Maria Szczegielniak
Kunice, 29 maja 2015
Już kilka razy miałam okazję mówić o twórczości p.Aleksandry Ziółkowskiej- Boehm. Mówiłam wtedy przeważnie,
choć nie tylko, o książkach, ktore dotyczyly naszej ziemi opoczyńskiej.
Dziś chcę powiedzieć o tym,
co w życiu pisarskim Pani Ziółkowskiej było najważniejsze, a przynajmniej
bardzo ważne - o spotkaniu i współpracy z wybitnym polskim pisarzem Melchiorem
Wańkowiczem.
Chociaz współpraca trwala niewiele ponad dwa lata, ale był to okres bardzo
ważny dla Pani Aleksandry. Jak sama powiedziała – od Wańkowicza nauczyła się
warsztatu piarskiego.
Wańkowicz obdarzył panią Ziółkowską-Boehm wielkim zaufaniem i zapisał jej w
testamencie swoje archiwum. Byl to niewątpliwie zaszczyt, ale łączył sie z duza
odpowiedzialnoscia. Pani Ziółkowska wiele lat pracowała przy tym archiwum aby skompletować
i wydać 16- tomowa serie pod nazwą „Dzieła Wszystkie”. Skoro Wańkowicz powierzył
Pani Aleksandrze swoje archiwum, to byl przekonany, że oddaje je w dobre ręce i
intuicja go nie zawiodła. A Pani Aleksandra nie zawiodła swojego Mistrza.
Osobę Wańkowicza i jego twórczość
poznała Pani Aleksandra bardzo dobrze, czego dowodem są trzy książki, które mu
poświęciła. Ja powiem o jednej z
nich „Na tropach Wańkowicza po latach”. Książka ta zawiera bardzo dużo materialu
dotyczącego osoby Wańkowicza z różnych okresów jego życia. Wiele lat poświęciła na zbieranie materiałów do
tej książki, i jak sama Pani Aleksandra powiedziała...”ta książka - to próby
poszukiwania prawdy o Wańkowiczu jak o człowieku i pisarzu, którego twórczość jest cennym dobrem narodowym.
Napisała też, że nie tylko podejmowała
tematy kontrowersjne dotyczące jego osoby. Na okładce książki „Na
tropach Wańkowicza” jest napisane bardzo ciekawe zdanie o Pani Aleksandrze: „Polemicznie podejmuje
trudne tematy, które pojawiły się w ostatnich latach, w obronie Wańkowicza nie
waha się zmierzyć z wielkimi nazwiskami polskiej literatury”.
Melchior Wańkowicz, to nie tylko wybitny piarz, ale i znakomity reportażysta.
Wiele jego książek to reportraże.
Ja powiem o jednej z nich, dlatego że dotyczy ona ważniejszych wydarzeń
historycznych, które działy się na naszej ziemi opoczyńskiej. Ta książka to
„Hubalczycy”. Jest ona reportażem wojennym.
W tym miejscu zacytuję Pani słowa zaczerpnięte z książki „Na tropach Wańkowicza”,
a dotyczą reportażu.
„Reportaż w dużym stopniu opiera się na relacjach uczestników i świadkow, które to relacje autor wiąże
z własnym obserwacjami i komentarzami”.
Książka „Hubalczycy” oparta jest na relacji żołnierza oddziału majora Hubala
– Romualda Rodziewicza „Romana”, którego autor spotkał po wojnie we Włoszech. W
książce pojawiło się wiele nieścisłości, bo Rodziewicz nie widział
wszystkiego o kolegach z odzialu. Pobyt w oddziale to nie był czas na długie
Polaków rozmowy i zwierzenia, bo przecież żyło się w ciągłym stresie i zagrożeniu.
Kiedyś miałam okazję
rozmawiać z p.Wandą Ossowską i zapytałam – jak rodzina i jak Ona przyjęła to, że
Wańkowicz w „Hubalczykach” przeniósł brata Henryka do powiatu włoszczowskiego.
Pani Wanda powiedziała – Poprosiliśmy
autora o sprostowanie. Ja miałam trzecie wydanie „Hubalczyków”, ale nie bylo
sprostowania.
Trzeba było przeczytać jedną z książek p.Ziółkowskiej – albo „Kaja od
Radoslawa”, albo „Na tropach Wańkowicza po latach” żeby wszystko zrozumieć.
Wańkowicz zdawał sobie sprawę, że książka „Hubalczycy” zawiera pewne nieścisłości, dlatego po powrocie do kraju w 1958 r skontaktował się z
Markiem Szymańskim – Hubalczykiem, który przygotował dokumentalną pracę i uzupełnione
wersje wydarzeń. Po zapoznaniu się z poprawkami stwierdził, że musiałby zmienić
całą książkę. Obydwaj doszli do wniosku , że nie będzie takiej potrzeby, a
„Hubalczycy” Wańkowicza zostaną literacką forma opowieści o dziejach oddziału majora Hubala, dlatego następne wydania
nie zostały poprawione.
Trzeba jednak podkreślić, że
mimo wielu nieścisłości w książce Wańkowicz zasługuje na
wielkie uznanie, bo dzięki swej pięknej opowieści - ogólnie mówiąc - spopularyzował sprawę Hubala i Hubalczyków.
Wiele szkół przyjęło imię Hubala lub Hubalczyków, powstały Izby Pamięci. W
dziesiątkach miast polskich są nazwy ulic Hubala lub Hubalczyków, nakręcony zostal
film „Hubal” dla Polskiej Żeglugi Morskiej zbudowano statek „Major Hubal”.
Polskie Radio przyznaje coroczne nagrody zwane „Melchiory” za najlepsze
reportaże radiowe.
Może zbyt dużo mówiłam o Hubalczykach, ale proszę to potraktować jako małą
i niezamierzoną powtórkę z historii. Mówiłam też dużo o Wańkowiczu, ale to było
zamierzone, aby podkreślić, że
losy Wańkowicza i Pani Ziółkowskiej –Boehm splotły się na zawsze przez wspólną
pracę.
Pani Ziółkowska na zawsze weszła do polskiej literatury, sama tego dokonała,
swoim talentem , ogromną wiedzą i pracowitością, ale myślę, że
przed Panią Aleksandrą jeszcze wiele dokonań, wiele wyzwań i wiele nowych książek,
czego serdecznie życzymy.
Pani Aleksandro na koniec chcę powiedzieć coś, o czym wiele razy myślałam,
o czymś, co wymyka się ze
sztywnych ram- Mistrz i Uczeń - a co przechodzi w taki zwyczajny wymiar, i myślę, że to Opatrzność zesłała Panią Wańkowiczowi na
najtrudniejsze lata jego życia. Kiedy poznała Pani Wańkowicza był człowiekiem
wiekowym, schorowanym i samotnym. Choć miał wielu przyjaciół, to nie było przy
nim najbliższych, żona pisarza już nie żyła. Jedna córka zginęła w Powstaniu
Warszawskim, druga mieszkała w Stanach Zjednoczonych.
Była Pani przy pisarzu, kiedy chorował, kiedy przechodził trudną operację w
Manchesterze. Byla Pani przy nim do
konca i to jest bardzo wzruszające i zasługuje na szczególną uwagę i pokazuje, że
nie tylko wspólna praca była ważna, ale ważne było to, co nazwałam zwyczajnym
ludzkim wymiarem, czyli szacunek, życzliwość, zaufanie, i wszelka pomoc okazana potrzebującemu, bo Wańkowicz
potrzebował pomocy na ostatnim i najtrudniejszym etapie swojego życia.
**
**
Maria SZCZEGIELNIAK
DWÓR W KRASNICY I HUBALOWY DEMON
i
LEPSZY DZIEŃ NIE
PRZYSZEDŁ JUZ
„Ileż
spraw i faktów ocala Pani od zapomnienia. Czytając Pani książkę i śledząc
losy bohaterów, zawsze miałam na uwadze słowa – lepszy dzień nie przyszedł już...
Doszłam do wniosku, że do niektórych z
nich kiedyś, po latach, może nawet na przekór losowi, ale
przyszedł, do niektórych niestety nie przyszedł. Do Joanny Synowiec przyszedł,
do jej braci nie przyszedł. Lepszy dzień przyszedł również do Krystyny i
Mariana Wartanowiczów. Po koszmarze wojennym odnaleźli się i mimo trudow życia
na obczyźnie byli szczęśliwi. Myślę, że do
Anny Bąkowskiej lepszy dzień nie przyszedł. Przeżyła trudne lata okupacji i
jeszcze trudniejsze w powojennej Polsce.
Zwróciłam uwagę na zdania konczące drugą
część książki „Czas i historia zmiotły wszystko, nie ma ludzi,
nie ma grobów, nie ma budynków. Po podolskich winnicach Wartanowiczów została
jedynie legenda”.
Pani Aleksandro, dziś
już nie tylko legenda, pozostała pamięć, którą ocaliła Pani na kartach tej książki.
Przypomnę w tym miejscu, że w książce
„Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” napisala Pani:
...„Dwór w Kraśnicy spłonął,
ale pamięć została i aby tą pamięc ocalić piszę tę książkę”.
Tak też ocaliła Pani pamięć o życiu
Wartanowiczów na Podolu. Obecne, a szczególnie przyszłe pokolenia tej rodziny
będą Pani za to wdzięczni, bo to, co nie zapisane, nie utrwalone, zaciera się z
czasem w pamięci.
Szczególnie jest mi bliska trzecia część
tej książki „ Z miejsca na miejsce” W cieniu legendy Hubala” - ze względu na
osobę Romana Rodziewicza. Wcześniej wydana książkę pod takim
samym tytułem przeczytałam dopiero w ubiegłym roku. Choć nieobce mi było
nazwisko Rodziewicza, to po przeczytaniu tej książki zafascynowała mnie jego
osoba, jego przeżycia wojenne i powojenne.
Czytając książkę patrzyłam na jego przeżycia
pod kątem ogólnego tytułu „Lepszy dzień nie przyszedł juz”. Jego życie bylo
bardzo trudne i tych gorszych dni było niemało – a kiedy zdecydował co ma robić,
wybuchła wojna, potem ciężkie przeżycia wojenne, w tym obozowe, i trudne życie
na emigracji. Mimo to do Rodziewicza też przyszedł lepszy dzień. Ja lepszego
dnia w jego życiu upatruje w tym, że miał szerokie grono wspaniałych przyjaciół,
wśród których Pani zajmuje ważne miejsce. Przyjaźń z Panią zaowocowała książką.
Rodziewicz jako żołnierz legendarnego Oddziału mjr Hubala sam wszedł do
historii, a Pani pisząc tę książkę, utrwala jego pozycję w historii”.
Maria
Szczegielniak, Sławno kolo Opoczna, 23 maja 2012