Aleksandra Ziółkowska-Boehm
rozmawia z poetą księdzem Janem
Twardowskim
TEN, KTÓRY POPRZEZ SWOJE WIERSZE UCZY LUDZI KOCHAĆ
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
-Co
jest najważniejsze przy pisaniu wierszy? Jakie Ksiądz ma przesłanie dla młodych
poetów?
Ksiądz Jan Twardowski
- Chciałbym im
powiedzieć, aby pisali
autentycznie, byli takimi, jacy są. Nie powinni niczego udawać, bo w pisaniu
wszystko się obnaża. Można uniezależnić się od świata z zewnątrz, wznieść się
ponad, i robić swoje. W poezji cenię właśnie autentyzm, aby nie było
zakłamania.
A.Z-B.
- O czym - według Księdza - powinno się
pisać? Jak dalece sięgać po własną
biografię?
Ks.J.T.
- O własnym życiu można pisać wciąż, o
dylematach, które się napotyka, o nie zatraceniu nadziei, o miłości i odpowiedzialności,
o zdolności przebaczania.. Anna Kamieńska powiedziała mi kiedyś: „...Droga -tym
jest dla mnie poezja. Zwykła droga mojego życia. W poezji nie ma nic, jeśli nie
ma biografii. W poezji musi być człowiek i jego przeżycia”.
Zgadzam się z nią. Jest masę własnych
problemów do rozwiązania, i można je pokazać także w poezji.
A.Z-B.
- A co jest istotą Księdza wierszy?
Ks.J.T.
- Myślę, że moja poezja jest bez
erudycji, wielkich słów, ornamentów, dominuje w niej prostota, zwięzłość i
humor. Obce mi są retoryka, dydaktyka i patos.
A.Z.-B.
- Znani są księża-poeci, wymieńmy kilku:
Karol Wojtyła, Janusz Pasierb, Wacław Oszajca, Wiesław Niewęgłowski, Janusz
Ihnatowicz, Eligiusz Dymowski. Wiersze księdza czytają dzieci, ludzie młodzi i
starsi, wierzący i niewierzący...
Ks.J.T.
- Myślę, że poeta powinien być
towarzyszem ludzi wierzących i niewierzących, i szukać tego, co łączy, nie
tego, co dzieli.
A.Z-B.
- Czy ma Ksiądz swój ulubiony własny
wiersz?
Ks.J.T.
- Lubię wszystkie swoje wiersze, kilka
szczególnie, np. wiersz „Spotkanie”.
A.Z-B.
-Przypomnę fragment:
„... Samotność
łączy ciała a dusze cierpienie
Ta jedna chwila
Nie potrzeba
więcej...”
- Jaką rolę spełnia poezja w Księdza rozumieniu?...
Ks.J.T.
- Istnieje ogólna potrzeba porozumienia
się z drugim człowiekiem, i poezja może tę rolę spełnić. Ja w ogóle jestem
małomówny, a w pisaniu chcę się dogadać z drugim człowiekiem. Gdy piszę wiersz,
szukam przyjaciela, i często go znajduję. Można wierszem poznawać i siebie, i
drugiego człowieka.
A.Z-B
- Poeta Jan Śpiewak napisał już w latach
60-tych, że nie zna współczesnego poety polskiego, który byłby tak dobry dla
ludzi, jak właśnie ksiądz. Mówi się, że księdza szybciej pokochali czytelnicy
niż wydawcy. Teraz wydawcy prześcigają się w wydawaniu księdza kolejnych
tomików wierszy. Poezja księdza trafia do wszystkich, niezależnie od wieku. Jak
dalece cieszą księdza dowody okazywania sympatii, dobre recenzje, listy od
czytelników?
Ks.J.T.
- Zdaję sobie sprawę, że moje wiersze
weszły pod strzechy i to mnie cieszy. Wzrusza mnie, że moje wiersze są dobrze
przyjmowane, że ludzie piszą do mnie serdeczne słowa. Lubię dobre słowa na
temat swoich wierszy, czytam je chętnie, wręcz z satysfakcją... Może karmię nimi własną próżność? Jestem
wdzięczny każdemu, kto o mnie pisał,
A.Z-B.
- Anna Kamieńska napisała wiersz
zadedykowany księdzu „Dom pod dobrą nowiną”, gdzie między innymi:
‘...Kapłan dziecięcy karmi z ręki wiersze
co przylatują kiedy chcą jak szpaki...”
- Jak powstają księdza wiersze? Czy wiersze do Księdza „przylatują kiedy chcą”?
Ks.J.T.
- Staram się pisać codziennie. Wiersze
często same do mnie przychodzą. Czasami wystarczy jakby chwila i rodzi się
pomysł, wtedy wiersz powstaje szybko, jakby od razu. A czasami wolno się pisze.
Nie zawsze wiersze sypią się jak z rękawa, niektóre wymagają wielkiej pracy i
czasu. Bywa, że muszę się nad wierszem namęczyć. Moje życie miałyby inny
charakter bez pisania. Chciałbym wciąż pisać, to jest moje zawsze żywe
marzenie. Uświadamiam sobie, że wiele wierszy nie mam wciąż napisanych.
A.Z-B
-Jakie uczucie Ksiądz szczególnie ceni?
Co się liczy w życiu? Bibliofilsko wydany przez Książnice Pomorską w Szczecinie
(1997) tomik wierszy nosi tytuł: „Nie
bój się kochać” (cytat z wiersza pod tym tytułem: „a miłość daje to czego nie
daje...więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd..). Czy właśnie miłość...?
Ks.J.T.
- Z uczuć oczywiście zawsze ważna jest
miłość, ale i przyjaźń. Miłość wypala się, czy też jakby się uspokaja. Uczucie
miłości to nie tylko zakochanie. Dawanie i przyjmowanie w darze drugiego
człowieka nie ma wiele wspólnego z erotyką.
Ważne są uczucia serdeczności, przebaczanie. Kochać umie
ten, kto umie przebaczać.
Przyjaźń przetrwa życie. Są różne stopnie
przyjaźni. Pisałem już o swoich przyjaźniach i wciąż o nich piszę - wiem, że ten
temat się nie wyczerpie. Miałem piękną przyjaźń z Anną Kamieńską, jej poezja
była wielką, egzystencjalna.
A.Z-B.
- Jest książka „Rozmowy pod modrzewiem,
ks. Jan Twardowski opowiada, ks. Waldemar Wojdecki notuje” (IW PAX, Warszawa
1999). Ksiądz Wojdecki był kiedyś księdza uczniem, gdy w 1957 roku ksiądz uczył
języka polskiego. W książce tej jest wiele miejsca na temat przyjaciół Księdza,
wielu z nich to ludzie twórczy. Których pisarzy i którą postać literacką Ksiądz
szczególnie lubi i ceni?
Ks.J.T.
- Cenię Hansa Christiana Andersena,
pisałem o nim. Cenię także twórczość skandynawskiej powieściopisarki Ingrid
Undset. Chętnie sięgam także ogólnie mówiąc po literaturę hiszpańską. Z postaci literackich lubię sienkiewiczowskiego
Zagłobę.
A.Z-B
- Księdza pierwszy niewielki zbiorek
wierszy przedwojennych nosił tytuł „Powrót Andersena” (1937), dlaczego właśnie
taki tytuł?
Ks.J.T.
- Andersenem zachwycałem się w okresie
mojego dzieciństwa, znam wszystkie jego baśnie, na przykład bardzo lubię
opowieść o brzydkim kaczątku. Wiedziałem, że pochodził z biednej rodziny.
Andersen mówi wiele o cierpieniu, samotności i ludzkiej wierze, która łączy to,
co trudne: pozorny bezsens życia z mądrością i dobrocią Boga. Gdyby nie jego
wiara, Andersen widząc niesprawiedliwość, doszedłby do pesymizmu Kierkegaarda
czy Sartre’a. Nie wiele pisze się o Andersenie-chrześcijaninie, nie mówi się o
Andersena miłości do przyrody, a tymczasem uczy on, że szczęście można znaleźć
wszędzie w rzeczach najprostszych – w żyjątkach, jak ślimak, łabędź, ropucha,
kaczątko, ale i w takich, jak krzesiwko, kufer, kalosze, pióro, nawet patyk.
A.Z-B.
- Podobnie jest w Księdza wierszach.
Annie Bernat („Życie”, 10-12 kwietnia 2004) powiedział Ksiądz: ”W moich
wierszach zawsze było dużo najzwyklejszych, bagatelizowanych często stworzeń i
roślin. Pokrzywa jest jedną z nich, rośnie tak blisko ludzi.”.
Poezja Księdza jest także bliska
dzieciom, z myślą o nich powstały takie tomiki, jak np. „Zeszyt w kratkę”,
„Kasztan dla milionera”, „Patyki i patyczki”, „Kubek z jednym uchem”. Jak się pisze wiersze dla dzieci?
Ks.J.T.
-Wolę pisać dla dzieci niż dla dorosłych.
Dzieci są wdzięcznymi czytelnikami, pamiętają o mnie, przyznały mi Order
Uśmiechu.
Literatura dla dzieci nie odchodzi,
powraca w następnych pokoleniach.
Będąc przy temacie dziecka –według mnie
Janusz Korczak - doktor Henryk
Goldszmit, zwany powszechnie Starym Doktorem, był chyba jednym z
najserdeczniejszych mędrców, którzy się pokłonili Dziecku.
A.Z-B.
- Janusz Korczak był także pisarzem dla
dzieci, jako autor „Króla Maciusia Pierwszego”, „Maciusia na bezludnej wyspie”.
Kogo z polskich poetów czy pisarzy ceni Ksiądz szczególnie?
Ks.J.T.
- Z polskich poetów lubię Bolesława
Leśmiana, z prozaików na przykład Wańkowicza. Cenię jego „Monte Cassino”, i
lubię „Ziele na kraterze”. Tak Pani bliski Melchior Wańkowicz był mocno żywą
postacią w polskiej rzeczywistości.
Przyjaźniłem się z poetami: Jerzym
Andrzejewskim, Stanisławem Grochowiakiem, Jarosławem Iwaszkiewiczem, Januszem
Pasierbem, Janem Śpiewakiem i wspominaną wcześniej Anną Kamieńską
Moja przyjaźń z Anną Kamieńską to był dar
od Boga. Gdy Kamieńska zaczęła pisać wiersze religijne i prace o Biblii
(„Twarze Księgi”, „Na progu słowa”, „Księga nad Księgami”, „Do źródeł – przyp.
A.Z-B.) były to lata komunizmu i zaprzestano ją drukować w państwowych
oficynach wydawniczych i zauważać jej twórczość. Do dzisiaj upraszcza się, gdy
mówi się o Kamieńskiej jako o poetce katolickiej. Całość jej poezji odsłania
dramat ludzkiej egzystencji, ale nie jest to widzenie katastroficzne.
A.Z.-B.
- Czy ksiądz miał trudności w okresie komunizmu?
Ks.J.T.
- Opowiem Pani zdarzenie, o którym
wcześniej mówiłem księdzu Wojdeckiemu. Jako młodego księdza ze Żbikowa zabrano
mnie do Urzędu Bezpieczeństwa, i zaczęto mi opowiadać... że nie ma Boga. Wtedy
ja powiedziałem – Dowody nie są mi potrzebne – bo ja Boga widziałem...
Zamilkli, jeden z ich wstał i powiedział:
- Ksiądz jest wolny. Wypuścili mnie i
więcej nie wzywali.
Powiedziałem prawdę, bo ja mam wrażenie od zawsze, że
Boga widzę.
A.Z-B.
-Kamieńska w swoim „Notatniku” nawiązuje
do wspólnych z księdzem rozmów, wędrówek po cmentarzu Powązkowskim, kazań. Jest
słynna fraza wiersza zadedykowanego Kamieńskiej, którą wszyscy znają, wszyscy rozpoznają:
„Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...”.
Ks.J.T.
-
Pisząc te słowa nie myślałem o śmierci, Kamieńska wtedy była zdrowa.
Pisałem o odejściu, gdy ktoś inny staje się nam bliższym, z kolei inni
zapominają o nas. W mojej przyjaźni z Kamieńską nastąpił okres, gdy coś się
oddaliło. Ale tak bywa z przyjaźnią, przybiera różne barwy. Nie można jej
utrzymać – i dzięki Bogu – w tej samej tonacji.
Kamieńska odpowiedziała mi wierszem „Puste miejsca”,
którego początek brzmi:
„Nikogo nie zdążyłam
Kochać
Choć się tak spieszyłam,
Jakbym musiała kochać
Tylko puste miejsca...”
A.Z-B.
- Ponownie przywołam słowa, które Ksiądz
powiedział Annie Bernat: „Dochodzi do rozstań, bo właśnie się spóźniliśmy z
okazywaniem uczuć, nie daliśmy odczuć bliskiej osobie jak jest ważna i
wyjątkowa”.
Swoje wiersze dedykował ksiądz nie tylko
Annie Kamieńskiej, ale i Aleksandrze Iwanowskiej, Barbarze Arsobie, Zbigniewowi
Herbertowi. Pod wpływem lektury księdza wierszy cały cykl swoich poświęcił
Księdzu poeta krakowski, Franciszek Klimek. Oto przykład jego wiersza, w którym
pierwszą frazę zaczerpnął z Księdza wiersz:
Spieszmy się
Spieszmy się
kochać ludzi, tak szybko odchodzą
i nikną w
szarym tłumie lub w cieniu cmentarza;
to nic, że na
ich miejsce następni się rodzą,
już znamy ich
imiona z kartek kalendarza
Spieszmy się,
aby kochać póki mamy kogo,
póki się z
czułym sercem budzimy o świcie
Ci którzy nie
potrafią, nie chcą lub nie mogą,
nigdy się nie
dowiedzą czym może być ż y c i e ...
Ks.J.T.
- Franciszek Klimek bardzo mnie ujął
swoimi wierszami i jakże interesująco odczytał moje! To wielka radość wiedzieć,
że wywołuje się u drugiego człowieka twórcze inspiracje. Podobają mi się
ogromnie także jego wiersze poświęcone kotom, naprawdę piękne i z puentą,
przesłaniem, liryczne, smutne i wesołe. Zadedykowałem mu swoje trzy tomiki z
podziękowaniem za jego urocze wiersze.
A.Z-B.
-
Andrzej Sulikowski napisał, że, “Jeśli wiersze ks. Jana czytać w skrytości, w
dniach opuszczenia i depresji, okaże się, że wyjdziemy stamtąd inni:
wewnętrznie wzmocnieni. Wyrozumiali dla bliźnich, łagodni dla siebie. Gdy dusza
znajduje pokrzepienie, to wszystkie klęski zewnętrzne marnieją, odmładza się
nawet ciało (jak mówią psalmy). (posłowie do: Nie bój się kochać, Książnica
Pomorska 1997)
W
wierszach Księdza pełno gołębi, kruków, gęsi, psów. Pełno roślin, trawy, drzew
i pełno różnych żuków i chrząszczy. Te wiersze są szczególnie bardzo
zapamiętywane. Jak bardzo ksiądz obcuje z przyrodą?
Ks.J.T.
-
Od dawna czytuje książki przyrodnicze, zbieram zielniki. Przyroda jest mi
bardzo bliska, nie koniecznie musi być dostojna czy wspaniała. Lubię na
przykład widok ze swojego okna – na modrzew. Jest on rozłożysty, nie pnie się
do nieba, ale skromnie rozkłada gałęzie, daje cień, aby pod nim można było
odpocząć.
Zatrzymując
się przy cytacie Sulikowskiego, cieszę się, że moje wiersze mogą kogoś
pocieszyć. To duża sprawa.
A.Z-B.
-Jak Ksiądz patrzy z odległości swojego
mieszkania w starej Kapelanii przy Krakowskim Przedmieściu w kościele sióstr
wizytek w Warszawie na... Amerykę?
Ks.J.T.
- Gdy byłem dzieckiem i małym chłopcem –
imponowali mi Indianie. Potem Ameryka kojarzyła się z dobrobytem, dobrze mieć
było mieć wujka czy ciocię w Ameryce. Byłem w Stanach na stypendium
Jurzykowskiego i uświadomiłem sobie, jaki to wielki i skomplikowany kraj.
To stypendium zawdzięczałem Zbigniewowi
Herbertowi. Kiedy przyjechał do Lasek przedstawiciel Fundacji tej nagrody i
pytał Herberta, komu należałoby ją przyznać, ten wysunął moją kandydaturę.
Przyjechałem na dwa tygodnie do Stanów Zjednoczonych i miałem spotkania z
Polonią amerykańską.
A.Z-B.
- Ksiądz jest stale związany z Warszawą.
Tutaj urodzony (1 czerwca 1915 roku), tutaj była nauka w gimnazjum im. Taduesza
Czackiego i gazetce gimnazjalnej „Kuźnia Młodych” miał miejsce Księdza debiut
poetycki i prozatorski. Studia polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim
przerwane wojną (skończone w 1947 roku). W czasie wojny był Ksiądz żołnierzem
Armii Krajowej, uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. W 1947 roku nauka na
pierwszym tajnym, Seminarium Duchownym w Warszawie, święcenia kapłańskie w 1948
roku. W 1959 roku objął Ksiądz stanowisko rektora kościoła Sióstr Wizytek przy
Krakowskim Przedmieściu i mieszka tu do dzisiaj. W niewielkim mieszkaniu w drewnianej kapelanii
odwiedza Księdza wiele osób, jest ono wypełnione pamiątkami, darami. To miejsce
jest niemal rodzinnym miejscem Księdza.
Ks.J.T.
-Mój dom rodzinny przy ulicy Elektoralnej
spłonął w czasie Powstania. Jeszcze chcę dodać, że Jako wikariusz, zaraz po
wyświeceniu, pracowałem w Żbikowie nie tak daleko od Warszawy, blisko
Pruszkowa. Poza zajęciami w Kościele, uczyłem w dwóch szkołach, jedna była dla
Dzieci Specjalnej Troski. Kontakty z dziećmi upośledzonymi umysłowo utrzymuję
do dnia dzisiejszego. Napisałem dla nich wiersz („Do moich uczniów –A.Z-B.). W
Żbikowie moim pierwszym proboszczem był kanonik Franciszek Dyżewski, który dużo
mówił o Matce Boskiej Częstochowskiej, której był czcicielem. Organizował
piesze pielgrzymki do Częstochowy. Mam kolekcję obrazów Maryjnych., jak i wiele
innych cennych pamiątek. Od Pani dostałem namalowany na szkle obraz Matki
Boskiej indiańskiej ze szkoły indiańskiej św. Józefa w Chamberlain w
Południowej Dakocie. Madonna ma rysy indiańskie. Jakże jest wzruszający,
trzymam go w oknie swojej sypialni. Wiele tych zgromadzonych pamiątek
przypomina mi odeszłych już na zawsze przyjaciół.
A.Z.-B.
- Niektórych zaprzyjaźnionych z księdzem ludzi już
wspomnieliśmy w tym wywiadzie,
w książce „Rozmowy pod modrzewiem” wspomina ksiądz jeszcze
innych, na przykład
przyjaciela Warszawy i kolekcjonera Stanisława Szenica,
profesora Wacława
Borowego, u którego pisał Ksiądz prace magisterska na
temat Juliusza Słowackiego,
Księży: Janusza Pasierba, Jerzy Wolffa, Jana Zieję. W tym
przypominaniu o nich jakby
wciąż żyją, jakby śmierć ich całkiem nie zabrała.
Ks.J.T.
- Prawdą jest, że nieobecni są z nami
najbliżej, ale po śmierci człowieka zawsze pozostaje żal, że za mało się
okazywało wdzięczności...
Żal, że się za mało kochało
Że się myślało o sobie
Że się już nie zdążyło
Że było za późno..
A.Z-B.
- W wierszach Księdza jest także swoiste umiłowanie swojego wyboru życiowego, swojego powołania.
Ks.J.T.
- Kapłaństwo to wielka łaska. W moim
życiu cieszę się, że żyłem w okresie pomyślnym dla Kościoła, w czasie Soboru
Watykańskiego II, który ogromnie rozszerzył spojrzenie na Kościół. I że byłem
świadkiem upadku komunizmu, który wydawał się tak potężny. Mówiono, że upadnie
na skutek wielkiej wojny, a on rozleciał się jak domek z kart. Byłem także świadkiem
wielkich pontyfikatów: Jana XXIII, Pawła VI, Jana Pawła II. Uważam, że miałem
szczęśliwe kapłaństwo.
