http://www.cultureave.com/z-malego-miasteczka-w-wielki-swiat/
Culture Avenue
Joanna Sokołowska Gwizdka
Z małego miasteczka w wielki świat
rozmowa z Aleksandrą Ziółkowską Boehm
o wspomnieniach Normana Boehma.
Joanna Sokołowska-Gwizdka: Na początku 2017 roku w amerykańskim wydawnictwie
Hamilton Books wyszły wspomnienia Pani męża Normana Boehma From a Small
Town to the Big World (Z małego miasteczka w wielki świat). Nie
każdy pisze wspomnienia, skąd u Normana taka potrzeba zapisywania obserwacji i
wydarzeń ze swojego życia?
Aleksandra Ziółkowska-Boehm: Trochę było w tym mojej perswazji i pasji
do pisania. Od lat mówiłam, że powinien napisać wspomnienia. Norman napisał we
wstępie, że „Aleksandra go wciąż zachęcała”. Uważam, że każdy z nas ma swoją
opowieść i może ją napisać opierając na
własnym życiu. Każdy może napisać własne wspomnienie, biografię, pamiętnik czy
historię rodzinną. Jak dalece chce, jak dalece potrafi, i czy będzie chciał i
umiał poddać się dyscyplinie, to jest osobne zagadnienie.
JSG: Czy Norman Boehm prowadził regularny dziennik?
AZB: Nie prowadził dziennika. Zaczął pisać
kilka lat temu, gdy byłam ponad rok na stypendium Fulbrighta. Na te stypendia
jest zapraszana rodzina, Norman był ze mną. Kupiliśmy drugiego laptopa i zaczął
pisać o swoim dzieciństwie, młodości, szkole, studiach, pracy za granicą. Pokazywał
mi, zachęcałam, by rozwinął niektóre wątki, i tak się książka powolutku pisała.
JSG: Jaki był dom rodzinny Normana Boehma?
AZB: Norman był jedynakiem, miał szwedzko-niemieckie
korzenie. Jego babcia (Blenda Bergman), przyjechała ze Szwecji, poznała emigranta
z Niemiec (Carl Adalberta Boehm), i pobrali się. Ich jedyny syn, Normana
ojciec, urodził się w Chicago. Rodzina przeniosła się na Wschodnie Wybrzeże i w
niedużym miasteczku w stanie New Jersey urodził się Norman.
JSG: Napisała Pani piękną książkę o słynnej ciotce Normana
Boehma, aktorce Ingrid Bergman. Czy w swoich wspomnieniach Norman poświęca jej
dużo miejsca?
AZB: Norman oczywiście przywołuje spotkania ze
swoją kuzynką Ingrid (w Polsce nazywano by ją ciocią). Ojciec Ingrid (Justus) i
babcia Normana (Blenda) byli rodzeństwem.
W mojej książce Ingrid Bergman
prywatnie (amerykańskie wydanie ukazało się pod tytułem Ingrid Bergman and her American Relatives)
cytuję listy Ingrid do jego babci Blendy (ulubionej cioci Ingrid), do jego ojca,
i także do Normana. Przywołuję jej wypowiedzi na temat Szwecji, Włoch, Ameryki.
Piszę o jej małżeństwach, przede wszystkim, jak wielką pasją było dla niej
aktorstwo. Książkę oparłam na rozmowach z Normanem, przeczytałam opublikowane
książki na temat wielkiej aktorki, między innymi jej autobiografię (napisaną z
Alanem Burgess) My Story.
JSG: Co spowodowało, że Norman Boehm zdecydował się na dalszą
naukę z daleka od domu?
AZB:
Jego ojciec uważał, że syn powinien wyjechać z małego miasteczka, poznać inne
rejony wielkiej Ameryki. Po skończeniu szkoły średniej Norman wybrał studia na
Uniwersytecie w Północnej Dakoce. Jechał trzy dni autobusem. Wiele osób okazało
mu serdeczność, co zapamiętał na całe życie. Tęsknił za domem, ale - jak pisze
- po pierwszej wizycie na święta, cieszył się, że wracał na uczelnię, gdzie miał
kolegów, gdzie należał do honorowego studenckiego stowarzyszenia - fraternity: Alpha Tau Omega (ATO).
JSG: Norman Boehm, po ukończeniu chemii i kolejnych kursów prawniczych,
spędził 23 lata poza Stanami Zjednoczonymi – 16 lat w Arabii Saudyjskiej, 4
lata w Londynie i 3 lata w Stavanger w Norwegii zarządzając budową szybów
wiertniczych. Na czym polegała jego praca?
AZB: Był specjalistą od układania kontraktów, które dotyczyły
między innymi właśnie budowy szybów wiertnicznych na oceanie. W Londynie
nadzorował projekt North Coromorant,
który w historii firmy Exxon jest uważany za „the most successful”, ukończono
go wcześniej niż przewidywano, zmniejszono przewidywany budżet, i nie było żadnych
„niespodzianek”.
JSG: Czy mieszkanie w krajach o różnych kulturach miało wpływ
na poglądy Normana?
AZB: Ogromny. Pracowali z nim Arabowie, Palestyńczycy, Norwegowie,
Anglicy. Cenił różne kultury i różnych ludzi. Zgromadzony przez niego szacunek
dla „innych” został mu na całe życie.
JSG: Norman Boehm miał też pasje – gra na fortepianie i
lotnictwo. Jak je realizował?
AZB: Był pilotem w amerykańskim NAVY, a po latach miał swój
nieduży samolot (aeronca chief).
Bardzo kochał latanie. O tym m.in. rozmawiał z Donaldem Kutyną, amerykańskim 4-gwiazdkowym generałem,
przez wiele lat szefem Air Force, który ma ogromne osiągnięcia. Napisałam o nim
w książce The Roots Are Polish, ma
bowiem polskie pochodzenie.
Jako chłopiec Norman przez osiem lat uczył się gry na forepianie. Uwielbiał
muzykę Chopina (grywał np. „Walc minutowy”), Beethovena, Schuberta, Czajkowskiego.
Grywał także popularne melodie, jak “Begin the Beguine”, “Adios”, “Granada”,
“My Shawl”… Do końca życia prawie
każdego dnia grał na pianinie. Cały dom rozbrzmiewał muzyką... bardzo mi tego
także brakuje…
JSG: Proszę opowiedzieć, jak się Państwo poznali.
AZB: Poznaliśmy się w Stanach, byłam wówczas na stypendium. Wymieniliśmy
adresy i zaczęła się korespondencja. Telefonował co tydzień, kilka razy
przyleciał do Warszawy. Niecały rok później w 1990 roku pobraliśmy się. Jest o
tym rozdział w książce Barbary Henkel Bezpieczne
związki (Wydawnictwo
Nowy Swiat, 2003).
JSG: Czy zdecydowała się Pani na budowanie swojego życia w
Stanach Zjednoczonych, właśnie ze względu na Normana?
AZB: Tak właśnie było - wyszłam za mąż i zamieszkałam z mężem
w jego kraju, ale cały czas utrzymywałam i utrzymuję stały kontakt ze swoim.
Zwykle dwa w razy do roku bywam w Polsce, ukazują się moje książki, mam ukochaną
rodzinę i czytelników. Czeka też na mnie moje nieduże warszawskie mieszkanie,
które bardzo lubię.
JSG: Jak pamiętam, Norman Boehm uczestniczył w Pani pracy,
był zainteresowany polską historią, kulturą i reagował, gdy Polska, czy Polacy
byli niesprawiedliwie oskarżani.
AZB: Reagował pięknie. Zabierał głos, gdy ukazywały się
krzywdzące Polskę artykuły. Pisywał listy do redakcji pism, w których pojawiały
się różne pomówienia. Włączył się także w akcję przekonywania amerykańskich
senatorów do przyjęcia Polski do NATO. (Po śmierci Normana pięknie napisała o
tym Anna Bernat dla PAP-u). W książce Jana Nowaka Jeziorańskiego Polska droga do NATO (Wrocław 2006, red.
Dobrosława Platt, wstęp Jerzy Koźminski), są zamieszczone jego listy do senatora
Joe Bidena (późniejszego wiceprezydenta), do senator Kay Bailey Hutchinson. Norman stał się niemal „polskim patriotą”. Bardzo
mnie to ujmowało i było ważnym aspektem w naszym wspólnym życiu.
JSG: Dzięki Pani pasji i pracy życie Normana stało się
bogatsze o inną kulturę, którą pokochał jak swoją. Przyjeżdżał z Panią do
Polski i Polskę poznał.
AZB: Bardzo lubił i cenił Polaków, uważał nasz naród za serdeczny,
patriotyczny. O naszej historii dużo się ode mnie dowiadywał, bardzo miał piękne
podejście do Polski. Żartuję czasami mówiąc, że nie znał polskiego, a ja nie tłumaczyłam
mu różnych „polskich sporów”. Gdy pracował, przylatywał do Polski na krótko, zwykle
dwa razy w roku. Gdy przeszedł na emeryturę – lecieliśmy oboje na siedem - osiem
tygodni do Polski. Bywał na moich spotkaniach autorskich, lubił moją rodzinę,
przyjaciół. Doskonale się w Polsce czuł. Wygłosił wykład na Politechnice Łódzkiej
na temat etyki zawierania kontraktów. Jeździliśmy w różne miejsca, pokochał
Zakopane.
Gdy lecieliśmy oboje, towarzyszyła nam nasza kotka Suzy, a potem też drugi kot. Koty także dobrze się czuły w Warszawie (napisałam książkę Podróże z moją kotką, która miała też amerykańskie wydanie On the Road with Suzy from Cat to Companion). Z naszą Suzy odwiedzaliśmy np indiańskie rezerwaty.
Z zabawnych anegdot opowiem jedną. W Zakopanem byliśmy na Gubałówce z
Michałem Radgowskim, felietonistą "Polityki". Norman patrzył na panoramę gór
pełen zachwytu. -Powiedz mu, że to są góry słowackie, powiedział Michał. -A po
co?...Niech podziwia i myśli, że polskie, odpowiedziałam. Radgowski tak był...zaskoczony, że napisał o tym w felietonie.
Norman Boehm i Michał Radgowski |
Gdy lecieliśmy oboje, towarzyszyła nam nasza kotka Suzy, a potem też drugi kot. Koty także dobrze się czuły w Warszawie (napisałam książkę Podróże z moją kotką, która miała też amerykańskie wydanie On the Road with Suzy from Cat to Companion). Z naszą Suzy odwiedzaliśmy np indiańskie rezerwaty.
JSG: Wspomnienia
Normana Boehma zostały opatrzone ciepłymi refleksjami jego przyjaciół, m.in.
przywoływanego wczesniej generała polskiego pochodzenia, dowódcy Obrony
Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej, Donalda J. Kutyny, czy Bruce’a
E. Johansena, profesora na University of Nebraska. Pamiętam, że Norman miał też
dobre relacje z Joe Bidenem, senatorem z Delaware, wiceprezydentem w rządzie
Baracka Obamy. Czy dużo miejsca we wspomnieniach zajmują bliscy mu ludzie i przyjaźń?
AZB: Norman
pisze o kolegach ze szkoły podstawowej, średniej, studiów, pracy, rodzinie. Napisał,
jak zachwycił się Europą, po pierwszej pierwszej podróży na ten kontynent, jak
inaczej przedstawiano ją w Stanach.
Napisałam do jego książki wstęp – między innymi jakim był
człowiekiem prywatnie. Zacytowałam jego - naszych przyjaciół, m. in. znanego Indianina
z Montany. Oboje z Normanem jeździliśmy do obu Dakot, Montany, wspieraliśmy
szkoły indiańskie (St Labre, St Joseph i Red Cloud Indian School), Crazy Horse
Memorial w Południowej Dakocie (gdzie przed laty mój stryj Korczak Ziółkowski
zaczął rzeźbić w skałach wodza Crazy Horse). Norman jest obecny w mojej książce
indiańskiej Otwarta rana Ameryki
(amerykańskie wydanie Open Wounds A
Native American Heritage).
JSG: Norman odszedł w maju 2016 roku. Czy przygotowywanie
wspomnień do druku było dla Pani terapią?
AZB: Tak, praca nad wspomnieniami była swoistą terapią i swoistym
ukojeniem. Żałuję, że Norman nie doczekał decyzji amerykańskiego wydawcy, że
książki już nie zobaczył.
JSG: Czym dla Pani było dwadzieścia sześć lat życia z mężem
Normanem?
AZB: Gdy się spotkaliśmy obydwoje byliśmy dojrzałymi ludźmi,
umieliśmy docenić każdy wspólny dzień. Myślę, że w młodości często jesteśmy
zapalczywi, niecierpliwi, wymagający. Oczekujemy więcej niż sami jesteśmy gotowi
dać. Na wszystko trzeba dojrzałości. Z pokorą mogę powiedzieć, że nasze
małżeństwo to był dar od Pana Boga.