sobota, 23 września 2017

Maria Szczegielniak Kunice
















Maria Szczegielniak

Kunice, 29 maja 2015


Już kilka razy miałam okazję mówić o twórczości p.Aleksandry Ziółkowskiej- Boehm. Mówiłam wtedy przeważnie, choć nie tylko, o książkach, ktore dotyczyly naszej ziemi opoczyńskiej.
Dziś chcę powiedzieć o tym, co w życiu pisarskim Pani Ziółkowskiej było najważniejsze, a przynajmniej bardzo ważne - o spotkaniu i współpracy z wybitnym polskim pisarzem Melchiorem Wańkowiczem.

Chociaz współpraca trwala niewiele ponad dwa lata, ale był to okres bardzo ważny dla Pani Aleksandry. Jak sama powiedziała – od Wańkowicza nauczyła się warsztatu piarskiego.
Wańkowicz obdarzył panią Ziółkowską-Boehm wielkim zaufaniem i zapisał jej w testamencie swoje archiwum. Byl to niewątpliwie zaszczyt, ale łączył sie z duza odpowiedzialnoscia. Pani Ziółkowska wiele lat pracowała przy tym archiwum aby skompletować i wydać 16- tomowa serie pod nazwą „Dzieła Wszystkie”. Skoro Wańkowicz powierzył Pani Aleksandrze swoje archiwum, to byl przekonany, że oddaje je w dobre ręce i intuicja go nie zawiodła. A Pani Aleksandra nie zawiodła swojego Mistrza.

Osobę Wańkowicza i jego twórczość poznała Pani Aleksandra bardzo dobrze, czego dowodem są trzy książki, które mu poświęciła. Ja powiem o jednej z nich „Na tropach Wańkowicza po latach”.  Książka ta zawiera bardzo dużo materialu dotyczącego osoby Wańkowicza z różnych okresów jego życia. Wiele lat poświęciła na zbieranie materiałów do tej książki, i jak sama Pani Aleksandra powiedziała...”ta książka - to próby poszukiwania prawdy o Wańkowiczu jak o człowieku i pisarzu, którego twórczość jest cennym dobrem narodowym. Napisała też, że nie tylko podejmowała  tematy kontrowersjne dotyczące jego osoby. Na okładce książki „Na tropach Wańkowicza” jest napisane bardzo ciekawe zdanie  o Pani Aleksandrze: „Polemicznie podejmuje trudne tematy, które pojawiły się w ostatnich latach, w obronie Wańkowicza nie waha się zmierzyć z wielkimi nazwiskami polskiej literatury”.

Melchior Wańkowicz, to nie tylko wybitny piarz, ale i znakomity reportażysta. Wiele jego książek to reportraże.
Ja powiem o jednej z nich, dlatego że dotyczy ona ważniejszych wydarzeń historycznych, które działy się na naszej ziemi opoczyńskiej. Ta książka to „Hubalczycy”. Jest ona reportażem wojennym.

W tym miejscu zacytuję Pani słowa zaczerpnięte z książki „Na tropach Wańkowicza”, a dotyczą reportażu.

„Reportaż w dużym stopniu opiera się na relacjach uczestników i świadkow, które to relacje autor wiąże z własnym obserwacjami i komentarzami”.
Książka „Hubalczycy” oparta jest na relacji żołnierza oddziału majora Hubala – Romualda Rodziewicza „Romana”, którego autor spotkał po wojnie we Włoszech. W książce pojawiło się wiele nieścisłości, bo Rodziewicz nie widział wszystkiego o kolegach z odzialu. Pobyt w oddziale to nie był czas na długie Polaków rozmowy i zwierzenia, bo przecież żyło się w ciągłym stresie i zagrożeniu.

Kiedyś miałam okazję rozmawiać z p.Wandą Ossowską i zapytałam – jak rodzina i jak Ona przyjęła to, że Wańkowicz w „Hubalczykach” przeniósł brata Henryka do powiatu włoszczowskiego. Pani Wanda powiedziała – Poprosiliśmy autora o sprostowanie. Ja miałam trzecie wydanie „Hubalczyków”, ale nie bylo sprostowania.
Trzeba było przeczytać jedną z książek p.Ziółkowskiej – albo „Kaja od Radoslawa”, albo „Na tropach Wańkowicza po latach” żeby wszystko zrozumieć.

Wańkowicz zdawał sobie sprawę, że książka „Hubalczycy” zawiera pewne nieścisłości, dlatego po powrocie do kraju w 1958 r skontaktował się z Markiem Szymańskim – Hubalczykiem, który przygotował dokumentalną pracę i uzupełnione wersje wydarzeń. Po zapoznaniu się z poprawkami stwierdził, że musiałby zmienić całą książkę. Obydwaj doszli do wniosku , że nie będzie takiej potrzeby, a „Hubalczycy” Wańkowicza zostaną literacką forma opowieści o dziejach oddziału majora Hubala, dlatego następne wydania nie zostały poprawione.
Trzeba jednak podkreślić, że mimo wielu nieścisłości w książce Wańkowicz zasługuje na wielkie uznanie, bo dzięki swej pięknej opowieści - ogólnie mówiąc - spopularyzował sprawę Hubala i Hubalczyków. Wiele szkół przyjęło imię Hubala lub Hubalczyków, powstały Izby Pamięci. W dziesiątkach miast polskich są nazwy ulic Hubala lub Hubalczyków, nakręcony zostal film „Hubal” dla Polskiej Żeglugi Morskiej zbudowano statek „Major Hubal”.
Polskie Radio przyznaje coroczne nagrody zwane „Melchiory” za najlepsze reportaże radiowe.

Może zbyt dużo mówiłam o Hubalczykach, ale proszę to potraktować jako małą i niezamierzoną powtórkę z historii. Mówiłam też dużo o Wańkowiczu, ale to było zamierzone, aby podkreślić, że losy Wańkowicza i Pani Ziółkowskiej –Boehm splotły się na zawsze przez wspólną pracę.

Pani Ziółkowska na zawsze weszła do polskiej literatury, sama tego dokonała, swoim talentem , ogromną wiedzą i pracowitością, ale myślę, że przed Panią Aleksandrą jeszcze wiele dokonań, wiele wyzwań i wiele nowych książek, czego serdecznie życzymy.

Pani Aleksandro na koniec chcę powiedzieć coś, o czym wiele razy myślałam, o czymś, co wymyka się ze sztywnych ram- Mistrz i Uczeń - a co przechodzi w taki zwyczajny wymiar, i myślę, że to Opatrzność zesłała Panią Wańkowiczowi na najtrudniejsze lata jego życia. Kiedy poznała Pani Wańkowicza był człowiekiem wiekowym, schorowanym i samotnym. Choć miał wielu przyjaciół, to nie było przy nim najbliższych, żona pisarza już nie żyła. Jedna córka zginęła w Powstaniu Warszawskim, druga mieszkała w Stanach Zjednoczonych.

Była Pani przy pisarzu, kiedy chorował, kiedy przechodził trudną operację w Manchesterze. Byla Pani przy  nim do konca i to jest bardzo wzruszające i zasługuje na szczególną uwagę i pokazuje, że nie tylko wspólna praca była ważna, ale ważne było to, co nazwałam zwyczajnym ludzkim wymiarem, czyli szacunek, życzliwość, zaufanie, i wszelka pomoc okazana potrzebującemu, bo Wańkowicz potrzebował pomocy na ostatnim i najtrudniejszym etapie swojego życia.

**
Maria SZCZEGIELNIAK

 DWÓR W KRASNICY I HUBALOWY DEMON
i
LEPSZY DZIEŃ NIE PRZYSZEDŁ JUZ

 „Ileż spraw i faktów ocala Pani od zapomnienia. Czytając Pani książkę i śledząc losy bohaterów, zawsze miałam na uwadze słowa – lepszy dzień nie przyszedł już...
Doszłam do wniosku, że do niektórych z nich kiedyś, po latach, może nawet na przekór losowi, ale przyszedł, do niektórych niestety nie przyszedł. Do Joanny Synowiec przyszedł, do jej braci nie przyszedł. Lepszy dzień przyszedł również do Krystyny i Mariana Wartanowiczów. Po koszmarze wojennym odnaleźli się i mimo trudow życia na obczyźnie byli szczęśliwi. Myślę, że do Anny Bąkowskiej lepszy dzień nie przyszedł. Przeżyła trudne lata okupacji i jeszcze trudniejsze w powojennej Polsce.
Zwróciłam uwagę na zdania konczące drugą część książki „Czas i historia zmiotły wszystko, nie ma ludzi, nie ma grobów, nie ma budynków. Po podolskich winnicach Wartanowiczów została jedynie legenda”.
Pani Aleksandro, dziś już nie tylko legenda, pozostała pamięć, którą ocaliła Pani na kartach tej książki.
Przypomnę w tym miejscu, że w książce „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” napisala Pani:
...„Dwór w Kraśnicy spłonął, ale pamięć została i aby tą pamięc ocalić piszę tę książkę”.
Tak też ocaliła Pani pamięć o życiu Wartanowiczów na Podolu. Obecne, a szczególnie przyszłe pokolenia tej rodziny będą Pani za to wdzięczni, bo to, co nie zapisane, nie utrwalone, zaciera się z czasem w pamięci.
Szczególnie jest mi bliska trzecia część tej książki „ Z miejsca na miejsce” W cieniu legendy Hubala” - ze względu na osobę Romana Rodziewicza. Wcześniej wydana książkę pod takim samym tytułem przeczytałam dopiero w ubiegłym roku. Choć nieobce mi było nazwisko Rodziewicza, to po przeczytaniu tej książki zafascynowała mnie jego osoba, jego przeżycia wojenne i powojenne.
Czytając książkę patrzyłam na jego przeżycia pod kątem ogólnego tytułu „Lepszy dzień nie przyszedł juz”. Jego życie bylo bardzo trudne i tych gorszych dni było niemało – a kiedy zdecydował co ma robić, wybuchła wojna, potem ciężkie przeżycia wojenne, w tym obozowe, i trudne życie na emigracji. Mimo to do Rodziewicza też przyszedł lepszy dzień. Ja lepszego dnia w jego życiu upatruje w tym, że miał szerokie grono wspaniałych przyjaciół, wśród których Pani zajmuje ważne miejsce. Przyjaźń z Panią zaowocowała książką. Rodziewicz jako żołnierz legendarnego Oddziału mjr Hubala sam wszedł do historii, a Pani pisząc tę książkę, utrwala jego pozycję w historii”.


Maria Szczegielniak, Sławno kolo Opoczna, 23 maja 2012

Elżbieta Nowak CICHY BOHATER SOLIDARNOSCI I WOLNOSCI





Elżbieta Nowak - Program I Polskiego Radia - Audycja „Myśli na dobry dzień”







Cichy Bohater Solidarności i Wolności

Wczoraj poświeciłam swój felieton historii mojego ostatniego spotkania z człowiekiem, którego los rzucił za granicę, do USA, i tam jakby reprezentuje Polskę, zajmując się m.in. działalnością naukową.
Dziś też sięgnę za Wielką Wodę, by dodać jeszcze jedną historię, niestety już jakby zamkniętą, choć owoce jej są dalekosiężne. Otóż niedawno dostałam spóźnioną wiadomość o śmierci Pana Normana Boehm. To mąż polskiej pisarki, na stałe mieszkającej w USA, Pani Aleksandry Ziółkowskiej- Boehm. Pan Norman nie przypadkiem znalazł się w jej orbicie. Dodam też od razu, ze nie każdy nekrolog i nota informacyjna znajdują się na oficjalnej stronie naszego Ministerstwa Obrony Narodowej. Tylko zasłużeni ludzie są tam opisami. Posłużę się tym tekstem, bo sama nic mądrzejszego nie wymyślę przecież.
Tytuł notatki: Cichy bohater
Nie jest żadnym odkryciem, że na drodze do NATO Polska nie miała samych sojuszników. Wśród sił, które – z różnych przyczyn – nie były zachwycone tą perspektywą, znalazła się część amerykańskich elit politycznych i tamtejszej opinii publicznej.
W przełamywaniu negatywnego stosunku odegrało rolę wiele osób, znanych i nieznanych. Do tych drugich należy, niedawno zmarły, Norman Boehm (1938–2016). Ten Amerykanin o szwedzko-niemieckich korzeniach bezinteresownie i z powodzeniem włączył się w kampanię na rzecz Polski.
Kim był? Najkrócej – człowiekiem sukcesu, prywatnie – kuzynem wielkiej aktorki Ingrid Bergman. Wszechstronnie wykształcony (studia chemiczne i prawnicze), pracował w charakterze menedżera w koncernach naftowych ARAMCO (Arabian American Oil Company) w Arabii Saudyjskiej, dla Exxon (Esso) w Anglii, Norwegii i Teksasie. Zasłynął w 1976 roku wynegocjowaniem największego kontraktu w historii Esso i Shell, dotyczącego szybów wiertniczych na Morzu Północnym, na zawrotną ówcześnie kwotę 462 milionów dolarów. Zgodnie z najlepszą amerykańską tradycją miał też za sobą służbę wojskową, jako pilot marynarki wojennej.
Szczęśliwym zrządzeniem losu był mężem Aleksandry Ziółkowskiej, polskiej pisarki, zaangażowanej na rzecz Polski i Polaków na trudnym amerykańskim terenie. To jej zawdzięczamy, że Norman stał się – jak napisała – „niemal polskim patriotą”. Nie znając polskiego, zadał sobie trud poznania i zrozumienia niełatwej dla obcokrajowca polskiej historii. Wiedza ta stała się solidnym „oprzyrządowaniem” merytorycznym, gdy zaczynała się Wielka Gra o NATO. Dodatkowym atutem były jego umiejętności negocjacyjne oraz znajomość specyfiki amerykańskiego rynku politycznego z jego mechanizmami i niuansami.
Kluczowe znaczenie dla decyzji USA o przyjęciu Polski miał Senat. Aleksandra i Norman Boehm odegrali istotną rolę w ich reorientacji. Akcja polegała na zasypywaniu biur senatorskich listami i interwencjami. Norman Boehm wykorzystywał również media, w tym lokalne, co zmuszało indagowanych polityków do wyjaśnień.
Działania o charakterze lobbingowym przebiegały dwutorowo. Z jednej strony wywierano nacisk na polityków, z drugiej – na wyborców. Tych drugich należało przekonać i pozyskać dla sprawy polskiej, by z kolei oddziaływali na swoich senatorów, stanowych i federalnych. Jan Nowak–Jeziorański nazwał obrazowo tę technikę „masażem przez wyborców”. Zaangażowanie Normana wyraziście podsumował, jako wręcz nieprawdopodobną skuteczność. – Czegoś podobnego jeszcze nie widziałem – napisał w prywatnym liście do Aleksandry Ziółkowskiej–Boehm.
Warto zaznaczyć, że Norman Boehm do końca życia pozostał człowiekiem skromnym, ciepłym, powściągliwym i nie chwalił się swoimi dokonaniami na rzecz Polski, a było ich więcej. Takich przyjaciół brak najbardziej. Zawsze i wszędzie”.
Dodam od siebie, że podczas ich pobytu w Warszawie Pani Aleksandra zaprosiła mnie na kawę. Kawę własnoręcznie przygotował dla nas Pan Norman. Też była doskonała.

31.08.2016 r

LITEWSKIM TROPEM WANKOWICZA



ŁÓDZKI   DOM   KULTURY   KALEJDOSKOP

 Andrzej Sznajder


LITERATURA

 Litewskim tropem Wańkowicza 



Znany polonijny pisarz, poeta i dziennikarz Romuald Mieczkowski od 24 lat organizuje w Wilnie międzynarodowe spotkania pisarzy, dziennikarzy i poetów. Ten swoisty i niepowtarzalny festiwal nosi nazwę „Maj nad Wiią. Od pewnego czasu wsród zaproszonych gosci jest także przedstawiciel naszego województwa.

W ubiegłym roku ziemię łódzką reprezentowała poetka Maria Duszka, a w tym roku zaszczyt ten przypadł w udziale piszącemu te słowa i to nie przez jakieś szczególne zasługi. Po prostu Mieczkowski zwrócił uwagę na moje eseje publikowane od lat w wielu polonijnych magazynach. Tak literackie ścieżki zaprowadziły mnie i trzydziestu innych twórców z Polski, USA, Ukrainy i Niemiec do urokliwego wiosną Wilna.

Hasłem tegorocznej edycji festiwalu było „125-lecie urodzin Melchiora Wańkowicza”. Impreza rozpoczęła się 28 maja mszą świętą w kościele franciszkanów, a w dniu następnym, zgodnie z wieloletnią tradycją, spotkaliśmy się z miejscowymi polskimi i litewskimi twórcami przy pomniku Adama Mickiewicza.

Punktem kulminacyjnym była autokarowa wyprawa po Wileńszczyźnie i Kowieńszczyźnie śladami Wańkowicza. Wycieczkę spinały dwa ważne miejsca z nim związane – Lewidany (lit. Levydonis) pod Wilnem i leżące nad Niewiażą koło Kowna Jodańce (lit. Juodoniai). Lewidany to dawny majątek Wańkowiczów, gdzie pisarz bywał u spokrewnionej z nim Maryli z Wańkowiczów Kiełczewskiej. Dziś po tej posiadłości niestety nie ma już śladu, dlatego całą nadzieję pokładaliśmy w zobaczeniu Jodańców, majątku, który w latach międzywojennych należał do Melchiora i jego ciotki Reginy. W latach 20. Wańkowicz przekradał się tam wraz z żoną i córkami z Wilna przez litewską granicę, by odwiedzić swych krewnych. Wspominał tamten czas dosadnie i z sobie tylko przyrodzonym humorem w powieści „Ziele na kraterze”: „Jodańce to był majątek przypadły nam z podziału matczynych Nowopotrzeb. (…) Królowała na nich ciotka Regina, ongiś produkt sacrecoeurski z czterema obcymi językami i czterdziestu czterema fumami, obecnie kniahini sroga, w jałowiczych butach chadzająca do udoju”.

Rok przed wybuchem wojny, gdy przywrócono stosunki dyplomatyczne między Polską i Litwą, Wańkowicz zorganizował w Jodańcach spotkanie kilkudziesięciu polskich i litewskich pisarzy. Jak wspominał w „Tędy i owędy”, „główną atrakcją był konkurs, kto zje najwięcej kołdunów”.

Wioska o nazwie Juodoniai na szczęście jeszcze istnieje (choć ciężko do niej dojechać) i niektórzy miejscowi kojarzą nawet nazwisko Wańkowicza. Niestety, z dworu pozostały tylko symboliczne trzy kamienie, a jedynym śladem pięknego niegdyś dworskiego parku jest niewielki staw. Doliczyłem się w nim czterech żab smętnie kumkających nad bezpowrotnie minioną świetnością tego miejsca.

W poszukiwaniu śladów po Wańkowiczu przez cały tydzień towarzyszyła nam mieszkająca dziś w Stanach Zjednoczonych Aleksandra Ziółkowska-Boehm, która przez ostatnie lata życia pisarza była jego asystentką i pomagała mu dokończyć – mimo jego ciężkiej choroby – pracę nad „Karafką La Fontaine’a”. To właśnie Ziółkowskiej, z wdzięczności za tę pomoc, twórca zapisał w testamencie swoje prywatne archiwum, a dzięki takim zasobom powstało w ostatnich latach jej kilka interesujących książek o pisarzu.
Ciekawostką nie bez znaczenia jest fakt, że pani Ola jest z pochodzenia łodzianką i podczas gdy ja w latach 1968-1973 studiowałem na UŁ germanistykę, ona w tym samym czasie była studentką polonistyki. Z pewnością nie raz mijaliśmy się w holu BUŁ czy w słynnym klubie „Pod Siódemkami”, wcale się przy tym nie znając. Do łódzkich korzeni nawiązuje jej książka „Ulica Żółwiego Strumienia”, a w 2004 roku w konkursie portalu „Historia Łodzi” pt. „Wybieramy najwybitniejszych łodzian” Aleksandra Ziółkowska zajęła drugie miejsce.

Przy okazji naszego pobytu nad Niewiażą, którą polski czytelnik zapewne kojarzy z fikcyjną rzeką Issą, wymyśloną przez Czesława Miłosza na potrzeby jego powieści „Dolina Issy”, wpadliśmy na chwilę do tzw. Doliny Mickiewicza w Kownie. To mały lasek na peryferiach miasta, w maju pełen komarów (!), w którym młody pan Adam, wtedy nauczyciel miejscowego gimnazjum, uwodził piękną Karolinę Kowalską, żonę powiatowego lekarza. Ich burzliwy romans nie był wolny od tragicznych rozstań i nagłych namiętnych powrotów i choć Karolina starsza była od Adama o parę lat i miała wtedy już troje dzieci, to, jak widać, porywczemu romantykowi wcale to nie przeszkadzało. Szkoda, że ten pikantny wątek biografii wieszcza jest na ogół skrzętnie przemilczany przez naszych polonistów.

Ostatnim, za to stałym, punktem festiwalu była nawiązująca do przedwojennych spotkań twórców tzw. Środa Literacka przy „Celi Konrada” w podwórzu klasztoru Bazylianów. Miejsce to uznawane jest przez tradycję za celę, w której naprawdę przetrzymywano Mickiewicza podczas wileńskiego procesu filomatów.

24. „Majowi nad Wilią” towarzyszyło wiele innych ciekawych inicjatyw, jak konferencja naukowa, wystawa fotograficzna, kiermasz książek, przegląd filmów polonijnych „EMIGRA” czy spotkanie z prezesem Związku Pisarzy Litwy Ananasem Jonynasem i jego zastępcą Birutė Jonuškaitė.

A pełnię szczęścia dało uczestnikom zakwaterowanie w uroczym hotelu Pan Tadeusz przy Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Imprezę zakończyła biesiada twórców w Polskiej Galerii Artystycznej „Znad Wilii” połączona z degustacją wileńskich potraw i nie tylko!

Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku znowu któryś z łódzkich dziennikarzy, związany twórczo z Kresami, dostanie zaproszenie do reprezentowania naszego województwa na tym niepowtarzalnym wileńskim festiwalu.


Aleksandra Ziółkowska-Boehm


Jodańce

Jacek Siminski TAPESTRY OF POLISH LIVES



Polish-AngloSaxon Studies, vol. 17 (2014)

REVIEW


http://www.worldcat.org/title/tapestry-of-polish-lives/oclc/998826966&referer=brief_results

JACEK SIMIŃSKI

Independent scholar

A TAPESTRY OF POLISH LIVES



„Aleksandra Ziółkowska-Boehm’s book, Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści (The
Second Battle of Monte Cassino and Other Stories) covers a significant array of historical
events and cultural phenomena, ranging from the Warsaw Uprising (1August – 2 October
1944) in the Nazi-occupied Warsaw, to the culture shock of émigré Poles visiting Poland
under communism. Among Ziółkowska-Boehm’s publications, there are many that have been
devoted to documenting the lives of Poles migrating to the United States of America or
Canada, including perhaps the best known book, Korzenie są polskie (The Roots Are Polish).1
While different from it in its emphasis and scope, Druga bitwa o Monte Cassino also involves
the theme of Polish migration and settlement away from Poland.

A significant part of the book – almost half of it – is devoted to the protracted and bloody Battle of Monte Cassino (1944), during which the Allied forces, with a key participation of the Polish II Corps, attempted to clear a path to Rome against Germans. The book is composed of nine stories emerging largely from interviews carried out by the book’s author with Poles who settled abroad. While in several chapters the stress falls clearly on events taking place during World War II, in many of the stories an important element is the portrayal of the lives of Poles who, after World War II, emigrated to the West, to such countries as the United States of America, Canada, or the United Kingdom. It is this dimension of the book that this review will focus on.

From this perspective, the story of Krystyna and Marek Jaroszewicz may be particularly interesting. Separated by the war, they met in Zurich after the war ended and migrated to the United States. There, Marek Jaroszewicz became a successful architect and university teacher. From the chapter there emerges a picture of the Polish diaspora in the USA which is helpful to its members. It is also here that the reader may find descriptions of a culture shock experienced by émigré Poles visiting Poland in the period of communism.
Particularly interesting are also descriptions of the differences which surfaced when Poles
who settled in the West met and talked to those who lived in Poland.

Another chapter that contains a broad description of Polonia in the United States is the
story of Zofia Korbońska. She was the wife of Stefan Korboński – a lawyer who during the
war was a leading member of the non-communist resistance movement and of the authorities
of the Polish Secret State. Zofia, together with her husband, was involved in the establishment and operation of the radio station “Świt” (Dawn), which, broadcasting in Polish from the United Kingdom, managed to provide timely reports thanks to radio communications with occupied Poland. Zofia and Stefan participated actively in the Warsaw Uprising. In 1947, when a second arrest by the communists threatened her and her husband, the Korbońskis had to flee Poland. Via Sweden, they reached the United States, where they continued their political and radio activity.

The chapter on Rudolf S. Falkowski also stands out in this light. He was a Polish aviator who, having left occupied Poland through a complex path, joined the famous No. 303 Polish Squadron of the Royal Air Force in the Britain. From 1929 to 1948 he kept a journal which is frequently quoted in the book and gives a unique insight into his personal experience. After the dissolution of his squadron, Falkowski emigrated to Canada.

The last and longest chapter of the book tells “the story of a story”: an account of how Zdzisław Starostecki, a Polish officer and, after the war, military constructor, attempted to publicize an account of the Battle of Monte Cassino which differed from the very popular account of it written and published by the Polish writer Melchior Wańkowicz.2 The story of migration and settlement away from Poland is present in the background also here. After the war Starostecki lived in London and then in the United States. He succeeded in the new environment: he worked for the US military research programs and contributed greatly to the development of the Patriot missile system. One of his sons became a lawyer, and the other had a successful career in the US Navy.

It then had many editions, including censored editions in Poland under communism.
Polish-British and Polish American relations are also present elsewhere in the book, as in the chapter in which Janusz Brochwicz-Lewiński, a commander in the Warsaw Uprising, tells the story of the death of Krystyna Wańkowiczówna, daughter of the writer Melchior Wańkowicz, in the Uprising. After the war Brochwicz-Lewiński settled in the United Kingdom, where he served in the British Army and worked for the British secret service. Also the chapter on Maria Kowal, a Polish emigrant living in Chicago and focussing in her interview on wartime Polish-Ukrainian relations, including the mass killing of the Poles in the Wołyń (Volhynia) massacre (1943-1944), contains such elements.

The book is well written and the narration involves the reader. The stories add a necessary personal dimension to the grand events in which individual lives were lived.
Various aspects of the Polish emigrant experience come to the fore in them. Perhaps too much emphasis is placed on the conflict among the veterans regarding the Battle of Monte Cassino,at which point some of the vividness seems to be missing – but then the complexity of the matter may have required taking this approach. The book is written in Polish; if translated into
English it would be of interest to all those investigating the often troubled Polish emigrant lives for both professional and family reasons.”

References:
A. Ziółkowska-Boehm, Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2014.
1 A. Ziółkowska-Boehm, Korzenie są polskie, BGW, Warszawa 1992; published in English as The Roots Are Polish (2nd ed., Canadian Polish Research Institute, Toronto [2003]).
2 M. Wańkowicz, Bitwa o Monte Cassino (Battle of Monte Cassino), 3 vols., Wydawn. Oddz. Kultury i Prasy Drugiego Polskiego Korpusu, Rome 1945-1947

JACEK SIMIŃSKI, A TAPESTRY OF POLISH LIVES, Polish-AngloSaxon Studies, vol. 17 (2014)


http://www.worldcat.org/title/tapestry-of-polish-lives/oclc/998826966&referer=brief_results