A.Z-B.
-Jak Ksiądz chciałby, by zatytułować nasz
wywiad?
Ks.J.T.
- Nie lubię słów: poezja i poeta – jest
jakieś zadęcie w tych słowach. Wolę, by o mnie mówiono: ten, który pisze
wiersze. Ja składam, układam wiersze. Na przykład: Ten, który poprzez swoje
wiersze uczy ludzi kochać... Taki tytuł by mi się podobał.
Rozmowy z księdzem Janem Twardowskim odbyły się w
październiku – listopadzie 2003 i w czerwcu – lipcu 2004 w Warszawie.
Wywiad ukazał się w języku angielskim w nowojorskim
kwartalniku THE POLISH REVIEW (2004, Nr.4),
po polsku w ODRZE Nr
6, 2005.
Powt. "Teraz, Filadelfia, lipiec-sierpien 2005
******
Jan Twardowski
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko
odchodzą
Zostaną po nich buty i telefon głuchy
Tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
Najważniejsze tak prędko że nagle się
staje
Potem cisza normalna więc całkiem
nieznośna
Jak czystość urodzona najprościej z
rozpaczy
Kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność
niepewna
Zabiera nam wrażliwość tak jak każde
szczęście
Przychodzi jednocześnie jak patos i humor
Jak dwie namiętności wciąż słabsze od
jednej
Tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną
w lipcu
Jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak
suchy ukłon
Żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
Chociaż większym ryzykiem rodzic się niż
umrzeć
Kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz
na zawsze
A będziesz tak jak delfin, łagodny i
mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko
odchodzą
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia
pierwszą?
Rozmowy
z księdzem Janem Twardowskim odbyły się w październiku – listopadzie
2003 i w czerwcu – lipcu 2004 w Warszawie.
Wywiad
ukazał się w języku angielskim w „The Polish Review”, New York,
Nr 4, 2004 i po polsku we wrocławskiej „Odrze”, 2005
oraz w „Liście oceanicznym” styczeń 2006.
[W:] „Przegląd Polski”, dodatek
kulturalny do „Nowego Dziennika”, Nowy Jork,
15 kwietnia 2005
“The
fellow who teaches people to love through his poems: An Interview with Fr. Jan
Twardowski”, "The Polish Review", New York, Nr 4 2004
[in English]
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
The Fellow Who Teaches People to Love through his Poems
An Interview with the Poet, Fr. Jan Twardowski
[This interview took
place in Warsaw,
in November 2003 and June 2004]
Aleksandra
Ziółkowska-Boehm:
What is most important in the writing of poetry? What sort of things would you like to tell
young poets?
Father
Jan Twardowski: I’d like to tell them to write authentically, to be what they
really are. They shouldn’t pretend,
because the truth will always come out in the writing. One can become independent from the world
around one, overcome it, and go one’s own way.
It’s authenticism that I value most in poetry. I’m not fond of hypocrisy.
A.Z-B: According to you, what should one write about? How much of one’s biography should become
part of one’s writing?
J.T.:
One can constantly write about the
dilemmas facing one, how one should not lose hope, about love and
responsibility, about the possibility of forgiveness. Anna Kamieńska once told me, “The road—that’s
what poetry is for me—the ordinary road of my life. There’s nothing in poetry if not
biography. Poetry must include the
person and his experiences.” I agree.
There’s a whole lot of problems to be solved, and one can show them in
poetry as well.
A.Z-B.: What
is the essence of your poetry?
J.T.:
I
think that my poetry is devoid of erudition, grand words, ornaments. Simplicity dominates in my poetry,
conciseness and humor. Rhetoric,
didacticism and pathos are foreign to me.
A.Z.-B.: Poet-priests are
not rarities. We can mention Karol Wojtyła, Janusz Pasierb, Wacław Oszajca, Wiesław
Niewęgłowski, Janusz Ihnatowicz, Eligiusz Dymowski. Your poems are
read by children, people young and old, believers and non-believers. . .
J.T.:
I think that a poet ought to be the
companion of both believers and non-believers, and that he ought to seek out
that which unites, rather than that which divides.
A.Z-B.: Among the poems you have
written, do you have a favorite?
J.T.:
I like all the poems I’ve written, some
more than others, for example, “Spotkanie” [“Encounter”].
A.Z-B.:
“. . . Samotność łączy ciała a dusze cierpienie
Ta jedna chwila
Nie potrzeba więcej. . .”
[“.
. . Solitude unites bodies and souls suffering
That
one moment
No
more is needed. . .”]
How do you see
the role of poetry?
J.T.:
There exists a general need to come to an
understanding with others, and poetry can fulfill that role. On the whole I am not a man of many words,
and in writing I want to speak to that Other.
When I write a poem, I’m looking for a friend, and often I find
one. In a poem, one can get to know both
oneself, and another person.
A.Z-B: In
the 1960s the poet Jan Śpiewak wrote that he knows no contemporary Polish poet,
who would be so good to others as you are.
It is said that your readers fell in love with you faster than
publishers did. Now, publishers are
tripping over one another to bring out the volumes of your verse. Your poetry reaches everyone, regardless of
age. How good do the various proofs of
affection, such as good reviews, letters from your readers, make you feel?
J.T.: I am aware of the fact that my poems have found their way “beneath
the thatch” and that does please me. I
am moved by the fact that my poems are welcomed by many, and that people write
heartfelt words to me. I like kind words
spoken about my work; I read them gladly, even with great satisfaction. .
. Perhaps I’m nourishing my vanity in
this way? But I am grateful to all who
have ever written about me.
A.Z-B:
Anna Kamieńska
wrote a poem dedicated to you, entitled “Dom pod dobrą nowiną” [“House at the
Sign ‘At the Good News’”] in which we read
. . . Kapłan dziecięcy karmi z ręki wiersze
co przylatują kiedy chcą jak szpaki. . .
[. . . The
childhearted priest’s hand nourishes
the poems when
they flutter near like starlings. . .]
How do your poems
come about? Do your poems “flutter up”
when they want to?
J.T.: I try to write every
day. Very often, poems come to me of
their own accord. Sometimes I need only
a moment for a thought to occur, and then the poem comes to me quickly, almost
immediately. And sometimes it takes
longer. They don’t all come flying out
of the pen. Some demand quite a bit of
work and time. Sometimes I go through
quite a bit of torture over them. My
life would have a totally different character without writing. I’d like to write continually—that’s my
constant, vital dream. I am conscious of
the fact that I still have many unwritten poems in me.
A.Z-B: What sort of feelings do you
especially value? What counts most in
your life? The bibliophilic edition of
your poetry brought out in 1997 by the Książnica Pomorska in Szczecin entitled Nie
bój się kochać [Be Not Afraid to Love]
contains an eponymous poem in which we read: „a miłość daje to czego nie
daje...więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd.” [“And love gives what it
doesn’t give. . . more than you imagine, because it’s entirely from Over There”).
So, would it be love . . . ?
J.T.:
Among feelings, of course love is always
important, but so is friendship. Love
burns out, or dies down somehow.
Feelings of love are not limited to “being in love.” Giving to and accepting from another person
doesn’t have much in common with erotica.
What’s important are feelings of heartfelt sincerity, forgiveness. He who knows how to forgive, knows how to
love. Friendship lasts throughout
life. There are different degrees of
friendship. I’ve already written of my
friendships, and continue to do so—I know that that theme will never run
dry. I had a beautiful friendship with
Anna Kamieńska. Her poetry was great,
existential.
A.Z-B: There is a book entitled Rozmowy pod modrzewiem, ks. Jan Twardowski opowiada, ks.
Waldemar Wojdecki notuje [Conversations
beneath the Larch. Fr. Jan Twardowski
Narrates, and Fr. Waldemar Wojdecki Notes Down (Warszawa: PAX, 1999)]. Fr. Wodecki was once your pupil, when you
were teaching Polish in 1957. In the
book much space is devoted to your friends, many of whom are artists. What writers, what literary figure, do you
especially like and value?
J.T.:
I value Hans Christian Andersen, and have
written about him. I also value the
works of the Scandinavian novelist Ingrid Undset. I also gladly reach for Spanish literature,
braodly conceived. Among literary
figures I like Sienkiewicz’s Zagłoba.
A.Z-B: The title of your first,
prewar collection of poems is Powrót Andersena [Andersen’s Return,
1937]. Why?
J.T.:
I became fascinated with Andersen during
my childhood. I know all of his fairy
stories, for example, I like very much his story about the ugly duckling. I knew that he came from a poor family. Andersen has a lot to say about suffering,
loneliness, and human faith, which unites that which is difficult: the seeming
absurdity of life with the wisdom and goodness of God. If it weren’t for that faith, Andersen, in
the face of all the injustice he sees, would have arrived at the pessimism of
Kirkegaard or Sartre. Not much is written
about Andersen the Christian. One
doesn’t talk about Andersen’s love for nature, and nonetheless he teaches us
that one can find happiness everywhere, in the simplest things, in tiny
creatures like the snail, the swan, the toad, the duckling, but also in things
like flint, a trunk, boots, a feather, even a stick.
A.Z-B.
It’s somewhat the
same in your poetry. You once told Anna
Bernat [Życie,
10-12 April 2004] that “my poems have always been full of the most usual, often
marginalized creatures and plants. The
nettle, for example, which grows so near us.”
Your poetry is also close to children.
Some volumes, such as Zeszyt
w kratkę [Double-lined Notebook], Kasztan dla milionera [A Chestnut for a
Millionaire], Patyki i patyczki [Sticks and Splinters], Kubek z jednym uchem [A
Cup with One Handle] were written with
them in mind. How does one write poems for children?
J.T.: I prefer to write for
children than for adults. Children are
grateful readers. They remember me, and
have awarded me the Order Uśmiechu [Medal of the Smile]. Children’s literature is not dying out, it
returns with each generation. While
speaking of children, in my opinion Janusz Korczak—Dr. Henryk Goldszmit, widely
known as the Old Doctor—was perhaps one of the most sincere wise men who bowed
in tribute before the Child.
A.Z-B.:
Janusz Korczak
also wrote for children, as in his Król Maciuś
Pierwszy [King Maciuś the First], Maciuś na bezludnej wyspie [Maciuś on the Deserted Island].
Who among Polish poets or writers
do you value especially?
J.T.:
Among Polish poets I like Bolesław
Leśmian, and among prosewriters, for example, Wańkowicz. I value his Monte Cassino and like Ziele
na kraterze [Herbs on the Crater’s
Rim]. That Melchior Wańkowicz of
yours was a very vital figure in the realia of Poland. I was friends with the poets Jerzy
Andrzejewski, Stanisław Grochowiak, Jarosław Iwaszkiewicz, Janusz Pasierb, Jan
Śpiewak, and the aforementioned Anna Kamieńska.
My friendship with her was a gift from God. When she began to write religious poetry and
Biblical studies
[Twarze Księgi—The Faces of the Book, Na
progu słowa—At the Threshold of the Word, Księga nad Księgami—The Book of
Books, Do źródeł—To the Fountainheads, A.Z-B.] that was during the
Communist period, and they both stopped printing her in the state publishing
houses and taking note of her work. Even
today people oversimplify her by calling her a Catholic poet. Her entire corpus lays bare the drama of
human existence, but it is by no means a catastrophic vision.
A.Z.-B.: Did you have any difficulties during the Communist years?
J.T.:
Let me tell you something that happened,
which I earlier told Fr. Wojdecki. As a
young priest from Żbików they once took me to the State Police office and
started to lecture me that God does not exist.
I replied to them, “I don’t need to prove it, because I’ve seen Him with
my own eyes. . .” They clammed up at
that. Then one of them got up and said “You
can go now, Father.” They let me go and
never called on me again. I was speaking
the truth, because I’ve always had the feeling that I see God.
A.Z-B.:
In her Notatnik [Notebook], Kamieńska
refers to conversations with you, strolls around the Powązkowski Cemetery,
sermons of yours. There is the famous line from a verse
dedicated to her, which everyone knows and recognizes: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko
odchodzą...”[“Let’s hasten to love people for they
pass away so quickly.”]
J.T.: I wasn’t thinking
of death when I wrote those words, because Kamieńska wasn’t ill at the
time. I wrote of people leaving us in
the sense that when someone grows closer to us, others at the same time forget
about us. In my friendship with
Kamieńska there occurred a period in which something grew distant. But that’s how it is with friendship. It takes on different shades. One can’t keep it up—and thank God for it—in
the same tonality all the time.
Kamieńska responded to me in kind with the poem “Puste miejsca” [“Empty
Places”], which begins with the words:
Nikogo nie
zdążyłam
Kochać
Choć się tak
spieszyłam,
Jakbym
musiała kochać
Tylko puste
miejsca. . .
[I never quite
Loved
Anyone in time,
As if I was fated to love
Only empty spaces. . .]
A.Z-B.:
Again I cite the
words that you spoke to Anna Bernat: “Separations happen for the very reason
that we were tardy with revealing our emotions, because we didn’t allow a
person close to us to realize how important and irreplaceable he or she
is.” Now, you’ve dedicated poems not
only to Anna Kamieńska, but also to Aleksandra Iwanowska, Barbara Arsoba, and
Zbigniew Herbert.
An entire cycle of poems was dedicated to you by the Cracovian poet
Franciszek Klimek, who was influenced by your works.
J.T.: Franciszek Klimek
moved me greatly with his poems, and how interestingly he read my own! What a great joy it is to know that one
inspires another person to artistic creativity.
I like very much his poems on cats.
They are truly beautiful and have striking points and envois; they are
lyrical, sad and happy. I have dedicated
three of my little collections to him in thanks for his charming poems.
A.Z-B.: In the afterword to Nie bój się kochać, Andrzej
Sulikowski writes that “if we read Fr. Jan’s poems in private, on days of
abandonment and depression, it so happens that we leave them changed, inwardly
strengthened, understanding of others, gentler to ourselves. When the soul finds such nourishment, all
exterior failures lessen in stature, and even, as the Psalms say, the body
recovers its youth.” In your poems we
find many pigeons, ravens, geese, dogs, plants, trees, grasses full of beetles and
bugs. Such poems are easy to recall. How deeply are you in contact with nature?
J.T.:
I’ve always
been fond of books dealing with nature.
I collect herbaria. I’m very
close to nature, not just noble or splendid nature. For example, I like the view from my window
which gives out onto a larch. It’s a
broadly spreading tree, doesn’t reach to the heavens, but humbly spreads its
branches around, giving shade. It’s a
tree to rest under. To remain with
Sulikowski for a moment, I’m quite happy to think that my poetry is able to
comfort people. That’s a matter of some
moment for me.
A.Z-B.:
What does . . .
America look like , from the perspective of your apartment in the old Rectory
of the Visitants’ church on the Krakowskie Przedmieście in Warsaw?
J.T.:
When I was a little boy, I was impressed by
the Indians. Then, America brought to
mind thoughts of the good life. It would
have been nice to have an uncle or an aunt in America. I was in America once thanks to a grant from
the Jurzykowski Foundation and came to understand how great and complicated a
country it is. I owe that grant to
Zbigniew Herbert. When a representative
of that foundation arrived in Laski and asked him, who should receive such a
grant, he put forward my candidacy. I
spent two weeks in the United States and met with American Polonia.
A.Z-B.:
You are constantly associated with Warsaw. You were born here on 1 June 1915, went to
school at the Tadeusz Czacki gymnasium, where your debut as writer and poet
took place in the school paper Kuźnia Młodych [Smithy of Youth]. Your
studies in the Polish Department of the University of Warsaw were interrupted
by the war, and finished in 1947. During the war, you were a soldier in the
Home Army [AK] and took part in the
Warsaw Uprising. In 1947 you began your
studies at the first, secret, Seminary in Warsaw, receiving Holy Orders in
1948. In 1959, you became Rector of the
Visitants’ church and have lived here on the Krakowskie Przedmieście ever
since. Your small apartment in the
wooden rectory is visited by many people, and is full of souvenirs and
gifts. It’s something of a family home
for you, isn’t it?
J.T.:
My family home, on Elektoralna St., was
burned during the Uprising. I’d also
like to add that, as a vicar, right after Holy Orders, I worked in Żbików, not
so far from Warsaw , near Pruszków.
Besides my work in the Church, I taught in two schools. One of them was a school for special
children. I’ve kept up my contact with
retarded children to this day. I wrote a
poem for them [“Do moich uczniów”—“To my Pupils,” —A.Z.B.]. My first pastor in Żbików was Canon
Franciszek Dyżewski, who spoke often and much of the Blessed Mother of
Częstochowa, for Whom he had a special devotion. He organized pilgrimages on foot to
Częstochowa. I have a collection of
Marian images, as well as other valuable souvenirs. From you I received an image of an Indian
Blessed Mother painted on glass from St. Joseph’s Indian School in Chamberlain,
South Dakota. The Madonna has an Indian
face. It’s so moving, I keep it in the
window of my bedroom. Many of these
souvenirs, collected over the years, remind me of friends who have passed away.
A.Z.-B.: We’ve spoken of
some of your friends in this interview, and in the book Rozmowy pod modrzewiem you
mention others, for example, Stanisław Szenic ,devoted to Warsaw and a
collector himself; Prof. Wacław Borowy, under whose direction you wrote your
master’s thesis on Juliusz Słowacki, Fathers Janusz Pasierb, Jerzy Wolff, Jan
Zieja. Because you thus remember them,
it’s as if they were still alive, as if death hadn’t taken them completely.
J.T.
: It’s true that the absent ones are closest to us, yet after death,
one always feels a regret for having shown them so little gratitude.
Żal, że się
za mało kochało
Że się
myślało o sobie
Że się już
nie zdążyło
Że było za późno. . .
[Regret, for having loved so little
For having thought of oneself
For not having been on time
For having been too late. . . ]
A.Z-B.:
There is in your
poems an unique love for your vocation.
J.T.: The priesthood is a huge grace.
I’m happy to have lived in a fortunate period of the Church’s life,
during the time of the Second Vatican Council, which so widely spread
perspectives on the Church. And that I
witnessed the fall of Communism, which seemed so mighty. People said that it would fall on account of
a great war, and here it fell apart like a house of cards. I was also witness to great pontificates: Jan
XXIII, Paul VI, John Paul II. I think
that my priesthood was passed very happily indeed.
A.Z-B.:
How would you
like this interview to be titled?
J.T.:
I don’t like big words like poetry and
poet. There’s a kind of puffed-up nature
to them. I’d rather that people said of me, “the fellow who writes poems.” I compose, I arrange poems. For example: “The Fellow Who Teaches People
to Love through his Poems.” I’d like a
title like that.
All quoted poems translated by Charles
S.Kraszewski
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko
odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się
wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem
nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z
rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostaje bez
niego
Nie bądź pewny że czas masz bo
pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde
szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i
humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od
jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd
milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak
suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się
niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za
późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz
raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i
mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko
odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze
powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą?
|
let’s hasten to love people for they
pass away
so quickly leaving empty shoes and
telephones
that don’t ring unimportant things
drag on and on
the most important pass so quickly
suddenly
become normal stillness normal unbearable
like orderliness that arises from
despair
when we think of someone gone
remaining behind
don’t be sure of time allotted
stability’s
unstable steals perception like all
happiness
arrives at the same time like pathos
and humour
like two passions always weaker than
the other
they pass so quickly just like
thrushes in July
like an unmelodious sound or a dry
bow
they close their eyes in order to see
for real
although birth is a bigger risk than
dying
we love always too little and always
too late
don’t write of this too often but
once and for all
and you’ll be like a dolphin, good
gentle and strong
let’s hasten to love people for they
pass away
so quickly and those who don’t don’t
always return
and one never knows when one speaks
about love
is the first to be last or the last
to be first?
|
Translated by Charles S.Kraszewski
[W:] „Przegląd Polski”, dodatek
kulturalny do „Nowego Dziennika”, Nowy Jork,
15 kwietnia 2005
“The fellow who teaches people to love through
his poems: An Interview with Fr. Jan Twardowski”, "The Polish Review", New York,
Nr 4 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz