środa, 25 marca 2020

Ks Jan Twardowski





Aleksandra Ziółkowska-Boehm

   
     rozmawia z poetą księdzem Janem Twardowskim

TEN,  KTÓRY POPRZEZ SWOJE WIERSZE UCZY LUDZI KOCHAĆ

 

Aleksandra Ziółkowska-Boehm

-Co jest najważniejsze przy pisaniu wierszy? Jakie Ksiądz ma przesłanie dla młodych poetów?

Ksiądz Jan Twardowski

- Chciałbym im powiedzieć, aby pisali autentycznie, byli takimi, jacy są. Nie powinni niczego udawać, bo w pisaniu wszystko się obnaża. Można uniezależnić się od świata z zewnątrz, wznieść się ponad, i robić swoje. W poezji cenię właśnie autentyzm, aby nie było zakłamania.

A.Z-B.

- O czym - według Księdza - powinno się pisać? Jak dalece sięgać po własną
biografię?


Ks.J.T.
- O własnym życiu można pisać wciąż, o dylematach, które się napotyka, o nie zatraceniu nadziei, o miłości i odpowiedzialności, o zdolności przebaczania.. Anna Kamieńska powiedziała mi kiedyś: „...Droga -tym jest dla mnie poezja. Zwykła droga mojego życia. W poezji nie ma nic, jeśli nie ma biografii. W poezji musi być człowiek i jego przeżycia”. 
Zgadzam się z nią. Jest masę własnych problemów do rozwiązania, i można je pokazać także w poezji.

A.Z-B.

- A co jest istotą Księdza wierszy?

Ks.J.T.
- Myślę, że moja poezja jest bez erudycji, wielkich słów, ornamentów, dominuje w niej prostota, zwięzłość i humor. Obce mi są retoryka, dydaktyka i patos.

A.Z.-B.

- Znani są księża-poeci, wymieńmy kilku: Karol Wojtyła, Janusz Pasierb, Wacław Oszajca, Wiesław Niewęgłowski, Janusz Ihnatowicz, Eligiusz Dymowski. Wiersze księdza czytają dzieci, ludzie młodzi i starsi, wierzący i niewierzący...

Ks.J.T.
- Myślę, że poeta powinien być towarzyszem ludzi wierzących i niewierzących, i szukać tego, co łączy, nie tego, co dzieli.

A.Z-B.

- Czy ma Ksiądz swój ulubiony własny wiersz?

Ks.J.T.
- Lubię wszystkie swoje wiersze, kilka szczególnie, np. wiersz „Spotkanie”.

A.Z-B.

-Przypomnę fragment:
„... Samotność łączy ciała a dusze cierpienie
Ta jedna chwila
Nie potrzeba więcej...”
- Jaką rolę spełnia poezja w Księdza rozumieniu?...


Ks.J.T.
- Istnieje ogólna potrzeba porozumienia się z drugim człowiekiem, i poezja może tę rolę spełnić. Ja w ogóle jestem małomówny, a w pisaniu chcę się dogadać z drugim człowiekiem. Gdy piszę wiersz, szukam przyjaciela, i często go znajduję. Można wierszem poznawać i siebie, i drugiego człowieka.

A.Z-B

- Poeta Jan Śpiewak napisał już w latach 60-tych, że nie zna współczesnego poety polskiego, który byłby tak dobry dla ludzi, jak właśnie ksiądz. Mówi się, że księdza szybciej pokochali czytelnicy niż wydawcy. Teraz wydawcy prześcigają się w wydawaniu księdza kolejnych tomików wierszy. Poezja księdza trafia do wszystkich, niezależnie od wieku. Jak dalece cieszą księdza dowody okazywania sympatii, dobre recenzje, listy od czytelników?

Ks.J.T.
- Zdaję sobie sprawę, że moje wiersze weszły pod strzechy i to mnie cieszy. Wzrusza mnie, że moje wiersze są dobrze przyjmowane, że ludzie piszą do mnie serdeczne słowa. Lubię dobre słowa na temat swoich wierszy, czytam je chętnie, wręcz z satysfakcją...  Może karmię nimi własną próżność? Jestem wdzięczny każdemu, kto o mnie pisał, 

A.Z-B.

- Anna Kamieńska napisała wiersz zadedykowany księdzu „Dom pod dobrą nowiną”, gdzie między innymi:
‘...Kapłan dziecięcy karmi z ręki wiersze
co przylatują kiedy chcą jak szpaki...”

- Jak powstają księdza wiersze? Czy wiersze do Księdza „przylatują kiedy chcą”?


Ks.J.T.
- Staram się pisać codziennie. Wiersze często same do mnie przychodzą. Czasami wystarczy jakby chwila i rodzi się pomysł, wtedy wiersz powstaje szybko, jakby od razu. A czasami wolno się pisze. Nie zawsze wiersze sypią się jak z rękawa, niektóre wymagają wielkiej pracy i czasu. Bywa, że muszę się nad wierszem namęczyć. Moje życie miałyby inny charakter bez pisania. Chciałbym wciąż pisać, to jest moje zawsze żywe marzenie. Uświadamiam sobie, że wiele wierszy nie mam wciąż napisanych.

A.Z-B

-Jakie uczucie Ksiądz szczególnie ceni? Co się liczy w życiu? Bibliofilsko wydany przez Książnice Pomorską w Szczecinie (1997) tomik wierszy nosi tytuł:  „Nie bój się kochać” (cytat z wiersza pod tym tytułem: „a miłość daje to czego nie daje...więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd..). Czy właśnie miłość...?

Ks.J.T.
- Z uczuć oczywiście zawsze ważna jest miłość, ale i przyjaźń. Miłość wypala się, czy też jakby się uspokaja. Uczucie miłości to nie tylko zakochanie. Dawanie i przyjmowanie w darze drugiego człowieka nie ma wiele wspólnego z erotyką.
Ważne są uczucia serdeczności, przebaczanie. Kochać umie ten, kto umie przebaczać.
Przyjaźń przetrwa życie. Są różne stopnie przyjaźni. Pisałem już o swoich przyjaźniach i wciąż o nich piszę - wiem, że ten temat się nie wyczerpie. Miałem piękną przyjaźń z Anną Kamieńską, jej poezja była wielką, egzystencjalna.

A.Z-B.

- Jest książka „Rozmowy pod modrzewiem, ks. Jan Twardowski opowiada, ks. Waldemar Wojdecki notuje” (IW PAX, Warszawa 1999). Ksiądz Wojdecki był kiedyś księdza uczniem, gdy w 1957 roku ksiądz uczył języka polskiego. W książce tej jest wiele miejsca na temat przyjaciół Księdza, wielu z nich to ludzie twórczy. Których pisarzy i którą postać literacką Ksiądz szczególnie lubi i ceni?

Ks.J.T.
- Cenię Hansa Christiana Andersena, pisałem o nim. Cenię także twórczość skandynawskiej powieściopisarki Ingrid Undset. Chętnie sięgam także ogólnie mówiąc po literaturę hiszpańską.  Z postaci literackich lubię sienkiewiczowskiego Zagłobę.

A.Z-B

- Księdza pierwszy niewielki zbiorek wierszy przedwojennych nosił tytuł „Powrót Andersena” (1937), dlaczego właśnie taki tytuł?

Ks.J.T.
- Andersenem zachwycałem się w okresie mojego dzieciństwa, znam wszystkie jego baśnie, na przykład bardzo lubię opowieść o brzydkim kaczątku. Wiedziałem, że pochodził z biednej rodziny. Andersen mówi wiele o cierpieniu, samotności i ludzkiej wierze, która łączy to, co trudne: pozorny bezsens życia z mądrością i dobrocią Boga. Gdyby nie jego wiara, Andersen widząc niesprawiedliwość, doszedłby do pesymizmu Kierkegaarda czy Sartre’a. Nie wiele pisze się o Andersenie-chrześcijaninie, nie mówi się o Andersena miłości do przyrody, a tymczasem uczy on, że szczęście można znaleźć wszędzie w rzeczach najprostszych – w żyjątkach, jak ślimak, łabędź, ropucha, kaczątko, ale i w takich, jak krzesiwko, kufer, kalosze, pióro, nawet patyk.

A.Z-B.

- Podobnie jest w Księdza wierszach. Annie Bernat („Życie”, 10-12 kwietnia 2004) powiedział Ksiądz: ”W moich wierszach zawsze było dużo najzwyklejszych, bagatelizowanych często stworzeń i roślin. Pokrzywa jest jedną z nich, rośnie tak blisko ludzi.”.
Poezja Księdza jest także bliska dzieciom, z myślą o nich powstały takie tomiki, jak np. „Zeszyt w kratkę”, „Kasztan dla milionera”, „Patyki i patyczki”, „Kubek z jednym uchem”.  Jak się pisze wiersze dla dzieci?

Ks.J.T.
-Wolę pisać dla dzieci niż dla dorosłych. Dzieci są wdzięcznymi czytelnikami, pamiętają o mnie, przyznały mi Order Uśmiechu.
Literatura dla dzieci nie odchodzi, powraca w następnych pokoleniach.
Będąc przy temacie dziecka –według mnie Janusz Korczak  - doktor Henryk Goldszmit, zwany powszechnie Starym Doktorem, był chyba jednym z najserdeczniejszych mędrców, którzy się pokłonili Dziecku.

A.Z-B.

- Janusz Korczak był także pisarzem dla dzieci, jako autor „Króla Maciusia Pierwszego”, „Maciusia na bezludnej wyspie”. Kogo z polskich poetów czy pisarzy ceni Ksiądz szczególnie?

Ks.J.T.
- Z polskich poetów lubię Bolesława Leśmiana, z prozaików na przykład Wańkowicza. Cenię jego „Monte Cassino”, i lubię „Ziele na kraterze”. Tak Pani bliski Melchior Wańkowicz był mocno żywą postacią w polskiej rzeczywistości.
Przyjaźniłem się z poetami: Jerzym Andrzejewskim, Stanisławem Grochowiakiem, Jarosławem Iwaszkiewiczem, Januszem Pasierbem, Janem Śpiewakiem i wspominaną wcześniej Anną Kamieńską
Moja przyjaźń z Anną Kamieńską to był dar od Boga. Gdy Kamieńska zaczęła pisać wiersze religijne i prace o Biblii („Twarze Księgi”, „Na progu słowa”, „Księga nad Księgami”, „Do źródeł – przyp. A.Z-B.) były to lata komunizmu i zaprzestano ją drukować w państwowych oficynach wydawniczych i zauważać jej twórczość. Do dzisiaj upraszcza się, gdy mówi się o Kamieńskiej jako o poetce katolickiej. Całość jej poezji odsłania dramat ludzkiej egzystencji, ale nie jest to widzenie katastroficzne.

A.Z.-B.

- Czy ksiądz miał trudności w okresie komunizmu?

Ks.J.T.
- Opowiem Pani zdarzenie, o którym wcześniej mówiłem księdzu Wojdeckiemu. Jako młodego księdza ze Żbikowa zabrano mnie do Urzędu Bezpieczeństwa, i zaczęto mi opowiadać... że nie ma Boga. Wtedy ja powiedziałem – Dowody nie są mi potrzebne – bo ja Boga widziałem...
Zamilkli, jeden z ich wstał i powiedział:
- Ksiądz jest wolny. Wypuścili mnie i więcej nie wzywali.
Powiedziałem prawdę, bo ja mam wrażenie od zawsze, że Boga widzę.

A.Z-B.

-Kamieńska w swoim „Notatniku” nawiązuje do wspólnych z księdzem rozmów, wędrówek po cmentarzu Powązkowskim, kazań. Jest słynna fraza wiersza zadedykowanego Kamieńskiej, którą wszyscy znają, wszyscy rozpoznają: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...”.

Ks.J.T.
-  Pisząc te słowa nie myślałem o śmierci, Kamieńska wtedy była zdrowa. Pisałem o odejściu, gdy ktoś inny staje się nam bliższym, z kolei inni zapominają o nas. W mojej przyjaźni z Kamieńską nastąpił okres, gdy coś się oddaliło. Ale tak bywa z przyjaźnią, przybiera różne barwy. Nie można jej utrzymać – i dzięki Bogu – w tej samej tonacji.
Kamieńska odpowiedziała mi wierszem „Puste miejsca”, którego początek brzmi:

„Nikogo nie zdążyłam
Kochać
Choć się tak spieszyłam,
Jakbym musiała kochać
Tylko puste miejsca...”

A.Z-B.

- Ponownie przywołam słowa, które Ksiądz powiedział Annie Bernat: „Dochodzi do rozstań, bo właśnie się spóźniliśmy z okazywaniem uczuć, nie daliśmy odczuć bliskiej osobie jak jest ważna i wyjątkowa”.
Swoje wiersze dedykował ksiądz nie tylko Annie Kamieńskiej, ale i Aleksandrze Iwanowskiej, Barbarze Arsobie, Zbigniewowi Herbertowi. Pod wpływem lektury księdza wierszy cały cykl swoich poświęcił Księdzu poeta krakowski, Franciszek Klimek. Oto przykład jego wiersza, w którym pierwszą frazę zaczerpnął z Księdza wiersz:

Spieszmy się

Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
i nikną w szarym tłumie lub w cieniu cmentarza;
to nic, że na ich miejsce następni się rodzą,
już znamy ich imiona z kartek kalendarza
Spieszmy się, aby kochać póki mamy kogo,
póki się z czułym sercem budzimy o świcie 
Ci którzy nie potrafią, nie chcą lub nie mogą,
nigdy się nie dowiedzą czym może być ż y c i e ...
           
Ks.J.T.
- Franciszek Klimek bardzo mnie ujął swoimi wierszami i jakże interesująco odczytał moje! To wielka radość wiedzieć, że wywołuje się u drugiego człowieka twórcze inspiracje. Podobają mi się ogromnie także jego wiersze poświęcone kotom, naprawdę piękne i z puentą, przesłaniem, liryczne, smutne i wesołe. Zadedykowałem mu swoje trzy tomiki z podziękowaniem za jego urocze wiersze.

 

A.Z-B.

- Andrzej Sulikowski napisał, że, “Jeśli wiersze ks. Jana czytać w skrytości, w dniach opuszczenia i depresji, okaże się, że wyjdziemy stamtąd inni: wewnętrznie wzmocnieni. Wyrozumiali dla bliźnich, łagodni dla siebie. Gdy dusza znajduje pokrzepienie, to wszystkie klęski zewnętrzne marnieją, odmładza się nawet ciało (jak mówią psalmy). (posłowie do:  Nie bój się kochać, Książnica Pomorska 1997)
W wierszach Księdza pełno gołębi, kruków, gęsi, psów. Pełno roślin, trawy, drzew i pełno różnych żuków i chrząszczy. Te wiersze są szczególnie bardzo zapamiętywane. Jak bardzo ksiądz obcuje z przyrodą?

Ks.J.T.
- Od dawna czytuje książki przyrodnicze, zbieram zielniki. Przyroda jest mi bardzo bliska, nie koniecznie musi być dostojna czy wspaniała. Lubię na przykład widok ze swojego okna – na modrzew. Jest on rozłożysty, nie pnie się do nieba, ale skromnie rozkłada gałęzie, daje cień, aby pod nim można było odpocząć.
Zatrzymując się przy cytacie Sulikowskiego, cieszę się, że moje wiersze mogą kogoś pocieszyć. To duża sprawa.

A.Z-B.

-Jak Ksiądz patrzy z odległości swojego mieszkania w starej Kapelanii przy Krakowskim Przedmieściu w kościele sióstr wizytek w Warszawie na... Amerykę?

Ks.J.T.
- Gdy byłem dzieckiem i małym chłopcem – imponowali mi Indianie. Potem Ameryka kojarzyła się z dobrobytem, dobrze mieć było mieć wujka czy ciocię w Ameryce. Byłem w Stanach na stypendium Jurzykowskiego i uświadomiłem sobie, jaki to wielki i skomplikowany kraj.
To stypendium zawdzięczałem Zbigniewowi Herbertowi. Kiedy przyjechał do Lasek przedstawiciel Fundacji tej nagrody i pytał Herberta, komu należałoby ją przyznać, ten wysunął moją kandydaturę. Przyjechałem na dwa tygodnie do Stanów Zjednoczonych i miałem spotkania z Polonią amerykańską.

 

A.Z-B.

- Ksiądz jest stale związany z Warszawą. Tutaj urodzony (1 czerwca 1915 roku), tutaj była nauka w gimnazjum im. Taduesza Czackiego i gazetce gimnazjalnej „Kuźnia Młodych” miał miejsce Księdza debiut poetycki i prozatorski. Studia polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim przerwane wojną (skończone w 1947 roku). W czasie wojny był Ksiądz żołnierzem Armii Krajowej, uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. W 1947 roku nauka na pierwszym tajnym, Seminarium Duchownym w Warszawie, święcenia kapłańskie w 1948 roku. W 1959 roku objął Ksiądz stanowisko rektora kościoła Sióstr Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu i mieszka tu do dzisiaj.  W niewielkim mieszkaniu w drewnianej kapelanii odwiedza Księdza wiele osób, jest ono wypełnione pamiątkami, darami. To miejsce jest niemal rodzinnym miejscem Księdza.

Ks.J.T.
-Mój dom rodzinny przy ulicy Elektoralnej spłonął w czasie Powstania. Jeszcze chcę dodać, że Jako wikariusz, zaraz po wyświeceniu, pracowałem w Żbikowie nie tak daleko od Warszawy, blisko Pruszkowa. Poza zajęciami w Kościele, uczyłem w dwóch szkołach, jedna była dla Dzieci Specjalnej Troski. Kontakty z dziećmi upośledzonymi umysłowo utrzymuję do dnia dzisiejszego. Napisałem dla nich wiersz („Do moich uczniów –A.Z-B.). W Żbikowie moim pierwszym proboszczem był kanonik Franciszek Dyżewski, który dużo mówił o Matce Boskiej Częstochowskiej, której był czcicielem. Organizował piesze pielgrzymki do Częstochowy. Mam kolekcję obrazów Maryjnych., jak i wiele innych cennych pamiątek. Od Pani dostałem namalowany na szkle obraz Matki Boskiej indiańskiej ze szkoły indiańskiej św. Józefa w Chamberlain w Południowej Dakocie. Madonna ma rysy indiańskie. Jakże jest wzruszający, trzymam go w oknie swojej sypialni. Wiele tych zgromadzonych pamiątek przypomina mi odeszłych już na zawsze przyjaciół.

A.Z.-B.
- Niektórych zaprzyjaźnionych z księdzem ludzi już wspomnieliśmy w tym wywiadzie,
w książce „Rozmowy pod modrzewiem” wspomina ksiądz jeszcze innych, na przykład 
przyjaciela Warszawy i kolekcjonera Stanisława Szenica, profesora Wacława
Borowego, u którego pisał Ksiądz prace magisterska na temat Juliusza Słowackiego,
Księży: Janusza Pasierba, Jerzy Wolffa, Jana Zieję. W tym przypominaniu o nich jakby
wciąż żyją, jakby śmierć ich całkiem nie zabrała.


Ks.J.T.
- Prawdą jest, że nieobecni są z nami najbliżej, ale po śmierci człowieka zawsze pozostaje żal, że za mało się okazywało wdzięczności...
Żal, że się za mało kochało
Że się myślało o sobie
Że się już nie zdążyło
Że było za późno..


A.Z-B.

- W wierszach Księdza jest także swoiste umiłowanie swojego wyboru życiowego, swojego powołania.


Ks.J.T.
- Kapłaństwo to wielka łaska. W moim życiu cieszę się, że żyłem w okresie pomyślnym dla Kościoła, w czasie Soboru Watykańskiego II, który ogromnie rozszerzył spojrzenie na Kościół. I że byłem świadkiem upadku komunizmu, który wydawał się tak potężny. Mówiono, że upadnie na skutek wielkiej wojny, a on rozleciał się jak domek z kart. Byłem także świadkiem wielkich pontyfikatów: Jana XXIII, Pawła VI, Jana Pawła II. Uważam, że miałem szczęśliwe kapłaństwo.

A.Z-B.

-Jak Ksiądz chciałby, by zatytułować nasz wywiad?


Ks.J.T.
- Nie lubię słów: poezja i poeta – jest jakieś zadęcie w tych słowach. Wolę, by o mnie mówiono: ten, który pisze wiersze. Ja składam, układam wiersze. Na przykład: Ten, który poprzez swoje wiersze uczy ludzi kochać... Taki tytuł by mi się podobał.

Rozmowy z księdzem Janem Twardowskim odbyły się w październiku – listopadzie 2003 i w czerwcu – lipcu 2004 w Warszawie.
Wywiad ukazał się w języku angielskim w nowojorskim kwartalniku THE POLISH REVIEW (2004, Nr.4),
po polsku w ODRZE Nr  6, 2005.
Powt. "Teraz, Filadelfia, lipiec-sierpien 2005
******


Jan Twardowski

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
Zostaną po nich buty i telefon głuchy
Tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
Najważniejsze tak prędko że nagle się staje
Potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
Jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
Kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
Zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
Przychodzi jednocześnie jak patos i humor
Jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
Tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
Jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
Żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
Chociaż większym ryzykiem rodzic się niż umrzeć
Kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
A będziesz tak jak delfin, łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwszą?

Rozmowy z księdzem Janem Twardowskim odbyły się w październiku – listopadzie 2003 i w czerwcu – lipcu 2004 w Warszawie.
Wywiad ukazał się w języku angielskim w „The Polish Review”, New York, Nr 4, 2004 i po polsku we wrocławskiej „Odrze”, 2005 oraz w „Liście oceanicznym” styczeń 2006.

[W:] „Przegląd Polski”, dodatek kulturalny do „Nowego Dziennika”, Nowy Jork,
15 kwietnia 2005
 “The fellow who teaches people to love through his poems: An Interview with Fr. Jan Twardowski”, "The Polish Review", New York, Nr 4 2004


[in English]


Aleksandra Ziółkowska-Boehm


The Fellow Who Teaches People to Love through his Poems


An Interview with the Poet, Fr. Jan Twardowski


[This interview took place in Warsaw, in November 2003 and June 2004]

Aleksandra Ziółkowska-Boehm: What is most important in the writing of poetry?  What sort of things would you like to tell young poets?



Father Jan Twardowski:  I’d like to tell them to write authentically, to be what they really are.  They shouldn’t pretend, because the truth will always come out in the writing.  One can become independent from the world around one, overcome it, and go one’s own way.  It’s authenticism that I value most in poetry.  I’m not fond of hypocrisy.


A.Z-B: According to you, what should one write about?  How much of one’s biography should become part of one’s writing?


J.T.: One can constantly write about the dilemmas facing one, how one should not lose hope, about love and responsibility, about the possibility of forgiveness.  Anna Kamieńska once told me, “The road—that’s what poetry is for me—the ordinary road of my life.  There’s nothing in poetry if not biography.  Poetry must include the person and his experiences.” I agree.  There’s a whole lot of problems to be solved, and one can show them in poetry as well.


A.Z-B.:   What is the essence of your poetry?



J.T.:  I think that my poetry is devoid of erudition, grand words, ornaments.  Simplicity dominates in my poetry, conciseness and humor.  Rhetoric, didacticism and pathos are foreign to me.



A.Z.-B.: Poet-priests are not rarities.  We can mention Karol Wojtyła, Janusz Pasierb, Wacław Oszajca, Wiesław Niewęgłowski, Janusz Ihnatowicz, Eligiusz Dymowski. Your poems are read by children, people young and old, believers and non-believers. . .



J.T.: I think that a poet ought to be the companion of both believers and non-believers, and that he ought to seek out that which unites, rather than that which divides.


A.Z-B.: Among the poems you have written, do you have a favorite?


J.T.: I like all the poems I’ve written, some more than others, for example, “Spotkanie” [“Encounter”].


A.Z-B.:



“. . . Samotność łączy ciała a dusze cierpienie

Ta jedna chwila

Nie potrzeba więcej. . .”


[“. . . Solitude unites bodies and souls suffering


That one moment

No more is needed. . .”]

How do you see the role of poetry?




J.T.:  There exists a general need to come to an understanding with others, and poetry can fulfill that role.  On the whole I am not a man of many words, and in writing I want to speak to that Other.  When I write a poem, I’m looking for a friend, and often I find one.  In a poem, one can get to know both oneself, and another person.




A.Z-B:  In the 1960s the poet Jan Śpiewak wrote that he knows no contemporary Polish poet, who would be so good to others as you are.  It is said that your readers fell in love with you faster than publishers did.  Now, publishers are tripping over one another to bring out the volumes of your verse.  Your poetry reaches everyone, regardless of age.  How good do the various proofs of affection, such as good reviews, letters from your readers, make you feel?



J.T.: I am aware of the fact that my poems have found their way “beneath the thatch” and that does please me.  I am moved by the fact that my poems are welcomed by many, and that people write heartfelt words to me.  I like kind words spoken about my work; I read them gladly, even with great satisfaction. . .  Perhaps I’m nourishing my vanity in this way?  But I am grateful to all who have ever written about me.



A.Z-B: Anna Kamieńska wrote a poem dedicated to you, entitled “Dom pod dobrą nowiną” [“House at the Sign ‘At the Good News’”] in which we read



. . . Kapłan dziecięcy karmi z ręki wiersze

co przylatują kiedy chcą jak szpaki. . .



[. . . The childhearted priest’s hand nourishes

the poems when they flutter near like starlings. . .]

How do your poems come about?  Do your poems “flutter up” when they want to?


J.T.:  I try to write every day.  Very often, poems come to me of their own accord.  Sometimes I need only a moment for a thought to occur, and then the poem comes to me quickly, almost immediately.  And sometimes it takes longer.  They don’t all come flying out of the pen.  Some demand quite a bit of work and time.  Sometimes I go through quite a bit of torture over them.  My life would have a totally different character without writing.  I’d like to write continually—that’s my constant, vital dream.  I am conscious of the fact that I still have many unwritten poems in me.



A.Z-B: What sort of feelings do you especially value?  What counts most in your life?  The bibliophilic edition of your poetry brought out in 1997 by the Książnica Pomorska in Szczecin entitled Nie bój się kochać [Be Not Afraid to Love] contains an eponymous poem in which we read: „a miłość daje to czego nie daje...więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd.” [“And love gives what it doesn’t give. . . more than you imagine, because it’s entirely from Over There”). So, would it be love . . . ?


J.T.: Among feelings, of course love is always important, but so is friendship.  Love burns out, or dies down somehow.  Feelings of love are not limited to “being in love.”  Giving to and accepting from another person doesn’t have much in common with erotica.  What’s important are feelings of heartfelt sincerity, forgiveness.  He who knows how to forgive, knows how to love.  Friendship lasts throughout life.  There are different degrees of friendship.  I’ve already written of my friendships, and continue to do so—I know that that theme will never run dry.  I had a beautiful friendship with Anna Kamieńska.  Her poetry was great, existential.


A.Z-B: There is a book entitled Rozmowy pod modrzewiem, ks. Jan Twardowski opowiada, ks. Waldemar Wojdecki notuje [Conversations beneath the Larch.  Fr. Jan Twardowski Narrates, and Fr. Waldemar Wojdecki Notes Down (Warszawa: PAX, 1999)]. Fr. Wodecki was once your pupil, when you were teaching Polish in 1957.  In the book much space is devoted to your friends, many of whom are artists.  What writers, what literary figure, do you especially like and value?


J.T.: I value Hans Christian Andersen, and have written about him.  I also value the works of the Scandinavian novelist Ingrid Undset.  I also gladly reach for Spanish literature, braodly conceived.  Among literary figures I like Sienkiewicz’s Zagłoba.


A.Z-B: The title of your first, prewar collection of poems is Powrót Andersena [Andersen’s Return, 1937].  Why?



J.T.: I became fascinated with Andersen during my childhood.  I know all of his fairy stories, for example, I like very much his story about the ugly duckling.  I knew that he came from a poor family.  Andersen has a lot to say about suffering, loneliness, and human faith, which unites that which is difficult: the seeming absurdity of life with the wisdom and goodness of God.  If it weren’t for that faith, Andersen, in the face of all the injustice he sees, would have arrived at the pessimism of Kirkegaard or Sartre.  Not much is written about Andersen the Christian.  One doesn’t talk about Andersen’s love for nature, and nonetheless he teaches us that one can find happiness everywhere, in the simplest things, in tiny creatures like the snail, the swan, the toad, the duckling, but also in things like flint, a trunk, boots, a feather, even a stick. 


A.Z-B. It’s somewhat the same in your poetry.  You once told Anna Bernat [Życie, 10-12 April  2004] that “my poems have always been full of the most usual, often marginalized creatures and plants.  The nettle, for example, which grows so near us.”  Your poetry is also close to children.  Some volumes, such as  Zeszyt w kratkę [Double-lined Notebook], Kasztan dla milionera [A Chestnut for a Millionaire], Patyki i patyczki [Sticks and Splinters], Kubek z jednym uchem [A Cup with One Handle] were written with them in mind. How does one write poems for children?


J.T.:  I prefer to write for children than for adults.  Children are grateful readers.  They remember me, and have awarded me the Order Uśmiechu [Medal of the Smile].  Children’s literature is not dying out, it returns with each generation.  While speaking of children, in my opinion Janusz Korczak—Dr. Henryk Goldszmit, widely known as the Old Doctor—was perhaps one of the most sincere wise men who bowed in tribute before the Child.


A.Z-B.: Janusz Korczak also wrote for children, as in his Król Maciuś Pierwszy [King Maciuś the First], Maciuś na bezludnej wyspie [Maciuś on the Deserted Island].  Who among Polish poets or writers do you value especially?


J.T.: Among Polish poets I like Bolesław Leśmian, and among prosewriters, for example, Wańkowicz.  I value his Monte Cassino and like Ziele na kraterze [Herbs on the Crater’s Rim].  That Melchior Wańkowicz of yours was a very vital figure in the realia of Poland.  I was friends with the poets Jerzy Andrzejewski, Stanisław Grochowiak, Jarosław Iwaszkiewicz, Janusz Pasierb, Jan Śpiewak, and the aforementioned Anna Kamieńska.  My friendship with her was a gift from God.  When she began to write religious poetry and Biblical studies


 [Twarze Księgi—The Faces of the Book, Na progu słowa—At the Threshold of the Word, Księga nad Księgami—The Book of Books, Do źródeł—To the Fountainheads, A.Z-B.] that was during the Communist period, and they both stopped printing her in the state publishing houses and taking note of her work.  Even today people oversimplify her by calling her a Catholic poet.  Her entire corpus lays bare the drama of human existence, but it is by no means a catastrophic vision.



A.Z.-B.:  Did you have any difficulties during the Communist years?


J.T.: Let me tell you something that happened, which I earlier told Fr. Wojdecki.  As a young priest from Żbików they once took me to the State Police office and started to lecture me that God does not exist.  I replied to them, “I don’t need to prove it, because I’ve seen Him with my own eyes. . .”  They clammed up at that.  Then one of them got up and said “You can go now, Father.”  They let me go and never called on me again.  I was speaking the truth, because I’ve always had the feeling that I see God.


A.Z-B.: In her Notatnik [Notebook], Kamieńska refers to conversations with you, strolls around the Powązkowski Cemetery, sermons of yours.  There is the famous line from a verse dedicated to her, which everyone knows and recognizes: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...”[“Let’s hasten to love people for they pass away so quickly.”]



J.T.:  I wasn’t thinking of death when I wrote those words, because Kamieńska wasn’t ill at the time.  I wrote of people leaving us in the sense that when someone grows closer to us, others at the same time forget about us.  In my friendship with Kamieńska there occurred a period in which something grew distant.  But that’s how it is with friendship.  It takes on different shades.  One can’t keep it up—and thank God for it—in the same tonality all the time.  Kamieńska responded to me in kind with the poem “Puste miejsca” [“Empty Places”], which begins with the words:


Nikogo nie zdążyłam

Kochać

Choć się tak spieszyłam,

Jakbym musiała kochać

Tylko puste miejsca. . .


[I never quite

Loved

Anyone in time,

As if I was fated to love

Only empty spaces. . .]


A.Z-B.: Again I cite the words that you spoke to Anna Bernat: “Separations happen for the very reason that we were tardy with revealing our emotions, because we didn’t allow a person close to us to realize how important and irreplaceable he or she is.”  Now, you’ve dedicated poems not only to Anna Kamieńska, but also to Aleksandra Iwanowska, Barbara Arsoba, and Zbigniew Herbert.   An entire cycle of poems was dedicated to you by the Cracovian poet Franciszek Klimek, who was influenced by your works. 


J.T.:  Franciszek Klimek moved me greatly with his poems, and how interestingly he read my own!  What a great joy it is to know that one inspires another person to artistic creativity.  I like very much his poems on cats.  They are truly beautiful and have striking points and envois; they are lyrical, sad and happy.  I have dedicated three of my little collections to him in thanks for his charming poems.


A.Z-B.:   In the afterword to Nie bój się kochać, Andrzej Sulikowski writes that “if we read Fr. Jan’s poems in private, on days of abandonment and depression, it so happens that we leave them changed, inwardly strengthened, understanding of others, gentler to ourselves.  When the soul finds such nourishment, all exterior failures lessen in stature, and even, as the Psalms say, the body recovers its youth.”  In your poems we find many pigeons, ravens, geese, dogs, plants, trees, grasses full of beetles and bugs.   Such poems are easy to recall.  How deeply are you in contact with nature?


J.T.:  I’ve always been fond of books dealing with nature.  I collect herbaria.  I’m very close to nature, not just noble or splendid nature.  For example, I like the view from my window which gives out onto a larch.  It’s a broadly spreading tree, doesn’t reach to the heavens, but humbly spreads its branches around, giving shade.  It’s a tree to rest under.  To remain with Sulikowski for a moment, I’m quite happy to think that my poetry is able to comfort people.  That’s a matter of some moment for me.


A.Z-B.: What does . . . America look like , from the perspective of your apartment in the old Rectory of the Visitants’ church on the Krakowskie Przedmieście in Warsaw?



J.T.:  When I was a little boy, I was impressed by the Indians.  Then, America brought to mind thoughts of the good life.  It would have been nice to have an uncle or an aunt in America.  I was in America once thanks to a grant from the Jurzykowski Foundation and came to understand how great and complicated a country it is.  I owe that grant to Zbigniew Herbert.  When a representative of that foundation arrived in Laski and asked him, who should receive such a grant, he put forward my candidacy.  I spent two weeks in the United States and met with American Polonia.


A.Z-B.:  You are constantly associated with Warsaw.  You were born here on 1 June 1915, went to school at the Tadeusz Czacki gymnasium, where your debut as writer and poet took place in the school paper Kuźnia Młodych [Smithy of Youth].  Your studies in the Polish Department of the University of Warsaw were interrupted by the war, and finished in 1947. During the war, you were a soldier in the Home Army [AK] and took part in the Warsaw Uprising.  In 1947 you began your studies at the first, secret, Seminary in Warsaw, receiving Holy Orders in 1948.  In 1959, you became Rector of the Visitants’ church and have lived here on the Krakowskie Przedmieście ever since.  Your small apartment in the wooden rectory is visited by many people, and is full of souvenirs and gifts.  It’s something of a family home for you, isn’t it?



J.T.: My family home, on Elektoralna St., was burned during the Uprising.  I’d also like to add that, as a vicar, right after Holy Orders, I worked in Żbików, not so far from Warsaw , near Pruszków.  Besides my work in the Church, I taught in two schools.  One of them was a school for special children.  I’ve kept up my contact with retarded children to this day.  I wrote a poem for them [“Do moich uczniów”—“To my Pupils,” —A.Z.B.].  My first pastor in Żbików was Canon Franciszek Dyżewski, who spoke often and much of the Blessed Mother of Częstochowa, for Whom he had a special devotion.  He organized pilgrimages on foot to Częstochowa.  I have a collection of Marian images, as well as other valuable souvenirs.  From you I received an image of an Indian Blessed Mother painted on glass from St. Joseph’s Indian School in Chamberlain, South Dakota.  The Madonna has an Indian face.  It’s so moving, I keep it in the window of my bedroom.  Many of these souvenirs, collected over the years, remind me of friends who have passed away.



A.Z.-B.: We’ve spoken of some of your friends in this interview, and in the book Rozmowy pod modrzewiem you mention others, for example, Stanisław Szenic ,devoted to Warsaw and a collector himself; Prof. Wacław Borowy, under whose direction you wrote your master’s thesis on Juliusz Słowacki, Fathers Janusz Pasierb, Jerzy Wolff, Jan Zieja.  Because you thus remember them, it’s as if they were still alive, as if death hadn’t taken them completely.


J.T. :  It’s true that the absent ones are closest to us, yet after death, one always feels a regret for having shown them so little gratitude.



Żal, że się za mało kochało

Że się myślało o sobie

Że się już nie zdążyło

Że było za późno. . .


[Regret, for having loved so little

For having thought of oneself
For not having been on time

For having been too late. . . ]


A.Z-B.: There is in your poems an unique love for your vocation.


J.T.: The priesthood is a huge grace.  I’m happy to have lived in a fortunate period of the Church’s life, during the time of the Second Vatican Council, which so widely spread perspectives on the Church.  And that I witnessed the fall of Communism, which seemed so mighty.  People said that it would fall on account of a great war, and here it fell apart like a house of cards.  I was also witness to great pontificates: Jan XXIII, Paul VI, John Paul II.  I think that my priesthood was passed very happily indeed.

A.Z-B.: How would you like this interview to be titled?


J.T.: I don’t like big words like poetry and poet.  There’s a kind of puffed-up nature to them. I’d rather that people said of me, “the fellow who writes poems.”  I compose, I arrange poems.  For example: “The Fellow Who Teaches People to Love through his Poems.”  I’d like a title like that.


All quoted poems translated by Charles S.Kraszewski



Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą

zostaną po nich buty i telefon głuchy

tylko to co nieważne jak krowa się wlecze

najważniejsze tak prędkie  że nagle się staje

potem cisza normalna więc całkiem nieznośna

jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy

kiedy myślimy o kimś zostaje bez niego


Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna

zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście

przychodzi jednocześnie jak patos i humor

jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej

tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu

jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon

żeby widzieć naprawdę zamykają oczy

chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć

kochamy wciąż za mało i stale za późno


Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze

a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny


Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą

i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą

i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości

czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą?



let’s hasten to love people for they pass away

so quickly leaving empty shoes and telephones

that don’t ring unimportant things drag on and on

the most important pass so quickly suddenly

become  normal stillness normal unbearable

like orderliness that arises from despair

when we think of someone gone remaining behind


don’t be sure of time allotted stability’s

unstable steals perception like all happiness

arrives at the same time like pathos and humour

like two passions always weaker than the other

they pass so quickly just like thrushes in July

like an unmelodious sound or a dry bow

they close their eyes in order to see for real

although birth is a bigger risk than dying

we love always too little and always too late


don’t write of this too often but once and  for all

and you’ll be like a dolphin, good gentle and strong

let’s hasten to love people for they pass away

so quickly and those who don’t don’t always return

and one never knows when one speaks about love

is the first to be last or the last to be first?

Translated by Charles S.Kraszewski


[W:] „Przegląd Polski”, dodatek kulturalny do „Nowego Dziennika”, Nowy Jork,
15 kwietnia 2005


“The fellow who teaches people to love through his poems: An Interview with Fr. Jan Twardowski”, "The Polish Review", New York, Nr 4 2004