piątek, 24 marca 2017

Norman Boehm From a Small Town to the Big World Wywiad Joanna Sokolowska-Gwizdka








http://www.cultureave.com/z-malego-miasteczka-w-wielki-swiat/




Culture Avenue

Joanna Sokołowska Gwizdka



Z małego miasteczka w wielki świat

rozmowa z Aleksandrą Ziółkowską Boehm 

o wspomnieniach Normana Boehma.

Joanna Sokołowska-Gwizdka: Na początku 2017 roku w amerykańskim wydawnictwie Hamilton Books wyszły wspomnienia Pani męża Normana Boehma From a Small Town to the Big World (Z małego miasteczka w wielki świat). Nie każdy pisze wspomnienia, skąd u Normana taka potrzeba zapisywania obserwacji i wydarzeń ze swojego życia?
Aleksandra Ziółkowska-Boehm: Trochę było w tym mojej perswazji i pasji do pisania. Od lat mówiłam, że powinien napisać wspomnienia. Norman napisał we wstępie, że „Aleksandra go wciąż zachęcała”. Uważam, że każdy z nas ma swoją opowieść i może ją napisać opierając na własnym życiu. Każdy może napisać własne wspomnienie, biografię, pamiętnik czy historię rodzinną. Jak dalece chce, jak dalece potrafi, i czy będzie chciał i umiał poddać się dyscyplinie, to jest osobne zagadnienie.

JSG: Czy Norman Boehm prowadził regularny dziennik?
AZB: Nie prowadził dziennika. Zaczął pisać kilka lat temu, gdy byłam ponad rok na stypendium Fulbrighta. Na te stypendia jest zapraszana rodzina, Norman był ze mną. Kupiliśmy drugiego laptopa i zaczął pisać o swoim dzieciństwie, młodości, szkole, studiach, pracy za granicą. Pokazywał mi, zachęcałam, by rozwinął niektóre wątki, i tak się książka powolutku pisała.

JSG: Jaki był dom rodzinny Normana Boehma?
AZB: Norman był jedynakiem, miał szwedzko-niemieckie korzenie. Jego babcia (Blenda Bergman), przyjechała ze Szwecji, poznała emigranta z Niemiec (Carl Adalberta Boehm), i pobrali się. Ich jedyny syn, Normana ojciec, urodził się w Chicago. Rodzina przeniosła się na Wschodnie Wybrzeże i w niedużym miasteczku w stanie New Jersey urodził się Norman.

JSG: Napisała Pani piękną książkę o słynnej ciotce Normana Boehma, aktorce Ingrid Bergman. Czy w swoich wspomnieniach Norman poświęca jej dużo miejsca?
AZB: Norman oczywiście przywołuje spotkania ze swoją kuzynką Ingrid (w Polsce nazywano by ją ciocią). Ojciec Ingrid (Justus) i babcia Normana (Blenda) byli rodzeństwem.
W mojej książce Ingrid Bergman prywatnie (amerykańskie wydanie ukazało się pod tytułem Ingrid Bergman and her American Relatives) cytuję listy Ingrid do jego babci Blendy (ulubionej cioci Ingrid), do jego ojca, i także do Normana. Przywołuję jej wypowiedzi na temat Szwecji, Włoch, Ameryki. Piszę o jej małżeństwach, przede wszystkim, jak wielką pasją było dla niej aktorstwo. Książkę oparłam na rozmowach z Normanem, przeczytałam opublikowane książki na temat wielkiej aktorki, między innymi jej autobiografię (napisaną z Alanem Burgess) My Story.

JSG: Co spowodowało, że Norman Boehm zdecydował się na dalszą naukę z daleka od domu?
AZB: Jego ojciec uważał, że syn powinien wyjechać z małego miasteczka, poznać inne rejony wielkiej Ameryki. Po skończeniu szkoły średniej Norman wybrał studia na Uniwersytecie w Północnej Dakoce. Jechał trzy dni autobusem. Wiele osób okazało mu serdeczność, co zapamiętał na całe życie. Tęsknił za domem, ale - jak pisze - po pierwszej wizycie na święta, cieszył się, że wracał na uczelnię, gdzie miał kolegów, gdzie należał do honorowego studenckiego stowarzyszenia - fraternity: Alpha Tau Omega (ATO).

JSG: Norman Boehm, po ukończeniu chemii i kolejnych kursów prawniczych, spędził 23 lata poza Stanami Zjednoczonymi – 16 lat w Arabii Saudyjskiej, 4 lata w Londynie i 3 lata w Stavanger w Norwegii zarządzając budową szybów wiertniczych. Na czym polegała jego praca?
AZB: Był specjalistą od układania kontraktów, które dotyczyły między innymi właśnie budowy szybów wiertnicznych na oceanie. W Londynie nadzorował projekt North Coromorant, który w historii firmy Exxon jest uważany za „the most successful”, ukończono go wcześniej niż przewidywano, zmniejszono przewidywany budżet, i nie było żadnych „niespodzianek”.

JSG: Czy mieszkanie w krajach o różnych kulturach miało wpływ na poglądy Normana?
AZB: Ogromny. Pracowali z nim Arabowie, Palestyńczycy, Norwegowie, Anglicy. Cenił różne kultury i różnych ludzi. Zgromadzony przez niego szacunek dla „innych” został mu na całe życie.

JSG: Norman Boehm miał też pasje – gra na fortepianie i lotnictwo. Jak je realizował?
AZB: Był pilotem w amerykańskim NAVY, a po latach miał swój nieduży samolot (aeronca chief). Bardzo kochał latanie. O tym m.in. rozmawiał z  Donaldem Kutyną, amerykańskim 4-gwiazdkowym generałem, przez wiele lat szefem Air Force, który ma ogromne osiągnięcia. Napisałam o nim w książce The Roots Are Polish, ma bowiem polskie pochodzenie.
Jako chłopiec Norman przez osiem lat uczył się gry na forepianie. Uwielbiał muzykę Chopina (grywał np. „Walc minutowy”), Beethovena, Schuberta, Czajkowskiego. Grywał także popularne melodie, jak “Begin the Beguine”, “Adios”, “Granada”, “My Shawl”…  Do końca życia prawie każdego dnia grał na pianinie. Cały dom rozbrzmiewał muzyką... bardzo mi tego także brakuje…

JSG: Proszę opowiedzieć, jak się Państwo poznali.
AZB: Poznaliśmy się w Stanach, byłam wówczas na stypendium. Wymieniliśmy adresy i zaczęła się korespondencja. Telefonował co tydzień, kilka razy przyleciał do Warszawy. Niecały rok później w 1990 roku pobraliśmy się. Jest o tym rozdział w książce Barbary Henkel Bezpieczne związki (Wydawnictwo Nowy Swiat, 2003).
 
JSG: Czy zdecydowała się Pani na budowanie swojego życia w Stanach Zjednoczonych, właśnie ze względu na Normana?
AZB: Tak właśnie było - wyszłam za mąż i zamieszkałam z mężem w jego kraju, ale cały czas utrzymywałam i utrzymuję stały kontakt ze swoim. Zwykle dwa w razy do roku bywam w Polsce, ukazują się moje książki, mam ukochaną rodzinę i czytelników. Czeka też na mnie moje nieduże warszawskie mieszkanie, które bardzo lubię.

JSG: Jak pamiętam, Norman Boehm uczestniczył w Pani pracy, był zainteresowany polską historią, kulturą i reagował, gdy Polska, czy Polacy byli niesprawiedliwie oskarżani.
AZB: Reagował pięknie. Zabierał głos, gdy ukazywały się krzywdzące Polskę artykuły. Pisywał listy do redakcji pism, w których pojawiały się różne pomówienia. Włączył się także w akcję przekonywania amerykańskich senatorów do przyjęcia Polski do NATO. (Po śmierci Normana pięknie napisała o tym Anna Bernat dla PAP-u). W książce Jana Nowaka Jeziorańskiego Polska droga do NATO (Wrocław 2006, red. Dobrosława Platt, wstęp Jerzy Koźminski), są zamieszczone jego listy do senatora Joe Bidena (późniejszego wiceprezydenta), do senator Kay Bailey Hutchinson.  Norman stał się niemal „polskim patriotą”. Bardzo mnie to ujmowało i było ważnym aspektem w naszym wspólnym życiu.

JSG: Dzięki Pani pasji i pracy życie Normana stało się bogatsze o inną kulturę, którą pokochał jak swoją. Przyjeżdżał z Panią do Polski i Polskę poznał.
AZB: Bardzo lubił i cenił Polaków, uważał nasz naród za serdeczny, patriotyczny. O naszej historii dużo się ode mnie dowiadywał, bardzo miał piękne podejście do Polski. Żartuję czasami mówiąc, że nie znał polskiego, a ja nie tłumaczyłam mu różnych „polskich sporów”. Gdy pracował, przylatywał do Polski na krótko, zwykle dwa razy w roku. Gdy przeszedł na emeryturę – lecieliśmy oboje na siedem - osiem tygodni do Polski. Bywał na moich spotkaniach autorskich, lubił moją rodzinę, przyjaciół. Doskonale się w Polsce czuł. Wygłosił wykład na Politechnice Łódzkiej na temat etyki zawierania kontraktów. Jeździliśmy w różne miejsca, pokochał Zakopane. 



Z zabawnych anegdot opowiem jedną. W Zakopanem byliśmy na Gubałówce z Michałem Radgowskim, felietonistą "Polityki". Norman patrzył na panoramę gór pełen zachwytu. -Powiedz mu, że to są góry słowackie, powiedział Michał. -A po co?...Niech podziwia i myśli, że polskie, odpowiedziałam. Radgowski tak był...zaskoczony, że napisał o tym w felietonie.

Norman Boehm i Michał Radgowski


Gdy lecieliśmy oboje, towarzyszyła nam nasza kotka Suzy, a potem też drugi kot. Koty także dobrze się czuły w Warszawie (napisałam książkę Podróże z moją kotką, która miała też amerykańskie wydanie On the Road with Suzy from Cat to  Companion). Z naszą Suzy odwiedzaliśmy np indiańskie rezerwaty.

JSG: Wspomnienia Normana Boehma zostały opatrzone ciepłymi refleksjami jego przyjaciół, m.in. przywoływanego wczesniej generała polskiego pochodzenia, dowódcy Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej, Donalda J. Kutyny, czy Bruce’a E. Johansena, profesora na University of Nebraska. Pamiętam, że Norman miał też dobre relacje z Joe Bidenem, senatorem z Delaware, wiceprezydentem w rządzie Baracka Obamy. Czy dużo miejsca we wspomnieniach zajmują bliscy mu ludzie i przyjaźń?

AZB: Norman pisze o kolegach ze szkoły podstawowej, średniej, studiów, pracy, rodzinie. Napisał, jak zachwycił się Europą, po pierwszej pierwszej podróży na ten kontynent, jak inaczej przedstawiano ją w Stanach.
Napisałam do jego książki wstęp – między innymi jakim był człowiekiem prywatnie. Zacytowałam jego - naszych przyjaciół, m. in. znanego Indianina z Montany. Oboje z Normanem jeździliśmy do obu Dakot, Montany, wspieraliśmy szkoły indiańskie (St Labre, St Joseph i Red Cloud Indian School), Crazy Horse Memorial w Południowej Dakocie (gdzie przed laty mój stryj Korczak Ziółkowski zaczął rzeźbić w skałach wodza Crazy Horse). Norman jest obecny w mojej książce indiańskiej Otwarta rana Ameryki (amerykańskie wydanie Open Wounds A Native American Heritage).

JSG: Norman odszedł w maju 2016 roku. Czy przygotowywanie wspomnień do druku było dla Pani terapią?
AZB: Tak, praca nad wspomnieniami była swoistą terapią i swoistym ukojeniem. Żałuję, że Norman nie doczekał decyzji amerykańskiego wydawcy, że książki już nie zobaczył.

JSG: Czym dla Pani było dwadzieścia sześć lat życia z mężem Normanem?
AZB: Gdy się spotkaliśmy obydwoje byliśmy dojrzałymi ludźmi, umieliśmy docenić każdy wspólny dzień. Myślę, że w młodości często jesteśmy zapalczywi, niecierpliwi, wymagający. Oczekujemy więcej niż sami jesteśmy gotowi dać. Na wszystko trzeba dojrzałości. Z pokorą mogę powiedzieć, że nasze małżeństwo to był dar od Pana Boga.










poniedziałek, 13 marca 2017

Lynne Olson Those Angry Days


ODRA  NR 3, 2017, str 130-131



Lynne Olson -

Those Angry Days Roosevelt, Lindbergh, and America's Fight Over World War II, 1939-1941”

Random House, 2013 

Aleksandra Ziółkowska-Boehm


Ameryka przed przystąpieniem do drugiej wojny światowej


Lynne Olson, znakomita autorka publikacji historycznych, jest znana w Polsce z napisanej wraz z mężem, Stanley’em Cloud, książki „Sprawa honoru. Dywizjon 303 Kościuszkowski”. Czytając angielskojęzyczne wydanie („A Question of Honor. The Kościuszko Squadron: Forgotten Heroes of World War”) zwróciłam uwagę, że przytaczane polskie nazwiska i nazwy mają zachowaną pisownię polskich czcionek (rzadkie to zjawisko, jakże świadczące o staranności Autorów i Wydawnictwa).


Wydana w 2013 roku roku nakładem Random House „Those Angry Days Roosevelt, Lindbergh, and America's Fight Over World War II, 1939-1941” jest książką interesującą z wielu powodow (gorąco polecam jej wydanie w języku polskim). Autorka pisze o okresie, zanim Ameryka przystąpiła do drugiej wojny, pokazuje gorzkie, czasem wręcz brutalne zderzenie osobowości i idei, które podzieliły naród.
Lynne Olson w mistrzowski sposób przytacza debaty nad amerykańską interwencją w czasie II wojny światowej. W centrum kontrowersji stało dwóch najbardziej znanych ludzi w Ameryce: prezydent Franklin D. Roosevelt, który uważał, że należy interweniować i starał się uzyskać poparcie społeczne dla udzielenia pomocy Churchillowi; i lotnik Charles Lindbergh, który jako nieoficjalny lider i rzecznik zwolenników izolacji w Ameryce, ukazany jest jako najgroźniejszy przeciwnik prezydenta i jego chęci przystąpienia do wojny. Obydwaj mieli ogromny wpływ na opinię publiczną, ich rywalizacja miała gorzkie podłoże osobiste jak i polityczne. Roosevelt zrobił wszystko, co mógł, by zniszczyć reputację Lindbergha, natomiast Lindbergh oskarżył Roosevelta, że podważa demokrację.

Autorka pokazuje jak silne były wówczas nastroje antywojenne i proniemieckie. Lindberghowi stawiano wręcz zarzuty, że był sympatykiem nazistów. Amerykański pionier lotnictwa w 1938 roku odebrał medal od Hermanna Goeringa.
Lindbergh, pokazany jako największy antagonista Roosevelta, przedstawiony jest jako chłodny i beznamiętny realista, uważający, że Anglia nie miała wyboru, tylko uznać Trzecią Rzeszę. We wrześniu 1941 roku w Des Moines Lindbergh ogłosił, że "największe zagrożenie kraju leży w żydowskiej własności i ich wpływach w filmach, prasie i radiu, w rządzie. "

W książce jest 18-stronicowy rozdział zatytułowany „Setting the Ground for Anti-Semitism”, gdzie autorka pisze, że większość amerykańskich uniwersytetów, włączywszy niemal wszystkie „Ivy League”, miały „strict quota sytems” (numerus clausus) w przyjmowaniu Żydów na studia. Cytowany jest między innymi uniwersytecki dziennik „Yale Daily News” zamieszczający antysemickie komentarze. Autorka pisze, że nawet po ukończeniu studiów Żydzi mieli problemy ze znalezieniem pracy.

Lynne Olson przypomina, że Linbergh, który w 1927 roku jako pierwszy przeleciał samotnie nad Atlantykiem bez międzylądowania, był niezwykle popularny, ale unikał dziennikarzy, odmawiał odpowiedzi na pytania, prawie nie udzielał autografów i nie pozował do fotografii. Mieszkał z żoną w odosobnionym domu otoczonym lasem niedaleko Hopewell w stanie New Jersey. Dziennikarze ich nękali, przeglądali śmieci, ponoć jeden z nich zatrudnił się jako służący. Ten szczególny harrasment zamienił się pewnego dnia w tragedię. 1 marca 1932 roku 20- miesięczny synek Charlie (Charles Jr.) spał na piętrze, rodzice jedli kolację na dole. Dziecko zostało porwane. Dwa miesiące później zwłoki zostały odnalezione w lesie. Przez kolejne cztery lata media rozpisywały się o tragedii. Aresztowano, odbył się proces i wydano wyrok śmierci na podejrzanego o zbrodnię Bruno Richarda Hauptmanna. Charles Lindbergh z żoną opuścili Stany Zjednoczone, przenieśli się do Anglii, kolejno do Francji. Lindbergh zmarł na Hawajach w 1974 roku.

Lynne Olson pokazuje wewnętrzne kłótnie, które zapanowały w Stanach Zjednoczonych w okresie poprzedzającym Pearl Harbor. Ameryka znalazła się w rozdarciu między tradycyjnym izolacjonizmem i pilną potrzebą, aby przyjść z pomocą Wielkiej Brytanii. Konflikt wokół interwencji był, jak FDR zauważył, "brudną walką", roiło się od szykan i intryg. W Waszyngtonie, grupa wysokich rangą oficerów, w tym szef sztabu sił powietrznych, była przeciwnikami pro-brytyjskiej polityki Roosevelta.

Przyszłość demokracji i roli Ameryki w świecie wisiała na włosku, nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni.. W ciagu lat 1939-1941 Stany Zjednoczone włączyły się w jedną z najbardziej intensywnych debat w swojej historii. Były one (powtarzam: przed Pearl Harbor) kluczowe przy podejmowaniu decyzji dotyczących przyszłości Ameryki. Miliony ludzi - od studentów, gospodyń domowych, do prawników z Wall Street, zostało wprowadzonych w dyskusje, które okazały się niezwykle burzliwą walką obejmującą całą Amerykę.
Amerykanie byli świadomi, że będą musieli zapłacić wysoką cenę, jeśli wejdą do wojny, ale większość doszła do wniosku, że prawdopodobnie było to konieczne. To psychologiczne i emocjonalne przygotowanie było jednym z głównych powodów i wielkim krokiem do natychmiastowej jedności kraju.
Miliony ludzi zaangażowało się w dyskusje, które przy całej swej goryczy i gniewie, były prawdziwym ćwiczeniem demokracji. Interesująca była kluczowa rola, jaką przeciętni obywatele odgrywali w debacie. Po obu stronach powstawały tzw. „ruchy obywatelskie”. Np. w Yale University studenci byli nastawieni antywojennie. Założono wtedy America First Committee, który stał się najbardziej wpływową organizacją izolacjonizmu. Wśród wielu zaangażowanych byli Dr. Seuss, który potem stał się ulubionym autorem książek dla dzieci; przyszli prezydenci - John F. Kennedy i Gerald Ford; i przyszli pisarze - Kurt Vonnegut i Gore Vidal.

Książka Lynne Olson podważa ideę, która jest nadal powszechna, że społeczeństwo USA pozostało pod wpływem izolacjonizmu aż do Pearl Harbor. W rzeczywistości, w grudniu 1941 roku, większość Amerykanów doszła do wniosku, że pokonanie Hitlera było "największym zadaniem przed którym stoi ich kraj" i byli gotowi, aby przystąpić do wojny.


wtorek, 7 marca 2017

Blisko Wankowicza na allegro




Ucieszylam sie takim ladnym opisem mojej pierwszej ksiazki, ktora ktos wystawil na allegro...





Sprzedam używaną książkę Aleksandry Ziółkowskiej pt. "Blisko Wańkowicza" wydaną przez Wydawnictwo Literackie Kraków. Książka w bardzo dobrym stanie, 117 stron.
 Pełna wrażliwości, ciekawych uwag relacja bardzo młodej osoby osoby, która znalazła się w towarzystwie starszego mądrego człowieka, i umiała i nawiązać z nim kontakt i być potrzebną i przydatną. Po latach została jedną z ciekawszych osobowości pisarskich, autorką wielu znakomitych książek. Broni i także pisze o Wańkowiczu, gdy jest taka potrzeba, a więc pozostała lojalna. Ładna rzadka cecha. 

Udzielam 1-miesięcznej gwarancji rozruchowej. NAJTANIEJ NA ALLEGRO! Wszelkie pytania kierujcie na mój mail, na gg: 9677631 (pisać nawet gdy niedostępny) lub na kom:517609032. Zapraszam też na moje inne aukcje, gdzie sprzedaję więcej książek.

poniedziałek, 6 marca 2017

Dzieci dyktatorów Jay Nordlinger

ODRA, Nr 10, 2017

Jay Nordlinger, Children of Monsters

Aleksandra Ziółkowska-Boehm

Dzieci dyktatorów

... Jak to jest być synem lub córką dyktatora? Na przykład Stalina? Jak to jest, gdy się nosi nazwisko, które jest synonimem terroru, ucisku i zła?
W Polsce nakładem wyd. Znak ukazała się książka "Dzieci dyktatorów" Jean-Christophe Brisard i Claude Quetel, a w Stanach Zjednoczonych niemal równolegle wydana została o podobnej tematyce.
Jay Nordlinger, znany z artykułów regularnie drukowanych w piśmie konswerwatystów założonym w 1955 roku przez Williama F. Buckley „National Review” w swojej nowej książce „Children of Monsters. An Inquiry into the Sons and Daughters of Dictator” (Encounter Books, 2015) pokazał rodziny dwudziestu dyktatorów, między innymi Stalina, Hitlera, Mussoliniego, Franco, Mao, Ceausescu, Amina, Pol Pot’a, Husseina.

„Children of Monsters” nie jest książką o dyktatorach, ale jak Jay Nordlinger pisze we wstępie, jest to książka o ich dzieciach. Jacy byli i co działo się z dziećmi tyranów? Czy ich maniakalni ojcowie traktowali ich tak, jak traktowali swoich podwładnych? Autor niektórym dzieciom poświęca kilka zdan, innym krótki fragment, innym wiele stron. Nordlinger daje fascynujący wgląd w nieraz „chore życie”, pokazuje, jak na młodych ludzi oddziałowuje dom, przywileje i wątpliwego szacunku spuścizna. Większość z dzieci żyje w negowaniu prawdy, jakby nie mogąc czy nie chcąc, zmierzyć się z prawdą o ojcach i następstwami ich dyktatury.

Książka zaczyna się od Hitlera. Nie miał dzieci. Miał ponoć wywołującą komentarze „relację” z Geli Raubal, swoją siostrzenicą. Geli w 1929 roku mając 21 lat zamieszkała „z wujkiem Alfem”. We wrześniu 1931 roku Geli została znaleziona martwa w swoim mieszkaniu. Samobójstwo wywołało wiele spekulacji, zastrzeliła się z pistolelu Hitlera.
Za syna Hitlera podawał się Francuz, Jean-Marie Loret, który twierdził, że urodził się w marcu 1918 roku, w wyniku romansu matki z Fuhrerem podczas I wojny światowej. W 1981 roku ukazała się jego książka, której tytuł nawiązywał do słów matki: ” Your father’s name was Hitler” (Ton pere s’appelait Hitler)
Ucieleśnienie łacińskiego machismo, Benito Mussolini , był ojcem pięciorga dzieci, które miał z żoną Rachele, ale miał ich więcej w wyniku licznych romansów, na które Rachele przymykała oko. (Mussolini z jedną ze swoich przyjaciółek zostali zabici strzałem w głowę i oboje powieszeni na stacji benzynowej w Mediolanie).
Miał nieślubnego syna, Benito Jr. (Benito Albino), który urodził się w 1915 roku w wyniku romansu z Idą Dalser (niektóre źródła podają ją jako pierwszą żonę, ale Nordlinger tego nie potwierdza). Miesiąc po urodzeniu syna, Mussolini ożenił się z Rachele Guidi. Przez jakiś czas wspierał finansowo swojego syna i jego matkę, ale kiedy w 1922 roku doszedł do władzy, oboje stali się dla niego „szczególnym utrapieniem”. Ida pojawiała się w miejscach publicznych i wywoływała niemałe komentarze. Mussolini zadziałał – matka i syn zostali umieszczeni w osobnym azylu. Oboje ponoć zginęli straszną śmiercią - Ida w 1937 roku w szpitalu psychiatrycznym, 26-letni wtedy Benito Jr. w 1942 roku został zamordowany. To, jak pisze Nordlinger, wyszło na jaw dopiero latach 2000-ych.
Benito Mussolini z Rachele miał dwie córki Eddę i Annę Marię i trzech synów: Vittorio, Bruno i Romano. Książka pokazuje zdjęcie ulubionego dziecka Mussoliniego, urodzoną w 1910 roku najstarszą córkę. Edda w 1930 roku poślubiła hrabiego Ciano, który został skazany na śmierć za spisek obalenia włoskiego faszyzmu. Edda błagała ojca aby uratował mu życie, ale Mussolini nie zainterweniował i Ciano został stracony w styczniu 1944 (przywiązany do krzesła zastrzelony strzałem w tył głowy). Napisała: „Już nie jesteś moim ojcem dla mnie. Wyrzekam sie także nazwiska Mussolini - Edda Ciano”. Edda nigdy nie rozmawiała z ojcem ponownie. W 1974 roku wydała swoje pamiętniki „My Truth”.
Najstarszy syn Mussoliniego, Vittorio, urodzony w 1916 roku, podczas wojny służył jako pośrednik między ojcem i Hitlerem. Kiedyś pompatycznie skomentował: „Wiadomo było, że Hitler i inni niemieccy przywódcy lubili mnie”. Stał się „strażnikiem pamięci ojca”, po wojnie mieszkał w Argentynie, do Włoch powrócił pod koniec życia. Zmarł w wieku 80 lat w swoim łóżku w 1997 roku.
Bruno Mussolini urodzony w 1918 roku był pilotem, brał udział w inwazji Włoch na Etiopię w 1935 roku, latał w armii gen. Franco w Hiszpanii. Zginął w sierpniu 1941 roku w wieku 23 lat w katastrofie lotniczej.
Romano, najmłoszy syn, został pianistą jazzowym, malarzem i producentem filmowym. Grał w zespole “The Romano Mussolini All Stars”, w którym występowali: Ella Fitzgerald, Duke Ellington i Dizzy Gillespie. Zwiedził świat, poślubił Annę Marię Villani Scicolone, siostrę Sophii Loren. Zmarł w 2006 roku w wieku 78 lat w szpitalu w Rzymie.
Niektóre z córek dyktatorów doznały prawie niewyobrażalnych doświadczeń. Ojcowie, których kochały, mordowali ich ukochanych mężów. Stało się to z przywołaną wczesniej Eddą Ciano, jak także w przypadku dwóch córek Saddama Husseina w Iraku. To prawie stało się z Marie-Denise Duvalier, córką prezydenta i dyktatora Haiti, Francois Duvalier, zwanego „Papa Doc”. Mówił, że żałował, że nie zabił zięcia (uśmiercił około 30 tysięcy przeciwników swojego reżimu).
Niektóre związki z synami, jak i oni sami, byli co najmniej „brutalni”. Odnosi się to do kilku z siedmiu synów Kadafiego, także do dwóch synów Saddama Husajna: Uday i Kusaj, którzy mordowali swoich przeciwników. W Zairze, dyktator Mobutu miał syna, który był tak okrutny, że dostał przydomek „Saddam Hussein”.
Druga żona Saddama Husseina, Samira Shahbandar, nazywana femme fatale, wpierw była żoną urzędnika irackich linii lotniczych. Saddam ponoć porwał męża i dał mu wybór: miał się rozwieść się z żoną lub umrzeć. Mężczyzna zdecydował się na rozwód.
Spośród synów i córek dyktatorów są ludzie, których można określić, jako „zaskakująco normalni” (jak wspomniany wczesniej Romano Mussolini). Valentin Ceauşescu jest fizykiem, który mieszka spokojnie w Bukareszcie. Jest zupełnie niepodobny do zmarłego w 1996 roku brata, Nicu, który był gwałcicielem i oszustem. Ich siostra, Zoia Ceauşescu nie chciała być znana pod nazwiskiem ojca. Miała oświadczyć, że chce, aby nazywać ją Mademoiselle. Zmarła w 1996 roku mając 57 lat.

O córce Stalina, urodzonej w 1926 roku Swietlanie, świat wie od dawna. Jest bodaj najsłynniejszą córką wszystkich dyktatorów. Adorowana i ropieszczana przez ojca straciła matkę mając sześć lat. Matka,Nadieżda, w wieku 31-u lat albo popełniła samobójstwo, albo została zamordowana. Stalin aresztował kilku członków jej rodziny, nie wiadomo co się z nimi stało. Podobnie „zniknęli” członkowie pierwszej żonyStalina, Kato.
Swietlana po śmierci ojca w 1953 roku przyjęła nazwisko matki Alliluyeva. Uczyła sie doskonale, lubiła książki, muzykę, języki obce. Po studiach na uniwersytecie w Moskwie wykładała rosyjską literaturę i uczyła języka angielskiego. Pierwszą swoją książkę zadedykowała matce „To My Mother”
W 1966 roku pierwszy raz opuściła kraj - wyjechała do Indii. Uzyskała pozwolenie na opuszczenie Związku Radzieckiego aby prochy męża Hindusa wsypać do Gangesu. Z Indii przez Rzym i Szwajcarię uciekła do Stanów Zjednoczonych.

W Stanach Zjednoczonych opublikowała napisany w 1963 roku pamiętnik „Twenty Letters to a Friend”, który przywiozła ze sobą. W 1969 roku ukazała się kolejna książka wspomnieniowa „Only One Year” napisana w Stanach Zjednoczonych. W 1982 roku zamieszkała w Anglii, gdzie napisała trzeci pamiętnik ”The Faraway Music”.

Wszystkie jej książki są oceniane bardzo wysoko i są niezwykle interesującą lekturą. Swietlana wychodziła kilka razy za mąż, zmieniała religie, przenosiła się z miejsca na miejsce. Zmarła w 2011 roku w domu spokojnej starości w Ameryce w stanie Wisconsin.
Jedna z córek Fidela Castro, Alina Fernandez, uciekła do Stanów Zjednoczonych i w 1993 roku napisała książkę z brutalną szczerością opisując swoje życie, stając się „Swietłaną Kuby”.
*

Lojalność jest cnotą, i jest naturalne, że jest się lojalnym wobec swoich rodziców. Ale jak się zachować, gdy ojciec jest mordercą mas i despotą? John F. Kennedy powiedział: „Lojalność względem partii czasami wymaga zbyt dużo”.(Sometimes party loyalty asks too much). Podobnie lojalność rodzinna może zadawać zbyt dużo bólu. 

środa, 1 marca 2017

Janusz Paluch Wczoraj i dzis - Polacy na Kresach



Wstęp do książki 

Janusza M. Paluch: Wczoraj i dziś. Polacy na Kresach 


(Kraków 2013, ​ISBN 978-83-62971-06-0​)



Aleksandra Ziółkowska-Boehm



Janusz M. Paluch (rocznik 1955) pisze, że temat Kresów zawładnął nim od pierwszego wyjazdu do Lwowa w 1980 roku, i pozostał mu całe lata wierny. Absolwent archeologii na Uniwersytecie Jagiellonskim, miłośnik historii i literatury, współredaktor wydawanego przez Oddział Krakowski Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo - Wschodnich, kwartalnika Cracovia Leopolis (nagrodzony Złotą Odznaką tegoż Towarzystwa), związany z redakcją miesięcznika Kraków, od ponad dwudziestu lat jest dyrektorem Śródmiejskiego Ośrodka Kultury w Krakowie przy ulicy Mikołajaskiej, niezwykłym centrum, które gromadzi miłośników teatru, literatury i sztuki.

Tematyce Kresów poświęcił dwie książki. W 2011 roku ukazały się Rozmowy o Kresach i nie tylko (PP recenzował ją 11 marca 2011), w 2013 ukazał się kolejny zbiór wywiadów  Wczoraj i dziś. Polacy na Kresach, Wyd. Małe, Kraków, 2013. (W zapowiedziach Wydawnictwa Petrus są rozmowy Janusza Palucha z księdzem infułatem Jerzym Bryłą, proboszczem na Salwatorze, duszpasterzem artystów i kapelanem Bractwa Kurkowego).

Janusz Paluch jest miłośnikiem i mistrzem rozmowy i kolejna książka jest ich zbiorem. Rozmówcy obu książek Janusza Palucha mają w sobie ogromną empatię do losów Polaków pozostawionych na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczpospilitej. Przeprowadzone na przestrzeni ostatnich piętnastu lat wywiady publikowane były na łamach „Cracovia Leopolis”, potrzebne uaktualnienia zostały zaznaczone w przypisach. Wśród rozmówców są nauczyciele, architekci, pisarze, kolekcjonerzy, swoje pasje przenoszą na innych, także na młodzież.
Marta Urbańska opowiada o zorganizowaniu inwentaryzacyjnych praktyk studentów architektury Politechniki Krakowskiej na Kresach. Prace były bezpłatne, studenci sami sobie zapewniali pobyt na Ukrainie. Jakże pięknie mówi o Kamieńcu:
„To była też moja pierwsza w życiu podróż na Podole. Padłam na kolana. Moja rodzina pochodzi z Podola; od XV w. byliśmy na Rusi, a od XVII w. nasza gałąź rodziny siedziała na Podolu. Tak więc dla mnie była to mityczna kraina. W domu słyszałam głównie opowieści o Podolu. I jak śpiewa, nomen omen, Kuba Sienkiewicz: „byłem w Rio, byłem w Baio”, ale niczego takiego jak ta moja pierwsza podróż na Podole nie przeżyłam ani przedtem, ani potem. I żaden kanion, żadna Arizona, żadne fiordy – to nie to”. 

Po przeczytaniu krótkiej rozmowy z uczestnikiem obrony Lwowa, jednym z „dzieci Lwowskich” byłam poruszona prostotą i jednocześnie wymową i przesłaniem tego niezwykłego wywiadu. Roman Asler (jak podaje przypis, zmarł w 1997 r.) opowiada o swoich wyczynach jako naturalnych reakcjach. Co ma w sobie wywiad – że przywołując słowa opowiadającego – pokazuje cały jego stosunek do sprawy, w której brał udział.
 Krystyna Czajkowska wraźliwym sercem odbierała wrażenia w czasie swoich pierwszych wyjazdów do Lwowa (pierwszy raz w 1958 roku!), gdzie pojechała, by przywieźć autografy Aleksandra Fredry, wspierając zamysł profesora Stanisława Pigonia wydającego Pisma autora „Zemsty”.

Książka pokazuje wzruszające przykłady wolontariatu. Wielka rola i siła wolontariatu znana była w Polsce międzywojennej. We współczesnym polskim społeczeństwie bezinteresowna działalność na rzecz drugiego człowieka znana jest głównie w Kościele. Tymczasem profesor Zygmunt Kolenda, inicjator akcji charytatywnej przypomniał, kiedy do Lwowa pojechała ekipa krakowskiej telewizji i nakręciła film pokazywany później w telewizji. Z całej Polski ruszyła pomoc, hojność i spontaniczność ludzi przekroczyła wyobrażenie. Wolontariusze zaangażowali się całym sercem, kilka osób z komisji charytatywnej obsłużyło siedmiuset potrzebujących.

Wolontariat i akcje charytywane, jakże szeroko są rozgałęzione w Stanach Zjednoczonych, gdzie działają rozmaite fundacje wspierające przedsięwzięcia i instytucje kulturalne, stowarzyszenia pomocy nie tylko dla ludzi, ale zwierząt. Jakże ważna i cenna była przez wiele dziesiątek lat działalność Polonii amerykańskiej na rzecz Polski.

Niezwykle interesujący jest wywiad z profesorem Stanisławem S. Nicieją, autorem m.in. książki Lwowskie Orlęta. Czyn i legenda, który zapowiada tematy swoich przyszłych książek, np. Lwów w kulturze europejskiej. Podkreśla, że napisze także o Ormianach, Żydach i Niemcach, którzy mieli swój udział w kształtowaniu miasta i także chce napisać biografię Mariana Hemara, dramaturga, autora wierszy i wspaniałych piosenek.

Krystyna Gąsowska, przedstawicielka Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” – od kilku lat na emeryturze, mówi o działalności wspierającej Polaków żyjących na Kresach Południowo-Wschodnich; Danuta Nespiak – lwowianka mieszkająca we Wrocławiu - porusza temat braku muzeum czy instytutu kresowego w Polsce; Mariusz Olbromski, do niedawna dyrektor Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, postawił sobie za cel, by doprowadzić do uaktywnienia działalności kulturalnej środowisk polskich na dawnych Kresach, Janusz Smaza dba o konserwację cmentarzy polskich nie tylko na Kresach, ale w całej Europie. Jest w książce rozmowa z Eugeniuszem Tuzow-Lubańskim, mieszkającym w Kijowie, redaktorem pisma „Dziennik Kijowski”, który ukazuje się w stolicy Ukrainy w języku polskim; ze Zdzisławem Ruszelem, (nieżyjącym już) krakowskim kolekcjonerem, organizatorem poświęconych Kresom edukacyjnych wystaw. Jest wywiad z artystą malarzem i działaczem niepodległościowym, Adamem Macedońskim, który w kwietniu 1940 r. wraz z rodziną opuścił okupowane przez sowietów tereny polskich Kresów i udał się do Krakowa, gdzie od 1945 roku działał w organizacjach podziemnych. Pełna anegdot jest rozmowa z artystą malarzem Stefanem Berdakiem mieszkającym na krakowskim Salwatorze, który przywołuje swoje lata lwowskie do 1945 roku


Janusz Paluch rozmawia także z pisarzami, autorami książek. Związanych z Kresami jest wielu bohaterów książek Barbary Wachowicz, jak Aleksander Kamiński, który zaczął swą i odważną i szlachetną służbę w Humaniu na Ukrainie, jak twórcy polskiego harcerstwa – Olga i Andrzej Małkowscy, którzy mieszkali na Górze św. Jacka we Lwowie, czy także wielcy poeci romantyzmu Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki, jak i bohater narodowy wielu krajów, przywódca Insurekcji 1794 roku, Tadeusz Kościuszko.
Jest w książce rozmowa z Ewą Siemaszko, która wraz z ojcem wydała monumentalną książkę Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945;  z Karoliną Grodziską, autorką Księgi Cytatów o Lwowie; Stanisławem Grodziskim, autorem książki W Królestwie Galicji i Lodomerii; z Przemysławem Włodkiem, lekarzem, pasjonatem Kresów, autorem przewodników po Lwowie i Wilnie, który przygotowuje książkę poświęconą mieszkańcom i ulicom Lwowa.

Czytając rozmowy Janusza Palucha, ma się wrażenie, że teraz Kresy są miejscem odwiedzających je zafascynowanych kulturą i historią ludzi. To oni spłacają dług niepamięci o Polakach i o Polsce, która tam była. Rozmówcy często mówią o swoim pierwszym wyjeździe, nieraz przypadkowym, który wywołał kolejne. Jakże budujące są przykłady włączenia młodzieży do odzyskiwania pamięci narodowej związanej z Kresami. Bogusław Kołcz przypomniał postać nieżyjącego już poety i dr med. Jerzego Masiora związanego z Akademickim Liceum i Gimnazjum im. Króla Bolesława Chrobrego w Nowym Sączu, który przygotowywał starannie z młodzieżą kolejne wyprawy do Lwowa. Uświadamiał, nauczał i zapalał młodzież, która jechała przygotowana na swoje wędrówki, wracała z własnymi doświadczeniami i własnym emocjonalnym bagażem.
Jak mówi Mariusz Graniczka, dyrektor krakowskiego Gimnazjum imienia Stanisława Konarskiego na ulicy Bernardyńskiej, którego młodzież od 2000 roku regularnie wyjeżdża na Kresy: „Kresy tkwią w każdym z nas – świadomie czy podświadomie – jako kraina owiana legendą, znana czy to z przekazów rodzinnych, czy literatury i filmu. W naszej wyobraźni jawią się jako miejsca pełne niesamowitości i tajemniczości – tygiel kultury narodowej. W poprzednich latach były przecież niedostępne. Teraz przyszedł czas, by dla siebie, a przede wszystkim dla młodzieży, odkrywać je od nowa”.

Roma Krzemień emocjonalnie podsumowuje:  „Przecież tam zostało wszystko! Tam jest Polska!”.

Mnie szczególnie zainteresował poruszony w książce niezwykle ważny temat Karty Polaka i powrotów do Polski.  Karta Polaka nie załatwia zobowiązań Polski wobec Polaków na wschodzie, nie tylko zesłańców do Kazachstanu. Karta Polaka brzmi jak substytut, jakiś wykalkulowany twór, dzielący Polaków na tych ze Wschodu i z Zachodu. Dlaczego nie daje się poświadczeń obywatelstwa, jak daje się Polakom mieszkającym w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii i innych krajach osiedlenia? Jak mówi przywoływana (i znana czytelnikom PP) Teresa Siedlar-Kołyszko: „autentycznym Polakom, którzy urodzili się przed wojną, często walczyli w Wojsku Polskim czy w podziemiu o polskość, oraz ich dzieciom bezwzględnie należy się polskie obywatelstwo i polskie paszporty”.

Profesor Zygmunt Kolenda przypomina, że po 1956 roku przyjechało do Polski ponad dwieście pięćdziesiąt tysięcy Polaków, a nie byliśmy wówczas bogatszym państwem, tymczasem w ostatnich latach w ramach repatriacji wróciło do kraju zaledwie trzy tysiące Polaków. Mówi wprost, że kolejne rządy III Rzeczypospolitej nie zabrały się za ten palący problem konstruktywnie.


Są to rozmowy nie tyle o tym, co bezpowrotnie minęło, nie żal i gorycz przeszłości w nich przebija, ale główny wątek to współczesność. Jak się rzeczywistość Polaków w Polsce ma do Polaków mieszkających na Kresach. I jak ci, którzy miewają się nieźle, mogą i powinni wesprzeć tych drugich, którzy nie z własnego wyboru czy winy znaleźli się na tych terenach i w takiej sytuacji. 


ALEKSANDRA ZIÓŁKOWSKA-BOEHM