń” : o żalach, o bólu i radości, z którymi się styka
w nowym kraju osiedlenia. Wierzę, że byłaby to niezwykła publikacja uświadamiająca
różne doświadczenia i punkty widzenia.
JP
-To ciekawa obserwacja. Każda większa grupa, która przybyła do Stanów
Zjednoczonych opuściła swój własny kraj z konkretnych powodów, a często powody były zasadniczo takie same dla wielu
grup - prześladowania polityczne lub religijne, brak możliwości podstawowej
egzystencji, głód lub inna klęska żywiołowa. Nowi emigranci przybywając do
Stanów Zjednoczonych w dużej liczbie zwracali na siebie uwagę, nieraz negatywną
reakcję ludności tubylczej. Imigranci irlandcy i niemieccy spotykali się z
krytyką i wrogim nastawieniem w latach 1830-1860; kolejno w latach 1880-1920 Polacy,
Włosi i Żydzi byli dyskryminowani; Azjaci spotkali się z opozycją w latach
1880-1900; a ostatnio emigranci meksykańscy i inni hiszpańskojęzyczni zmagali
się z tymi samymi problemami. Jedną z prawd, która uczy, jest to, że dla każdej
przybywającej dużej fali osób doświadczenie jest takie samo. Jeśli grupa jest
wystarczająco duża, jest postrzegana jako zagrożenie przez osoby już zamieszkałe
w Stanach Zjednoczonych – staje się dla tubylców konkurencją, zwłaszcza jeśli
występuje recesja gospodarcza, przybyli są postrzegani jako
"problem". W drugim i trzecim pokoleniu są wtopieni w społeczeństwo, inne
grupy przejmują miejsce i postrzegane są jako nieznani nowicjusze.
Prowadziłem badania i napisałem artykuły na ten temat. Na przykład w latach
trzydziestych jedna z gazet w St. Louis drukowała skargi i żale, które przychodziły
do redakcji, że miasto zostało zalane irlandzkimi imigrantami, katolikami, którzy
nie są wykształceni, mają własne zwyczaje. Dwadzieścia lat później dokładnie ta
sama gazeta drukowała podobne reakcje - żale i krytyki, obawiając się, że
przyjeżdża tylu niemieckich imigrantów. Pisano, że mają „dziwne zwyczaje”, np.
organizują niedzielne pikniki, gdzie piją piwo, mówią w swoim języku i trzymają
się we własnych grupach. Redakcja pisała: "Gdzie są szlachetni Irandczycy?".
Irlandczycy stali się "szlachetnymi". Co się stało?... Otóż
Irlandczycy zasymilowali się, a także przestali być postrzegani jako
„nieznani”, strach przed przybyszem został przeniesiony do nowszej grupy, czyli
Niemców. Jest to stały proces, zmieniają się tylko nazwy krytykowanych grup.
AZB
-W Polish American Studies (Autumn, 2017), napisał Pan, że
doświadczenia życiowe doprowadziły Pana do "profesjonalnych kierunków
badań i nauczania", które również "nauczyły Pana najbardziej
wartościowych lekcji, że ludzie we wszystkich grupach są podobni .... Ludzie,
zarówno "dobrzy", jak i "źli", są wszędzie.
Co może Pan
dodać do tego pięknego oświadczenia?
JP
-Tylko tyle, że
niefortunne jest, że indywidualne osoby nie mogą być postrzegane i akceptowane
za to, czym są. Zawsze chcemy umieszczać etykiety na ludziach, układać
wszystkich w grupy czy kategorie. W rzeczywistości każdy jest wyjątkowy z
indywidualnymi mocnymi i słabymi stronami, i tak powinien być postrzegany. Gdybyśmy oceniali innych, jak powiedział Martin
Luther King, za "treść ich charakteru", świat stałby się lepszym
miejscem.
AZB
- Wykładał Pan
na uniwersytecie tematykę etniczną i imigracyjną, a także podejmował Pan temat polityki imigracyjnej
Stanów Zjednoczonych. Cenne jest Pana zainteresowanie polską obecnością w
Ameryce . Wiele Pana książek poświęconych jest tym problemom, jak np. United We Stand: The Role of Organized Labor
in a Polish American Community, 1910-1916 (1990). W książce Ethnic Utica (1994) prezentuje
Pan mozaikę amerykańskiego społeczeństwa. Dwanaście esejów poświęconych jest grupie
walijskiej, irlandzkiej, polskiej, niemieckiej, włoskiej, syryjskiej/ libańskiej,
żydowskiej, afro-amerykańskej, ukraińskiej, hinduskiej, bośniackiej. Czy pisze
Pan o imigrantach z Ameryki Południowej? Co było szczególnie interesujące?
JP
- Szczególną przyjemnością było napisanie o polskich strajkach pracy,
ponieważ działo się to w okolicach, w których dorastałem. To wręcz niesamowita
opowieść o grupie robotników polskich, którzy w obliczu sprzeciwu ze strony
dużej firmy tekstylnej zorganizowali się i pokonali wiele przeciwności, strajkowali,
i ostatecznie wygrali. Później prznieśli te umiejętności organizacyjne na arenę
polityczną, aby dosłownie przejąć rząd różnych miejscowości wybierając
burmistrza i większość zarządu.
Ethnic Utica jest książką, którą redagowałem, poszczególne rozdziały zostały napisane
przez kilku różnych autorów. Tematy zostały wybrane poprzez sprawdzenie spisu i
wybranie największej liczby etnicznych grup w konkretnym hrabstwie.W książce
jest rozdział na temat społeczności hiszpańskojęzycznej, ale od tego czasu
wzrosła liczba imigrantów hiszpańskojęzycznych.
Oprócz Ethnic Utica, napisałem teksty
na temat hiszpańskojęzycznych stowarzyszeń do encyklopedii; niedawno
opublikowałem artykuł zatytułowany Is the New Immigration Really New? A Comparison of
1910 and 2010, w którym porównałem dane demograficzne, asymilację
Polaków i Włochów w USA w 1910 roku - z Meksykanami w roku 2010. Pod redakcją Agnieszki
Małek i Doroty Praszałowicz ukazała się publikacja The United States Immigration Policy and
Immigrants’ Responses: Past and Present
(Frankfurt am Main: Peter Lang, 2017). Badania pokazują, że obecni meksykańscy
imigranci asymilują się szybciej niż sto lat temu Polacy czy Włosi.
AZB
- Uzyskał Pan magisterium jak i doktorat na Purdue University specjalizując się w historii Ameryki. W ramach
tych zainteresowań napisał Pan książkę poświęconą Kościuszce: Thaddeus
Kościuszko: The Purest Son of Liberty
(1998). Czy Kościuszko jest Pana ulubionym bohaterem polskiego
pochodzenia?
JP
-Od dłuższego czasu podziwiam Kościuszkę, właściwie odkąd dowiedziałem się
o nim w szkole średniej. Kościuszko wniósł duży i ważny wkład w amerykańską
rewolucję. Jego umiejętności inżynieryjne pomogły wygrać bitwę pod Saratogą, wybudował
pierwszą fortecę w West Point, gdzie obecnie znajduje się US Military Academ. W 1794 roku powrócił do Polski, i stanął na
czele Powstania. Co ważniejsze, gdy dowiedziałem się więcej o nim, byłem pod
wrażeniem jego szlachetnych poczynań. Jego ciągłe wsparcie dla mniej uprzywilejowanych
grup ludzi jest naprawdę godne pochwały. Thomas Jefferson napisał, że Kościuszko
to Polak, który jest purest son of
liberty, prawdziwy syn wolności, która objęła wszystkich, nie tylko
bogatych i potężnych.
AZB
- Jest Pan
autorem wielu esejów, wykładów, omówień publikacji na tematy polskie. Wiele
Pana książek poświęconych jest tematyce polonijnej w Ameryce. Wraz z
historykiem profesorem M.B. Biskupskim opublikowali panowie eseje i dokumenty
zatytułowane Polish Democratic Thought
from the Renaissance to the Great Emigration: Essays and Documents (1990). Proszę opowiedzieć o tym tomie.
JP
-Do udziału w
tej publikacji zaprosiliśmy wybitnych historyków, prosząc aby napisali eseje dotyczące rozwoju myśli demokratycznej w
Polsce w różnych epokach. Uzupełniliśmy je publikacją przekładów na angielski ważnych
dokumentów, aby udostępnić je angielskojęzycznemu czytelnikowi. Planujemy już drugi
tom, który kontynuuje okres od odzyskania polskiej niepodległości od wpływów sowieckich.
Tytuł
drugiego tomu The Origins of Modern
Polish Democracy (Athens, OH: Ohio
University Press, 2010).
AZB
-Nad czym Pan obecnie pracuje?
JP
-Obecnie kończę dwutomową publikację dotyczącą amerykańskiej wojny
secesyjnej, która koncentruje się na niemieckich imigrantach (w mniejszym stopniu
na imigrantach z Europy Środkowej i Wschodniej), którzy walczyli w czasie wojny
domowej. Zajmuję się również edycją publikacji z okazji 75-tej rocznicy
powstania Polish American Historical
Association, która powinna się niebawem zakończyć.
AZB
- Jest Pan także
bardzo aktywny w polonijnej społeczności intelektualnej. Przez 33
lata był Pan prezydentem The Polish American Historical
Association (PAHA), redaktorem naczelnym The Polish Review, także członkiem The Polish Institute of Arts and Sciences in America (PIASA). Wśród wyróżnień otrzymal Pan nagrodę Amicus Poloniae, nagrodę im. Mieczysława Haimana oraz Krzyż
Oficerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Jest Pan szczególnie
zasłużony dla polskiej kultury. Co Pana zdaniem można zrobić, aby świat więcej
wiedział o Polsce i Polakach?
JP
- Powstają
kolejne badania porównawcze - na szczęście jest wiele stypendiów zarówno na
badania w języku angielskim, jak i polskim na tematy polsko-amerykańskie.
Myślę, że ważne
jest włączenie tych badań naukowych do głównego nurtu wydawnictw akademickich.
Zarówno Polish American Studies, jak
i Polish Review są obecnie członkami
JSTOR - pełnej tekstowej bazy danych akademickich, która udostępnia je
naukowcom w ponad 6 000 bibliotekach, archiwach i innych organizacjach na całym
świecie. Jest to ogromny postęp. Ważne, że docierają do bardzo szerokiej
publiczności, są dostępne uczonym piszącym podręczniki, prowadzącym badania porównawcze i
autorom różnych publikacji. Byłoby pomocne, gdyby niektóre z polskich
czasopism, takich jak Studia Migracyjne -
Przegląd Polonijny, mogłyby być udostępnione w ten sam sposób, ponieważ
zawierają wiele doskonałych badań, które służyłyby szerszej publiczności.
Inną rzeczą,
którą – jako akademicy - możemy zrobić, to aby wiedza docierała do szerokiego
społeczeństwa. Często spędzamy czas rozmawiając ze sobą w czasie bardzo
stymulujących konferencji, ale ich wyniki pozostają dostępne w formie pisemnej
w czasopismach naukowych, rzadko docierają do ogółu społeczeństwa. To dobrze
dla nas jako indywidualnych naukowców, gdy zbieramy własne teksty potrzebne do
awansu i własnego portfolio, ale nie ma to wpływu na postrzeganie opinii
publicznej. Musimy poświęcić więcej czasu na publiczne wykłady, współpracując z
projektami edukacyjnymi, z nauczycielami, z różnymi lokalnymi społecznościami,
docierając do przekazania wiadomości o historii i kulturze Polski i Polaków do
gazet, grup społecznych i innych forów publicznych.
Wywiad ukazał się w miesięczniku „Odra”, kwiecień 2018,
W „Nowym Dzienniku” (Nowy Jork), 9-15 czerwca 2018,
In English:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz