Cezary Chlebowski, HUBALOWE VIRTUTI
Cezary Chlebowski - Hubalowe Virtuti, KAJA OD RADOSLAWACezary Chlebowski
HUBALOWE VIRTUTI
W latach siedemdziesiątych, w glebokim jeszcze PRL-u, przez dlugi czas furore robil w calym kraju wielki film Bohdana Poreby „Hubal”. W jednym z końcowych kadrów, Ryszard Filipski (onze filmowy :”szalony major” jak go Niemcy nazywali), przypinajac do munduru swoje Virtuti w wieczor poprzedzajacy ostateczna bitwe, odlamuje niechcacy koleczko laczace Krzyz ze wstazka i odznaczenie pada na blat wiejskiego stolu.
-Zly omen – mowi z gorzkim usmiechem major i oddaje Krzyz, wstazke i zgiete koleczko w rece pomagajacej mu Tereski, ktora wyjezdzala do najblizszego miasteczka, aby znaleźć majstra z lutownicą.
Nazajutrz, 30 kwietnia 1940 roku, major ginie pod Anielinem na ziemi piotrkowskiej, jego zwloki zostają przez Niemcow pochowane w nieznanym dzisiaj miejscu. Gdy wierna Tereska wraca po dwoch dniach z nie naprawionym Krzyzem, nie ma juz majora, a jest jedynie wielka rozpacz po nim. Przez tydzien ukrywala sie na wsi. A gdy uspokoilo sie nieco, pojechala do Warszawy pod jedyny znany jej w stolicy adres IIjinow na Pulawskiej, wetknela odznaczenie jedynej napotkanej tam kobiecie – Cezarji IIijnownie i powiedziala – Przechowajcie!
Iljinowna wiedziala co jej powierzono, wiec z tą relikwią nie rozstawala sie przez 54 lata. Virtuti „Hubala” wszyte w garderobę towarzyszylo dziewczynie w konspiracyjnej robocie, w powstanczej wedrowce po kanalach, w walkach na barykadach, w przeprawie przez Wisle i w szpitalu polowym LWP w Aninie.
Ozdrowiala nieco dziewczyna natychmiast uciekla i pojechala szukac matki. A Virtuti z nia. Ale NKWD aresztowalo ja w Bialymstoku i zeslalo do Ostaszkowa. Tam obozowi szewcy – oczywiscie Polacy – dopuszczeni do tajemnicy, wyzlobili w obcasie jej drewnianego chodaka w miare szczelną skrytkę, w ktorej odznaczenie przetrwalo wszystkie zagrozenia: czeste rewizje i kipisze i wreszcie – juz po wojnie – powrot do Polski Ludowej. A pozniej objechalo z nią całą Europe, troche Afryki i nieco Azji. Wreszcie w 1994 roku Cezaria, czyli powstancza „Kaja”, zona Marka Szymanskiego – „Sepa”, szefa hubalowej piechoty z przelomu 1939/40 roku, uwierzyla, ze juz wreszcie mozna uwolnic majorowe Virtuti i przekazala je do Izby Pamieci majora Henryka Dobrzanskiego w Tomaszowie Mazowieckim. I tam mozna je obecnie ogladac.
Doktor Nauk Humanisztycznych Uniwersytetu Warszawskiego, czlonek amerykanskiego Pen Clubu pani Aleksandra Ziolkowska-Boehm, mieszkajaca od paru lat po drugiej stronie Atlantyku, jest autorka kolejnej ksiazki o polskich sprawach noszącej tytul „Kaja od Radoslawa, czyli historia Hubalowego krzyza”.
Ta poruszajaca historia jest obudowana przez autorke calym mnostwem wydarzeń, wątków bocznych, dykteryjek, rzeczy odkrywanych, nieznanych, które razem tworza niepowtarzalny klimat powankowiczowski.
To nieprzypadkowe porownanie. Pani Aleksandra była prawą reką wielkiego pana Melchiora i odziedziczyla po nim nie tylko ten wspanialy pazur pisarski, ale i (przekazane testamentem archiwum tego wspanialego tworcy.
Powyzej zaprezentowana ksiazka ciagnie dalej pewne tematy dotkniete tylko przez Wankowicza, a przez dr Aleksandre Ziolkowska dzisiaj rozwijane i poglebiane. Przed „Monte Cassino” Melchior Wankowicz napisal skromna ksiazeczke „Hubalczycy”. Niby nic, a jednak duzo. Bo to on pierwszy zlamal publicznie klamliwa wersje o zdradach i ucieczkach polskich oficerow we wrzesniu 1939 roku i o komunistach, pierwszych lapiacych za bron przeciwko bolszewikowm.
W „Kaji” Aleksandry Ziolkowskiej mamy nie tylko nurt wojenny. Autorka zarysowala nam cale wielopokoleniowe rody Iljinow, Szemiotow, które mieszaly krew (w bojach także) z nasza rodzima szlachta i nieszlachta, co dawalo rezultaty wspaniale.
Lektura pisarstwa pani Oli to istna uczta duchowa. To nie tylko wedrowka po wydarzeniach, ale i ich konsumpcja, bo autorka ma rzadki dar wyszukiwania bialych plam w sprawach – zdawac by się moglo – powszechnie znanych. Jej pisarstwo (a jest to – obok „Kaji” – także „Blisko Wankowicza”, „Kanada, Kanada”, „Podroze z moja kotka” oraz parenascie innych tytulow) cechuje wielka przestrzen we wszystkich wymiarach. Choc pisze o sprawach polskich, nadaje im preriowy koloryt.
Choc jednym zdaniem chce tu podkreslic pietyzm wydawniczy, niesztampowe lamanie, oryginalne laczenia licznych ilustracji z tekstem, niespotykany format, a także lekkosc i to nie tylko stylu, ale i papieru,.
Obecnie autorka będzie przez kilka miesiecy przebywala w Polsce jako stypendystka bardzo prestizowej fundacji Fulbrighta”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz