Anna Bernat
Nowe Książki, listopad 2019
Kilka czystych faktów
Anna Bernat
Podglądanie warsztatu pisarza,
zwłaszcza lubianego, którego książki się czyta po wielokroć i stale bywa na
jego spotkaniach autorskich, jest zawsze interesujące. Jak on to robi? Przecież
autor pisze o innych, a jednak mówiąc o sprawach ważnych, oryginalnych,
wzruszających, czytelnik odnosi wrażenie, że ta opowiedziana historia jest też
o nim, że jakaś cząstka jego życia jest w niej zawarta.
Takie jest pisarstwo Aleksandry
Ziółkowskiej-Boehm; ma ona dar utrwalania świata i ludzkich trudnych
doświadczeń na tle historii. Są to książki, skłaniające do refleksji nad
polskim życiem, jego realiami dziejowymi, których przypomnienie, np. w
relacjach bohaterów opowieści, i wytłumaczenie, sprawia, że ludzie, którzy
kiedykolwiek się w swoim życiu z nimi zetknęli, stają się sobie bliscy i tworzą
serdeczną, niekiedy obronną, wspólnotę.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm, dziś
autorka 22 książek opublikowanych w języku polskim w kraju i 12 w języku
angielskim w Stanach Zjednoczonych (nie licząc wznowień) jako młoda osoba
została poproszona przez Melchiora Wańkowicza, aby jako asystentka i
sekretarka pomagała mu w pracach redakcyjnych, zwłaszcza przy ostatniej
książce pisarza „Karafce La Fontaine’a”, określanej jako biblia dziennikarstwa.
Pisarz zawarł w niej swoje rozważania na temat istoty pisania i procesu
twórczego, literatury, pisarstwa, reportażu, tworzywa literackiego.
"Żadna
moja książka nie była tak osobista. Spojrzałem wstecz, zdumiałem się i począłem
się zastanawiać - jakże to zrobiło się to moje pisarstwo?" - napisał
Wańkowicz o "Karafce..."
W „Pisarskich delicjach” autorka
wspomina, że w podziękowaniu za jej pracę pisarz zadedykował jej II tom
„Karafki…”: „Pani Aleksandrze Ziółkowskiej, bez której oddanego
współpracownictwa zapewne byłaby to jeszcze gorsza książka”, a następnie
w testamencie zapisał jej swoje archiwum.
Teraz Aleksandra Ziółkowska-Boehm
opublikowała swoją książkę na temat pisarstwa i jest to rzecz pasjonująca.
Jak pisze w „Pisarskich
delicjach…” „ludzi, o których losach postanawia pisać zazwyczaj ona wybiera,
niekiedy jednak jej rozmówcy pojawiają się jakby sami. „Poznaję ich – pisze
autorka – w Warszawie, Gdańsku, Krakowie, Toruniu, Opocznie, za oceanem – w
Kanadzie Stanach Zjednoczonych, nawet w Argentynie i Brazylii”. Często ich
historie oraz ich rodów i rodzin związane są z Kresami. Zwykle nie mają znanych
nazwisk. „Są to ludzie, którzy przeszli wiele tragicznych wydarzeń, ale swój
los przyjmowali z niemałą odwagą i godnością. Imponują mi, zadziwiają; piękni
ludzie”.
Takim pięknym człowiekiem jest
bohaterka książki „Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego krzyża” –
Cezaria Iljin-Szymańska, działaczka podziemia, uczestniczka powstania
warszawskiego w Zgrupowaniu „Radosław”. Po powstaniu aresztowana w Białymstoku
i osadzona w obozie NKWD nr 41 w Ostaszkowie. Do Polski powróciła w 1946 r. z
malaria i tyfusem. Została cenionym architektem, włączyła się w odbudowę
Warszawy.
Ale te historie są przedstawione
w książce „Kaja od Radosława…”. Natomiast w „Pisarskich delicjach” rozdział
poświęcony Kai jest opowieścią o tym, jak „wspólnie” powstawała tamta
książką, jest historią wielu spotkań, rozmów, telefonów przez ocean,
korespondencji, uzgadniania brzmienia zdań, nawet doboru poszczególnych
wyrazów, np. Kai nie odpowiadało słowo „kobieta”. Pisała do autorki „Oleńko,
proszę nie nazywaj mnie kobietą. Dawniej kobietą nazywano tylko służące(…) Pisz
albo „pani”, albo wymyśl coś”. Zastąpiłam „kobiety” jej imieniem - zaznacza
pisarka.
Jest to też przedstawienie
relacji pomiędzy osobą, która staje się bohaterem książki i pisarką. Relacji,
które przerodziły się w głęboką przyjaźń, bliskość do tego stopnia, że Kaja
zaprosiła autorkę „po najdłuższym życiu” do swojego grobowca, zapisując jej w
testamencie miejsce na Powązkach.
Innym „pięknym człowiekiem”,
bohaterem „Delicji…” jest Roman Rodziewicz, syn zesłańca na Sybir, słynny
„hubalczyk”, który z majorem Henrykiem Dobrzańskim ps. „Hubal” przebywał od
pierwszego do ostatniego dnia istnienia oddziału. Po śmierci Hubala wstąpił do
ZWZ, następnie AK. Aresztowany w 1943 r. przez trzy miesiące torturowany
w więzieniu w Mołodecznie, został wysłany do Auschwitz, w 1944 r. trafił do
Buchenwaldu i Nadrenii. Po zakończeniu wojny dostał się do Włoch, dołączył do
II Korpusu Polskiego. We Włoszech spotkał się z Melchiorem Wańkowiczem i ich
znajomość trwała 40 lat.
W „Delicjach…” Ziółkowska-Boehm
przedstawia m.in. wątek miłości Romana Rodziewicza i Halinki
Czermińskiej. Gdy Rodziewicz został aresztowany Halinka pisała doń listy do
Auschwitz. W pewnym momencie korespondencja się urwała. Do ich spotkania
pierwszy raz po wojnie doszło dopiero po 35 latach. Delikatnie i dyskretnie
pisze autorka o tym, dlaczego tak się stało.
W „Pisarskich delicjach autorka
przywołuje inną „piękną” postać – Ewę Bąkowską, bohaterkę książki „Dwór w
Kraśnicy i Hubalowy Demon”.
Dzieje tego dworu i jego
mieszkańców mają wymiar symboliczny, stanowią opowieść, która można odnieść do
innych dworów i domów na Kresach, na Mazowszu, w całej Polsce. Po większości z
nich po wojnie nie pozostał kamień na kamieniu, tylko w zdziczałych ogrodach
można jeszcze było do niedawna dostrzec zarysy fundamentów zdruzgotanych,
zniesionych z powierzchni ziemi domostw, Dwór w Krasnicy się ostał. Po 1989 r.
rodzinie nie udało się go odzyskać. A jego nabywca, właściciel fabryki
mrożonek, po prostu go spalił.
Osobny fragment „Pisarskich
delicji” autorka poświęca swojej korespondencji z Jerzym Giedroyciem. Listów
było 230; dotyczyły spraw różnych, m.in. książki
Ziółkowskiej – Boehm pt. „Otwarta rana Ameryki” poświęconej Indianom, o którą
redaktor „Kultury” pytał wielokrotnie. Główna jednak część korespondencji
związana była z wspólną redakcyjną pracą nad przygotowywanym do wydania w kraju
tomem korespondencji pomiędzy Wańkowiczem i Giedroyciem. W momencie, kiedy
Ziółkowska- Boehm uznała, że napisany przez Giedroycia wstęp krzywdzi
Wańkowicza, odpowiedziała wprost „Pana wstęp przeczytałam i bardzo mi się nie
podoba”. Kiedy redaktor paryskiej „Kultury” zarzucił jej zbytnią emocjonalność,
odparła: ”Ja to nazywam lojalnością” – pisała. Jerzy Giedroyc zmienił wstęp.
Swoją książkę „Pisarskie delicje”
Aleksandra Ziółkowska-Boehm rozpoczęła szkicem na temat tworzywa
literackiego, a zwłaszcza interesujących autorkę rozróżnień między literackim
reportażem, opowieścią, literaturą faktu.
Po lekturze książki można
powiedzieć, że ideą autorki było nie tylko przekazanie tego, jak ważne jest dla
niej pisarstwo, dzięki któremu przekazuje obserwacje, emocje, odczucia wrażenia
i fakty, ale też przedstawienie zasad, którymi kieruje się przy pisaniu.
A jedną z najważniejszych zasad jest delikatność i uważność w traktowaniu
swoich bohaterów i opowieści które jej powierzyli. Tych, które znalazły się w
jej książkach, jak też tych, które właśnie ze względu na zasady, pozostaną
tylko w pamięci i sercu pisarki, bo o to prosili jej rozmówcy, bohaterowie
książek. Jest w tym pisarstwie Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm wielka czystość
intencji. Ton, jak w wierszu „Tarnina” Zbigniewa Herberta „kilka czystych
taktów/ to bardzo dużo/to wszystko”.
Anna Bernat
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
„Pisarskie delicje”. Wydawnictwo
Bellona Warszawa 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz