Aleksandra Ziółkowska-Boehm
LAUDACJA
Szanowni Państwo,
Szanowni Koledzy i Koleżanki ze Związku,
Szanowni Państwo,
Szanowni Koledzy i Koleżanki ze Związku,
Panie i
Panowie!
Przypadł mi w udziale zaszczyt, a równocześnie przyjemność, przedstawienia Państwu sylwetki Profesora Jerzego Romana Krzyżanowskiego - Laureata Nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie za rok 2013.
Jak napisaliśmy:
Nagrodę główną za całokształt twórczości
otrzymuje profesor doktor Jerzy R. Krzyżanowski ze Stanów Zjednoczonych, nestor polskiej nauki o
literaturze w kraju i za granicą.
Chcę we wstępie
podkreślić, że swoim życiorysem i dorobkiem twórczym Jerzy Krzyżanowski
mógłby obdarować kilka osób. Urodzony w 1922 roku w Lublinie, w latach 1930.
związany był ze Związkiem Harcerstwa Polskiego. W 1939 roku brał udział w
obronie Lublina. W czasie II wojny światowej - od
1942 roku był członkiem Szarych Szeregów i Armii Krajowej. Nosił pseudonim
„Szpic”. W listopadzie 1944 został aresztowany i deportowany do Rosji. Jako więzień
NKWD przebywał w obozach w Riazaniu i
Stalinogorsku.
Po powrocie do Polski w 1947 roku studiował polonistykę
na Uniwersytecie Warszawskim. W 1959, po ukończeniu studiów, wyjechał do Stanów
Zjednoczonych. W 1965 roku na Uniwersytecie w Michigan otrzymał tytuł doktora
filozofii z tematyki literatury porównawczej. Wykładał literaturę polską
kolejno na uniwersytetach w Michigan, Kolorado, Kansas i Ohio. Na uniwersytecie w Columbus w stanie Ohio
prowadził przez ćwierć wieku slawistykę.
Profesor Jerzy Krzyżanowski łączy pracę naukową w
dziedzinie literatury polskiej i literatury porównawczej z twórczością
literacką. Obok tomów studiów i rozpraw (jak np. „A Modern Polish Reader”, 1972,
„Legenda Samosierry i inne prace krytyczne”, 1987), jest autorem cyklu powieściowego: „Diana”, 1986, „Banff”, 1988, Ariadna”, 1998. Są także powieści osobne: „Afrodyte”, 1999, Myślę, że wrócę kiedyś...”,
2001. Wszystkie są pięknym, gotowym materiałem filmowym, z ciekawymi wątkami
miłosnymi, intrygującymi bohaterami.
.
Osobny nurt twórczości Krzyżanowskiego
stanowi literatura dotyczaca II wojny światowej, jak na
przykład: „Generał. Opowieść o Leopoldzie Okulickim”, 1980, „U Szarugi”, 2004, oraz antologia „Katyń w literaturze”, 1995.
Swoje zainteresowania
badawcze dzieli między literaturę polską i amerkańską jako autor m.in. wydanej
po polsku biografii Ernesta Hemingwaya (1963) i wydanej po angielsku biografii
WŁadysława St. Reymonta (1972). Jest także autorem tomu szkiców historycznych i
literackich „Widziane z Ameryki” (2009).
Profesor
Krzyżanowski - członek wielu stowarzyszen i towarzystw naukowych w Polsce,
Europie i Stanach Zjednoczonych jest także zaangażowany w polonijne stowarzyszenia. Na
przykład w latach 1976-87 był przewodniczącym Association for the Advancement of Polish Studies, w latach 1977-80
przewodniczącym Komitetu Planowania Północamerykańskiego Studium Spraw Polskich,
w 1983-89 członkiem zarządu Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce, od 1991 jest
członkiem komitetu Archiwum Wschodniego w USA.
Polskę odwiedza regularnie od
1998 roku, ale długo miał status bezpaństwowca.
Władze PRL odmówiły mu przedłużenia polskiego paszportu i nie wpuściły do
Polski.na pogrzeb ojca.
O Jerzym Romanie Krzyżanowskim usłyszałam
najpierw w Warszawie od jego ojca, wybitnego profesora literatury, Juliana Krzyżanowskiego (u którego zaraz po studiach
otworzyłam przewód doktorski, po jego śmierci w 1976 roku moim promotorem została profesor Janina
Kulczycka Saloni). Profesor Julian Krzyżanowski, który spędził cztery lata w Londynie jako wykładowca
na London School of Slavonic Studies
zaważył w niemałym stopniu na zainteresowaniach syna Jerzego kulturą
anglosaską. Jerzy Krzyżanowski przede wszystkim podkreśla, że ojcu zawdzięcza
swoje wielkie zauroczenie twórczością Conrada, który był dla niego najwyższym
autorytetem literackim, był i pozostanie niedościgłym wzorem sztuki pisania.
Jedną z pierwszych lektur, jakie pamiętał, był czytany przez Matkę „Murzyn z załogi "Narcyza". Jak
mówi, nie pociągała go egzotyka, ale
ludzki dramat przetrwania w najtrudniejszych warunkach.
Mieszkając w latach 1981-83 w
Toronto zapoznałam się z książkami Jerzego Krzyżanowskiego. Jak się okazało, w
Kanadzie miał wielu wielbicieli swojej twórczości, należał do nich zaprzyjaźniony ze mną współpracownik paryskiej
„Kultury” Benedykt Heydenkorn. Myślę, że byłby dumny, wiedząc, jak zaowocowała przekazana mi jego
fascynacja twórczością naszego tegorocznego laureata.
Mieszkając
w Stanach Zjednoczonych od 1990 roku przygotowywałam cykl rozmów między innymi
z polsko-amerykańskimi intelektualistami. Ukazywały się na łamach wrocławskiej
„Odry” i warszawskiego „Przeglądu Powszechnego”. Postanowiłam przeprowadzić wywiad
z Jerzym Krzyżanowskim. Byłam ciekawa co myśli na temat Ameryki, Rosji, jak patrzy na
swoją twórczość. Pytałam także o
początki w Stanach Zjednoczonych. (Rozmowa
pt. „Jestem przekonany o trwałości idei Ameryki” ukazała się w „Odrze” w styczniu 2003 roku, str.
44-48) . Powiedział między innymi:
„Wyjechałem z Polski w okresie,
gdy tego rodzaju wyjazdy były zjawiskiem rzadkim. Miałem po prostu trochę
szczęścia, gdyż od razu otrzymałem zaproszenie do objęcia stanowiska na jednym
z najlepszych uniwersytetów amerykańskich: University
of California w Berkeley. Moim zadaniem było zorganizowanie
eksperymentalnego kursu intensywnej nauki języka i wiedzy o Polsce. Po roku podobną
ofertę dostałem z University of Michigan,
gdzie podjąłem równocześnie pracę nad doktoratem i ukończyłem ją z najwyższym wyróżnieniem,
jakie amerykański student może otrzymać, członkostwem honorowego stowarzyszenia
Phi Beta Kappa”.
Interesujace są także uwagi i
przemyślenia na temat miejsca zamieszkania, czyli Stanów
Zjednoczonych. Cytuję:
„Nie przesadzę mówiąc, że była to
obustronna miłość od pierwszego wejrzenia. Oprócz polonistycznego magisterium z
Uniwersytetu Warszawskiego przywiozłem duży ładunek entuzjazmu do pracy
pedagogicznej, a entuzjazm ten dzielił mój wydział, więc współpraca układała
się nadzwyczaj korzystnie. Każdy szanujący się wydział slawistyki rozbudowywał
wtedy studia polskie, polscy wykładowcy byli poszukiwani i cenieni, panowała
wspaniała atmosfera zrodzona z ducha października 1956. A ja byłem w Ameryce
zakochany od dawna, dzieląc moje zainteresowania między polonistykę a
amerykanistykę. Potem wydałem moją pierwszą książkę, zarys twórczości
Hemingwaya, a jako temat pracy doktorskiej wybrałem literacką działalność
jednego z czołowych amerykańskich krytyków XIX wieku, pisarza z nurtu realizmu,
nazwisko: William Dean Howells. Sądzę,
że psychicznie i intelektualnie byłem na spotkanie z Ameryką dobrze
przygotowany.”
Pytałam, jakiej Ameryki się
obawia czy nie lubi, i co się w Ameryce podoba. Przypomniałam wypowiedź profesora,
którą zamieścił w przedmowie do książki Szczepana K. Zimmera „Thoreau i jego otoczenie. U źródeł
amerykanizmu” (1983). Napisał między innymi:
"Amerykanizm, najczęściej
pojmowany dziś zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i poza ich granicami jako
nowoczesność, szczytowa forma kapitalizmu, technologia czy wreszcie 'styl
życia', używany jest na ogół w spłyconym, jeśli nie pejoratywnym znaczeniu,
podczas gdy w istocie rzeczy jest to formacja wysoce idealistyczna, wyrosła z
podłoża myśli i czynów nie tylko pielgrzymów i pionierów, ale ludzi typu
Thoreau, głęboko ideę tę odczuwających i pragnących nadać jej najczystszy,
najpiękniejszy kształt”.
Spytałam Jerzego Krzyzanowskiego,
czy po wielu latach potwierdza swoją ocenę. Odpowiedział mi:
„ Nic
dodać, nic ująć. Ale kto poza specjalistami czyta dzisiaj Thoreau, Emersona,
wielkich pisarzy XIX wieku, tych, którzy pojęcie tej idealistycznej Ameryki
ukształtowali? Moje amerykańskie studia pogłębiły zrozumienie tego kraju,
utrwaliły mocniej niż zmiany, jakie w XX wieku z konieczności zaszły. Czy
obawiam się albo nie lubię jakiejś innej wizji Ameryki? Nie, jestem najmocniej
przekonany o trwałości idei, jej sile, jej obecności we wszystkich, pozornie
obojętnych, czy nawet krytycznie do rzeczywistości nastawionych warstwach
społeczeństwa. Reakcja na wypadki 11 września wrażenie to potwierdza, a głosy
krytyczne tylko afirmują zasadę kraju demokratycznego, wolności głoszenia poglądów
i swobody wypowiedzi. Nie, nie boję się ani Ameryki ani o Amerykę. I dlatego
dziwią mnie przejawy antyamerykanizmu, tak częste w Europie i Azji.
McDonaldyzacja, oszołomienie Coca-Colą? Ależ, na miłość boską, nikt nie każe
jeść hamburgerów ani pić Coli tym, którzy tego nie lubią, więc o co chodzi?
Mogę
powiedzieć, że znam Amerykę dosyć dobrze. Przejechaliśmy ją wraz z moją Żoną Elżbietą
wszerz i wzdłuż, od Pacyfiku po Atlantyk, od Wielkich Jezior po Zatokę
Meksykańską. Zajeździliśmy już kilka aut, zwiedziliśmy ile się dało, toteż
czuję się upoważniony do konkluzji, że Ameryka to dobry kraj dobrych ludzi. A
obawy mam jedynie o poziom tych ludzi, gdyż inwazja tego, co delikatne nazywa
się pop-kulturą nie jest niczym więcej niż kontr-kulturą, atakując podstawy nie
tylko moralne, ale właśnie te wartości, które stanowią o wielkości Ameryki”.
Interesujace są przemyślenia
Jerzego Krzyżanowskiego na temat Rosji. Nieraz wypowiadał się, że Rosja jest w jego
pisarstwie problemem centralnym. Poproszony o rozwinięcie tej myśli powiedział:
„ Z zagadnieniem stosunków polsko-rosyjskich zetknąłem
się w sposób bardzo osobisty i bardzo dotkliwy - jako młody człowiek, żołnierz
AK, zostałem w 1944 roku deportowany na trzy lata do sowieckiego obozu.
Stosunkowo więc wcześnie zrozumiałem rolę Rosji w życiu każdego z nas, w życiu
całego kraju w okresie powojennym”.
Jak podkreślił, żywym symbolem
wszystkiego tego, co się po wojnie stało, był człowiek, którego życie było z
tymi sprawami nierozłącznie związane, a o którego tragiczny finał otarł się
niejako bezpośrednio. Człowiekiem tym był ostatni Komendant Armii Krajowej,
porwany i zamęczony przez Rosjan, generał Leopold Okulicki. Powiedział:
”Tak się stało, że kiedy w
przeddzień Bożego Narodzenia 1946 roku przewożono mnie z jednego obozu do
drugiego, mój konwojent wspaniałomyślnie chciał pokazać mi Moskwę i zaprowadził
pod... mur Łubianki, tego najokrutniejszego więzienia tamtych czasów.
Wiedziałem, że więżą tam generała, ale dopiero po latach dowiedziałem się, że
były to dosłownie jego ostatnie godziny. Dogorywał bowiem w swojej celi i
wkrótce potem zmarł. Byłem, jak sądzę, człowiekiem najbliższym mu wtedy
fizycznie i duchowo, choć nie mogliśmy wzajemnie o sobie wiedzieć. Toteż
wracając myślami po latach do całokształtu spraw polsko-rosyjskich
zdecydowałem, że jest niejako moim moralnym obowiązkiem powiedzieć o losach
tego człowieka, dać świadectwo jego męczeństwu, oddać mu ostatni hołd.
Nie będąc historykiem, nie próbowałbym
nawet napisać o nim inaczej, niż w jedyny sposób, jaki uważałem za możliwy, a
mianowicie w formie opowieści biograficznej. W zbeletryzowanej gawędzie
opowiedziałem o wszystkim tym, co stanowiło treść życia tak jego, jak całego
wojennego pokolenia, do którego mam zaszczyt należeć. I w ten sposób powstała
książka „Generał. Opowieść o Leopoldzie
Okulickim”, wydana w Londynie w przełomowym 1980 roku, a po dziesięciu
latach wznowiona w Polsce jako „Ostatni
komendant”. Był to mój spóźniony debiut powieściowy, tym dla mnie
cenniejszy, że wysoko oceniony przez Stefanię Kossowską i wielu innych
recenzentów. Sądzę, że to właśnie sprawa Rosji, będąc w książce problemem
centralnym, zaważyła na moich dalszych pracach beletrystycznych.”
Jak pisał, mimo, że dziedziną jego zainteresowań jest
literatura, to tematyka historyczna, szczegolnie historia współczesna, jest mu
szczególnie droga. Jak mówi, chciał pokazać, jak wydarzenia historyczne
odbijały się na losach zwyczajnych, młodych ludzi, jak decydowały o ich
osobistych losach. Uważał, że ukazanie tych związków w literaturze krajowej w
tych latach z konieczności przemilczanych, a na emigracji po prostu mało
znanych, może stanowić materiał powieściowy.
Do interesujących publikacji należą
także wspomnienia Krzyżanowskiego z partyzantki, które ukazały się pod tytułem
„U Szarugi” (1994), jak i tom „Opowiadania lubelskie”.
Jerzy Krzyżanowski za swój wkład
w przyswojenie historii AK na Lubelszczyźnie został dwukrotnie - w 1998 i 2006
roku -uhonorowany nagrodą im. Bolesława Prusa .
W 1997 roku Jerzy R. Krzyżanowski
otrzymał nagrodę Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie za „szerzenie polskich
osiągnięć kulturalnych na terenie Stanów Zjednoczonych”. Obecna nagroda jest
więc drugą przyznaną mu przez nasz Związek, obecnie „za całokształt”.
W wielu swoich książkach pokazuje
kontrast dwóch światów, Polskę i Stany Zjednoczone. Nie ocenia swoich bohaterów,
widzi jednak zasadnicze różnice, jakie pojawiły się w nich przez lata
mieszkania w dwóch innych systemach, w innej rzeczywistości. Te różnice i
oddalenia są jakby nie do pokonania. Bohaterowie
powieści
„Myślę, że wrócę kiedyś”, są
to ludzie sobie bliscy, kochający się przez lata mimo oddalenia, ale gdy
spotykają się na nowo, wolni, nie decydują się na to, żeby pozostać razem. Nie
zamieszkają w żadnym ze swoich światów, ani polskim, ani amerykańskim, każde z
nich pozostanie we własnym.
Zapytałam, czy możliwe jest
połączenie takich dwóch odrębnych światów bez skazy czy wielkiego poświęcenia.
Dostałam piekną odpowiedź:
„To nie tylko lata, ale
najrozmaitszego rodzaju wpływy zmieniają ludzi do tego stopnia, że mimo
największego uczucia, trudno by im było całkowicie zerwać ze swoim
dotychczasowym życiem, zmienić środowisko i przyzwyczajenia. Polska
amerykanizuje się przeraźliwie szybko, obawiam się jednak, że jest to przyjęcie
pewnych całkowicie powierzchownych form, niewiele więcej. Bohaterowie mojej „Afrodyte” są o tyle szczęśliwi, że
przenoszą się do Stanów razem, razem budują nowe życie, razem stawiają czoło
nowym problemom.
Ale czy wiele jest takich
przypadków? Dlatego powieść następna kończy się tak enigmatycznie, jak o tym
mówi zapożyczony z sonetu Słowackiego jej tytuł: "Myślę, że wrócę kiedyś..." Inteligentny czytelnik -- a tylko
na takich liczę -- musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie czy prawdą jest
pierwsza czy druga część tego dwuwiersza: "Próżne marzenia -- żegnam,
żegnam cię na wieki". „.
Jak mówi, często sięga do książek
Conrada w różnych trudnych momentach życia. Pamiętam, że każda z powieści
Jerzego Krzyżanowskiego ma motto wzięte z Conrada.
...
Mówiliśmy, że się spotkamy na rozdaniu tegorocznych nagród w Londynie.
Planował , że z Gdańska przyjedzie jego Żona Danuta. Niestety, lekarz zabronił
podróży samolotem Panu Profesorowi... A i ja nie doleciałam ze Stanów do
Londynu.
Po otrzymaniu nagrody Związku
Pisarzy Polskich na Obczyźnie w grudniu 2013 roku profesor Krzyżanowski
wypowiedział się na łamach nowojorskiego „Nowego Dziennika, dodatku
literackiego „Przegląd Polski”: „Dla mnie nagroda ta jest dowodem, że ciągle
jeszcze warto pisać i pracować”.
Na koniec swojej laudacji,
chcę podkreślić, że wszyscy składamy
Panu Profesorowi hołd jako twórcy i człowiekowi. Szanownemu Laureatowi dziękujemy za wspaniałe książki. Dziękując,
życzymy kontynuacji twórczej drogi, którą tyle lat wykonuje.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
Wilmington, Delaware, Stany Zjednoczone,
1 marca 2014 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz