Janusz M. Paluch,
Wczoraj i Dziś. Polacy na Kresach,
Małe Wydawnictwo Kraków 2013,
ISBN 978-83-62971-06-0
ISBN 978-83-62971-06-0
Biblioteka "Cracovia Leopolis", Tom XII
Wstęp:
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
Polacy na Kresach
Rozmowy, przeprowadzone przez Janusza Palucha na przestrzeni ostatnich piętnastu lat, publikowane były na łamach kwartalnika „Cracovia Leopolis”. Są zapisem tamtej rzeczywistości. Uaktualnienia zostały zaznaczone w przypisach. Wydaje się, że te rozmowy zaczęto przeprowadzać bardzo późno, ale też wcześniej generalnie nie można było pisać o Kresach. Pierwsza „odwilż kresowa” to rok 1980, kiedy zaczęto mówić, pisać i wydawać. Potem nastał stan wojenny, ale lawina już ruszyła i poszła o wiele łatwiej i szybciej po 1989 roku. Główny nurt, który przewija się w prezentowanych w książce rozmowach, to rozbudzenie fascynacji Kresami – ich przyrodą, ludźmi, kulturą i niezwykłą aurą. I jakże bolesnymi ludzkim historiami, które są wciąż otwartą, niezagojoną raną. Rozmówcy Janusza Palucha mają w sobie ogromną empatię do losów Polaków pozostawionych na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczpospolitej. To grupa wrażliwych ludzi o wielkim sercu. Nauczyciele, architekci, pisarze, kolekcjonerzy przenoszą swoje pasje na innych, także na młodzież. Marta Urbańska opowiada o zorganizowaniu inwentaryzacyjnych praktyk studentów architektury Politechniki Krakowskiej na Kresach. Jakże pięknie mówi o Kamieńcu: „To była też moja pierwsza w życiu podróż na Podole. Padłam na kolana. Moja rodzina pochodzi z Podola; od XV wieku byliśmy na Rusi, a od XVII nasza gałąź rodziny siedziała na Podolu. Tak więc dla mnie była to mityczna kraina. W domu słyszałam głównie opowieścio Podolu. I jak śpiewa, nomen omen, Kuba Sienkiewicz: «Byłemw Rio, byłem w Baio», ale niczego takiego jak ta moja pierwsza podróż na Podole nie przeżyłam ani przedtem, ani potem. I żaden kanion, żadna Arizona, żadne fiordy – to nie to”. Po przeczytaniu krótkiej rozmowy z uczestnikiem obrony Lwowa, jednym z „dzieci Lwowskich”, byłam poruszona prostotą i jednocześnie przesłaniem tego niezwykłego wywiadu. Roman Asler przypomina wydarzenia sprzed osiemdziesięciu laty, gdy jako piętnastolatek brał udział w obronie Lwowa. Mieszkał przy ulicy Polnej, której nazwę zmieniono potem na Lwowskich Dzieci. Leżał w łóżku chory na grypę, kiedy kolega zastukał w okno. Roman je uchylił i usłyszał: „Roman, uciekaj ze mną na front. Ukraińcy zajmują Lwów. Trzeba bronić miasta!”. Mówi, że mieszkał na parterze, więc nie było problemem uciec przez okno. Po trzech dniach donoszenia amunicji, dostał własny karabin i kazano mu strzelać. Nie czuł się dobrze, bo przecież miał grypę, której nie wyleżał. Gdy walczyli na cmentarzu, bał się i płakał „mamo, mamo...”. Matka, córka powstańca z 1863 roku, czekała. Wrócił do domu, ale w 1920 roku znowu go opuścił, by wziąć udział w wojnie z bolszewikami. Roman Asler opowiada o swoich wyczynach jako naturalnych reakcjach. Nie ma w tej rozmowie wielkich słów. I to ma w sobie wywiad – że przywołując słowa opowiadającego – pokazuje cały jego stosunek do sprawy, w której brał udział. Jakże interesująca mogłaby być cała książka o Romanie Aslerze (który zmarł w 1997). Szkoda, że nie powstał zapis rozmów Krystyny Czajkowskiej (np. z Heleną Makowiecką, o. Rafałem Kiernickim, prof. Mieczysławem Gębarowiczem) i wrażeń, które wrażliwym sercem odbierała w czasie swoich pierwszych wyjazdów do Lwowa (pierwszyraz w 1958 roku, a przecież wtedy tak trudno było wyjechać na Kresy). Pojechała, by przywieźć autografy Aleksandra Fredry, wspierając zamysł profesora Stanisława Pigonia wydającego pisma autora Zemsty. Książka pokazuje wzruszające przykłady woluntariatu. Profesor Zygmunt Kolenda – inicjator akcji charytatywnej na rzecz Polaków we Lwowie i okolicy – przypomniał, kiedy do Lwowa pojechała ekipa krakowskiej telewizji, by nakręcić film. Z całej Polski ruszyła pomoc – hojność i spontaniczność ludzi przekroczyła wyobrażenie. Wolontariusze zaangażowali się całym sercem, kilka osób z komisji charytatywnej obsłużyło siedemset potrzebujących.
Wolontariat i
akcje charytywane, jakże szeroko są rozgałęzione w bogatych Stanach
Zjednoczonych, gdzie działają rozmaite fundacje wspierające przedsięwzięcia i
instytucje kulturalne, stowarzyszenia pomocy nie tylko dla ludzi, ale i
zwierząt. W polskim społeczeństwie bezinteresowna działalność na rzecz drugiego
człowieka znana jest od lat w Kościele, natomiast wielka rola i siła
wolontariatu, popularnego w Polsce międzywojennej, jest w obecnej Polsce wciąż
mało rozwinięta.
Ileż tematów,
ileż zaangażowanych ludzi, jaka bogata mozaika rozmowców Janusza Palucha.
Krystyna Gąsowska, przedstawicielka Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia
„Wspólnota Polska” – od kilku lat na emeryturze – mówi o działalności
wspierającej Polaków żyjących na Kresach Południowo-Wschodnich; Danuta Nespiak
– lwowianka mieszkająca we Wrocławiu – porusza temat braku muzeum czy instytutu
kresowego w Polsce; Mariusz Olbromski – do niedawna dyrektor Muzeum Narodowego
Ziemi Przemyskiej – postawił sobie za cel doprowadzenie do uaktywnienia
działalności kulturalnej środowisk polskich na dawnych Kresach; Janusz Smaza
dba o konserwację cmentarzy polskich nie tylko na Kresach, ale w calej Europie.
Jest w książce rozmowa z Eugeniuszem Tuzow-Lubańskim, mieszkającym w Kijowie,
wówczas redaktorem pisma „Dziennik Kijowski”, który ukazuje się w stolicy
Ukrainy w języku polskim; ze Zdzisławem Ruszelem, nieżyjącym już, krakowskim
kolekcjonerem, organizatorem poświęconych Kresom edukacyjnych wystaw. Jest
wywiad z artystą malarzem i działaczem niepodległościowym, Adamem Macedońskim,
który w kwietniu 1940 roku wraz z rodziną opuścił okupowane przez sowietów
tereny polskich Kresów i udał się do Krakowa, gdzie od 1945 roku działał w
organizacjach podziemnych. Pełna anegdot jest rozmowa z artystą malarzem
Stefanem Berdakiem mieszkającym na krakowskim Salwatorze, który przywołuje
swoje lata lwowskie do 1945 roku. Janusz Paluch rozmawia także z pisarzami,
autorami bezcennych książek. Związanych z Kresami jest wielu bohaterów książek
Barbary Wachowicz: jak Aleksander Kamiński, który zaczął swą odważną i
szlachetną służbę w Humaniu na Ukrainie, jak twórcy polskiego harcerstwa – Olga
i Andrzej Małkowscy, którzy mieszkali na Górze św. Jacka we Lwowie, czy także
wielcy poeci romantyzmu Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki, jak i bohater
narodowy wielu krajów, przywódca Insurekcji 1794 roku, Tadeusz Kościuszko. Jest
w książce rozmowa z Ewą Siemaszko, która wraz z ojcem wydała monumentalną
książkę Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności
polskiej Wołynia 1939–1945; z Karoliną Grodziską, autorką Księgi
Cytatów o Lwowie; Stanisławem Grodziskim, autorem książki W Królestwie
Galicji i Lodomerii; z Przemysławem Włodkiem, lekarzem, pasjonatem Kresów,
autorem przewodników po Lwowie i Wilnie, który przygotowuje książkę poświęconą
mieszkańcom i ulicom Lwowa. Niezwykle interesujący jest wywiad z profesorem
Stanisławem S. Nicieją, autorem między innymi książki Lwowskie Orlęta.
Czyn i legenda, który zapowiada jakże fascynujące tematy swoich
przyszłych książek, jak Lwów w kulturze europejskiej. Podkreśla, że napisze
także o Ormianach, Żydach i Niemcach, którzy mieli swój udział w kształtowaniu
miasta. Planuje też napisać biografię niezwykłej postaci – dramaturga, autora
wierszy i wspaniałych piosenek – wielkiego Mariana Hemara.
Czytając
rozmowy Janusza Palucha, dostrzegam, że teraz Lwów jest miastem odwiedzających
je zafascynowanych kulturą i historią ludzi. To oni spłacają dług niepamięci o
Polakach i o Polsce, która tam była. Nie pamięci wpajanej przez wiele
dziesiątek lat przez komunistycznych inżynierów edukacyjnego zapominania o
narodowej tożsamości. Wszyscy rozmówcy mogą urzec nas swoim oddaniem, pasją,
zapalić podziwem dla swojej bezintresowności i miłości do szeroko pojętej tematyki
Kresów. Mówią o swoim pierwszym wyjeździe, nieraz przypadkowym, który wywołał
kolejne. Jakże budujące są przykłady włączenia młodzieży do odzyskiwania
pamięci narodowej związanej z Kresami. Bogusław Kołcz przypomniał postać poety
i dr. med. Jerzego Masiora związanego z Akademickim Liceum i Gimnazjum im.
Króla Bolesława Chrobrego w Nowym Sączu, który przygotowywał starannie z
młodzieżą kolejne wyprawy do Lwowa. Stawał przed mapą przedwojennej Polski,
objaśniał, pokazywał zdjęcia z Cmentarza Obrońców Lwowa, przywoływał swoje
wspomnienia z lwowskiego harcerstwa, mówił o pamiątkach polskich na Kresach.
Uświadamiał, nauczał i zapalał młodzież, która jechała przygotowana na swoje
wędrówki, wracała z własnymi doświadczeniami i własnym emocjonalnym bagażem.
Jak mówi Mariusz Graniczka, dyrektor krakowskiego Gimnazjum im. Stanisława
Konarskiego przy ulicy Bernardyńskiej, którego młodzież od 2000 roku regularnie
wyjeżdża na Kresy: „Kresy tkwią w każdym z nas – świadomie czy podświadomie –
jako kraina owiana legendą, znana czy to z przekazów rodzinnych, czy literatury
i filmu. W naszej wyobraźni jawią się jako miejsca pełne niesamowitości i
tajemniczości – tygiel kultury narodowej. W poprzednich latach były przecież
niedostępne. Teraz przyszedł czas, by dla siebie, a przede wszystkim dla
młodzieży, odkrywać je od nowa”. Roma Krzemień mówi: „Przecież tam zostało
wszystko! Tam jest Polska!”.
Jest w
książce poruszony niezwykle ważny temat Karty Polaka i powrotów do Polski. Karta
Polaka nie załatwia zobowiązań Polski wobec Polaków na Wschodzie, nie tylko
zesłańców do Kazachstanu. Karta Polaka brzmi jak substytut, jakiś wykalkulowany
twór dzielący Polaków na tych ze Wschodu i z Zachodu. Dlaczego nie daje się
poświadczeń obywatelstwa, jak daje się Polakom mieszkającym w Stanach
Zjednoczonych, Kanadzie, Australii i innych krajach osiedlenia? Jak mówi Teresa
Siedlar-Kołyszko: „Autentycznym Polakom, którzy urodzili się przed wojną,
często walczyli w Wojsku Polskim czy w podziemiu o polskość oraz ich dzieciom
bezwzględnie należy się polskie obywatelstwo i polskie paszporty”. Przywoływany
wyżej profesor Zygmunt Kolenda przypomina, że po 1956 roku przyjechało do
Polski ponad dwieście pięćdziesiąt tysięcy Polaków, a nie byliśmy wówczas
bogatszym państwem, tymczasem w ostatnich latach w ramach repatriacji wróciło
do kraju zaledwie trzy tysiące Polaków. Mówi wprost, że kolejne rządy III
Rzeczypospolitej nie zabrały się za ten palący problem konstruktywnie. Melchior
Wańkowicz w Szczenięcych latach – jednej z najpiękniejszychksiążek o
życiu i o dworach polskich na Kresach – pisze o matczynych Nowotrzebach nad
Niewiażą: „Dom i życie w nim zawarte musiały zniknąć”. Kończy swoją opowieść,
przywołując ojcowski dwór w Kalużycach, w powiecie ihumeńskim w guberni
mińskiej, bolesnym zawołaniem: „O Wielki Boże! Nie ma Kalużyc”. Anna Bernat, we
wstępie do ostatniego wydania książki, napisała, że Szczenięce lata
pozostaną „symboliczną opowieścią o losie kresowych domów i dworków. Po
większości z nich nie pozostał przecież kamień na kamieniu, tylko w zdziczałych
ogrodach można było jeszcze do niedawna dostrzec zarysy fundamentów
zdruzgotanych, zniesionych z powierzchni domostw”.
Domów nie ma,
ale pozostali ludzie. Są to rodziny, nasze polskie rodziny tych, którzy
przeżyli krzywdy nie do naprawienia. Żyją ich potomkowie, ale żyją też wciąż
starsi ludzie, którzy pamiętają z dzieciństwa te okrutne czasy. Jest ich coraz
mniej. Trzeba z nimi rozmawiać, by wszystko, co można, zapisać na „twardy dysk”
pamięci narodowej. Polska powinna myśleć o starszych i biednych, i ich
wesprzeć. Dla tych, którzy by chcieli wrócić, polskie domy starców i opieki
społecznej powinny być otwarte. Polska powinna pamiętać o tych młodych, którzy
chcą być i czuć się Polakami na Ukrainie, Białorusi, Litwie czy Kazachstanie,
Uzbekistanie, i gdzie jeszcze ich dramatyczne losy rzuciły. Powinniśmy o nich
dbać, by byli na tych ziemiach elitą intelektualną, a jeśli chcieliby żyć w
Polsce, powinno się im to umożliwić: dać im szansę. Takiej szansy nie mieli ich
dziadkowie ani rodzice. Nie zapominajmy o nich. Nie zapominajmy o Polakach na
Kresach. To są krewni nas wszystkich, to są nasi, to są Polacy. Mija rok za
rokiem i niebawem będziemy mogli zadbać już tylko o mogiły. Zatroszczmy się o
młode pokolenia, aby chciały się czuć Polakami, aby wiedziały, że mogą na
Polskę liczyć.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz