Aleksandra Ziółkowska-Boehm
PISARSKIE DELICJE,
Bellona, Warszawa 2019,
343 stron
Aleksandra
Ziółkowska-Boehm pisze o reportażach literackich, literaturze faktu, dylematach
pisarzy i o tytułowych „delicjach”, czyli głosach krytyków i czytelników. Docieka,
jak książki po ukazaniu się żyją własnym życiem, nierzadko wbrew zamierzeniom
autorów. Opowiada o losach nietuzinkowych ludzi, których spotkała w Polsce,
Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, a nawet w Argentynie i Brazylii. Nie waha się
zmierzyć z wielkimi nazwiskami kultury, takimi jak Isaac Bashevis Singer czy
Jerzy Giedroyc, redaktor naczelny paryskiej „Kultury”, który przez
dziesięciolecia kształtował gusta literackie i polityczne myślenie polskich
elit nie tylko na emigracji.
**
Delicje pisarskie
to forma literacka, w której można znaleźć głosy zarówno krytyków jak i
czytelników, informacje o reportażach literackich, literaturze faktu, czy
dylematach pisarzy. Aleksandra Ziółkowska-Boehm opowiada o losach niezwykłych
ludzi, poznanych w Polsce, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, a nawet w
Argentynie i Brazylii. Wyjątkowo odważna książka, w której bada życie książek,
po ich ukazaniu się na rynku, mierzy się z osobliwymi jednostkami takimi jak
Isaac Bashevis Singer czy Jerzy Giedroyc.
**
Anna Bernat
NOWE KSIĄŻKI, listopad 2019
Klika czystych taktów
Podglądanie warsztatu pisarza, zwłaszcza lubianego, którego książki się czyta po wielokroć i stale bywa na jego spotkaniach autorskich, jest zawsze interesujące. Jak on to robi? Przecież autor pisze o innych, a jednak mówiąc o sprawach ważnych, oryginalnych, wzruszających, czytelnik odnosi wrażenie, że ta opowiedziana historia jest też o nim, że jakaś cząstka jego życia jest w niej zawarta.
Takie jest pisarstwo Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm; ma ona dar utrwalania świata i ludzkich trudnych doświadczeń na tle historii. Są to książki, skłaniające do refleksji nad polskim życiem, jego realiami dziejowymi, których przypomnienie, np. w relacjach bohaterów opowieści, i wytłumaczenie, sprawia, że ludzie, którzy kiedykolwiek się w swoim życiu z nimi zetknęli, stają się sobie bliscy i tworzą serdeczną, niekiedy obronną, wspólnotę.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm, dziś autorka 22 książek opublikowanych w języku polskim w kraju i 12 w języku angielskim w Stanach Zjednoczonych (nie licząc wznowień) jako młoda osoba w pracach redakcyjnych, zwłaszcza przy ostatniej książce pisarza „Karafce La Fontaine’a”, określanej jako biblia dziennikarstwa. Pisarz zawarł w niej swoje rozważania na temat istoty pisania i procesu twórczego, literatury, pisarstwa, reportażu, tworzywa literackiego.
"Żadna moja książka nie była tak osobista. Spojrzałem wstecz, zdumiałem się i począłem się zastanawiać - jakże to zrobiło się to moje pisarstwo?" - napisał Wańkowicz o "Karafce..."W „Pisarskich delicjach” autorka wspomina, że w podziękowaniu za jej pracę pisarz zadedykował jej II tom „Karafki…”: „Pani Aleksandrze Ziółkowskiej, bez której oddanego współpracownictwa zapewne byłaby to jeszcze gorsza książka”, a następnie w testamencie zapisał jej swoje archiwum.
Teraz Aleksandra Ziółkowska-Boehm opublikowała swoją książkę na temat pisarstwa i jest to rzecz pasjonująca.
Jak pisze w „Pisarskich delicjach…” „ludzi, o których losach postanawia pisać zazwyczaj ona wybiera, niekiedy jednak jej rozmówcy pojawiają się jakby sami. „Poznaję ich – pisze autorka – w Warszawie, Gdańsku, Krakowie, Toruniu, Opocznie, za oceanem – w Kanadzie Stanach Zjednoczonych, nawet w Argentynie i Brazylii”. Często ich historie oraz ich rodów i rodzin związane są z Kresami. Zwykle nie mają znanych nazwisk. „Są to ludzie, którzy przeszli wiele tragicznych wydarzeń, ale swój los przyjmowali z niemałą odwagą i godnością. Imponują mi, zadziwiają; piękni ludzie”.
Takim pięknym człowiekiem jest bohaterka książki „Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego krzyża” – Cezaria Iljin-Szymańska, działaczka podziemia, uczestniczka powstania warszawskiego w Zgrupowaniu „Radosław”. Po powstaniu aresztowana w Białymstoku i osadzona w obozie NKWD nr 41 w Ostaszkowie. Do Polski powróciła w 1946 r. z malaria i tyfusem. Została cenionym architektem, włączyła się w odbudowę Warszawy.
Ale te historie są przedstawione w książce „Kaja od Radosława…”. Natomiast w „Pisarskich delicjach” rozdział poświęcony Kai jest opowieścią o tym, jak „wspólnie” powstawała tamta książką, jest historią wielu spotkań, rozmów, telefonów przez ocean, korespondencji, uzgadniania brzmienia zdań, nawet doboru poszczególnych wyrazów, np. Kai nie odpowiadało słowo „kobieta”. Pisała do autorki „Oleńko, proszę nie nazywaj mnie kobietą. Dawniej kobietą nazywano tylko służące (…) Pisz albo „pani”, albo wymyśl coś”. Zastąpiłam „kobiety” jej imieniem - zaznacza pisarka.
Jest to też przedstawienie relacji pomiędzy osobą, która staje się bohaterem książki i pisarką. Relacji, które przerodziły się w głęboką przyjaźń, bliskość do tego stopnia, że Kaja zaprosiła autorkę „po najdłuższym życiu” do swojego grobowca, zapisując jej w testamencie miejsce na Powązkach.
Innym „pięknym człowiekiem”, bohaterem „Delicji…” jest Roman Rodziewicz, syn zesłańca na Sybir, słynny „hubalczyk”, który z majorem Henrykiem Dobrzańskim ps. „Hubal” przebywał od pierwszego do ostatniego dnia istnienia oddziału. Po śmierci Hubala wstąpił do ZWZ, następnie AK. Aresztowany w 1943 r. przez trzy miesiące torturowany w więzieniu w Mołodecznie, został wysłany do Auschwitz, w 1944 r. trafił do Buchenwaldu i Nadrenii. Po zakończeniu wojny dostał się do Włoch, dołączył do II Korpusu Polskiego. We Włoszech spotkał się z Melchiorem Wańkowiczem i ich znajomość trwała 40 lat.
W „Delicjach…” Ziółkowska-Boehm przedstawia m.in. wątek miłości Romana Rodziewicza i Halinki Czermińskiej. Gdy Rodziewicz został aresztowany Halinka pisała doń listy do Auschwitz. W pewnym momencie korespondencja się urwała. Do ich spotkania pierwszy raz po wojnie doszło dopiero po 35 latach. Delikatnie i dyskretnie pisze autorka o tym, dlaczego tak się stało.
W „Pisarskich delicjach autorka przywołuje inną „piękną” postać – Ewę Bąkowską, bohaterkę książki „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon”.
Dzieje tego dworu i jego mieszkańców mają wymiar symboliczny, stanowią opowieść, którą można odnieść do innych dworów i domów na Kresach, na Mazowszu, w całej Polsce. Po większości z nich po wojnie nie pozostał kamień na kamieniu, tylko w zdziczałych ogrodach można jeszcze było do niedawna dostrzec zarysy fundamentów zdruzgotanych, zniesionych z powierzchni ziemi domostw, Dwór w Krasnicy się ostał. Po 1989 r. rodzinie nie udało się go odzyskać. A jego nabywca, właściciel fabryki mrożonek, po prostu go spalił.
Osobny fragment „Pisarskich delicji” autorka poświęca swojej korespondencji z Jerzym Giedroyciem. Listów było 230; dotyczyły spraw różnych, m.in. książki Ziółkowskiej – Boehm pt. „Otwarta rana Ameryki” poświęconej Indianom, o którą redaktor „Kultury” pytał wielokrotnie. Główna jednak część korespondencji związana była z wspólną redakcyjną pracą nad przygotowywanym do wydania w kraju tomem korespondencji pomiędzy Wańkowiczem i Giedroyciem. W momencie, kiedy Ziółkowska- Boehm uznała, że napisany przez Giedroycia wstęp krzywdzi Wańkowicza, odpowiedziała wprost „Pana wstęp przeczytałam i bardzo mi się nie podoba”. Kiedy redaktor paryskiej „Kultury” zarzucił jej zbytnią emocjonalność, odparła: ”Ja to nazywam lojalnością” – pisała. Jerzy Giedroyc zmienił wstęp.
Swoją książkę „Pisarskie delicje” Aleksandra Ziółkowska-Boehm rozpoczęła szkicem na temat tworzywa literackiego, a zwłaszcza interesujących autorkę rozróżnień między literackim reportażem, opowieścią, literaturą faktu.
Po lekturze książki można powiedzieć, że ideą autorki było nie tylko przekazanie tego, jak ważne jest dla niej pisarstwo, dzięki któremu przekazuje obserwacje, emocje, odczucia wrażenia i fakty, ale też przedstawienie zasad, którymi kieruje się przy pisaniu. A jedną z najważniejszych zasad jest delikatność i uważność w traktowaniu swoich bohaterów i opowieści które jej powierzyli. Tych, które znalazły się w jej książkach, jak też tych, które właśnie ze względu na zasady, pozostaną tylko w pamięci i sercu pisarki, bo o to prosili jej rozmówcy, bohaterowie książek. Jest w tym pisarstwie Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm wielka czystość intencji. Ton, jak w wierszu „Tarnina” Zbigniewa Herberta „kilka czystych taktów/ to bardzo dużo/to wszystko”.
(Aleksandra Ziółkowska-Boehm „Pisarskie delicje”. Wydawnictwo Bellona Warszawa 2019)
Anna Bernat, Kilka czystych taktów, Nowe Książki, listopad 2019
*
(...) Na
szczególną uwagę w najnowszym „Pamiętniku Literackim”(56 ) zasługuje – obok
materiałów wspomnieniowych o Zbigniewie Herbercie i opublikowanego po angielsku
wywiadu Reginy Wasiak-Taylor z Ursula Philips, czyli brytyjską tlumaczką
(m.n.”Poganki” Narcyzy Żmichowskiej) i „Choucas” Zofii Nałkowskiej) – osobisty esej-wyznanie
Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, autorki licznych książek z zakresu literatury
faktu. Wśród nich opowieści, łączących wątki reportażu z rozmowami,
dokumentami, pamiętnikami – jak głośna „Druga bitwa o Monte Cassino” czy „Dwór
w Kraśnicy”. W eseju zatytułowanym „Opowieść – literacki reportaż” Ziółkowska-Boehm pisze o swoich inspiracjach
i początkach zainteresowań twórczych oraz specyfice uprawianego gatunku: „Swoje teksty non-fiction nazywam
opowieściami. Mają luźną budowę, swobodny tok narracji. Perspektywa pokazania
wydarzeń może być wieloraka, jak wieloraki punkt widzenia (...) Pisarz, który
wybiera literaturę faktu jako swój warsztat
i tematykę, zdaje sobie sprawę od początku, przed jakimi staje
zadaniami. Przede wszystkim musi dbać, by jego przekaz zawierał
prawdę...Trudność polega na tym, jak przekazać prawdę, która jest „moją prawdą
lub prawdą „innej osoby”. Czy prawda jest jedna?”
Mieczysław Orski, ODRA nr 4, 2019
*
Wańkowiczowskie rekomendacje, Z
Aleksandrą Ziółkowską-Boehm pisarką rozmawiają Krzysztof Masłoń i Tomasz
Zbigniew Zapert, „Do Rzeczy”, 3-9 czerwca 2019, str. 48-49
**
„ Książka „Pisarskie delicje” Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm jest osobistym
wyznaniem wiary autorki w moc literatury faktu. Czyż nie po to czytamy
reportaże i prawdziwe historie, żeby zastanowić się, czym jest cierpienie,
heroizm, tchórzostwo, patriotyzm, a także poznać samych siebie w kontekście
trudnych wydarzeń przeżywanych przez innych? Autorka uważa, że poruszenie
wybranego tematu, jeśli komuś lub czemuś służy, jest warte trudu. Każda zawarta
w książce opowieść przemienia zarówno życie twórcy, opisanych w niej bohaterów,
jak i czytelnika. A pisarka jest ze wszech miar samodzielną oraz, dzięki
wewnętrznej wolności, namiętną i heroiczną reporterką. Uzsadniając swoje
pisanie, broni po prostu własnego prawa do spojrzenia na rzeczywistość,
poznawanych ludzi, czy do odbioru życia innych po swojemu. Jednak nie o
egoistyczną postawę tu chodzi, lecz o
posłannictwo, służenie innym, ale i sobie: własnym upodobaniom czy wręcz
fascynacjom, jak stwierdza w „Pisarskich delicjach”. Notatki Aleksandry
Ziółkowskiej-Boehm są więc osobiste, ale nie egocentryczne.
Tytułowe delicje to osobliwie wzruszające reakcje bohaterów oraz
czytelników na napisane przez Aleksandrę Ziółkowską-Boehm reportaże literackie
i historyczne. Szczególnym darem, który poruszył jej serce, były kolorowe
obrazy namalowane przez dzieci słabosłyszące do książki ”Kaja od Radosława,
czyli historia Hubalowego krzyża”. Aleksandra Ziółkowska-Boehm wyznaje: Jakże piękne jest życie książki, która
wywołuje taki szczególny odbiór ...,Jaka radość dla pisarza.... W
„Pisarskich delicjach” autorka dzieli się z czytelnikami listami, które przez
wiele lat pisała do niej Cezaria Iljin-Szymańska „Kaja”. Epistoły te są pięknym
świadectwem głębokiej więzi między dwiema niezwykłymi kobietami.
Każda stworzona opowieśc to rezultaty wielogodzinnych, a nawet tygodniowych
spotkań, rozmów, a także wielomiesięcznej wymiany korespondencji. Nieraz
zdarzało się, że rozmówca wpadał w irytację, dziwiąc sie skrupulatności
pisarki, np. przed ukazaniem się artykułu o Krystynie Wańkowiczównie i
okolicznościach jej śmierci pisarka „zasypywała” generała Janusza
Brochwicz-Lewińskiego „Gryfa” mnóstwem pytań o szczegóły z jego opowiadań. Był
on wielce zdumiony, że musiał zajmować stanowisko w sprawie różnych detali. Dla
pisarski nadrzędne są: dociekliwość, dążenie do perfekcji, prostota, a także
prawda o ludziach doświadczonych przez tryby Historii, żyjących wśród nas jako
świadkowie, którzy stali twarzą w twarz z okrucieństwem o wymiarze niemożliwym
do zrozumienia. Aleksandra Ziółkowska-Boehm
podkreśla, że w obrębie literatury faktu pisarz powinien starać się
wydobyć na światło dzienne prawdę, utrwalając słowa, czyny i przekonania, które
zawiadują losem opisywanych osób.
Do napisania „Pisarskich delicji” skłoniły Panią Aleksandrę głosy dwóch
recenzentów, którzy po lekturze „Drugiej bitwy o Monte Cassino” wyrazili
opinię, że autorka nie wspomniała ani słowem o metodach swojej pracy. W
omawianej pozycji zaprezentowała więc swoją teorię tworzenia literatury faktu.
Ta sztuka udała się ostatniej sekretarce Melchiora Wańkowicza znakomicie,
zwłaszcza że ma ona rzadki dar nawiązywania słowem pisanym głębokiego dialogu z
czytelnikiem już od pierwszej linijki tekstu. Jej rozważania o pisarskim
warsztacie i o tym, jakich wyjątkowych czytelników i bohaterów mogą mieć
pisarze, jakim darem mogą być oni dla siebie nawzajem, tchną autentyzmem i
szczerością. Cechuje się skrótowością i sentencjonalnością. W tym „mówienu” do
czytelników jest coś pociągającego.
Lekturę „Pisarskich delicji” można proponować zarówno tym, którzy już znają
dorobek Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, jak i tym, których omijała dotąd ta
przygoda. Przede wszystko, jednak warto ją polecać raczkującym narratorom.
Słowem tym, którzy jeszcze nie wiedzą, co począć, gdy czują, że rodzi się w
nich reportażysta. Mogą oni dzięki tej pozycji poznać tajniki warsztatu
doświadczonej autorki literatury faktu. Niechaj więc zbiór ten czytelnicy
dawkują sobie małymi porcjami, jak cenny poradnik na życie. Rzecz jasna, życie
pisarskie, czyli to, moim zdaniem, bardziej prawdziwe”.
Beata Bednarz, Jakże piękne jest
życie książki... i pisarzy, LIST DO PANI, październik 2019
**
Ewa Bagłaj - „Inspiruje mnie pisarka Aleksandra
Ziółkowska-Boehm, która napisała m.in. książkę „Pisarskie delicje”. Opisuje w
niej odpowiedzialność, jaką autor biografii bierze za życie bohaterów, którzy
powierzają mu swoje historie do opowiedzenia. Pokazuje też, że można dążyć do
tego, co jest prawdziwe, a niekoniecznie do sensacji”.
Tygodnik SŁOWO
PODLASKIE, Biala Podlaska, 18-24 lutego 2020
**
**
HISTORIE DO CZYTANIA
Aleksandra Ziółkowska-Boehm: Pisarskie
delicje. BELLONA,
Warszawa 2019, s. 344.
Nad ks
Na okładce swojej najnowszej wydanej w Polsce książki
Aleksandra Ziółkowska-Boehm – mieszkająca
w USA i przyjeżdżająca często do ojczyzny pisarka, autorka wielu tomów opowieści
historycznych, zbiorów esejów i reportaży poświęconych mało znanym losom
postaci polskich najnowszych dziejów, a także wywiadów z licznymi prominentami naszej
powojennej emigracji naukowej i kulturalnej (w tym niektórych publikowanych na łamach
naszego miesięcznika) – ogłasza, że podejmuje temat pisarskich „delicji”, co dość
zagadkowo brzmi. Autorka wyjaśnia w pierwszych rozdziałach książki, że znajdą
się wśród tych „delicji” m.in. jej swoiste odkrycia i pewne sensacje, wyłonione
po okresie zakończonych rozmów i spotkań z bohaterami jej książek, nieznane listy
od nich, a także niewykorzystane wcześniej wątki, które towarzyszyły jej w
pracy.
iążkami
Ludzi, o których losach postanawiam napisać – oznajmia –wybieram sama, zwykle nie mają znanych nazwisk. To ja ich
uważam za bohaterów i wstawiam do swoistego panteonu. Są to ludzie, którzy
przeszli wiele tragicznych wydarzeń,
ale swój los przyjmowali z niemałą odwagą i godnością. Zastanawiając się nad koncepcją i stylem swych licznych wydawanych od wielu lat
pozycji, Ziółkowska-Boehm słusznie zalicza uprawiany przez siebie gatunek
literacki do
nurtu zwanego na Zachodzie creative non-fiction; podkreśla
przy okazji, że jak się orientuje, XXI wiek stawia w pisarstwie głównie właśnie
na literaturę faktu, bowiem czytelnik zdaje się dziś oczekiwać szczególnie
dokumentacji – jest
głodny przekazów z pierwszej ręki… Gdy wchodzi się do amerykańskiej sieci
księgarń Barnes and Noble, w oczy rzucają się przede wszystkim monografie,
biografie, wspomnienia, omówienia, pamiętniki, dzienniki, wywiady (nb. w
miarę
podobnie kształtują się ostatnio listy polskich bestsellerów
czy laureatów nagród literackich w licznych konkursach krajowych).
Autorka pisze wiele o szczególnym rodzaju wyzwań stających
przed autorami uprawiającymi takie jak ona gatunki, wyróżniając wśród nich
odpowiedzialność za przytaczanie wypowiedzi rozmówców – bowiem wtedy wchodzi się
także w szczególny kontakt z samym sobą, własnym poczuciem sprawiedliwości i
poczuciem
etyki. Uważam to za ważny element pisarstwa. Podkreśla także istotną rolę swych obserwacji
i ustaleń, dokonywanych przy pomocy rozmówców, które rozwiewają często wadliwe
stereotypy wiedzy historycznej – takiej popularyzowanej
na przykład ostatnio w Polsce – przedstawiające jednostronnie
np. historię podziemia partyzanckiego czy prawdę o „żołnierzach wyklętych” bądź
też opisujące wydarzenia masowych zbrodni na Wołyniu z jedynie polskiego punktu widzenia.
Wśród tych „korekt” dziejowych na uwagę zasługuje przytaczana w jednej z najgłośniejszych książek autorki, zatytułowanej Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego krzyża (Warszawa 2014, nagroda Związku Pisarzy na Obczyźnie), opowieść o tym, jak to jej bohaterka i koleżanka uniknęły śmierci z rąk ukraińskich chłopów w krytycznym okresie rzezi na Wołyniu dzięki ryzykującej swoje życie właśnie Ukraince. Relacja z dziejów powstawania tej książki, omawianej po ukazaniu się w „Odrze”, wsparta kroniką naprzód znajomości, a potem bliskiej przyjaźni autorki z Cezarią Iljin-Szymańską pseudonim „Kaja”, wypełnia treść najbogatszego w „delicje” rozdziału (z niezwykłymi epizodami wczesnej, syberyjskiej odysei rodzinnej bohaterki). Fascynująca jest ta – uzupełniona wyborem wzajemnych listów –
Wśród tych „korekt” dziejowych na uwagę zasługuje przytaczana w jednej z najgłośniejszych książek autorki, zatytułowanej Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego krzyża (Warszawa 2014, nagroda Związku Pisarzy na Obczyźnie), opowieść o tym, jak to jej bohaterka i koleżanka uniknęły śmierci z rąk ukraińskich chłopów w krytycznym okresie rzezi na Wołyniu dzięki ryzykującej swoje życie właśnie Ukraince. Relacja z dziejów powstawania tej książki, omawianej po ukazaniu się w „Odrze”, wsparta kroniką naprzód znajomości, a potem bliskiej przyjaźni autorki z Cezarią Iljin-Szymańską pseudonim „Kaja”, wypełnia treść najbogatszego w „delicje” rozdziału (z niezwykłymi epizodami wczesnej, syberyjskiej odysei rodzinnej bohaterki). Fascynująca jest ta – uzupełniona wyborem wzajemnych listów –
opowieść o losach działaczki podziemia, uczestniczki powstania
warszawskiego z ugrupowania „Radosław”, która została aresztowana i osadzona w
obozie NKWD w Ostaszkowie. Doceniła tę książkę sama Kaja, pisząc już po jej
otrzymaniu
26 kwietnia 2006: Oleńko kochana, serdecznie i bardzo
Ci dziękuję, że napisałaś tę książkę, uzupełniłam moje życie o coś tak niezwykłego,
dałaś mi powód do czynnego życia – w tej samotności.
W dowód wdzięczności w liście pisanym tuż przed śmiercią
w 2007 roku skierowała ona oryginalną prośbę do swojej już przyjaciółki Aleksandry,
by: po bardzo wielu, wielu, wielu latach, gdy już Ciebie nie będzie, urna
z Twoimi
prochami została umieszczona w moim grobowcu na Starych
Powązkach.
Dla czytelnika tej książki „delicje” rozpoczynają się na
dobre w rozdziałach relacjonujących i komentujących okoliczności i drogi
docierania przez autorkę do jej bohaterów, nawiązywania z nimi często bliższej
znajomości i dzięki temu
wynajdywaniu atrakcyjnych, mało w Polsce jeszcze wówczas
zbadanych, tematów „kresowych” i innych –
a to począwszy od Melchiora Wańkowicza, którego poznała, pisząc o nim na Uniwersytecie
Warszawskim pracę magisterską
(obronioną w 1979 roku). Pisarz, poszukujący właśnie researcherki,
zatrudnił Ziółkowską- Boehm do współpracy jako swoją asystentkę, co zaowocowało
później sporą serią książek poświęconą przez nią twórczości i dorobkowi
autora Bitwy o Monte Cassino, a także jego skomplikowanym
po wojnie losom, także rodzinnym (niezbyt udane małżeństwo) – wśród nich
m.in. Blisko Wańkowicza (I wyd. 1975), Na tropach Wańkowicza (1989),
Proces
Melchiora Wańkowicza. Galeria licznych znakomitych postaci polskiej historii i
literatury dostarczyła potem pisarce impulsu do zdobywających szerokie uznanie
pozycji z wspominanego wyżej cyklu creative non-fiction, których
tytuły obok wspomnianej Kai to m.in. (omawialiśmy je
w „Odrze”) Z miejsca na miejsce (o Romanie Rodziewiczu pseud. „Roman”), Dwór
w Kraśnicy i Hubalowy Demon, Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści,
Lepszy dzień nie przyszedł już, Senator Haidasz; nie wspominając już
imponującego zestawu książek
i publikacji napisanych przez mieszkankę USA po angielsku
i wydanych za granicą.
Kontaktom autorki z Jerzym Giedroyciem, redaktorem „Kultury”,
czy emigrantem brazylijskim, poetą i malarzem (byłym więźniem Pawiaka w 1942
roku) Tomaszem Łychowskim poświęcone są osobne rozdziały Pisarskich delicji.
Zaś wśród wielu przytoczeń, zapisków, cytatów, fragmentów recenzji można
znaleźć np. bardzo współcześnie brzmiące zalecenia dla młodych pisarzy,
przekazane przez noblistę
Isaaca B. Singera Ziółkowskiej-Boehm podczas rozmowy w
1985 roku w Nowym Jorku.
Oto niektóre rady z owego przesłania, którym warto
spointować to omówienie, niestety z konieczności mocno pobieżne: Po
pierwsze, aby mieli historie do opowiedzenia. W obecnej literaturze coraz
bardziej to się zaniedbuje (…)
Po drugie, aby posiąść potrzebę opowiedzenia tej właśnie,
a nie innej historii. Na przykład ja znam najlepiej Żydów, ale nie Żydów w
Szwecji, tylko Żydów w Polsce. Każdy z nas zna swoje ograniczenia (…) Początkowo chciałem imitować
Knuta Hamsuna, potem nauczyłem się, że muszę pisać o
swoim milieu, które jest moją własną, prawie osobistą pasją.(…) Pisząc o rzeczach i ludziach, których
zna się najlepiej, odkrywa się własne źródła. Pisarz nigdy nie powinien porzucać
swego macierzystego języka i jego skarbnicy idiomów.
Mieczysław Orski,
Historie do czytania, ODRA nr 4, 2020ZY**
Pisarskie reminiscencje Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm
Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem „Pisarskie delicje” Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm; z tym większym, że Autorkę i jej twórczość znam już od ponad 15 lat. Poniżej garść refleksji po lekturze, które śmiało proszę traktować jako zachętę do sięgnięcia po tę wydaną w tym roku publikację.
Książka składa się z dwóch części. W pierwszej autorka częstuje nas bardzo
osobistymi rozważaniami o swoim warsztacie literackim. „Pisanie
pojmuję… jako posłannictwo, służenie innym, ale i sobie: własnym upodobaniom
czy wręcz fascynacjom” - stwierdza. I trudno się z tym nie zgodzić
znając jej pisarską drogę.
Po przeczytaniu początkowego eseju pojawia się myśl, która nabiera jeszcze
mocy po lekturze całości: książka powinna się nazywać jakoś inaczej. W głównej
mierze traktuje bowiem o rożnego rodzaju reperkusjach i reminiscencjach
twórczości Autorki. Najpierw przyszły mi do głowy "żniwa" - ale to
się zbyt kojarzy z uprawą roli, orką, siewem, zbiorem..
Lepsze i ładniejsze byłyby "pisarskie owoce". Bo publikując swoje
historie Aleksandra Ziółkowska-Boehm zbiera potem owoce. Tematy, które porusza,
ludzie, którym poświęca opowieści - to wszystko przynosi bogaty, wspaniały
plon; właśnie piękne owoce. I to jest najbardziej poruszające w tej prozie.
Oczywiście nie byłoby tego wszystkiego bez pisarskiego warsztatu, zapału,
pasji, mądrości, szacunku do ludzi, Wielkiego serca, z którym Autorka
przystępuje do swojej pracy. Odpowiedzialności, powściągliwości, poczucia wagi
słów. Trochę o tym sama pisze w początkowych partiach "delicji"
(dlatego - być może - biorąc pod uwagę te właśnie fragmenty, szersze
znaczeniowo "delicje" pasują lepiej do całości książki niż "owoce").
Esej o własnej twórczości najciekawszy robi się w miejscu, w którym Pisarka
opowiada o poszukiwaniu sposobu na najlepsze poprowadzenie narracji i tworzeniu
"obłoczka sekretu”, "niedopowiedzenia", "niepokoju". I
o tym, jak próbuje dotrzeć do "odpowiedniej atmosfery, rytmu i języka
konkretnej opowieści". Trochę znam to uczucie. Tę trudność i te starania.
W końcu sam kilka książek mam na koncie. To jest tematyka, o której ktoś
powinien napisać pracę polonistyczną na kanwie twórczości Pani Aleksandry. Szkoda,
że pisząc o tych poszukiwaniach (często dosyć nieuchwytnych), nie przywołała
konkretnych przykładów ze swoich książek. Ale to już zadanie dla badacza – dla
samego autora jest to w jakiś sposób niezręczne, aby o tym pisać. Przypomniał
mi się Melchior Wańkowicz, który mówił (w „Karafce La Fonteine'a”) o rytmie
akapitów u Sienkiewicza, że rozpoznaje tę warsztatową robotę, ale wciąż nie
umie uchwycić, na czym polegała wielkość pióra pisarza, którą chwytał za serca
czytelników. Szkoda, że Wańkowicz nigdy nie rozwinął tych refleksji. W
„Pisarskich delicjach” świetne są te cytaty, które pokazują, że czytelnicy
znajdują się pod urokiem "atmosfery, rytmu i języka". Opisał to w
liście pewien pan, który czytając poczuł klimat bossa
novy, więc puścił sobie taką właśnie muzykę z magnetofonu - świetnie mu
pasowała już do konca lektury książki o Ingrid Bergman” (A. Ziółkowska-Boehm,
Ingrid Bergman prywatnie, Warszawa 2013).
Z szeregu bardzo interesujących pisarskich "owoców", największe
na mnie wrażenie wciąż robi historia miłości hubalczyka Romana Rodziewicza. Te
niesamowite zapętlenie - rozbieżności między jego wersją, a tą, którą po latach
przekazali synowie jego wielkiej i pierwszej miłości Halinki. Nie mogę tu za
wiele zdradzić, aby nie psuć przyjemności tym, którzy jeszcze książki nie
czytali, ale komentarz do owego „zapętlenia” można odnaleźć w opowieści o
pewnym Panu, który będąc już w mocno podeszłym wieku, bardzo się przejął, gdy
przeczytał w książce, że w młodości jego dziewczyna postanowiła go porzucić.
Inaczej to wtedy zapamiętał... a po ponad pięćdziesięciu latach emocje
wróciły... Bardzo mądrze podsumował tę sytuację mąż Pisarki - Norman.
Oczywiście można po swojemu całą historię rozwikłać i stworzyć własną teorię.
Przypuszczam, że Pani Aleksandra też taką ma, ale podobnie, jak napisała, że
Pani Zofia Wańkowiczowa "może nie rozpoznała" ciała córki, zamiast
wprost napisać "nie rozpoznała", tak i tu nie chce (bo nie należy i
nie wypada!) posunąć się o ten jeden krok dalej i wysuwać jakieś przypuszczenia
co do rzeczywistych relacji i przebiegu zdarzeń.
Z podobną ostrożnością Autorka podchodzi do opowieści o trudnym związku
Melchiora Wańkowicza i jego żony. To wciąż bardzo ciekawe, nawet czytane po raz
kolejny. Poruszająco brzmi opowieść o wieloletniej przyjaźni z „Kają od
Radosława”, która przechowała słynny krzyż majora Hubala; wzruszające jest
wspomnienie o tym, że Pisarka była do Kai tak przywiązana, że chciała do Niej
dzwonić zaraz po pogrzebie Kai, tak żeby o wszystkim poopowiadać...
Na koniec: książka udowadnia, że warto było poświęcać godziny, dni,
miesiące i lata. Warto było swój wyjątkowy talent, pasję i energię spożytkować
pisząc te wielkie, najprawdziwsze opowieści. Takie właśnie ostateczne
przesłanie odczytuję z tej publikacji. I wciąż mam nadzieję na kolejne!
Krzysztof
Zajączkowski
**
MAŁGORZATA
PONIATOWSKA
Czytam po polsku, 4 czerwca 2019
Podczas
czytania najnowszej książki autorstwa Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm czyniłam
notatki, aby nie umknęły mi żadne istotne kwestie poruszane w tekście. Już sam
tytuł publikacji „Pisarskie delicje” obiecywał, że lektura ta nie będzie
zwykłą strawą dla ducha, że zaserwuje czytelnikowi smakowite specjały
sporządzone przez mistrzynię pióra oraz, że autorka będzie nas gościć w
swej literackiej kuchni. Pokaźna ilość poczynionych przeze mnie zapisków
świadczy o jakości i randze podsuwanych przez pisarkę zagadnień dotyczących
twórczości, kultury, etyki…
Dyskretnie w cieniu Mistrza
Nie wiem, czy
wolno mi dotknąć niezwykle delikatnej kwestii i zwrócić uwagą na ledwie
wyczuwalny ton rozżalenia uznanej pisarki „Od lat ukazują się moje książki
niezwiązane z pisarstwem autora «Szczenięcych lat», poświęcone…”. Uważam,
że Aleksandra Ziółkowska-Boehm całym swoim dorobkiem literackim udowodniła, że Król Reportażu i
spotkanie z nim stanowiło dla niej jedynie spiritus movens, które młodej
adeptce literatury wskazało kierunek życiowej wędrówki. Zdobywanie kolejnych
jej etapów i wspinanie się po szczeblach pisarskiej kariery, było
zadaniem, któremu poświęciła „długie godziny samotności… i całe dnie
zmagania z własnym lenistwem, niewiedzą”, i którego realizację zawdzięcza
swemu talentowi oraz „rygorowi i dyscyplinie”. Jak słusznie zauważył M.
Oramus, nie tylko Aleksandra Ziółkowska „Miała szczęście – ale miał je i Wańkowicz”, który
w późnej jesieni życia spotkał wierną „kustoszkę jego pamięci”,
pozostającą „dyskretnie w cieniu” Mistrza.
„Pięknie by siedziały w książce”
Nie sposób
przejść obojętnie obok formułowanych przez literatkę spostrzeżeń, uwag
czy wniosków. Cieszę się, że część z nich, dzięki własnemu doświadczeniu
i wiedzy, odkryłam mozolnie sama. Ogromną przyjemność sprawiło mi odczytywanie
przemyśleń i rozważań Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm przekazywanych czytelnikom,
jako element wypełniania pisarskiej misji, którą przyjęła do realizacji,
bo „Każdy autor chciałby, by jego książka była ważna i oryginalna i
skłaniała do refleksji”. Szczególną uwagę przywiązuję do etycznych
aspektów pisarstwa i z tego powodu bardzo wnikliwie zapoznałam się z
treścią rozdziału pt. „Jakie od lat stoją przede mną dylematy związane z
autorem Szczenięcych lat”. Prozaiczka, obdarzona dużą dawką wrodzonego taktu,
napisała o konieczności wyraźnego stawiania granic „biograficznego
wścibstwa”, aby mając dostęp do zbioru listów czerpać z nich wiedzę na
użytek własnych przemyśleń o ich nadawcy i adresacie, ale niekoniecznie
informacje te upubliczniać, chociaż „pięknie by siedziały w książce”.
Kontynuując wątek moralnych zapatrywań artystki słowa, jakich implikacje obserwujemy podczas zagłębiania się w lekturę jej książek, odwołam się do jednej z jej wypowiedzi: „własne poczucie sprawiedliwości, poczucie etyki. Uważam… za ważny element pisarstwa”. Z tego względu mieszkanka Ulicy Żółwiego Strumienia nie sprzeniewierzyła się zaufaniu jakim obdarzyli ją rozmówcy i nie dała się ponieść taniej „sprzedając” prywatne szczegóły wyjęte z życiorysów znanych sobie osób. Powściągliwa w słowach, pisząc o ludziach, stara się dostrzegać tylko jaśniejszą ich stronę, nie szukając skandali czy afer.
Kontynuując wątek moralnych zapatrywań artystki słowa, jakich implikacje obserwujemy podczas zagłębiania się w lekturę jej książek, odwołam się do jednej z jej wypowiedzi: „własne poczucie sprawiedliwości, poczucie etyki. Uważam… za ważny element pisarstwa”. Z tego względu mieszkanka Ulicy Żółwiego Strumienia nie sprzeniewierzyła się zaufaniu jakim obdarzyli ją rozmówcy i nie dała się ponieść taniej „sprzedając” prywatne szczegóły wyjęte z życiorysów znanych sobie osób. Powściągliwa w słowach, pisząc o ludziach, stara się dostrzegać tylko jaśniejszą ich stronę, nie szukając skandali czy afer.
Zagadnienie
etyczności przekazu literackiego, niezwykle istotne dla rzeczonej pisarki non
fiction, posługującej się w swej pracy badawczej takimi narzędziami, jak wywiad czy rozmowa, ściśle
wiąże się z autoryzacją słowa pisanego. W tej problematyce humanistka
powołuje się na zasady etyki zawodowej, którym od lat wiernie służy. Niezwykle
skrupulatna w swej pracy badawczej stwierdziła, iż „Weryfikować należy
wszystko, co jest możliwe do zweryfikowania”.
W
rozpatrywanej książce wychwyciłam pojawiające się kilkakrotnie twórcze dualizmy,
charakterystyczne dla różnych aktywności artystycznych. Spod znakomitego pióra
polskiej humanistki wyszło zdanie „Dobre pisarstwo to połączenie dobrej
formy i treści”. W tej zwięzłej wypowiedzi zwróciła ona uwagę na warunki
konieczne (ale niewystarczające), aby powstała interesująca i wartościowa
literatura. Według cenionego przez Aleksandrę Ziółkowską-Boehm noblisty, Isaaca
B. Singera, ważne jest, aby pisarze „mieli historię do
opowiedzenia”, tak, jak dzieje się to w przypadku naszej autorki. Na drugim
planie ujęcia przywołanego tematu znajduje się literacka forma
opowieści, zależna od pisarskiego warsztatu, „wyboru perspektywy” oraz
stylu i tonu narracji piszącego. W publikacji „Pisarskie delicje” doktor
nauk humanistycznych zaprezentowała procesy nadawania kształtu barwnym gawędom
i interesującym opowieściom, traktującym o licznych postaciach
historycznych.
Według mnie Aleksandrze
Ziółkowskiej-Boehm towarzyszy niezachwiane przekonanie o wspaniałość ludzi
i świata. Dla tej wyjątkowej estetki wszystko dookoła jest i ma być piękne:
piękni ludzie – bohaterowie, o których chętnie pisze, książki piękne do
czytania, piękna literacka para – King i Królik. A na
dodatek, opisując niezwykłe cuda świata, posługuje się piękną polszczyzną.
Czegóż chcieć więcej?...
„Przed i po” książki
Dwoistość
przejawia się również w „żywotach” wartościowych lektur, niosących ze
sobą duży ładunek emocjonalny, ale i informacyjny. Znakomicie porusza się w
tych zagadnieniach badaczka polszczyzny, dostrzegająca dwa etapy życia
książki, wyróżniając czas przed jej wydaniem i po
dostarczeniu jej do księgarń. Pisząc o swoich literackich doświadczeniach
uchyliła rąbka tajemnicy przybliżając nam niuanse niełatwych procesów
tworzenia literatury non fiction (współpraca z Kają – Cezarią
Iljin-Szymańską czy Jerzym Giedroyciem). Z drugiej strony literatka
dużo miejsca poświęciła ciągowi dalszemu swoich wydawnictw, skutkom
ubocznym przekazanych w nich treści, gdy tomy okupione twórczymi wysiłkami
piszącego rozpoczynają samodzielną egzystencję niezależną od jego intencji. W
szczególności odbywają się wiele wyjaśniające spotkania autorów z
czytelnikami, wywołujące nawiązywanie nowych znajomości oraz lawinę zdarzeń
z udziałem obu spotykających się stron – aż po propozycję miejsca w grobowcu
(sic!).
Absolutnie
wyjątkowym prezentem obdarowały autorkę Słabosłyszące Dzieci z
Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Wystawiły spektakl pt. "Dotyk
oświeconej dłoni" na podstawie historii "Kai od Radosława" oraz przygotowały album z ilustracjami zatytułowany "Życie
malowane «szerokim światem» - szlakiem Cezarii i Wiktorii Iljin...."
Opisy wszystkich obrazów są zdaniami wyjętymi z tekstu książki, ilustrującymi
wędrówkę bohaterki "Od Ałtaju po Bałtyk i Tatry".
Sobie i światu
Dwojaki jest
również cel, jaki, być może, postawiła przed sobą autorka „Ulicy Żółwiego Strumienia” formułując uwagę „Pisanie pojmuję… jako posłannictwo, służenie innym,
ale i sobie: własnym upodobaniom czy wręcz fascynacjom”. Polska
patriotka, tworząc książki w języku ojczystym, wielokrotnie przysłużyła się
swoim rodakom mieszkającym po obu stronach oceanu popularyzując wielką historię
Polski. Będąc obywatelka świata i przebywając niemal trzydzieści lat
poza granicami Kraju przyswoiła sobie „multiosobowość emigranta”, który
winien „stać się pomostem między dwiema kulturami” (T. Łychowski).
Jednak, co ważniejsze, Aleksandra Ziółkowska-Boehm pamięta, że jej „Korzenie
są polskie” i ma świadomość, że dobre pisarstwo winno czerpać z
tradycji swojego narodu, ale i ofiarowywać własnemu narodowi
ponadczasowe dzieła. Pisarka dała wyraz temu przekonaniu całą swą
twórczością, przysparzając Ojczyźnie sprzymierzeńców na wielu kontynentach.
Gorąca orędowniczka polskości, służąc narodowej sprawie, w wywiadzie dla
nowojorskiego „Nowego Dziennika” wystosowała specjalny apel do rodaków
rozsianych po wielkim świecie: „Mówmy dobrze o Polsce”. Może
posłanie to dotrze i do Europy…
Jednocześnie, entuzjastka pięknych historii i pasjonatka polskiej mowy, realizuje siebie żyjąc w ciągłym ruchu i angażując się w niezliczoną ilość projektów i przedsięwzięć społecznych, kulturalnych, naukowych, a przede wszystkim literackich. „Moje własne życie dostarcza mi emocji, które często są inspiracją” i chwała Ci za to Pani Aleksandro! Cóż może być bardziej fascynującego niż prawdziwe życie (non fiction) urozmaicone ciągiem niezwykłych wydarzeń, nierzadko o światowym zasięgu (bo „Nie tylko Ameryka”, ale i „Kanada, Kanada…”).
Jednocześnie, entuzjastka pięknych historii i pasjonatka polskiej mowy, realizuje siebie żyjąc w ciągłym ruchu i angażując się w niezliczoną ilość projektów i przedsięwzięć społecznych, kulturalnych, naukowych, a przede wszystkim literackich. „Moje własne życie dostarcza mi emocji, które często są inspiracją” i chwała Ci za to Pani Aleksandro! Cóż może być bardziej fascynującego niż prawdziwe życie (non fiction) urozmaicone ciągiem niezwykłych wydarzeń, nierzadko o światowym zasięgu (bo „Nie tylko Ameryka”, ale i „Kanada, Kanada…”).
Od Tatr aż po Kresy Wschodnie
Wśród Polonii
amerykańskiej, kanadyjskiej i każdej innej pozostawało wielu kresowian,
o których z wielką atencją opowiedziała Polonuska z Ameryki. Ucieszył
mnie rozdział zatytułowany „Ludzie z Kresów w moich
książkach”, w którym przeczytałam zdanie: „Z radością
dowiadywałam się, ilu wybitnych wspaniałych Polaków ma przeszłość kresową”.
Podobne uczucia towarzyszyły mi, gdy odkrywałam swego czasu, iż „Ku mojemu
zdziwieniu okazało się, że większość wybitnych Polaków miała bardziej lub mniej
ścisły kontakt z naszymi górami i ich stolicą” [Tatry i Zakopane –
MP], o czym napisałam we wstępniaku do bloga CzytamPoPolsku.pl (w dalszej
kolejności, studiując biografie Wielkich Polaków, skonstatowałam ich kresowe
pochodzenie, skutkiem czego w kręgu moich zainteresowań także znalazły
się Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej).
Bądźmy dobrzy dla pisarzy
W Aneksie do „Pisarskich
delicji” Aleksandra Ziółkowska-Boehm rozważała, jakich pisarskich honorów
może się spodziewać autor książki. W pierwszym rzędzie wymieniła kontakt
z czytelnikami – osobisty lub listowny – oraz recenzje i nagrody.
Te ostatnie, jako uwieńczenie dzieła, są „marzeniem każdego twórcy” –
przyznała literatka wyjątkowo szczodrze nagradzana przez przeróżne
gremia.
Sprawa z recenzjami przedstawia się zgoła odmiennie. Pisarka wyjawiła pogląd, z którym nie sposób się nie zgodzić: „można się modlić o recenzję, ale prosić o nią nie wypada”. I nie trzeba. Jeśli twórca podaje czytelnikowi prawdziwe odautorskie delicje, którymi ten może się godzinami delektować, trudno nie spodziewać się od niego wdzięczności wyrażonej skromną choćby recenzją…
Sprawa z recenzjami przedstawia się zgoła odmiennie. Pisarka wyjawiła pogląd, z którym nie sposób się nie zgodzić: „można się modlić o recenzję, ale prosić o nią nie wypada”. I nie trzeba. Jeśli twórca podaje czytelnikowi prawdziwe odautorskie delicje, którymi ten może się godzinami delektować, trudno nie spodziewać się od niego wdzięczności wyrażonej skromną choćby recenzją…
MAŁGORZATA PONIATOWSKA, Czytam po polsku, 4 czerwca 2019
*
„Pisarskie delicje”
Dziś będzie trochę nietypowo, bo nie nawiążę do
żadnego poruszanego aktualnie tematu w Familijnej Jedynce. Będziemy autonomiczni!
Otóż jesteśmy tuż-tuż przed wakacjami, bo już od jutra lipiec, i potem
sierpień. Typowy okres urlopowy. Przeważnie zabieramy ze sobą na wakacje osoby
najbliższe, w domyśle – kochaną rodzinkę, lub choć jakieś przyjazne dusze.
Oczywiście propagujemy nade wszystko wakacje z Panem Bogiem! To oczywiste.
Ale bywają sytuacje, gdy nie mamy z kim pojechać
na urlop. A nawet może być, że w ogóle nigdzie nie wyjedziemy. I jest na to też
rada, żeby nie być samemu. To – książki. Spotkanie z autorem. Z autorami. Na pierwszy
ogień proponuję książki Pani Aleksandry Ziółkowskiej – Boehm, spadkobierczyni
archiwum Melchiora Wańkowicza, która właśnie zawitała do Polski, bo na stałe
mieszka w USA. Opisuje ona w swoich książkach losy różnych ludzi, głównie
Polaków z całego świata, i ich niesamowite losy. Do jej tematyki należą m.in.: Kresy Wschodnie, Powstanie Warszawskie,
Hubal, obozy koncentracyjne, losy Polonii… A pisała też m. in o amerykańskich
Indianach, a nawet o Ingrid Bergman. Aktualnie promuje teraz dwie nowe swoje
książki – „Pisarskie delicje” które pochłonęłam w trzy wieczory. I drugą –
którą będę miała już na całe lato, to „Wokół Wańkowicza”, prawie 700 stron! I
to lubię!
Otóż proponuję, aby Państwo też podążyli podobną
drogą – literackich spotkań z ciekawymi ludźmi. I podzielili się swoimi
fascynacjami lub odkryciami. Może będzie okazja do wymiany doświadczeń?
**
Jolanta Wysocka: PISANIE NALEZY DO SWIATA
MAGICZNEGO, Rozmowa Nowego Dziennika z Aleksandrą Ziółkowską-Boehm, Nowy
Dziennik, Nowy Jork, 27 wrzesnia 2019, str 18-19
http://dziennik.com/publicystyka/kultura/pisanie-nalezy-do-swiata-magicznego/
Druga pani książka, która się niedawno ukazała w Polsce to wydana przez znane wydawnictwo Bellona - "Pisarskie delicje". Są to pani rozważania o własnym warsztacie pisarskim. W jednym z rozdziałów napisała pani - jak się odwdzięczyła bohaterka ksiażki „Kaia od Radosława”, która zapisała pani ... miejsce w grobie na Powązkach.
Druga pani książka, która się niedawno ukazała w Polsce to wydana przez znane wydawnictwo Bellona - "Pisarskie delicje". Są to pani rozważania o własnym warsztacie pisarskim. W jednym z rozdziałów napisała pani - jak się odwdzięczyła bohaterka ksiażki „Kaia od Radosława”, która zapisała pani ... miejsce w grobie na Powązkach.
- No właśnie, czy
wielu autorów ma taki prezent od swoich bohaterów?...
W tej książce chciałam się podzielić doświadczeniami z procesu pisania, zastanawiam się, czym jest
dla mnie literatura faktu, jak się układały relacje z ludźmi, którzy opowiedzieli mi swoje losy. Także,
jak po ukazaniu się książek niektóre ich tematy pokazywały „inne, nowe watki”.
W tej książce chciałam się podzielić doświadczeniami z procesu pisania, zastanawiam się, czym jest
dla mnie literatura faktu, jak się układały relacje z ludźmi, którzy opowiedzieli mi swoje losy. Także,
jak po ukazaniu się książek niektóre ich tematy pokazywały „inne, nowe watki”.
W „Pisarskich delicjach” poświęciła pani
rozdziały m.in.
takim mistrzom pióra i publicystyki, jak Jerzy Giedroyc czy Isaac Bashevis
Singer. Dlaczego właśnie oni stali się współbohaterami pani opowieści?
-Piszę o tym, jaką wspaniałą lekcję „zaczepienia tematu” dostałam w czasie
spotkania z Isaakiem
B. Singerem w Nowym Jorku we wrześniu 1985 roku, gdy byłam stypendystką
Fulbrighta. Spotkanie Singera było dużym wydarzeniem w moim życiu. Podarował mi swoje ksiażki z dedykacjami,
a także książkę z ręcznymi poprawkami - zapiskami do nowego wydania. Podarował też
fotografię z piękną dedykacją. Odpowiedział na wiele moich pytań m.in. - jakie ma rady dla młodych pisarzy. Przytaczam
je w „Pisarskich delicjach”.
Jerzy Giedroyc, z którym ma wymienione ok 200 listów, pisywałam do
„Zeszytów historycznych” i paryskiej „Kultury” – zaprosił mnie do współpracy
przy opracowaniu jego korespondencji z Wańkowiczem. Zadawał mi pytania o moją kotkę, na
temat Indian, którym to tematem bardzo się interesował, ale jednocześnie mieliśmy
inne zdania na temat osoby Wańkowicza, którego ja „broniłam”. Napisał że jestem
„emocjonalna” jeżeli chodzi o pisarza, a ja odpowiedziałam, że nazywam to „lojalnością”.
Giedroyc wymienił swój wstęp do tomu korespondencji, nowy napisał ładnie - z szacunkiem
i podziwem. Jestem mu wdzięczna, że dał się przekonać.
Czy można uznać, że w zdaniu w "Pisarskich delicjach": "Pisanie pojmuję… jako posłannictwo, służenie innym, ale i sobie: własnym upodobaniom czy wręcz fascynacjom", zawarła pani swego rodzaju credo pisarskie, a być może także życiowe?
Czy można uznać, że w zdaniu w "Pisarskich delicjach": "Pisanie pojmuję… jako posłannictwo, służenie innym, ale i sobie: własnym upodobaniom czy wręcz fascynacjom", zawarła pani swego rodzaju credo pisarskie, a być może także życiowe?
- Moje rozumienie pisania nie musi być zbieżne z przemyśleniami innych. Pisanie pojmuję - najogólniej
mówiąc – właśnie niemal jako posłannictwo, służenie innym, ale i sobie: własnym
upodobaniom czy wręcz fascynacjom... Czasami mówię: żeby mi życia starczyło,
abym mogła spokojnie przemysleć, wysłuchać, poczytać, zrobic notatki, i
wreszcie - napisać.
„Pisarskie delicje” zaczęłam od
eseju, że pisanie należy do świata magicznego,
i wielu z nas chciałoby w nim zamieszkać. Nawet tylko znalezienie się w jego
kręgu daje dużo wrażeń i uczy ... pokory. Dobre
pisanie to połączenie ciekawej formy i treści. Kiedy sposób pokazania
jest tak samo piękny jak opowiedziana historia – to zazwyczaj powstaje
interesująca literatura.
Każdy autor chciałby, by jego
książka była ważna i oryginalna, by skłaniała do refleksji. Pisząc, chcemy przekazać innym nasze
obserwacje, emocje, odczucia, wrażenia i fakty.
Pisząc, za każdym razem jakbym reagowała na rzeczywistość, ludzi i na zdarzenia wokół siebie. Jakbym chciała
odpowiedzieć na pytanie: "jakie jest nasze życie?".
Opowieści innych zawsze mnie interesowały, chętnie je
wysłuchuję i czasami chcę o nich także napisać. Również moje własne życie
dostarcza mi emocji, które często są inspiracją. Piszę o tych dobrych, i o tych
gorszych, i jest to rodzaj swoistej terapii, gdy dzielę się swoimi
przemyśleniami i obserwacjami z innymi. Tak jak wszyscy, wciąż uczę się żyć
potykając się nie raz i nie dwa. Chciałabym zrozumieć swoje życie i świat wkoło
mnie, pisząc, przybliżam i w jakiejś mierze przyswajam sobie nowe i nieznane
zjawiska.
Pisze Pani o literaturze faktu,
podkreśla jej wagę we współczesnym świecie...
-Dwudziesty pierwszy wiek od samego początku należy do literatury faktu, i
zapewne taki pozostanie. Gdy wchodzi się do sieci księgarń Barnes and Noble widać przede wszystkim monografie, biografie,
wspomnienia, omówienia, pamiętniki, dzienniki, wywiady, wyjaśnienia, relacje.
Czytelnik współczesny oczekuje dokumentacji, jest głodny faktów, przekazów
z pierwszej ręki. Chce śledzić, co się dzieje w świecie,
który dzięki telewizji i głównie internetowi wszedł w nasze życie ze swoimi
dylematami, problemami, katastrofami i biedą. Na temat wielu spraw i zjawisk
pragniemy wiedziec więcej, czasami je zgłębić, lub choćby „coś” lepiej zrozumieć. Chcemy wiedzieć także o
sprawach nam, Polakom, bliskim, o naszej historii, naszych wielkich postaciach,
ale i o przeciętnym człowieku, by się z nim identyfikować. Może chcielibyśmy
wyciągnąć nowe wnioski z naszej przeszłości,
nawet wiedząc, że „historia lubi się powtarzać”.
Jak pani patrzy na pojęcie
kreatywności w literaturze faktu?
- Autorzy non-fiction mają
swoisty kontrakt z czytelnikiem: nic nie wymyślamy.
Wszystko, o czym piszemy, jest oparte na dokumentach, faktach, ustalonych
relacjach, i autor winien o tym napisać czytelnikowi. Uważam, że mimo tych
trudności, pole do kreatywności jest duże.
Pisarz, który wybiera literaturę faktu jako swój warsztat i tematykę zdaje
sobie sprawę od początku, i z czasem coraz bardziej przekonuje się, przed
jakimi staje zadaniami. Przede wszystkim, musi dbać, by jego przekaz zawierał
prawdę – zarówno miejsca i czasu akcji, jak postaci, które pokazuje. Prawdziwe
muszą być ich wybory i motywy działania, ich życie, dobry los, tragedia i ból,
potknięcia, rozczarowania, upadki, jak i radości
i satysfakcje. Różne są sposoby pokazania wybranego bohatera i jego losów,
zdarzeń wokół. Trudność polega na tym, jak
przekazać prawdę, która jest „moją prawdą” lub prawdą „innej osoby”.
Czy jest jedna prawda?...To jest temat nieraz skomplikowany.
Co jest ważne przy pisaniu?
Co przeszkadza, powstrzymuje od pisania?
-Ważne jest, aby autor umiał zaangażować, wciągnąć emocjonalnie czytelnika
w tok swojej opowieści. Kreatywność piszącego polega na wyborze perspektywy, która
jak oko kamery pozwala zatrzymać i skupić się na wybranym szczególe. Skupić
tak, by zwrócić uwagę czytelnika. Podając szczegóły
niejako wciąga się czytelnika w akcję, uruchamia jego wyobraźnię. Wstrzemięźliwość
ma ważną rolę w opowiadaniu, może wykreować dramat i napięcie. Powiedzenie „za
dużo” zabiera napięcie, gadulstwo narratora niszczy tekst.
Co powstrzymuje od pisania?... dziesiątki spraw, ludzie, świadomość, że
tyle już napisano, że jakże wiele się pisze, że nieraz wręcz gadulstwo nas
otacza. ...Ale jednocześnie jakże piękne i szlachetne jest przekonanie, że ktoś
chce się podzielić się z innymi ważną sprawą...Uważam, że każdy z nas ma swoją
własną opowieść i może ją napisać opierając na
własnym życiu. Każdy może napisać własne wspomnienie, biografię, pamiętnik czy
historię rodzinną. Jak dalece chce, jak dalece potrafi, i czy będzie chciał i
umiał poddać się dyscyplinie, to jest osobne zagadnienie.
Pisze pani także o poświęceniu...
-Pisanie wymaga nieraz wielkiego poświęcenia. Zdarza się, że wszystko inne
wkoło jest ważniejsze, jakby właściwsze. I zapewne często tak właśnie jest. Są
i inne przypadki, kiedy trzeba umieć uciszyć głos w sobie, który przeszkadza,
nieraz wręcz jest naszym wrogiem. Może nas buntować, może stawiać pytania:
„komu - na co - po co?”, i może proponować wiele ciekawych zajęć i niemałych
przyjemności. Także wygoda i lenistwo zawsze podpowiada oglądanie kolejnego
programu telewizyjnego, który nas tak bardzo nie interesuje, szperanie w internecie,
drzemkę, gadulstwo przez telefon, mówienie nieraz wciąż „o tym samym”.
W aneksie do książki zatytułowanym „Bądzmy dobrzy dla
pisarzy” uświadamia pani, że „pisanie to długie godziny samotności przed kartką papieru
(teraz głównie przed komputerem), to są godziny i dnie całe zmagania z własnym
lenistwem, niewiedzą, to odsuwanie wielu spraw na bok, wielu spotkań, nieraz
wielu małych i większych przyjemności”.
-Pisanie – to poświęcanie godzin na pracę, która nie zawsze
jest odbiciem naszych starań i nadziei, nierzadko przynosi wyobcowanie, gorycz
i pustkę. Pisanie to długie godziny samotności, a po jakimś czasie – lata samotności. Czytajmy biografie pisarzy, wiele nam
dadzą. Jak wiele książek pomogło nam przejść przez trudności, przez załamania... Pamiętamy książki,
które wywołały nasze wzruszenie, łzy i uśmiech. Książka cenna i ważna - gdy jest taka - wzrusza,
uczy czegoś
nowego, poszerza naszą wiedzę, zmienia nasze zdanie, naszą opinię, rozszerza
punkt widzenia, obchodzi go z różnych stron, uwraźliwia, wywołuje refleksje,
daje nadzieję...
Pisze pani o
procesie twórczym, zaangażowaniu, cyzelowaniu treści...
-Pisarz powinien być zaangażowany emocjonalnie w temat, ale nie pokazywać
swoich uczuć. Jak mówię: emocje popychają mnie do pisania, ale potem tekst
odkładam, by się „uleżał”.
Po jakimś czasie sięgam po niego i go
cyzeluję, „udoskonalam”. Zabieram komentarze, wszelkie emocje szczególnie
fatalnie brzmią po latach.
Im trudniejszy temat, tym trzeba być oszczędniejszym w słowach, powściąliwszym, unikać przymiotników. Im poważniejszy,
tym trzeba go podać spokojniej. Komentarz i różne odczucia powinien wywołać u
siebie czytelnik w czasie lektury. Nie powinna być mu wskazana gotowa
interpretacja, podsunięta i wypowiedziana przez narratora, pisarza. Trzeba
podać obraz tak, by czytelnik sam wyciągnął wnioski. By wstrzymał oddech. Nie
należy pisać gotowych komentarzy, czytelnik sam powinien się wzruszyć, zdziwić,
zakłopotać, zastanowić, pomyśleć...Gdy to nie
następuje, to znaczy, że „nie udało” mi się, nie potrafiłam.
Nieraz pokazuję losy rozbitych wojennymi wypadkami rodzin, dramaty
pojedyńczych osób. Wydawca amerykański napisał mi, że poprzez pokazane losy
czytelnik się identyfikuje i wzrusza, i że tak się dzieje także dlatego, że nie
wstawiam własnego komentarza.
Tak właśnie pojmuję pisanie...
Jolanta Wysocka: PISANIE NALEZY DO SWIATA
MAGICZNEGO, Rozmowa Nowego Dziennika z Aleksandrą Ziółkowską-Boehm, Nowy
Dziennik, Nowy Jork, 27 wrzesnia 2019, str 18-19
http://dziennik.com/publicystyka/kultura/pisanie-nalezy-do-swiata-magicznego/
**
(...)
PAP: Przyjeżdża pani do kraju na majowe Targi Książki; jakie nowe tytuły przedstawi pani czytelnikom?
Aleksandra Ziółkowska-Boehm: PIW na Targi przygotował mój tom "Wokół Wańkowicza", która zawiera wszystko, co dotąd napisałam o pisarzu w "Blisko Wańkowicza" i "Na tropach Wańkowicza" plus 150 stron uzupełnień - nowych dokumentów, materiałów, do których dotarłam m.in. w IPN, nowych badań i punktów widzenia, które wywołała 16-tomowa seria Dzieł Wszystkich Wańkowicza, jaka ukazała się w Wydawnictwie Prószyński.
Z kolei Wydawnictwo Bellona przygotowało moją nową książkę "Pisarskie delicje". To rozważania na temat literatury faktu. Zastanawiam się, czym jest oparta na faktach opowieść, a czym literacki reportaż, jak rozmawiać z bohaterami?.. W swojej praktyce pisarskiej sama doszłam do przyjęcia pewnych reguł; zawsze podkreślam wagę autoryzacji, na co uczulił mnie Singer, z którym rozmawiałam w 1985 r., kiedy przebywałam w USA jako stypendystka Fulbrighta. Opisuję to w rozdziale „Przesłanie Isaaca B. Singera".
W "Delicjach..." przytaczam też m.in. korespondencję z Jerzym Giedroyciem, z Cezarią Iljin Szymańską - bohaterką książki "Kaja od Radosława". Piszę też o tym, jak książki po ukazaniu się żyją własnym życiem, jak się niektóre wątki na nowo pojawiają, wyjaśniają po latach, wspominam o mocnych więziach, niekiedy przyjaźniach, jakie łączą pisarza z bohaterami jego opowieści. Czasami autora spotykają wypadki piękne, ale i przedziwne, otóż bohaterka książki "Kaja od Radosława" podziękowała mi za nią, zapisując miejsce w swoim grobowcu na Powązkach. Czy kiedyś autor dostał taki prezent?
Rozmawiała: Anna Bernat (PAP)
x
Doktor nauk humanistycznych UW Aleksandra Ziółkowska-Boehm jest polską pisarką, od 1990 r. mieszkającą w Stanach Zjednoczonych. W latach 1972-74 była asystentką i sekretarką Melchiora Wańkowicza; pisarz zadedykował jej "Karafkę La Fontaine’a" i zapisał w testamencie swoje archiwum.
Jest m.in. członkiem zarządu powstałej w 2001 r. Fundacji im. Stefana Korbońskiego w Waszyngtonie i jurorem nagrody literackiej londyńskiego Związku Pisarzy na Obczyźnie. (PAP)
abe/ pat/
*
GLOSYPAP: Przyjeżdża pani do kraju na majowe Targi Książki; jakie nowe tytuły przedstawi pani czytelnikom?
Aleksandra Ziółkowska-Boehm: PIW na Targi przygotował mój tom "Wokół Wańkowicza", która zawiera wszystko, co dotąd napisałam o pisarzu w "Blisko Wańkowicza" i "Na tropach Wańkowicza" plus 150 stron uzupełnień - nowych dokumentów, materiałów, do których dotarłam m.in. w IPN, nowych badań i punktów widzenia, które wywołała 16-tomowa seria Dzieł Wszystkich Wańkowicza, jaka ukazała się w Wydawnictwie Prószyński.
Z kolei Wydawnictwo Bellona przygotowało moją nową książkę "Pisarskie delicje". To rozważania na temat literatury faktu. Zastanawiam się, czym jest oparta na faktach opowieść, a czym literacki reportaż, jak rozmawiać z bohaterami?.. W swojej praktyce pisarskiej sama doszłam do przyjęcia pewnych reguł; zawsze podkreślam wagę autoryzacji, na co uczulił mnie Singer, z którym rozmawiałam w 1985 r., kiedy przebywałam w USA jako stypendystka Fulbrighta. Opisuję to w rozdziale „Przesłanie Isaaca B. Singera".
W "Delicjach..." przytaczam też m.in. korespondencję z Jerzym Giedroyciem, z Cezarią Iljin Szymańską - bohaterką książki "Kaja od Radosława". Piszę też o tym, jak książki po ukazaniu się żyją własnym życiem, jak się niektóre wątki na nowo pojawiają, wyjaśniają po latach, wspominam o mocnych więziach, niekiedy przyjaźniach, jakie łączą pisarza z bohaterami jego opowieści. Czasami autora spotykają wypadki piękne, ale i przedziwne, otóż bohaterka książki "Kaja od Radosława" podziękowała mi za nią, zapisując miejsce w swoim grobowcu na Powązkach. Czy kiedyś autor dostał taki prezent?
Rozmawiała: Anna Bernat (PAP)
x
Doktor nauk humanistycznych UW Aleksandra Ziółkowska-Boehm jest polską pisarką, od 1990 r. mieszkającą w Stanach Zjednoczonych. W latach 1972-74 była asystentką i sekretarką Melchiora Wańkowicza; pisarz zadedykował jej "Karafkę La Fontaine’a" i zapisał w testamencie swoje archiwum.
Jest m.in. członkiem zarządu powstałej w 2001 r. Fundacji im. Stefana Korbońskiego w Waszyngtonie i jurorem nagrody literackiej londyńskiego Związku Pisarzy na Obczyźnie. (PAP)
abe/ pat/
*
|
||||
Olenko,
Wankowicz -
Giedroyc to Twoja walka o prawdę. Lojalność.
Kaja to
prawdziwa przyjaźń. Twoja przyjażń ja ożywiła, jej ostatnie lata byly latami
radosci i nadziei. Już nie byla tak samotna jak to czesto bywa w tym wieku.
Przyjaciele odchodza, bliskiej rodziny coraz mniej.
Czytając Twoją
książkę trzymamy kciuki by Giedroyc dał się przekonać, a Kaja mogła się
nacieszyć książka. Prawdziwy suspense!
Książka bardzo
ciepła bo sercem pisana.
Brawo!
|
Tomasz Lychowski, Rio de Janeiro, 26
lipca 2019
**
Szanowna
Pani:
Dwa tygodnie temu, bedac w Warszawie kupilem i przeczytalem uwaznie
w 3 wieczory „Pisarskie Delicje” - swietny przeglad wielu Pani „opowiesci”. Ja
czytalem w przeszlosci kilka Pani ksiazek i znam czesc Pani dzialalnosci
zwiazanej z Melchiorem Wankowiczem i Monte Cassino; mialem tam dwoch
wujkow urodzeni na Kresach przeszli przez sowieckie lagry. Jeden z nich
(Stach Kozakiewicz) byl w 5 Batalionie Ciezkich Karabinow Maszynowych ktory
poniosl wyjatkowo straszne straty bo byl glownym celem swietnie wyszkolonych
snajperow i artylerzystow niemieckich.
„Pisarskie Delicje” to rzeczywiscie ”swobodne i nieujarzmione” delicje;
piekne Pani listy do Giedroycia z lipca i sierpnia 2000, logiczne i klarowne
jakby tekst doktoratu z matematyki; swietny komentarz do „Katynia” zrobionego
przez ostroznego Wajde i dlatego bez zakończenia, jak wszystkie jego podporki
PRL-u; zacytowanie waznej opinii Singera; i inne perelki. I ten raczej rzadki w
naszej literaturze rarytas - tak duzo i pieknie o polskich heroinach - żaden
narod nie miał tak zasluzonych aniolow! Bravo i dziekuje! (...)
Jozef Kunc
Joseph A. Kunc, PhD
Professor of
astronautics, aerospace engineering, physics and astronomy
University of
Southern California , Los Angeles, CA 90089-1192
**
Czytam twoje
fascynujące i wzruszające Delicje krążąc wśród kartek — i chwilami mam
takie wrażenie, jakbym chodziła po Powązkach z moją 93-letnią siostrą
Katarzyną. Kasia kocha te spacery, dużo wie, dużo pamięta i lubi opowiadać, i o
tych znajomych jej (jak żywych) pochowanych, i o tych, których nagrobki są zatarte,
ledwie czytelne. Stajemy, ścieramy mech z napisów, czasem wyrywamy chwasty- bo
nikt już do nich nie przychodzi. I ty coś podobnego robisz w tej książce - o w
większości umarłych - tak pięknie o nich opowiadając, że nam się zdaje, że widzimy
ich i słyszymy razem z tobą.
Tobie nikt się nie
mógł oprzeć, nawet Giedroyć. Słodycz i stal, to ty.
Przepiękne są akwarele
dzieci, które tu reprodukujesz. Ogromnie ciekawe wszystkie listy!
Joanna Clark, Princeton, NJ, 14 września 2019.
Dedykacja: Oleńce,
królowej na dworach, dworkach, kresach polskiej i amerykańskiej ziemi
*
Mówisz o sprawach głęboko przez
siebie przemyślanych i zarazem ściśle związanych z twoim warsztatem pisarskim.
Fascynująco o literaturze faktu, co aż prosi o dyskusję. Kwestia prawdy! Ten
punkt widzenia przez "kamerę"? Osobiste porachunki? Wzgląd na tych,
osoby wartościowe, dla których prawda może być bolesna?
Zgadzam się z tobą, że w każdym
pisaniu jest wiara w posłannictwo, jakkolwiek rozumiane, łącznie z radością i trudem
pracy dla siebie.
Joanna Clark,
Princeton, NJ, 1 pazdziernika 2019
*
Przyjaciele przyniesli mi w prezencie Twoją ksiązke i juz
ją przeczytałam – z wielka przyjemnoscia. Jak zawsze Twoje ksiazki - dobrze się
czyta i jestem pelna podziwu. Przypisy są doskonałe, ale to cechuje wszystkie
Twoje ksiazki. Korespondencja z Kaja, z Giedroyciem, az się chce, by bylo
więcej. Ksiazka dowodzi wielkiej pracy, umiaru i taktu.
*
*
*
*
Z Twoimi książkami
jest tak, jakby rozmawiało sie z Tobą.
Miło mi, ze
znowu po nocach mam kontakt przez czytane własnie dwie Twoje ksiazki „Otwarta
rana” i „Pisarskie delicje”.
Zdzisława
Donat, Warszawa, 3 grudnia 2019
*
Czytając książkę
p.Ziółkowskiej-Boehm „Pisarskie delicje” już na samym początku trafiłam na
ciekawe zdanie, które brzmi tak: „Pisanie należy do świata magicznego i wielu z
nas chciałoby w nim zamieszkać”.
Mówiąc pół
żartem, pół serio, to wiele razy wchodziła Pani do tego magicznego świata i dłużej
lub krócej tam pomieszkiwała, ale trzeba było wracać do rzeczywistości, bo
powstawały nowe książki i trzeba było wykonać ważną część pracy nad książką, a
mianowicie zorganizować spotkania i rozmowy z wybranymi osobami, szukać materiałów
w archiwach państwowych i zbiorach prywatnych, pozyskiwać zdjęcia, które wzbogacają
książkę. Trzeba uzyskać pisemnie oświadczenie osób potwiedzających zgodność
faktów i uzyskać pozwolenie na wykorzystanie zdjęć. To wszystko jest po to, aby
w przyszłości nie doszło do nieprzyjemnych sytuacji. Np. żądań odszkodowania lub
procesów sądowych.
Po zakończeniu
tych czynności można spokojnie przenieść się do magicznego świata i oddać się
najprzyjemniejszej części tworzenia książki – pisaniu. Po napisaniu książki trzeba
wyjśc z magicznego świata, bo książkę trzeba wydać, a to łączy się z wieloma zabiegami,
np. trzeba znależć wydawcę i uzgodnić z
nim wiele szczegółów. Na końcu tego procesu czytelnik dostaje gotową książkę.
Po przeczytaniu „Pisarskich
delicji” zarozumiałam, jak ważne dla
autora są listy czytelników, które p. Ziółkowska-Boehm nazywa piękna nagrodą, i
to są jej pisarskie delicje. Pewnie dletego książka nosi taki tytuł.
Warto jeszcze
przytoczyć słowa, jakie wypowiedziała o pisarstwie p.Ziółkowskiej Boehm
Agnieszka Bogucka – opiekunka „Gryfa” – Janusza Brochwicz Lewińskiego – żołnierza
batalionu „Parasol”. Panie miały kontakt kiedy p.Ziółkowska-Boehm zbierała
materiały dotyczące okoliczności śmierci Krystyny Wańkowiczówny (córki pisarza
Melchiora), która zginęła w szóstym dniu Powstania Warszawskiego, a „Gyf” był
jej dowódcą. Oto te słowa : -„Poczucie odpowiedzialności za tekst i perfekcyjna
dokładność w przedstawieniu tematu.
Takie słowa na
pewno są ważne dla autora i są rodzajem nagrody od czytelnika.
Na koniec chcę przytoczyc zdanie z „Pisarskich delicji”, które napisała p.Ziółkowska-Boehm:
Na koniec chcę przytoczyc zdanie z „Pisarskich delicji”, które napisała p.Ziółkowska-Boehm:
„Ogólnie staram
sie, żeby moje książki były do czytania”.
Zapewniam Pania,
że są do czytania, bo są wspaniałą literaturą faktu. Pani książki uczą każdego
czytającego, bez względu na jego wiek. I wzruszają często do łez, bo jak tu nie można uronić łez
czytając historię Krystyny Wańkowiczówny”.
Maria
Szczegielniak , Gawrony, 14 stycznia 2020
*
„Pisarskie Delicje” zachwycają. Przenoszą czytelnika w inny czas, w inną
rzeczywistość. Historie bohaterów, najczęściej Kresowiaków, żyjących w Ameryce,
Kanadzie (iluż ich Pani poznała? Setki?) wciągają jak magnes. Ich wspomnienia,
przeżycia, obrazy i miejsca malowane słowem. Genius loci ukochanych Kresów. W
tych opowieściach najważniejsi są ludzie. Ich dramaty i przeżycia. Stają się
nam bliżsi dzięki wyimkom z listów, dokumentów. Te dodają autentyczności. A
Pani o to dba. I pomimo że tych ludzi już nie ma, ale oni żyją w Pani
książkach. Trzeba do nich wracać, przypominać, żeby nie zapomnieć.
To prawda, ze Pani opowieści to gotowe scenariusze do filmu. Oby tak się stalo np. z „Kają od Radosława”.
Wracając do wywiadu, to temat - polskie heroiny - (brzmi b. zachęcająco) - jest ciekawy, ale obszerny. W patriarchalnym wychowaniu kobiety zawsze pozostawały w cieniu bohaterów (mężczyzn). A przecież to dzięki dzielnym matkom, żonom, siostrom w czasie powstań, wojen przetrwały rodziny, tradycje, kultura polskie dziedzictwo. Niestety dzisiaj w wirtualnym świecie (kultury obrazkowej) i science fiction nie są takie historie „na topie”. A szkoda. Dobrze, że są Pani książki, arcyciekawe historie i piękni bohaterzy. A przyjdzie czas, ze to się zmieni.
To prawda, ze Pani opowieści to gotowe scenariusze do filmu. Oby tak się stalo np. z „Kają od Radosława”.
Wracając do wywiadu, to temat - polskie heroiny - (brzmi b. zachęcająco) - jest ciekawy, ale obszerny. W patriarchalnym wychowaniu kobiety zawsze pozostawały w cieniu bohaterów (mężczyzn). A przecież to dzięki dzielnym matkom, żonom, siostrom w czasie powstań, wojen przetrwały rodziny, tradycje, kultura polskie dziedzictwo. Niestety dzisiaj w wirtualnym świecie (kultury obrazkowej) i science fiction nie są takie historie „na topie”. A szkoda. Dobrze, że są Pani książki, arcyciekawe historie i piękni bohaterzy. A przyjdzie czas, ze to się zmieni.
Marta Jóźwiak, New York, 13 maja 2020
*"Piękna nie należy przeżywać, pięknem należy żyć. Piękno musi być jak powietrze - potrzebne i nieuświadamiane, póki jest” (Melchior Wańkowicz: „Ziele na kraterze”).
Czyż w książkach Aleksandry Ziółkowskiej - Boehm i losach jej bohaterów dobro i piękno nie jest najważniejsze?
Marta Jóźwiak – New York, NY 14 wrzesnia 2020
*
*
https://www.youtube.com/watch?v=wqu2kX9c_OI
*
*
https://www.granice.pl/publicystyka/aleksandra-ziolkowska-boehm-wywiad/1484/1
*
https://www.granice.pl/publicystyka/aleksandra-ziolkowska-boehm-wywiad/1484/1
By wszystko się zgadzało... Wywiad z Aleksandrą Ziółkowską-Boehm, Autor: Beata Bednarz www. granice.pl
*
Wojciech Reszczynski, Radio,
program 3, Trojka na powaznie, 4 grudnia godz. 11:05-12:00*
*
*
https://www.granice.pl/publicystyka/aleksandra-ziolkowska-boehm-wywiad/1484/1
By wszystko się zgadzało... Wywiad z Aleksandrą Ziółkowską-Boehm, Autor: Beata Bednarz www. granice.pl
*
*
Spotkania autorskie:
Biblioteka im. Marszalka J.Pilsudskiego, ul. Gdanska 100/102, Lodz
Biblioteka Publiczna
Mokotow, ul. Wiktorska 10, Warszawa
Ksiegarnia Nike,
Warszawa, ul. Pulawska 11, Warszawa
Biblioteka Konskie
Biblioteka Opoczno
Gmina Slawno
Ogrod Krasinskich, "Imieniny Kochanowskiego", Warszawa
Biblioteka Konskie
Biblioteka Opoczno
Gmina Slawno
Ogrod Krasinskich, "Imieniny Kochanowskiego", Warszawa
„Pod Gruszka”, ul. Szczepanska
1, Krakow
Warszawskie Targi Ksiazki, stadion narodowy
Targi Ciekawej Ksiazki w Lodzi, Expo, Al.Politechniki 4
Targi Ksiazki Historycznej, Warszawa, Zamek
Warszawskie Targi Ksiazki, stadion narodowy
Targi Ciekawej Ksiazki w Lodzi, Expo, Al.Politechniki 4
Targi Ksiazki Historycznej, Warszawa, Zamek
Stalowa Wola,
Biblioteka im. Melchiora Wankowicza, ul.ks.Popieluszki 10
Wloclawek,
Biblioteka im. Z.Arentowicza, ul.Warszawska 11/13
Dom Literatury, Warszawa, Krakowskie Przedmiescie
Dom Literatury, Warszawa, Krakowskie Przedmiescie
Biblioteka Sluzew, ul. Mozarta 1, Warszawa
Uniwersytet
Warszawski, Katedra Ukrainistyki Wydzialu Lingwistyki Stosowanej, Warszawa, ul. Szturmowa 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz