SARMATIAN REVIEW
CHESTERTON REVIEW
https://philpapers.org/rec/ZIKAIW
polska wersja:
polska wersja:
ODRA
styczeń 2017
Aleksandra Ziółkowska-Boehm rozmawia z
ANDRZEJEM WAJDĄ
WYWIAD Z AMERYKĄ W TLE
Aleksandra
Ziółkowska-Boehm - Jak Pan widzi Amerykę?
Andrzej Wajda -
Całe swoje życie, przez wszystkie lata ja, jak inni w Polsce, nasłuchiwaliśmy
uważnie, co nadchodzi z Ameryki. Przed wojną mówiło się o Ameryce jako o kraju,
któremu Polska zawdzięcza odzyskanie Niepodległości. Gdy wybuchła druga wojna
światowa, patrzyliśmy, co zrobi Ameryka, czekaliśmy, kiedy wypowie wojnę
Niemcom. Potem z kolei, przez 50 lat Polski Ludowej, Ameryka była głównym
wrogiem Związku Radzieckiego, więc Polacy byli jej przyjaciółmi. A dziś odnoszę
wrażenie, że Polacy najbardziej ufają Stanom Zjednoczonym.
Osobnym tematem
jest emigracja do USA. Ameryka zyskała na drugiej wojnie światowej, gdyż Europę
opuścili liczni artyści, pisarze i naukowcy. Wielu intelektualistów wyjechało i
osiedliło się w Ameryce, na skutek sprzeciwu wobec niemieckiego i sowieckiego
totalitaryzmu. Również groźba wojny wygnała wielu wybitnych ludzi z ich
ojczystych krajów. Co ważniejsze, Stany, kraj nieograniczonych moźliwości,
znalazły dla nich odpowiednie zatrudnienie na uniwersytetach i uczelniach
artystycznych. To dało szansę amerykańskiej młodzieży zapoznać się przez
osobisty kontakt z artystami z europejskiej awangardy. Pozwoliło też Czesławowi
Miłoszowi głosić swoje poglądy na świat i sztukę - bowiem lata spędzone w
Paryżu nie dały mu szansy na udział we francuskim życiu artystycznym i
intelektualnym i skazywały na całkowity margines.
A.Z-B.
- Jak dalece w Pana twórczości była
obecna Ameryka ?
A.W. - Swój teatr
rozpocząłem od wystawienia dwóch sztuk amerykańskich: “Kapelusz pełen deszczu”
i “Dwoje na huśtawce”. Co ważniejsze, mogę powiedzieć, że film “Obywatel Cane”
obudził mnie do zajęcia się filmem.
Realizując “Popiół
i diament”, myślałem często o „Asfalt Jungle” i tzw. czarnej serii filmów
gangsterskich z lat 50- tych.
Nie umiem
powiedzieć, jak moje życie potoczyłoby sie, gdybym znalazł się w Stanach. Myślę,
że gdyby “Popiół i diament” został wytypowany do Oscara, co ze względów
politycznych było niemożliwe, gdyż film ten nie był przedstawiony do żadnego
festiwalu filmowego na świecie, może ruszyłbym w tamtą stronę.
A.Z-B - Został
Pan w Polsce i osiągnął pozycję najwybitniejszego polskiego reżysera, a w 2000
roku Amerykanie nagrodzili Pana największym wyróżnieniem w świecie filmu -
Oscarem.
A.W. – Dziś, bez
chwili wahania odpowiadam: szczęśliwie się stało, że zostałem w Polsce. Tu jest
moje miejsce, wywalczyłem je i osiągnąłem swoją pozycję miedzynarodową tu
pracując. Wierzę w swoją misję, jako jednego z twórców Polskiej Szkoły
Filmowej.
A.Z-B. - Jak
znajdywał Pan Amerykę w czasie swoich odwiedzin?
A.W. - Ameryka
jako kraj jest wspaniała. Nigdzie nie ma tyle przestrzeni, która tworzy iluzję
wolności. Odbyłem podróż samochodem przez Teksas do Las Vegas i do Grand
Canyon. Jestem pewien, że Grand Canyon jest bliżej Boga niż inne miejsca ziemi.
Nowy Jork jest
miastem niezwykłym, tyle jest tam do oglądania. W latach 60-tych i 70-tych
panował tam prawdziwy duch sztuki nowoczesnej, która wtedy porzuciła
bezpowrotnie Paryż.
Dusza nowoczesnej
sztuki też przeniosła się z Paryża do Nowego Jorku, dlatego Europie jest dziś
tak trudno odbudować swój prestiż.
A.Z-B
- Czy Pana zdaniem Nowy Jork będzie centrum sztuki dla Polaków także po wejściu
Polski do Unii Europejskiej?
A.W. - Osobiście
wiążę nadzieję z nowym Berlinem, uważam, że to właśnie Berlin stanie się
stolicą połączonej Europy, która musi się rozwijać na wschód, zaś Niemcy
szukają swojego nowego miejsca w świecie. Berlin będzie więc miejscem
połączenia wschodniej i zachodniej Europy, która tu właśnie, od naszej granicy
odrodzi się. Nam, Polakom, jest bliżej do Berlina oddalonego o 200 kilometrów,
niż do oddalonego o 2000 kilometrów Paryża, co również będzie nie bez znaczenia,
gdyż staniemy się pomostem dla państw położonych na wschodzie w ich drodze do
Europy.
A.Z-B.
- Czy uważa Pan, że tragedia 11 września zmieniła obraz Ameryki?
A.W. – Na pewno, ale Amerykanie jako racjonaliści,
naród pragmatyków, będą szukali różnych dróg i rozwiązań tej trudnej sytuacji.
A nie jest ona łatwa, gdyż Stany Zjednoczone muszą stać się krajem policyjnym i
muszą wziąć pod nadzór nie tylko swoje społeczeństwo.
A.Z.-B- Roman Polański, który jako młody początkujący
aktor otrzymał od Pan rolę w filmie “Pokolenie”, zagrał teraz w Pana najnowszym
filmie “Zemsta” rolę Papkina. Myślę, że
widz amerykański będzie chciał zobaczyć owianego legendą i skandalem reżysera
jako aktora. Wyrobił on sobie swoje miejsce w tym kraju i szkoda, że go tu nie
ma.
A.W. - Kiedy
patrzyłem na jego zdolności i energię, gdy grał w moim filmie, a później
studiował reżyserię i robił swoje pierwsze filmy – widziałem w nim
amerykańskiego reżysera i wierzę, ze Polański urodził się, by żyć i tworzyć w
Ameryce.
Ujął mnie tym, że
teraz, po latach, zgodził się zagrać w “Zemście” rolę Papkina, która ma w
polskim teatrze wielkie tradycje i grana była przez znakomitych aktorów.
Najbardziej ujął mnie jednak tym, że wrócił do swego ojczystego języka i kina,
które go stworzyło. To piękny i
wspaniały gest z jego strony.
Polański jako
Papkin jest przybyszem i na ekranie, i w naszym kinie, które zresztą, jak cała
kinematografia europejska przeżywa niemałe trudności, z których finansowe nie
są największymi.
A.Z-B.
-Stało się to także dzięki Pana magii i talentowi, że widownia polska mimo
ogromnej konkurencji filmów amerykańskich, przychodzi tłumnie na polskie filmy.
Jest to zapewne przyjemnym zaskoczeniem dla wszystkich malkontentów. Co jest w
obecnym okresie słabością w polskim filmie?
A.W. - Pogróżka,
że multiplexy wyeliminują polskie filmy, nie spełniła się. W 1975 roku w Polsce
było 3500 ekranów, ale w 1989 już tylko 700 ekranów, teraz zbliżamy się pewnie
do 1300 sal w kinowych. W ostatnich latach polskie kino rzeczywiście powraca na
ekrany. “Ogniem i mieczem” obejrzało 7 milionów ludzi, “Pana Tadeusza” przeszło
6 milionów, a “Zemstę” już blisko dwa miliony. To zdecydowanie więcej niż
amerykańskie superprodukcje, co oznacza, że Polakom potrzebne jest własne kino
narodowe.
Największą słabością
polskiej kinematografii, jest brak scenarzystów. Niewielka produkcja filmowa
powoduje, że tylko niewielka grupa ludzi zajmuje się pisaniem scenariuszy.
Kiedyś towarzyszyła nam polska literatura. Były to powieści i opowiadania z
wyraźnymi postaciami, akcją, dialogami i tematem poruszającym sprawy społeczne
i polityczne. Współcześni pisarze w naszym kraju zajęli się introspekcją
własnego wnętrza, co oznacza, że reżyserzy sami wzięli się do pisania, a nie
zawsze mają talent literacki.
A.Z.-B.
Czy przyłącza się Pan do europejskiego chóru narzekających na niski poziom
amerykańskiego kina?
A.W.-
Amerykańskie kino jest traktowane jako produkt, ale w amerykańskim kinie
powstają arcydzieła, takie filmy, które głęboko
zastanawiają się nad rzeczywistością nie tylko USA, lecz i świata. A cała
reszta kina rozrywkowego tworzy klientów amerykańskiej produkcji – mody, muzyki
rozrywkowej itp., kreując sposób i styl życia przejmowany z ekranu.
Te ambitne filmy
maja przewagę nad naszymi europejskimi, ponieważ nie tylko opowiadają o
najbardziej skomplikowanych sprawach, trudnych problemach, ale również znajdują
formę, która trafia do każdego z widzów. W tych pięknych ambitnych filmach
uderza swoista prostota środków wypowiedzi. Powodem jest głębokie przekonanie
ludzi kina w USA, że do widza można i trzeba dotrzeć z każdym tematem.
Tymczasem kino
europejskie robi się dla wąskiej grupy odbiorców, na przykład jak to było w
czasach francuskiej Nowej Fali - dla łacińskiej dzielnicy Paryża. Film można
zrobić niedużym nakładem dla małej publiczności i można to zrozumieć, gdyż taka
sytuacja pozwala na wielką wolność twórcy, gorzej gdy zaczyna się uważać, że im
mniej widzów, tym film jest lepszy, gdyż odwołuje się dla elity. Tymczasem tymi
wiernymi widzami reżysera stają się ciocia lub najbliższa rodzina.
Właśnie takie
myślenie zamordowało kino w Europie, która wydaje mi się, powraca do rozumu
głównie dzięki młodym reżyserom wracającym ze Stanów do Europy, jak choćby
reżyser filmu „Amelia”.
A.Z-B
- Jakie nastąpią trudności w kinie, gdy Europa będzie się jednoczyć?
A.W. - Trudności
językowe. Europa to istna wieża Babel. Przed laty, ci, których uważamy za ojców
zjednoczonej Europy, wpadli na pomysł, by tu właśnie posługiwano się łaciną
jako językiem europejskim. Tuż po wojnie 1945 r. był to język kościoła. Mógł
też stać się językiem polityki. W końcu wszystkie traktaty europejskie w
przeszłości były spisane po łacinie. Śmieszy mnie, kiedy pomyślę, że urzędnicy
Unii Europejskiej w Brukseli cały dzień meczą się mówiąc we własnych językach za
pomocą dziesiątków tłumaczy, po czym wieczorem, w barze ustalają wszystko, co
najważniejsze rozmawiając po angielsku.
A.Z-B
-Czy możemy porozmawiać o nie nagłaśnianym Pana filmie z 1990 roku poświęconym
Januszowi Korczakowi, do którego scenariusz zrobiła Agnieszka Holland, z
Wojciechem Pszoniakiem w roli głównej. Na pokazie z Cannes widownia
zareagowała wielką owacją. Cytowana jest
w internecie Pana wypowiedz: “My good intentions were useless”, moje dobre
intencje okazały się niepotrzebne. W Stanach nikt nie wie o tym filmie i jego
losie. Jak Pan patrzy na całą sprawę po kilkunastu latach?
A.W. - Film na
pokazie specjalnym w Cannes przyjęto entuzjastycznie, odbyła się standing ovation. Następnego dnia w “Le Monde” ukazała się recenzja filmu, w
której “Korczak” został nazwany filmem antysemickim. Krytykowano zwłaszcza
symboliczną końcową scenę filmu jako zafałszowanie historii, itd. Było to dla mnie bolesne, ale zrozumiałem, że
Francja woli się rozprawić z polskim antysemityzmem, nie z własnym. Francuzi
szukają bowiem pretekstu, by nie stawić czoła faktom, że to na przykład
francuska władza i francuska policja wysyłała Żydów do Oświęcimia.
Wcześniej, kiedy
film “Ziemia Obiecana” otrzymał nominację do Oscara, w czasie konferencji prasowej w Los Angeles jeden z krytyków
szczególnie gwałtownie napadał na ten film, nazywając go antysemickim. Po konferencji zapytałem go, gdzie widział
„Ziemę obiecaną”?
Usłyszałem
wówczas: „Nie muszę oglądać tego filmu, żebym wiedział, że jest antysemicki,
skoro przychodzi z Polski”.
To również było
powodem, że ten film nie wszedł na ekrany amerykańskie, a właśnie “Ziemia
obiecana” jest filmem, który mógłby się w Ameryce spodobać, gdyż jego akcja i
problemy są w Ameryce zrozumiałe. Fakt ten był dla mnie wielkim niezasłużonym ciosem.
A.Z-B.
-Interesujące jest Pana i Pani Krystyny Zachwatowicz zainteresowanie Japonią.
Przeczytałam Pana wypowiedź, gdy w czasie okupacji ukrywał się Pan w Krakowie.
Kiedyś wyszedł Pan na miasto i w Sukiennicach zobaczył wystawę sztuki japońskiej.
Japonia była sprzymierzeńcem Niemiec, stąd ówczesny niemiecki gubernator
Krakowa, generał Frank, urządził wystawę w Krakowie. Po latach, jako znany
reżyser został Pan odznaczony japonskim Noblem, Kyoto Prize. Dzięki Panu i Pana
Małżonce Krystynie Zachwatowicz, w Krakowie mamy Japońskie Centrum Sztuki
Manggha. Zapoczątkowali Państwo coś bardzo niezwykłego w Polsce...
A.W. - Przed
wojną Feliks Jasieński zebrał kilkanaście tysięcy obiektów japońskiej dawnej
sztuki, które ofiarował Muzeum Narodowemu w Krakowie. Od 1926 roku minęło ponad pół wieku, powstala więc potrzeba, by
wznieść budynek dla pokazania tych zbiorów.
Otrzymałem wysoką
nagrodę z Japonii, którą Pani wspomina, i ona mnie zobowiazywała.
Postanowiliśmy razem z Krystyną wybudować Centrum Sztuki Japońskiej. Mój gest
trafił na zrozumienie w Japonii. Architekt japoński, Arata Isosaki wykonał i
ofiarował projekt naszej fundacji Kyoto – Kraków. Rząd japoński przeznaczył na
ten cel 2 miliony dolarów, kolejarze japońscy, którzy solidaryzując sie z
Solidarnością w Polsce zebrali następny milion. Odbyła się również specjalna
zbiórka, co w sumie dało 5,5 miliona dolarów i pozwoliło w ciągu 15 miesięcy
wybudować Centrum Manggha i udostępnić zbiory japońskie.
W naszym kraju
niełatwo jest kontynuować jakieś przedsięwzięcie, gdyż na przeszkodzie stoją
zwykle obiektywne trudności jak wojna, zmiana ustroju. Tym bardziej jesteśmy z
Krystyną szczęśliwi, że nasza inicjatywa trafiła na dobry grunt i nie tylko
powstało Centrum Sztuki i Tachniki Japońskiej w Krakowie, ale stało się ono żywą
i działąjącą instytucją, jedną z ważniejszych w tym mieście, odwiedzoną również
przez Cesarza Japonii Akihito wraz z Małżonką.
A.Z.-B.
-Proszę powiedzieć o roli w Pana życiu i twórczości Pańskiej żony – Krystyny
Zachwatowicz, znanej z Piwnicy pod Baranami aktorki, wybitnego scenografa.
Wystąpiła ona w Pana filmach - w pięknej roli w “Pannach z Wilka”, w “Człowieku
z marmuru”, “Kronice wypadków miłosnych”. Zadedykował Jej Pan książkę “Double
Vision”. Na czym polega sekret Państwa dobrego związku - dwojga znanych i
twórczych ludzi?
A.W. - Każde z
nas szanuje w drugim artystę, który tworzy własny świat i działa we własnej
dziedzinie twórczości. Pracujemy razem w teatrze, Krystyna wystąpiła także w
moich filmach jako aktorka, od kilku lat uczy młodych ludzi scenografii
teatralnej na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, jest też wykładowcą w
Akademii Teatralnej, gdzie prowadzi zajęcia z reżyserami. Te spotkania czynią
nas zawsze młodymi.
A.Z.-B
- Proszę powiedzieć o Warszawskiej Szkole Filmowej własnego imienia.
A.W. -Od stycznia
2002 roku istnieje Mistrzowska Szkoła Reżyserii Filmowej. Kieruje nią Wojciech
Marczewski. Spotykamy się 8-10 razy w roku po 2 tygodnie. Wybraliśmy 13
studentów z przeszło 250 chętnych. 5-ciu z nich jest już po studiach filmowych,
inni mają za sobą po kilka filmów zrobionych w niezależnych produkcjach.
Szkoła nigdy nie
mogłaby powstać, gdyby nie Ryszard Krauze, właściciel firmy “Optimus”, który
sfinansował najbliższe pięć lat naszego istnienia.
Nauka trwa rok, w
czasie którego młodzi ludzie przygotowują swój projekt, pracując od idei, do
scenariusza. Wspólnie realizujemy sceny z przyszłego filmu, poszukujemy obsady
i po roku projekt takiego filmu może byc prezentowany producentom, jako rzecz
gotowa do realizacji.
A.Z.-B.
-W książce “Double Vision” pisze Pan o roli muzyki w filmie. Czy uroczysty i
triumfalny Polonez Wojciecha Kilara (inny od lirycznego poloneza Ogińskiego)
będzie po latach nazywany “polonezem z Pana Tadeusza” Wajdy?
A.W. - Kilar to
nie jest jedyny kompozytor, z którym współpracuję, ale niezwykle cenię jego
muzykę w filmie. Jest zawsze zgodna z tematem i wspaniale wzmaga rytm obrazu.
A.Z-B. - W książce “Papież Słowian Zwiastun nadziei” (Toruń 2000) jest zamieszczona Pana wypowiedz na temat po raz pierwszy usłyszanej wiadomości o wyborze Kardynała Wojtyły. Pisze Pan, że tego dnia pracował na Chełmskiej i elektrycy podeszli do Pana, żeby powtórzyć zasłyszaną w radiu wiadomość o wyborze Papieża Polaka. Pan nie tylko nie uwierzył im, ale dość ostro ich ofuknął. Zastanawia się Pan, jak czytam, czy zawiodła Pana fantazja, albo coś innego było przyczyną, że odepchnął Pan od siebie tę dobrą nowinę. Pisze Pan: - ”Czy pomniejszaliśmy siebie i to, co działo się wkoło? Czy pogodziliśmy się z małością i prowincją”? Przyznam, że mnie Pana słowa poruszyły.
A.W. -Potęga
Kościoła polskiego leży w tym, że zachował się tak samo konsekwentnie w czasach
kataklizmu - w okresie okupacji hitlerowskiej, kiedy zginęło tysiące księży,
jak i w systemie stalinowskim, gdzie stanął przed niezwykle trudnymi sytuacjami
politycznymi, ale to w Rzymie zapadały i zapadają decyzje, które dotyczyły kościoła
w Polsce i ta niezależność uratowała Jego prestiż nie tylko religijny, lecz i
społeczny.
To prawda, nie
wierzyłem, że doczekam się upadku komunizmu. Byłem pewien, że przetrwa jeszcze
długo, a jego korozja potrwa dziesiątki lat.
A.Z-B.
- Czy czasy się zmieniły i jesteśmy inni? Jak dalece Polski Papież, Nobel dla
Miłosza i Szymborskiej, Oscar dla Pana, zmieniły obraz Polaków o sobie?
A.W. – Polacy są
na pewno z tych sukcesów dumni i szczęśliwi, ale do prawdziwego szczęścia
potrzebne im jest jeszcze zwyciestwo w piłce nożnej w Mundialu.
A.Z.-B.
- W Stanach rola sportu jest mocno podkreślana od czasów szkolnych. Uważa się, że
gry zespołowe uczą umiejętności działania w grupie. Aby wygrać, trzeba działać
wspólnie. Gdy się przegra, jest to porażką grupy, itd.
A.W. - Polakom
brakuje umiejętności działania w zespole. Jestem wielkim zwolennikiem sportu,
uważam, że jeżeli Polska ma sie ucywilizować, musi uczyć się sportu zespołowego.
Prawdziwy zespół
w pojęciu wspólnoty działania spotkalem w Japonii pracując tam w teatrze.
Podobnie jest w teatrze amerykańskim.
A.Z.-B
- Ma Pan w swoim dorobku wybitne dzieła, wiele z nich wywarło duży wpływ na
polską rzeczywistość. Film “Ziemia obiecana” uważana jest za najwspanialszy
polski film. Jakie są Pana najbliższe plany ?
A.W. - Podczas
porządkowania mego krakowskiego archiwum zatrzymałem sie przy 196 projekcie,
którego nie zrealizowałem. Są to gotowe scenariusze, adaptacje, projekty
filmów. Tak więc, o wiele więcej jest niezrealizowanych filmów, niż tych, które
zrobiłem.
Mam wiele pomysłów
na film. Który z nich będzie realizowany pierwszy, trudno dziś przewidzieć.
Wywiad
przeprowadzony jesienią 2002 roku ukazał się w języku angielskim w „The
Sarmatian Review” (kwiecień 2003), i powtórzony w “The Chesterton
Review” (Wiosna/lato, volume 33, Issue 1/2 2007). W jezyku polskim –
„Odra”, styczeń 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz