poniedziałek, 5 grudnia 2022
JĘZYK JEST NAM SZCZEGÓLNIE DROGI, GDY MIESZKAMY POZA KRAJEM
JĘZYK JEST NAM SZCZEGÓLNIE DROGI, GDY MIESZKAMY POZA KRAJEM
ROZMOWA Z ALEKSANDRĄ ZIÓLKOWSKĄ-BOEHM
JOLANTA WYSOCKA
***
Spotykamy się dzisiaj, Pani Aleksandro, aby porozmawiać o Pani książkach, o nagrodach, którymi ostatnio Panią wyróżniono, ale także dlatego, że zbliża się Dzień Dwujęzyczności, a Pani jest doskonałym wzorem dla Polonii – i tej starszej, i tej młodszej – funkcjonowania w dwóch światach językowych: polskim i angielskim. Pisze Pani książki w jednym i drugim języku, ze swobodą porusza się w rzeczywistości amerykańskiej, w której żyje Pani na co dzień, a także nie traci Pani kontaktu z literaturą i teraźniejszą Polską, sięgając również do jej historii.
***
Od ponad 30 lat mieszkam w Stanach Zjednoczonych (w Wilmington, w stanie Delaware), 9 lat mieszkaliśmy z mężem w Teksasie. Zachowałam swoje warszawskie mieszkanie na Mokotowie, czeka na mnie, gdy przylatuję do Polski. To moj swoisty komfort, zawsze czuję się, jakbym wracała do domu.
W polskim duchu wychowałam swojego syna (Thomas Tomczyk), architekta i dziennikarza, który objechał świat. Z „ lekarzami bez granic” spędził wiele miesięcy m.in. w Afryce (w warszawskiej "Polityce" ukazał się jego reportaż "Sudańska fabryka głodu"). Mieszka na Karaibach, prowadzi własnie pismo.
***
Mój mąż Norman nie mówił po polsku.W ciągu naszego 27 lat małżeństwa wzbudził w sobie niemałe zainteresowanie polską kulturą i historią. Czytał polecane mu przeze mnie książki; miał wiele dobrych odczuć do naszej dramatycznej historii. Wiele razy pisał listy do prasy amerykańskiej w obronie polskiego imienia, zawsze mu drukowano (np. zareagował, gdy TIME (2004) napisał, że jeden z ostatnich indiańskich szyfrantów Frank Sanache -zmarł w "polskim obozie pracy").
W czasie starań, by Polska została przyjęta do NATO pisał listy do (wtedy) senatora Delaware Joe Bidena, który zmienił stanowisko - i z przeciwnika stał się wielkim zwolennikiem przyłączenia Polski do NATO. Podobnie senator Hutchison z Teksasu, do której Norman wysyłał listy podpisane (jak radził Jan Nowak Jeziorański) przez wielu Amerykanów nie-polskiego pochodzenia. W książce "Polska droga do NATO" J. Nowak Jeziorański przywołuje jego listy, na końcu książki podaje biogram. Gdy Norman zmarł PAP napisał pięknie, że zmarł "wielki przyjaciel Polski".
***
Nie zapominam polskiej tragicznej historii, którą trzeba przywoływać w artykułach, książkach, filmach. Aby świat się dowiedział. Niech każdy z nas robi "co może".
Za książki promujące polską historię została Pani wyróżniona w tegorocznej edycji konkursu Fundacji Janusza Kurtyki, noszącego nazwę „Przeszłość/Przyszłość”, w kategorii "Polonia i Polacy za granicą".
***
Język jest szczególnie drogi, gdy mieszkamy poza Krajem. Studiując polonistykę uczyłam się kochać literaturę, język, doceniać ludzi, którzy mi go w piękny sposób przybliżali. Za to, że kocham język polski, jestem wdzięczna swoim rodzicom, nauczycielom, profesorom. Miałam szczęście znać wybitne postaci: Melchiora Wańkowicza, profesora Władysława Tatarkiewicza, Ryszarda Kapuścińskiego, i wielu innych.
***
Nagroda Fundacji Janusza Kurtyki nie jest jedyną przyznaną Pani w tym roku. W maju statuetką Wybitnego Polaka w USA wyróżniła Panią Fundacja Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska” za wybitną działalność w dziedzinie kultury. Nie mogła jej Pani odebrać osobiście, bo w Polsce też na Panią czekano…
***
Ogromnie się ucieszyłam z przyznania mi statuetki Wybitny Polak w USA. To wielki zaszczyt. Kiedy dostałam wiadomość, że w maju tego roku odbędzie uroczystość w polskim konsulacie na Manhattanie, nie mogłam wziąć w niej udziału, bo wcześniej potwierdziłam zaproszenie do Łodzi – miałam już bilet do Polski – gdzie uhonorowano mnie dyplomem „Absolwent VIP Uniwersytetu Łódzkiego”, który ogromnie cenię. Miałam też zaplanowane spotkania w Warszawie.
W Polsce na wiadomość, że nie mogę być w tym czasie w Nowym Jorku na ważnej dla mnie uroczystości, podjęto decyzję, że statuetka Wybitnego Polaka zostanie mi wręczona w dniu rozpoczęcia majowych Targów Książki w Warszawie. I tak się stało, dzięki między innnymi Rafalowi Skąpskiemu, wielkiemu przyjacielowi pisarzy. W Warszawie wręczył mi ją Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.
***
Specjalny dyplom Uniwersytetu Łódzkiego z pewnością wywołał wspomnienia Pani związane ze spotkaniem z Melchiorem Wańkowiczem…
Tak, rzeczywiście… Znajomość z Melchiorem Wańkowiczem zaczęła się już w moich czasach studenckich. Pisałam wówczas pracę magisterską na Uniwersytecie Łódzkim na temat tego wielkiego polskiego reportażysty. Napisałam do niego list, wymieniłam zagadnienia dotyczące jego twórczości, zadałam kilka pytań. W odpowiedzi zaprosił mnie na spotkanie do Warszawy (20 maja 1972 roku. Puławska 10 m. 35). Przyjechałam, długo rozmawialiśmy. Zapoznał się z moimi tzw. pracami zaliczeniowymi na temat jego twórczości. Na koniec zaproponował mi pracę researcherki – abym wyszukiwała materiał potrzebny mu do nowej książki. Pisał wtedy „Karafkę La Fontaine’a”, w której między innymi zastanawiał się, czym jest twórczość, jakim zasadom powinno się być wiernym. Jak mówił – pisanie to nie jest czekanie na natchnienie, tylko przede wszystkim praca. Potrzebne mu były przykłady, jak pisarze zbierają materiały, jakie warunki są potrzebne do koncentracji, jakim zasadom powinno się być wiernym. Po roku zbierania materiałów skończył pierwszy tom. A kiedy postanowił napisać drugi, zaproponował mi pracę asystentki i sekretarki. Byłam już po obronie pracy magisterskiej w Łodzi, niedługo potem na Uniwersytecie Warszawskim zaczęłam pisać pracę doktorską – początkowo pod kierunkiem prof. Juliana Krzyżanowskiego, po jego śmierci – prof. Janiny Kulczyckiej-Saloni. Wańkowicz miał już duże problemy ze zdrowiem. Po skończeniu „Karafki La Fontaine’a” poprosił wydawcę, by zamieścił w drugim tomie dedykację dla mnie z podziękowaniem – jak napisał – za „współpracownictwo”. W testamencie – przed wyjazdem na operację – zapisał mi swoje archiwum.
Ogólnie znałam Wańkowicza – licząc od pierwszego spotkania, gdy byłam studentką, potem jego asystentką – tylko 2 lata i 4 miesiące. To krótki, ale dla mnie bardzo ważny okres.
***
Wiele Pani książek ma charakter reportażu. Czy ten wybór gatunku literackiego jest wynikiem Pani spotkania i znajomości z Melchiorem Wańkowiczem – mistrzem reportażu?
Od dawna interesowała mnie literatura faktu. Na pewno niemały wpływ na wybór mojej formy pisarskiej wywarł Wańkowicz. Widziałam, jak on „to robi”. Poza tym opisał swoje własne doświadczenia i spostrzeżenia, podzielił się uwagami innych twórców – niekoniecznie reportażystów, ogólnie ludzi pióra. Każdy z nas może ustalić własną formę wypowiedzi. Za jedną z najlepszych książek na temat metody i pracy twórczej uważam „Karafkę La Fontaine’a” Wańkowicza. Poznałam wielu reportażystów, z wieloma byłam ładnie zaprzyjaźniona, między innymi z Ryszardem Kapuścińskim, który cenił pisarstwo Wańkowicza.
Myślę, że XXI wiek jest czasem literatury faktu, która przybiera nowe formy, między innymi – „opowieści reportażowej”, z którą się utożsamiam.
Prozę realistyczną i reportaż dzieli bardzo cienka granica. Cechą reportażu jest prawdziwość opisywanych wydarzeń. Melchior Wańkowicz twierdził, że posługuje się metodą mozaiki (np. z pięciu bohaterów tworzy jednego, najbardziej syntetycznego). Pani jednak wybrała inną metodę.
Bardzo interesująca jest „metoda mozaiki” Wańkowicza. Łęczenie wielu losów w jeden. Jest wtedy pokazana prawda nie jednostkowa, tylko ogólna.
Pisarz słusznie zauważał, że każdy z nas ma zazwyczaj w życiu choćby jeden ciekawy okres – trudny, bolesny lub radosny i szczęśliwy. Zamiast pokazywać 10 życiorysów i losów – pisarz pokazywał jednego bohatera, któremu się ”wiele przydarzyło”.
***
Ja podchodzę inaczej do tego zagadnienia – piszę o konkretnych osobach, konkretnych rodzinach. Jak na przykład Kaja, bohaterka książki „Kaja od Radosława”, uczestniczka powstania warszawskiego, która opowiada i swoim dzieciństwie na Syberii, i o tym, jak przez 54 lata przechowywała krzyż Virtuti Militari majora Henryka Dobrzańskiego. Piszę o Hubalczyku, Romanie Rodziewiczu, który dzieciństwo spędził w Mandżurii, rodzinie Ewy Jaxa-Bąkowskiej, która straciła dwór, ziemie, stadninę koni arabskich. Ojciec Ewy zamordowany został w Katyniu, także ojciec jej bliskiego kuzyna Janusza Krasickiego. O kolejach losów tych ludzi piszę w książkach „Dwór w Kraśnicy” i „Lepszy dzień nie przyszedł już”.
Podczas zbierania materiałów do książek moi bohaterowie stają mi się bliscy, potem nie tracę z nimi kontaktu. Nie da się bowiem po miesiącach rozmów powiedzieć ot, tak „do widzenia”. Oni mnie cenią, a ja ich. Nie pozywają mnie do sądu po wydrukowaniu książki, jak się czasami autorom zdarza. Bohaterka „Kai od Radosława” z wdzięczności zapisała mi ...miejsce w grobie na Powązkach (czym trochę zdenerwowała moją mamę i męża).
***
Bohaterowie Pani książek to ludzi doświadczeni przez los, historię, wojnę, która odcisnęła na ich życiu niezdarte piętno. Jaki cel przyświeca Pani, gdy podejmuje się Pani opowiedzenia wybranych zdarzeń czy też opisania postaci?
Piszę o ludziach, którzy swoim zachowaniem i szczególną godnością mi imponują.
Nasłuchałam się wielu opowieści – jak wojna „przerwała ludziom życie”, jak stracili najbliższą rodzinę, utracili posiadłości, należące do nich od wielu pokoleń. Nie piszę o generałach, piszę o „normalnym” człowieku, który zapłacił ogromną cenę między innymi za „rozkazy generałów”. Reaguję na dramatyczne losy, na nieszczęścia. Chcę utrwalić losy zwykłych ludzi, bo historia to nie tylko ta „wielka”, którą opisuje się w książkach naukowych czy podręcznikach, to przede wszystkim jednostki ponoszące konsekwencje wydarzeń rozgrywających się na arenie świata.
***
W Pani książkach odczuwa się nie tylko ciekawość drugiego człowieka, ale empatię oraz umiejętność słuchania ludzi. Jak ich odnajduje? Co sprawia, że otwierają się przed Panią?
Jak wszyscy, spotykam wielu ludzi, niektórzy opowiadaja ciekawie o różnych fragmentach swojego życia. Pytam o „wiecej”, a niektórych chcę spotkać ponownie i poprosić, by opowiedzieli mi „jeszcze więcej”. Mówię, że napiszę. Że im pokażę. Że będę fair.
„Kaja od Radosława”, czytała każdy rozdział, aby nie było „błędów”. Także prosiła, by niektóre tematy, fragmenty usunąć. Mówiła mi, że się otworzyła przede mną, abym „rozumiała jej życie”, ale żeby to pozostalo między nami.
I dotrzymałam słowa. Choć kilka fragmentów – gdyby zostały nie usunięte, wzbudziłyby łzy u czytającego... ”Nie chcę, aby mi ktokolwiek współczuł”, mówiła..., i uszanowałam to.
Słucham opowieści ludzi, których podziwiam; przejmuję się. Umiejętność słuchania to może jest dar od Boga. Więcej o swoim rozumieniu literatury faktu napisałam w książce „Pisarskie delicje”.
***
Bohaterem reportażu może być nie tylko człowiek, ale także przedmiot i zwierzę, i roślina. Panią jednak interesują przede wszystkim ludzie (chociaż w jednej z książek uwieczniła Pani swoją kotkę Suzy).
***
Tak, w kręgu moich zainteresowań są przede wszystkim ludzie. Bardzo różni. Nie tylko Polacy. Napisałam książkę na temat amerykańskich Indian „Otwarta rana Ameryki”, (amerykańskie wydanie ”Open Wounds a Native American Heritage”, które sponsorowali Apacze). Zaczęłam ten temat od podziwu dla dzieła mojego stryja, Korczaka Ziółkowskiego, rzeźbiarza, który w Dakocie Południowej zaczął rzeźbić monumentalną postać wodza indiańskiego Crazy Horse’a (rzeźba ciągle nie jest skończona, po śmierci Korczaka prace kontynuuje rodzina).
***
Napisałam także o aktorce Ingrid Bergman znanej np. z filmu „Casablanka”, trzykrotnie nagrodzonej Oscarem. Była bliską krewną mojego męża Normana (babcia Normana i ojciec Ingrid byli rodzeństwem). Norman zachował jej listy pisane do jego babci, do ojca i do niego. Tak powstała książka, która ukazała się w języku polskim w Polsce („Ingrid Bergman prywatnie”), i w Stanach pt. „Ingrid Bergman and her American Relatives”.
Bohaterką jednej z moich książek stała się także... kotka Suzy, która zaadoptowała Normana i mnie w Teksasie. Byłam pełna podziwu, jak czule okazywała nam swoje przywiązanie. Odbyliśmy wspólne podróże po rezerwatach indiańskich, byliśmy z nią ponad 20 razy w Polsce. Pisałam o Suzy do Szymona Kobylińskiego – zdumiona, że kot może być tak „uczuciowy jak pies”. Szymon zachęcił mnie: „Napisz książkę o tej kotce...”. I tak powstały „Podróże z moją kotką”, które miały dwa wydania w Polsce, a w USA jest wciąż „in print”. Książkę wydało uniwersyteckie wydawnictwo Purdue University Press pt. „On the Road with Suzy from Cat to Companion”.
****
Skoro jesteśmy przy wydaniach angielskojęzycznych… Podjęła Pani wiele starań, aby Pani książki – opowiadające o historii Polski poprzez losy opisywanych postaci – ukazały się na czytelniczym rynku amerykańskim. Odniosła tu Pani sukcesy, ale nie było łatwo…
****
Cieszę się, że moje książki ukazują się w języku angielskim. Rzeczywiście wymagało to wielu długich starań. Nie było łatwo, ale nie trzeba się zniechęcać... tak jest z wieloma postanowieniami.
Mogę powiedzieć, że dzięki niektórym moim książkom czytelnik amerykański poznał fragmenty historii Polski, która – chociażby przez swój tragizm – warta jest szerszego kręgu zainteresowanych.
Jeden z wydawców powiedział, że moje opowieści pokazujące polskie losy czyta się ze wzruszeniem, że opisane tragedie wywołują łzy... niezależnie od narodowości czytającego.
Chciałabym też podkreślić, że wydawnictwo amerykańskie Lexington Books opublikowało moją książkę „Melchior Wańkowicz. Poland’s Master of the Written Word”. Miała ona już dwa wydania. Jest dostępna w ponad 800 bibliotekach naukowych nie tylko w USA i Kanadzie, ale także w Nowej Zelandii, Australii, Ekwadorze, Kolumbii, Meksyku, Niemczech, we Włoszech.
***
Cieszę się też ogromnie, bo moje starania o anglojęzyczne wydania książek Wańkowicza zostaną zwieńczone sukcesem. Już wkrótce bowiem słynne dzieło pisarza o Monte Cassino ma się ukazać w języku angielskim w Stanach Zjednoczonych. Tłumaczem jest prof. Charles S. Kraszewski. Jego dziadkowie byli emigrantami z Polski, ojciec i wuj byli lotnikami w armii amerykańskiej w czasie II wojny światowej.
Tłumaczenie sponsorowało Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce (SWAP) w Nowym Jorku – najstarsza w świecie niezależna organizacja byłych polskich żołnierzy, działająca nieprzerwanie od 1921 roku
***
Na polskim natomiast rynku czytelniczym ukazało się właśnie nowe wydanie „Na tropach Smętka” Wańkowicza (wzorowane na edycji z 1936 roku) z Pani przedmową, w której przypomina Pani losy książki. Nic dziwnego, że wydawnictwo Księży Młyn właśnie do Pani zwróciło się o napisanie słowa wstępnego, bo przecież jest Pani autorką wielu książek o naszym pisarzu.
***
Książka „Na tropach Smętka”, do której nowego wydania w tym roku napisałam wstęp (posłowie napisał Grzegorz Nowak), gdy sie ukazała pierwszy raz w 1936 roku zyskała ogromne uznanie i popularność dzięki ciekawej formie, ale przede wszystkim dlatego, że autor poruszył w niej sprawy dotychczas nieznane, pokazał żywe przykłady polskości na ziemiach Warmii i Mazur. Co więcej, przepowiedział wybuch wojny, umieścił w książce grafikę z zegarem odtwarzającym trzy lata wcześniej to, co miało się zdarzyć we wrześniu 1939 roku: przebieg ataku z morza, lądu i powietrza.
Ukazało się kilka moich książek na temat twórczości, życia i osoby Wańkowicza, także na temat jego procesu z 1964 roku. Opracowałam między innymi jego korespondencję z Jerzym Giedroyciem, z córkami Krystyną i Martą, z żoną Zofią. Redagowałam serię 16 tomów „Dzieł wszystkich” Wańkowicza, którą wydało wydawnictwo Prószyński i S-ka, pisałam posłowie do każdego tomu. Wstępy zamawialiśmy u wspaniałych autorów – np. do „Bitwy o Monte Cassino” napisał Norman Davies.
***
Jest pani uznaną strażniczką pamięci o Wańkowiczu, docenianą nie tylko w środowisku czytelniczym. Dzięki Pani staraniom pisarz ze swoimi książkami – przez pewien czas marginalizowany – coraz silniej zaznacza swoją obecność w naszej literaturze. Okazuje się też, iż Pani książki reportażowe zainteresowały młodych czytelników, czego dowodem jest praca magisterska Aleksandry Biegaj pt. „Obrazy ludzkich losów w twórczości Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm”. Jak ją Pani przyjęła? Czy coś w niej Panią zaskoczyło?
Pani Aleksandra Biegaj zwróciła się do mnie, kiedy już miała pracę przemyślaną i w części napisaną. Rozmawiałyśmy przez telefon na tematy, które się pojawiały w trakcie jej dalszej pracy nad materiałem. Przeczytałam całą pracę magisterską Pani Aleksandry, którą obroniła na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Bardzo mnie ujęła jej postawa, jej sposób pisania, wrażliwość na tytułowe „obrazy polskich losow”. Jest moją „pokrewną duszą”. Ucieszyłam się tą pracą.
Ostatnie moje pytanie jest już zupełnie standardowe – kiedy możemy spodziewać się Pani następnej książki?
***
Zacytuję moją Mamę, która – kiedy mówiłam o wspólnych z nią planach... odpowiadała: „Obyśmy tylko zdrowe były.”
... Mam niemal gotową kolejną książkę... gdy ją skończę, może to będzie powód – że ponownie porozmawiamy?...
Rozmowa ukazała się [w:] Nowy Dziennik, Nowy Jork, 15-21 października 2022
http://dziennik.com/jezyk-jest-nam-szczegolnie-drogi-gdy-mieszkamy-poza-krajem/
środa, 31 sierpnia 2022
Nagroda Janusza Kurtyki
>Aleksandra Ziółkowska-Boehm laureatką nagrody Przeszłość/Przyszłość w kategorii Polonia i Polacy za granicą, przyznanej przez Fundację im. Janusza Kurtyki
29 sierpnia 2022Culture Avenue
W dniach 26-28 sierpnia 2022 odbyła się finałowa gala konkursu Przeszłość/Przyszłość, podczas której ogłoszono laureatów. Pierwsze dwa dni zostały zorganizowane w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, ostatniego dnia uczestnicy mogli wziąć udział w spacerze historycznym oraz zwiedzić Bibliotekę im. Janusza Kurtyki.
Konkurs jest inicjatywą mającą na celu nie tylko dokonanie przeglądu, ale przede wszystkim nagrodzenie i upublicznienie najlepszych projektów promujących i upamiętniających polską historię. Konkurs odbył się w pięciu kategoriach:
1. Upamiętnienie w terenie;
2. Dyplomacja publiczna i troska o dobre imię Polski w świecie;
3. Strażnicy Ksiąg (księgarnie, antykwariaty, biblioteki, wydawnictwa);
4. Innowacyjne formy edukacji historycznej;
5. Polonia i Polacy za granicą.
Ostania kategoria została wprowadzona w tym roku po raz pierwszy. Obejmuje ona wszelkie inicjatywy, które promują polską historię. Do konkursu w tej kategorii można było zgłaszać Polaków mieszkających poza krajem.
****************************
Magazyn „Culture Avenue” zgłosił mieszkającą w Wilmington, w stanie Delaware, Aleksandrę Ziółkowską-Boehm, autorkę książek historycznych, które wydawane są zarówno w języku polskim, jak i w angielskim, takich m.in. jak: „Kaja od Radosława”, „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon„, „Lepszy dzień nie przyszedł już”, „Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści” czy „Wokół Wańkowicza„. W języku angielskim recenzje pisały tak znane osoby jak Zbigniew Brzeziński czy Lynne Olson i Stanley Cloud (autorzy „Sprawy honoru”). Za książki historyczne wydane w USA autorka otrzymala m.in. nagrodę Fulbrighta, czy też doroczną nagrodę literacką stanu Delaware. W swoich książkach Aleksandra Ziółkowska-Boehm pokazuje losy ludzkie z wojną w tle. Jej bohaterowie uwikłani są w ciężkie sytuacje, podejmują trudne wybory. Są to autentyczne postacie, opowiadające swoje życiowe losy. Te historyczne przekazy mają też wartościowy walor literacki. Szczegóły z życia bohaterów i emocje im towarzyszące powodują, że czytelnik wczuwa się w przedstawiane postacie. Bohaterowie są tak pokazani, że ich historia staje się uniwersalna, a przez to bardziej przemawia również do angielskojęzycznego czytelnika. To najlepszy sposób, aby promować polską historię.
26 sierpnia miała miejsce debata p.t. „Czego nie widać z Warszawy? Polonia i Polacy jako ambasadorowie dobrego imienia Rzeczypospolitej”, w której wzięła udział m.in. Aleksandra Ziółkowska-Boehm, a 27 sierpnia odbyło się uroczyste wręczenie nagrody. W imieniu laureatki z podziękowaniem wystąpił Czesław Czapliński, polsko-amerykański artysta fotografik, mieszkający na stałe w Nowym Jorku, autor portretów wybitnych osobowości współczesnego świata. Publikowany był wielokrotnie na łamach takich pism jak „The New York Times”, „Time”, „Vanity Fair”, „The Washington Post”, „Newsweek”, „Twój Styl”, „Viva”, „Rzeczpospolita” czy „Wprost”.
Joanna Sokołowska-Gwizdka (Austin, Teksas)
redaktor magazynu „Culture Avenue”
Czesław Czapliński przedstawia podziękowanie w imieniu Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm,
Czesław Czapliński odbiera dyplom w imieniu Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, nagrodę wręcza prezes Fundacji Paweł Kurtyka, z prawej prof. Jan Wiktor Sienkiewicz, członek kapituły konkursu Przeszłość/Przyszłość w kategorii Polonia i Polacy za granicą, fot. Wojciech Mosiołek
Podziękowanie Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm:
Serdecznie dziękuję Kapitule za przyznanie mi tej nagrody. Cieszę się ogromnie otrzymanym wyróżnieniem, jestem wdzięczna, i także dumna. Cenię sobie bardzo, że Patronem nagrody jest wybitny historyk Janusz Kurtyka. Pamiętam, że w 1989 roku czytałam jego opublikowaną w podziemnym obiegu pierwszą wydaną w Polsce biografię Leopolda Okulickiego. Nagroda między innymi zwraca uwagę na język polski poza Polską. – Język, który jest szczególnie drogi, gdy mieszkamy poza Krajem. Studiując polonistykę uczyłam się kochać literaturę, język, doceniać ludzi, którzy mi go w piękny sposób przybliżali. Od ponad 30 lat mieszkam w Stanach Zjednoczonych. Mój mąż ś.p. Norman Boehm nie mówił po polsku, ale ogromnie cenił naszą historię. Jestem mu wdzięczna, że mnie zachęcał i wspierał dobrymi słowami, bym pisała o polskiej historii. Żeby świat się dowiedział. To także język nas łączy, niezależnie od miejsca w którym mieszkamy. Zacytuję Juliusza Słowackiego: Polsko Ty moja!… Wszak myśmy z Twego zrobili nazwiska Pacierz, co płacze i piorun co błyska. Za to, że kocham język polski, chcę podziękować swoim Rodzicom, swoim nauczycielom, profesorom. Chcę także wspomnieć wybitne postacie, które miałam szczęście znać – Melchiora Wańkowicza, profesora Władysława Tatarkiewicza, Ryszarda Kapuścińskiego i wielu innych. Piszę po polsku, cieszę się, że moje książki pokazujące polskie losy, polską historię ukazują się w kraju, a także – w języku angielskim w Stanach Zjednoczonych. Na koniec zacytuję Melchiora Wańkowicza Inwokację do języka: Myślę o nim jak w najcięższych chwilach ten nieodłączny, towarzysz podbiega z rozstrzygającą pomocą: słowem – patosem, że nagle staje się cisza, słowem – komikiem, który rozrzedził patos; słowem –wyzwaniem; słowem żądlącym; słowem smacznym; słowem kolorowym; słowem pachnącym; słowem kojącym; słowem-zaklęciem, słowem-przekleństwem; słowem-wytrychem; słowem – tylko dla Ciebie.*
sobota, 13 sierpnia 2022
MON Ministerstwo Obrony Narodowej Norman Boehm A SILENT HERO
http://archiwum2019-en.mon.gov.pl/poland-in-nato/path-to-nato/a-silent-hero-k2010-07-03/
MON
Ministry of National Defence Republic of Poland
• Path to NATO
• NATO Summit in Poland
A Silent Hero
It is no discovery, that in Poland’s quest to join NATO, there were not only allies promoting its cause. Among various forces that, for various reasons, were not open to this idea, there were members of the U.S. political elite and public opinion that were not all that excited about the prospect.
*********************************
In breaking this negative attitude, a lot of people played an important role, both famous and unknown. In this last group was the recently deceased, Norman Boehm (1938–2016). This American of Swedish-German roots selflessly and successfully joined in the campaign supporting Poland’s bid to join NATO.
********************************
Who was he? The short answer is—a man of success. Privately, he was the cousin of the actress Ingrid Bergman. Extensively educated (studied law and chemistry), Norman Boehm worked as a manager in ARAMCO (Arabian American Oil Company) in Saudi Arabia, for Exxon (Esso) in England, and in Norway and Texas. He became famous in 1976 by negotiating the largest contract in the history of Esso and Shell, for drilling platforms in the North Sea, for a then staggering amount of $462 million. In accordance with the best American tradition, he also served in the military as a naval pilot.
********************************
By a happy twist of fate, he was married to Aleksandra Ziółkowska, a Polish writer, engaged in the Polish cause and that of Poles on the difficult American soil. It's to her that we are in debt, that Norman became, as she wrote, “almost a Polish patriot.” Not knowing the Polish language, he had taken the effort to know and understand Polish history, so difficult for foreigners. This knowledge became a solid “asset” on his account when the start of the Great Challenge of the NATO expansion process began. An additional advantage was his level of negotiating skills and knowledge of the specifics of the U.S. political scene with its mechanisms and nuances.
********************************
Of crucial importance was the U.S. Senate in the decision concerning Poland’s admission.
The author of The Polish Road to NATO (2006), Jan Nowak–Jeziorański, estimated that approximately 1/3 of U.S. Senators stood in opposition to the admission. Aleksandra and Norman Boehm played an important role in their reorientation. Their method of action was the inundation of the senators’ offices with mail and other means of intervention. Norman Boehm also used the media, including also local media, forcing politicians to answer related questions and providing explanations.
********************************
These lobbying efforts were two-tracked. On the one hand, pressure was on the politicians, while on the other, the voters. The latter had to become convinced and won over to the Polish cause, who in turn, would put pressure on their Senators, State and Federal representatives. Jan Nowak–Jeziorański vividly called this technique “massaging by voters.” Norman’s commitment he vividly summarized as having been “downright incredibly effective” and “the likes of which he’s never seen before,” as he wrote in a private letter to Aleksandra Ziółkowska–Boehm.
************************************
It is worth noting that Norman Boehm for the rest of his life remained a modest, warm, self-contained person and never bragged about his achievements for the benefit of Poland. There were many more such individuals. The loss of such friend is most painful. Always and everywhere.
BM
niedziela, 31 lipca 2022
Pisanie to honory, a nie honoraria
Pisanie to honory, a nie honoraria
8 lipca 2022 Culture Avenue
Rozmowa z Aleksandrą Ziółkowską-Boehm o nagrodach dla pisarzy
*******
https://www.cultureave.com/pisanie-to-honory-a-nie-honoraria/
********
Aleksandra Ziółkowska-Boehm, podczas jednego ze spotkań autorskich, fot. Norman Boehm
Joanna Sokołowska-Gwizdka (Austin, Teksas):
Wróciła Pani w czerwcu z Polski z dwiema nagrodami. Pierwsza to „Absolwent VIP” Uniwersytetu Łódzkiego (za 2021 r.). Program „Absolwent VIP” skierowany jest do najwybitniejszych wychowanków Uczelni – grona ekspertów, ludzi sukcesu, osobistości ze świata nauki, sztuki, polityki, czy biznesu z całego świata. Uroczystość odbyła się w pięknie odnowionym pałacu Alfreda Biedermanna przy ul. Franciszkańskiej 1/5. Jak wyglądała uroczystość? Czy ta nagroda połączyła wyróżnionych absolwentów?
Aleksandra Ziółkowska-Boehm (Wilmington, Delaware):
Piękna sala, zgromadzeni elegancko ubrani… Piękne przemówienia i potem wręczanie nagród. Objęły one okres ostatnich trzech lat, nagrodzeni dostali powiadomienia, ale wręczenie dyplomów ze względu na pandemię odkładano.
Jak powiedziała Pani rektor profesor hab. Elżbieta Żądzińska: Uniwersytet Łódzki ma ponad 75-letnią tradycję opartą na dialogu, swobodzie dyskusji akademickiej oraz przekazywania wiedzy. Idąc w ślady najlepszych uczelni na świecie i mając na celu umacnianie więzi z Absolwentami Uniwersytet realizuje Program Absolwent VIP skierowany do najwybitniejszych wychowanków Uczelni.
Przyznam, że z radością sluchałam tych słów, i w drugiej części uroczystości, kiedy gromadziły się swobodne grupy, zadawaliśmy sobie nawzajem pytania. Każdy reprezentował inną dziedzinę. Dowiedziałam się, że odbywają się cykliczne spotkania i wykłady, także światowe zjazdy Absolwentów. Miałam świadomość, że to dopiero początek pięknych kontaktów i wzajemnego podziwu. Z ciekawością oczekuję kolejnych spotkań.
Wręczenie nagrody „Absolwent VIP” Uniwersytetu Łódzkiego w maju 2022 r. w pałacu Alfreda Biedermanna. W pierwszym rzędzie, pierwsza z lewej – Aleksandra Ziółkowska-Boehm, fot. UŁ
Pałac Alfreda Biedermanna przy ul. Franciszkańskiej 1/5 w Łodzi, fot. Wikimedia Commons
Uczelnia od lat kształci ludzi o szerokich horyzontach intelektualnych, odpowiedzialnych, otwartych i tolerancyjnych – napisała wspomniana już pani rektor UŁ. Czy podczas studiów na łódzkiej polonistyce, miała Pani tego świadomość?
Mam szacunek do swojej uczelni ugruntowany pięcioma latami studiów zakończonych obroną pracy magisterskiej. Na studiach uczono szacunku dla ludzi twórczych. Tak też zostałam wychowana w domu. Na czwartym roku studiów wybrałam jako temat pracy magisterskiej twórczość reportażową Melchiora Wańkowicza. Mój promotor, profesor Zdzisław Skwarczyński, powiedział: – Nie będzie pani miała dostępu do emigracyjnych książek pisarza. Odpowiedziałam, że Wańkowicz był pisarzem szanowanym w moim domu i jego niedostępne na ogół książki Ojciec zdobywał swoimi sposobami. Wiele z nich posiadał w swoich zbiorach. Bardzo cenił sobie trzytomowe rzymskie wydanie „Bitwy o Monte Cassino” i wydaną w Nowym Jorku „Drogą do Urzędowa”.
Z jakimi osobowościami – badaczami polskiej literatury miała Pani jeszcze do czynienia?
Jako szczególnie interesujące zapamiętałam wykłady z teorii literatury profesor Stefanii Skwarczyńskiej. Była to pani o dużej wiedzy i mądrości, otoczona na uczelni szczególnym mitem. Mój Ojciec znał jej męża, Tadeusza Skwarczyńskiego, przedwojennego dyplomowanego pułkownika. Ćwiczenia z teorii literatury prowadziła docent Teresa Cieślikowska, z teatru – profesor Stanisław Kaszyński. Niezwykle interesujące były zajęcia z logiki z autorką wielu prac poświęconych zagadnieniom etyki, profesor Iją Lazari-Pawłowską, a także wykłady z socjologii kultury profesor Antoniny Kłoskowskiej. Zmagałam się z łaciną, której uczyła nas Łucja Macherowa. Asystentami byli młodzi wtedy doktoranci, między innymi Sławomir Świontek, Jerzy Poradecki, Henryk Pustkowski, Tadeusz Błażejewski, Jerzy Rzymowski, Wojciech Pusz, Aleksandra Budrecka. Pamiętam smutną wiadomość. Na pierwszym roku zmarł nagle dojeżdżający z Warszawy profesor wykładający literaturę staropolską, Jan Dürr-Durski.
Chcę przywołać dyrektora Biblioteki Michała Kunę; zawsze uczynny i mający czas dla innych, zachęcił mnie do członkostwa w łódzkim Towarzystwie Przyjaciół Książki. Poznałam tam wielu pełnych pasji „ludzi książki”, między innymi Janusza Dunina, Jerzego Andrzejewskiego.
Kiedy już po skończeniu studiów dostałam od dziekana polonistyki, profesora Stanisława Kaszyńskiego, zaproszenie na ślub, Wańkowicz ułożył wierszyk, który radził mi wysłać jako telegram. Był już ciężko chory, ale chęć żartu nie opuszczała go nigdy: Wprawdzie poniechana/ Przez Pana Dziekana/ Ale tłumiąc bóle/ Winszuję mu czule.
Wybitni badacze, pasjonaci swojej dziedziny nie tylko przekazują wiedzę, ale i potrafią zainspirować. Jaką specjalizację Pani wybrała?
Aleksandra Zółkowska jako studentka UŁ, fot. arch. autorki
Należało wybrać dodatkowo inną specjalizację niż literatura polska. Wybrałam historię literatury francuskiej. Wykłady prowadził znawca w swojej dziedzinie, profesor Kazimierz Kupisz. Okazało się, że większość osób wybrała jako specjalizację literaturę rosyjską, która uchodziła za „łatwiejszą”, niewielka grupa uczęszczała na wykłady literatury klasycznej. Na wykłady profesora Kupisza w sumie uczęszczały cztery osoby. Profesor się tym nie przejmował, prowadził je w sposób tak interesujący, że zapierało nam dech z zachwytu. Montaigne był moim ulubionym autorem w tym czasie. Lubiłam pełną smutku poezję Alfreda de Musset, szesnastowieczne hymny Ronsarda. Przy omawianiu sonetów Luizy Labe, zwanej piękną podróżniczką XVI wieku, słuchaliśmy wykładów prawie z dreszczem emocji. Profesor Kupisz kochał literaturę i otwartość Francuzów i wiele swoich pasji nam przekazywał.
Po kilku tygodniach zajęć okazało się, że wykładowca literatury rosyjskiej zrezygnował, wobec czego większość osób musiała przenieść się na wykłady profesora Kupisza. Były tłumy, ale nieliczna grupa osób, która sama wybrała tę specjalizację, była szczególnie miła i wierna swojemu profesorowi.
Czyli studia na łódzkiej uczelni przygotowały Panią do roli, jaką Pani teraz pełni – pisarki, od lat utrwalającej polską historię, ratującej ważne postacie przed zapomnieniem i promującej polski dorobek na świecie.
Tak, studia dały mi jakby „wstępną wiedzę”, potrzebę dowiedzenia się więcej. Wspaniali wykładowcy uczyli dyskusji i miłości do literatury, zaszczepili dążenie do zdobywania dalszej wiedzy, kontynuowanie nauki. Podjęłam się dalszych studiów. Doktorat z reportażu obroniłam na Uniwersytecie Warszawskim u prof. Janiny Kulczyckiej-Saloni.
Łódź Panią docenia, w 2014 roku w konkursie „Wybitny Łodzianin”, zajęła Pani drugie miejsce. A konkurencja była duża, bo do nagrody podani byli również nieżyjący łodzianie, tacy jak np. Julian Tuwim. Głosujący zostawiali komentarze. Oto jeden z nich: jest kustoszem spuścizny Melchiora Wańkowicza, popularyzuje jego dzieło, kontynuuje świetną szkołę reportażu. A przy tym nie odcina kuponów od popularności swojego mistrza; obrała własną drogę twórczą, którą cechuje świetne pióro i (wcale nie tak częsta) umiejętność słuchania ludzi, ciekawość drugiego człowieka, do tego – erudycja i rzetelność. Jej ciepło wewnętrzne, życzliwość, urok osobisty budzą zaufanie rozmówcy. To się czuje podczas lektury jej książek. Czekam niecierpliwie na każdą następną. To musi być niezwykłe uczucie, być tak docenionym przez rodzinne miasto.
Piękne uczucie, wielka radość. Chyba nic tak nie cieszy, jak uznanie od bliskich. Łódź to moje miasto, tu się urodziłam, tu skończyłam studia, zaczęłam pisać. Tu mam Rodzinę, Rodzice nie żyją, ale są moi bracia Henryk (pracownik naukowy Politechniki Łódzkiej), Krzysztof (wicewojewoda Łodzi za Jana Olszewskiego), ich rodziny. Z Łodzią łączy mnie wiele pięknych wspomnień, pamięć miejsc, ludzi. Pozostaną we wdzięcznej pamięci do końca życia. Napisałam o swoim dzieciństwie i młodości w Łodzi w książce „Ulica Żółwiego Strumienia” (Warszawa, 1995, 2004; „Love for Family, Friends and Books”, USA 2015).
Prezes Zarządu Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska” Krzysztof Przybył wręcza nagrodę „Wybitny Polak w USA”
Aleksandrze Ziółkowskiej-Boehm podczas Targów Książki w Warszawie, maj 2022 r., fot. Andrzej Dyszyński
Druga nagroda, którą przywiozła Pani z Polski, to „Wybitny Polak w USA” w kategorii Kultura (za 2020 r.), nadana przez Fundację Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”. Konkurs ma na celu pokazanie Polaków, którzy mieszkając poza granicami kraju odnieśli sukces i są najlepszą wizytówką dla wizerunku Polski, jej historii i kultury. Nagroda była wręczona w maju w Konsulacie RP w Nowym Jorku, ale Pani ją odebrała podczas Targów Książki w Warszawie.
W dniu otwarcia warszawskich Targów Książki, kiedy przywołano wydawców, których wyróźniano za książki, odczytano, że także będzie nagroda, którą przeniesiono z Nowego Jorku. Zaszczyt, że mogłam ją odebrać w Warszawie w czasie cenionych Targów Książki, w których brałam udział, które pamiętam od lat.
Otrzymała Pani wiele nagród, trudno je wszystkie wymienić. Pozwolę sobie przywołać kilka: Nagroda Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (2007), Złoty Krzyż Zasługi, przyznany przez Prezydenta RP (2014), medal Ignacego Paderewskiego nadany przez Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce – SWAP (2014), Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2015), „Świadek Historii” Instytutu Pamięci Narodowej (2019 r.), nagroda Fundacji Kultury i Dziedzictwa Ormian Polskich (2019) itd. Czy nagrody miały wpływ na dalszą pani pisarską drogę?
Niektóre pomogły potem w uzyskaniu stypendiów. Pisałam o Polonii w Kanadzie. Aby uzyskać stypendium, trzeba było złożyć 30 stron maszynopisu, pokazać czym się chcemy zająć. Tak powstała książka „Dreams and Reality Polish Canadian Identities” (Toronto 1984), w języku polskim ukazała sie jako „Kanada, Kanada…”(Warszawa 1986). Miałam pokazać różnych emigrantów – ze znanymi nazwiskami, jak np. dr Tadeusz Brzeziński (ojciec Zbigniewa), zadowolonych, że praca którą wykonywali była doceniana, ale także napisać o zawiedzionych, zgorzkniałych. Dostałam na napisanie tej książki stypendium Ministerstwa Kultury rządu prowincji Ontario. Potem, na napisanie książki o senatorze Stanleyu Haidaszu, dostałam wsparcie Kanadyjsko-Polskiego Instytutu Naukowego i Fundacji Adama Mickiewicza w Toronto.
List gratulacyjny od obecnego prezydenta USA, ówczesnego Senatora – Josepha R. Bidena, arch. autorki
Otrzymała też Pani nagrody literackie w USA – The Delaware Division of the Arts Award in the Literature-Creative Nonfiction discipline (2006), Fulbright Award (2008), Skalny Civic Achievement Award (The Polish American Historical Association – PAHA), Central Connecticut State University, New Britain, czy Albert Nelson Marquis Lifetime Achievement Award by Marquis Who’s Who (2020). W kraju, gdzie historia Polski była mało znana, Pani pióro musiało na tyle zainteresować czytelnika, że została Pani doceniona. To wielki zaszczyt.
Pokazuję różne punkty widzenia, losy ludzi przeżywajacych dramaty na przykład spowodowane wojną. Jakby pochodzenie enticzne nie jest ważne, istotne są przeżycia, wrażliwość. Wydawca powiedział mi, że czytelnicy utożsamiają się z ludźmi, których opisuję. Dramat – niezależnie od narodowości bohatera, porusza, wzrusza.
Napisała Pani w „Pisarskich delicjach” (Bellona, 2019), że „pisanie to honory, a nie honoraria”.
Honory wspierają, gdy mam dni, które upływają bez nowej zapisanej strony, gdy inne sprawy pochłaniają, często różne smutki. Jednocześnie dostaję listy od czytelników, piszą o swoich wrażeniach, zwierzają się. To piękna zapłata. Podobnie jak dobre słowa, recenzje – dodają bodźca, także cieszą.
Pisze się w zaciszu, w skupieniu, wiele godzin dziennie. Pisze się w izolacji, kierując swoje myśli do wyimaginowanego czytelnika. Pisanie to wielka samotność. Nagrody są potwierdzeniem, że to, co robi pisarz ma wartość i jest potrzebne.
Tak, pisanie – jak napisałam w „Delicjach pisarskich” – to wiele godzin samotności. Wiele ustaleń, autoryzacji, sprawdzania faktów. Chcemy przekazać nasze obserwacje, odczucia, wrażenia. Nagrody zawsze cieszą obdarowanych, niezależnie od wieku. Ważne są także spotkania autorskie, kontakty z serdecznymi ludźmi.
Biurko pisarki. Koty proszą o porządek, fot. arch. A. Ziółkowskiej-Boehm
Jest Pani od lat orędowniczką twórczości Melchiora Wańkowicza. Napisała Pani we wspomnianych już „Pisarskich delicjach”, że jedyną nagrodą dla niego byli czytelnicy, nigdy innej nagrody nie dostał, nikt go nie uznał za swojego, aby go wytypować. Jak Pani myśli, dlaczego?
Melchior Wańkowicz zawsze miał własne zdanie, nie należał do żadnych politycznych ugrupowań. Nikt go nie typował do nagród, bo nie był „swój”. Koledzy po piórze zazdrościli mu czytelników, którzy go uwielbiali.
Wańkowicz nie otrzymał nagrody ani będąc na emigracji, ani po powrocie do Polski w 1958 roku. Nie otrzymał jej w całym swoim 82-letnim życiu, nie tylko w okresie mieszkania w Anglii czy w USA. Nie otrzymał jej przed wojną jako autor tak znanych i ważnych książek, jak: „Na tropach Smętka”, „Sztafeta”, „Szczenięce lata”, nie otrzymał na emigracji za „Bitwę o Monte Cassino”. Ponoć wtedy na emigracji nagradzano pisarzy za ich książki wciąż w maszynopisie, a autora „Tworzywa”, „Ziela na kraterze”, „Drogą do Urzędowa” jakby skrzętnie pomijano.
Po powrocie do Polski, czyli w PRL, też nie został nagrodzony. Nagrodą byli czytelnicy stojący w kolejkach po jego książki, których ogromne nakłady sprzedawano dosłownie spod lady. …Żaden system polityczny i żadne środowisko nie uznawało go za swojego. Prawda, że to żałosne?
Nagrody nie są więc sprawą ambicji, potwierdzeniem wartości pisarza, lecz przede wszystkim są siłą sprawczą twórczości, dają poczucie przynależności do kręgu czytelników ceniących te same wartości, utwierdzają w słuszności misji, którą ma się do spełnienia.
Tak właśnie myślę.
*
Marcin Kula, Wańkowicz po latach: towarzysz podróży historyków
<b>Marcin Kula
Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza
w Warszawie
Wańkowicz po latach: towarzysz podróży historyków
Aleksandra Ziółkowska-Boehm, Wokół Wańkowicza, PIW, Warszawa 2019, s. 696.
Książka Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm imponuje rozmiarami oraz zapleczem materiałowym. W swoich opisach i analizie autorka wykorzystuje po pierwsze wiedzę, jaką zyskała, będąc przez lata sekretarką i asystentką Melchiora Wańkowicza. To jej przekazał swoje, skrupulatnie prowadzone archiwum, toteż miała dostęp do notatek pisarza, jego listów i wycinków. Sama korespondowała z mnóstwem ludzi, którzy mieli z nim kontakt. Prześledziła publikowane reakcje na jego książki. Przejrzała odnoszące się doń akta w archiwum paryskiej „Kultury” i w IPN… To nie jest „tylko" książka wspomnieniowa. Wspomnienia zostały w niej połączone z rezultatami wielkiej pracy, której trud przede wszystkim historyk potrafi docenić.
xxxxxxxxxxxxxxxxXXxxxxxxxxxxxxxxxxxxxXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Aleksandra Ziółkowska-Boehm stała się naszym przewodnikiem po drogach życia Wańkowicza. Widzimy jego codzienne bytowanie, różne prywatne sprawy, czytamy listy – co zresztą jest ciekawe nie tylko dla tej postaci, ale również dla refleksji nad historią kultury szeroko rozumianej. Towarzyszymy pisarzowi w smutku ostatniego okresu, kiedy był chory („Gdy pytałam, co go gnębi, opowiadał historie często sprzed lat, przypominał całożyciowe przykrości. Wszystko to, co mówił, było smutne, przygnębiające, czasami zdumiewające...” - s. 97).
Z książki można się dowiedzieć o najróżniejszych sprawach, z którymi Wańkowicz mial kontakt – na przykład o historii wydawnictwa „Rój", o życiu emigracji, o paryskiej „Kulturze”. Także o sporach i namiętnościach nie tylko literackich wokół dzieł pisarza (na przykład o druku przez Związek Niemieckiego Wschodu niemieckiego tłumaczenia „Na tropach Smętka”, z numerowanymi egzemplarzami, dla poznania metod Polaków – co mojemu pokoleniu niestety żywo przypomina, dajmy na to, biuletyny tekstów zachodniej prasy, nawet tekstów audycji WE, przygotowywane dla osob zaufanych w PRL).
xxxxxxxxxxxxxxxxXXxxxxxxxxxxxxxxxxxxxXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Badania autorki w zakresie życia i twórczości Wańkowicza były zbieżne – bowiem dzieło pisarza było wyjątkowo splecione z jego życiem. To był człowiek, który nie przestawał być reporterem (Wańkowicz: „Gdy jadę tramwajem, coś zmusza mnie do tego, bym się dowiedział, jaką książkę czyta ów pan w przeciwległym kącie wozu. Śledzę jakąś parkę na przestrzeni kilku ulic, aby się dowiedzieć, jakim mówią językiem. Zaglądam do cudzych okien, odczytuję wszelkie szyldziki na drzwiach mieszkań kamienicy, do której przybywam w odwiedziny, szukam na cmentarzu znajomych nazwisk. Obojętnych mi ludzi wypytuję o ich życie. Niezwykłe nazwy ulic zmuszają mnie do zastanowienia się, dlaczego one tak właśnie brzmią. Chciałbym przetrząsnąć każdą rupieciarnię i każdy stos starych papierów. Każdy napis "Wstęp wzbroniony" nęci mnie do przekroczenia zakazu, każda tajemnica zachęca do jej zgłębienia” - s. 181).
Przeprawiając się wpław przez Dniestr pod koniec września 1939 r., Wańkowicz przeniosł maszynę do pisania (!). Potem pisał czy to o „codzienności” wojennej tułaczki, czy o wielkich sprawach. Gdzie go los rzucił, tam obserwował i opisywał otoczenie. Gdy go ten los uwikłał go w wojnę, tworzył obraz wojny. Gdy go zaniósł go do Palestyny, to tam rozwijał swoje zainteresowanie Żydami i syjonizmem. Fascynował się Ameryką, gdzie spędził dziewięć lat. Żyjąc wśród emigrantów, obserwował i definiował dylematy, wobec których stali (Wańkowicz: „W 1949 roku sądzę, że Rosja zwycięży, ale nie potrafi urządzić świata. I rozleci się. Iść za stroną skazaną na przegranie przeciw Rosji, jest bezmyślnym samobojstwem, a walka o rzekome walory kultury zachodniej – zakłamaniem publicystów, którzy potrafią recytować Wyspiańskiego, ale z ekonomii politycznej nie przeczytali nawet jednego podstawowego podręcznika” - s. 278).
xxxxxxxxxxxxxxxxXXxxxxxxxxxxxxxxxxxxxXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Gdzie Wańkowicza coś interesowało – tam starał się pojechać (bolszewicka Rosja, Meksyk okresu wojny religijnej). Po latach Ryszard Kapuściński zaczął pewien ustęp, chyba nie zdając sobie sprawy jak charakterystyczne dla siebie formułuje zdanie: „Gdy jechałem na rewolucje do...” (dalej padła nazwa jakiegoś kraju afrykańkiego, której już nie pamiętam). Podczas jakiejś konferencji o problemach społecznych w Ameryce Łacińskiej Kapuściński wyszedl, mówiąc, że wróci później – bowiem dotarło do niego, że właśnie w tym mieście, trochę dalej, rozgrywa się bijatyka manifestantów z policją; poszedł tam zatem, by samemu obejrzeć ekspresję problemów społecznych. Właśnie taka była odpowiednio wcześniej postawa Wańkowicza. Kapuściski nie musiał go oczywiście naśladować – ale przynajmniej w tym wymiarze postawa wielkich twórców reportażu była podobna.
xxxxxxxxxxxxxxxxXXxxxxxxxxxxxxxxxxxxxXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Pisząc swoje reportaże, Wańkowicz z pewnością nie myślał o przyszłych historykach. Stworzył jednak dla nas niezwykłe źrodło – i w tym sensie stał się towarzyszem naszej podróży w czasie. Dysponujemy różnymi źródłami – ale reportaże z epoki mówią do nas w inny sposob niż materiały aktowe, nawet niż różnego typu raporty. To są opisy zawodowych i zapasjonowanych obserwatorów, którzy najczęściej umieją patrzeć, analizować i uogólniać. Wystarczy zreszta popatrzeć na współczesnych polskich reporterów (by wymienić przykładowo: Jacka Hugo-Badera, Adama Leszczyńskiego, Małgorzatę Rejmer, Ziemowita Szczerka, Mariusza Szczygła, Małgorzatę Szejnert, Wojciecha Tochmana…). Przyzwoity reporter to obserwator nieraz bardziej wiarygodny niż wielu innych autorów źródeł opisowych, gdyż najczęściej jest mniej od nich zainteresowany osobiście sprawą, o której pisze. Nadto najczęściej stara się zrozumieć obserwowanych ludzi, wczuć się w ich pasje. Istnieje oczywiście niebezpieczeństwo, że reporter pójdzie mocno w kierunku literatury, że – jak wielki malarz – przedstawi atmosferę sytuacji nawet kosztem dokładności jej odzwierciedlenia. Wańkowicz, jak pisze autorka, „wprowadził reportaż polski na szerokie drogi literatury faktu” (s. 175). Czasem obserwowano takie podejście u Kapuścińskiego, którego teksty czyta się znakomicie i z pożytkiem dla zrozumienia biegu spraw, ale czasem z pytaniem, czy odmalowane w szczegółach sytuacje doprawdy tak wyglądały. Teksty Wańkowicza chyba mogą być jednak źródłem nawet dla historyka najbardziej wiernego kanonom uprawianego zawodu. Nie da się dziś pisać o Polakach w Prusach Wschodnich, czy o COP-ie, bez ich lektury. Sam notabene z pożytkiem korzystałem z wańkowiczowskich reportaży dotyczących Palestyny i Meksyku. Ciekawe były wrażenia pisarza z bolszewickiej Rosji. Niektore z jego reportaży były dosłownie unikalne – jak wywiady z Rydzem-Śmigłym i z Beckiem w Rumunii, czy z Abrahamem „Yairem” Sternem, żydowskim terrorystą poszukiwanym przez Anglików. Wańkowicz, będąc w Palestynie, starał się o kontakt z nim. Nie mógł go uzyskać – co nie dziwne. W końcu dostał wiadomość, że ktoś przyjdzie do niego wieczorem i od przebiegu rozmowy zależy, czy dojdzie do spotkania. Rozmowa toczyła się przez całą noc. Gość ulotnił się po końcu godziny policyjnej. Troche później Wańkowicz wyszedł na ulicę i na plakatach z ogłoszeniami o osobie poszukiwanej zobaczył swojego rozmówcę.
Wątkiem interesującym dla historyka jest jednak także samo życie Wańkowicza. Biologowie mawiają, że patrząc na kroplę wody pod mikroskopem można wiele dowiedzieć się o nadspodziewanie szerokich zagadnieniach. Bogate życie Wańkowicza mogłoby być pryzmatem, przy pomocy którego dałoby się napisać kawał historii Polski. Niektóre jego etapy dokumentował sam Wańkowicz, inne – albo te same – opisała oraz zilustrowała dokumentami autorka. W książce pojawia się życie przedwojenne pisarza, dzieje wydawnictwa „Rój”, zawirowania wojenne, jego życie na emigracji i (co ważne!) wśród emigrantów, kontakty z „Kulturą”, decyzja o powrocie i jej echa w środowisku emigracyjnym... no i życie w PRL. Ten ostatni etap bardzo mnie zainteresował – bowiem nasunął mi pytanie jakie okoliczności sprawiły, że w komunistycznej Polsce Wańkowicz mógł być tak wielką postacią. Potwierdził też moje przekonanie, wywiedzione zarówno z pracy zawodowej, jak ze wspomnień, o niekoherencji tego systemu przynajmniej po 1956 r.
Stwierdzenie, że Wańkowicz był wielką postacią bowiem był wielkim pisarzem, jest tylko częściową prawdą. W PRL nie on jeden był wybitnym pisarzem, a mało kto został tak zapamiętany. W końcu władze mogły nie dopuścić, by rósł w siłę jako pisarz. Myślę, że jego popularność w pierwszym rzędzie budowały cechy osobiste. PRL była w znaczącym stopniu krajem ludzi szarych i typowych. Nawet wśród relatywnie znanych postaci mało było oryginałów, osób nietuzinkowych, nieszablonowych. Takich władza zresztą nie lubiła. Wańkowicz zaś taki był. Robił wrażenie swoją postawą, przynajmniej zewnętrzną pewnością siebie, rozbudowanym ego („Ileż różnych cech miał w sobie ten czlowiek! Był jednocześnie i egoistą, i gotowym do poświęceń, wielkim łgarzem, egocentrykiem, gruboskórnym, a także wrażliwym na ludzkie cierpienie, lękającym się o sobie myśleć jako o wielkim pisarzu, delikatnym, czułym, tkliwym. Był sprzecznością. Sama nie wiem, które cechy dominowały, zależało to od ludzi, od układów, od sytuacji” - s. 101; „Był sprzecznością: i chciał, i nie chciał nagrody państwowej, orderu, uroczystego pogrzebu, wielkiej śmierci” - s. 110).
Bardzo mało było w PRL ludzi utrzymujących styl człowieka "do wypitki i do wybitki", przypominających szlachcica we dworze, prowadzących otwarty dom, gdzie bywała „cała Warszawa” („Lubił przyjmowć ludzi, lubił dawać dobrze zjeść. Ugaszczał ich delicjami, smakołykami, wyszukanymi różnościami, jak ośmiorice, ślimaki, żaby itp.” - s. 103).
xxxxxxxxxxxxxxxxXXxxxxxxxxxxxxxxxxxxxXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Był trochę człowiekiem dawnych czasów – co w PRL nie zdarzało się często, przynajmniej wśród osób funkcjonujących publicznie. Utrzymywał szeroką korespondencję, masowo otrzymywał listy od najróżniejszych nadawców, w tym od „zwykłych ludzi”. Wątpię, czy wiele znanych osób ludzi w ówczesnej Polsce odpowiedziałoby na list z pytaniem, czy dziecko ma nazwać psa „Dupek” (imię psa Wańkowicza), czy „Melchorek” (oczywiście od imienia samego pisarza). Jeszcze mniej odpowiedziałoby następująco: „Drogi Kubusiu, odbyłem z Dupkiem naradę, ale na razie do niczego nie doszliśmy: on chciał, żeby Twoj piesek nazywał się Dupek, a ja – żeby Melchiorek. Ale stało się tak, że już jedna dziewczynka nazwała swój jasiek Melchiorkiem, a biednego Dupka nikt jeszcze nie uczcił. Wobec czego powiedziałem Dupkowi >>mądry głupiemu ustąpi<<, na co on zamerdał ogonkiem. Ale powiedziałem: dobrze, niech piesek Kubusia zostanie Dupkiem Nr 2 i nie przynosi wstydu, ale na drugie imię niech ma Melchiorek. Na co Dupuś polizał mnie w nos, a więc się zgodził. Tak więc, jeśli Twój piesek będzie miał synka, to mu koniecznie wpisać należy imię ojca: "Dupek-Melchiorek". Daj mu z powodu tych chrzcin jakąś honorową kość. Całuję Ciebie – Melchior Wańkowicz” (s. 63-64).
Pisarz był – co wówczas rzadkie - człowiekiem-firmą, autorytetem otwartym na kontakty, wręcz lubiącym chcących się do niego zbliżyć. Zatrudniał sekretarkę, budował dom, gromadził własne archiwum, produkował mnóstwo tekstów. Był atrakcyjny jako człowiek z Zachodu. Jako ten, który wrócił, był dla władz do pewnych granic wygodny. Jego dzieła znajdowały uznanie czytelników w różnych gronach – także w szeroko rozumianym środowisku ludzi władzy. Wówczas było w nim przecież już znacznie więcej ludzi o mentalności z grubsza przeciętnej niż charakterystycznej dla wiekowych komunistow. W latach sześćdziesiątych PZPR coraz bardziej uderzała w nutę patriotyczną. Robiła to i dawniej, ale wówczas ta patriotyczna stopniowo stawała się niemal jedyną. Coraz częściej wracał klasyczny dyskurs o bohaterstwie Polakow. Oczywiście, cała ta ewolucja miała ograniczenia – ale zaryzykuję powiedzenie, że właśnie dlatego mówienie o Monte Cassino było dla ówczesnych władz wygodniejsze niż mówienie na przykład o AK i Powstaniu Warszawskim. W ramach tej ewolucji Wańkowicz mógł być nawet wygodny z punktu widzenia władz. Prawda, bywały z nim kłopoty. Nie chciał siedzieć cicho. Podpisal list 34. Praktycznie nie ukrywał swoich myśli. Gdy przyszedł kiedyś do mojego liceum na spotkanie z młodzieżą, ktoś z uczniów (nie ja!) zapytał go dlaczego nie pisze o… i tu wymienił jakąś sprawę wtedy drażliwą, doprawdy nie pamiętam już jaką. Pisarz odpowiedział jednym słowem: „Dlatego”. Brak mi talentu Wańkowicza (sic!), by oddać tę scenę – ale nikt na sali nie miał wątpliwości, że miało to znaczyć, iż władza nie pozwala. Niemniej jednak narastający w latach sześćdziesiątych moczaryzm go potrzebował. On zresztą przyjmował w domu niektorych ludzi wyraźnie o takiej orientacji (Załuskich, Jana Zygmunta Jakubowskiego) – trudno powiedzieć, czy cynicznie, czy z prawdziwej chęci. Na tym tle proces Wańkowicza był czymś więcej niż strzeleniem sobie przez establishment w stopę („Ostatecznie proces przyniósł Wańkowiczowi jeszcze większa popularnosć, stał się kimś w rodzaju bohatera. Ludzie zatrzymywali go na ulicy, otrzymywał kwiaty i listy od czytelników. Znany był powszechnie wypadek, kiedy przyszedł do teatru, zajął miejsce w pierwszym rzędzie i w połowie aktu jeden z aktorów, rozpoznawszy go, podszedł do rampy, ukłonił się i dopiero potem wznowił grę. Brawa publiczności pokwitowały to zdarzenie” - s. 358).
xxxxxxxxxxxxxxxxXXxxxxxxxxxxxxxxxxxxxXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Ten proces był czymś sprzecznym z logiką ówczesnej ewolucji PZPR. Całe posunięcie bardziej pasowało do Gomułki niż do Moczara i wszystkich ówczesnych arywistów z tego okresu. Nie mam na to żadnych dowodów, ale odnoszę wrażenie, że proces Melchiora Wańkowicza (1964) był nie tylko ukaraniem pisarza przez Gomułkę ze złości za niepodporządkowywanie się PRL-owskim władzom, ale również komunikatem dla środowiska literackiego, że władza jest zdecydowana wymóc posłuszeństwo (jeśli nie zawahała się zamknąć, postawić przed sądem i skazać na 3 lata tak wybitnego pisarza, na dodatek mającego wtedy 72 lata…). Ostatecznie władza nie zdecydowała się uwięzić Wańkowicza – choć istnieje legenda jakoby on w pewnym sensie nawet chciał tego. Trudno oczywiście powiedzieć, że ktoś chce siedzieć w więzieniu – ale on też w swojej roli oskarżonego coś rozgrywał.
xxxxxxxxxxxxxxxxXXxxxxxxxxxxxxxxxxxxxXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Logiki trudno się było doszukać w systemie także w przedstawianych w książce mniejszych sprawach. Po przyjeździe do Londynu pisarza odległego duchowo (i zaznaczającego swój dystans ukrytymi, ale przecież wyczuwanymi przez władzę czynami) witał na miejskim teminalu lotniczym konsul z koniakiem i kwiatami. Zasłużony dla wydawania Wańkowicza wydawca utrzymywał jakieś mętne konszachty z SB w wysiłkach pozyskania jego archiwum, zresztą nie udanych. Jak owego wydawcę dzisiaj oceniać – nawet tylko w ramach tematu „Wańkowicz”? Co było ważniejsze?
xxxxxxxxxxxxxxxxXXxxxxxxxxxxxxxxxxxxxXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Józef Tejchma, wicepremier i Minister Kultury, osłaniał pisarza i pozostawał z nim w prywatnych stosunkach tak bliskich, że ten do jego żony pisał wierszyk: „Tejchmo Alicjo, Moja delicjo...” (s. 84). Pisarz aresztowany, z rewizją przeprowadzoną nawet w zawodowych materiałach, był jednak przetrzymywany w dobrych warunkach poza regularnym więzieniem. Został skazany, ale zwolniony od odbycia kary. Skazany, ale przyjęty na rozmowę przez samego Gomułkę („Pisarz mówił, że jedynie w Polsce możliwa jest sytuacja, aby skazany żył z wyrokiem półtorarocznego więzienia, poruszał się swobodnie, a nawet wyjeżdżał za granicę” - s. 358).
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Nawet jeżeli w tle może kryły się rozgrywki wewnętrzne w ramach PZPR, których nie znamy – to opisywane zjawisko było jednak głębsze.
Wańkowicz, pisarz opozycyjny, procesował się z Tadeuszem Walichnowskim – czołową postacią moczaryzmu, jedną z głównych postaci ofensywy marcowej, jedną z najmocniejszych postaci ówczesnego establishmentu policyjnego. Dobrze, procesował się o to, że tamten w swoim dziele napisał, iż „Na tropach Smętka” przyczyniło się do śmierci wielu osób (wskazując je Niemcom). Niemniej jednak procesował się. Proces zresztą wygrał – co niestety niewiele mu przyniosło, gdyż nie dożył wyroku.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Ten system był niekoherentny, niespójny, zaś Wańkowicz swoją postacią i swoją twórczością, nawet okraiwaną, ową niekoherencję powiększał. W Polsce czytano „Bitwę o Monte Cassino”, nawet jeśli okrojoną, w wielkich nakładach, nieporównywalnych z ewentualnym przeszmuglowaniem pewnej liczby tej książki z Zachodu – co pewno miałoby miejsce, gdyby tam pozostał. Barwność postaci pisarza też była elementem zdrowia w niezdrowej PRL. Choćby dla takich przyczyn cenne było, że wrócił – wbrew wszystkim krytykującym ten jego krok.
Z punktu widzenia cech systemu PRL – pomijając oczywisty ludzki aspekt sprawy – ciekawe są ostatnie momenty życia pisarza. Aleksander Małachowski odnotował: „Umierający Melchior Wańkowicz wezwał moją żonę oraz mnie i przez wiele nocnych godzin przekonywał nas, dlaczego nie możemy dopuścić , by mu sprawiono uroczysty, państwowy pogrzeb. Oni - mówił - zechcą to zrobić nie dla mnie, ale po to, by się sfotografować przy mojej trumnie”. Pisarz wyraził życzenie, by w nagrobku na rodzinnym grobie nie naprawiać rzeźby uszkodzonej kulą wystrzeloną podczas Powstania Warszawskiego. Skądinąd dziś powszechnie uważany za nieskończenie tępiony Kościół wysyłał księdza z ostatnią posługą choć Wańkowicz o niego nie prosił. W pogrzebie uczestniczył minister kultury, pogrzeb prowadzil jeden z biskupów, kamery TV filmowały (unikając widoku księży w kadrze), SB spisała swoje raporty z pogrzebu, cenzorskie zapisy w sprawach związanych z Wańkowiczem trwały, rzecz jasna, po jego śmierci. W sumie: totalne pomieszanie, ale lepiej było tak, niż inaczej.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Last but not least, dla historyka ciekawe jest widoczne w sprawach Wańkowicza długie trwanie pewnych spraw dziejowych. One się w Polsce – choć nie tylko tu – nie mogą skończyć, niektóre nawet odradzają się. Za PRL niektóre były wyciszane, ale może tym bardziej żyły. Gomułka pomówił Jasienicę o sprawy z grubsza ćwierć wieku wcześniejsze – a potem miała miejsce okropna rozmowa Wańkowicza z umierającym. Upadł komunizm, a Polska wciąż żyje historią. Inni teraz mówią o Wałęsie sprzed pół wieku. Mnóstwo ludzi jest przekonanych, że tak trzeba i że w ogóle można rozwiązać wszystkie dawne sprawy. Także o tym, że o obraz przeszłości trzeba walczyć (w praktyce przy odwołaniu się do niego trzeba walczyć z przeciwnikami). W sumie: mało to zachęcające, przynajmniej
z punktu widzenia historyka, który wolałby widzieć poparcie dla badań niż boje prowadzone w ramach tzw. polityki historycznej.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Marcin Kula, Wańkowicz po latach: towarzysz podróży historyków, PAMIETNIK LITERACKI, Londyn, grudzień 2019.
niedziela, 5 czerwca 2022
Dwor w Krasnicy i Hubalowy Demon
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
DWÓR W KRAŚNICY I HUBALOWY DEMON
Panstwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009, 2015; Okładka: Janusz Barecki; stron 301; Przypisy, Indeks nazwisk
ISBN 978-83-06-03221-5
Ksiazka nominowana do najlepszych ksiazek historycznych roku 2010 (w kategorii popularnonaukowych). http://www.ksiazkahistorycznaroku.pl/
i do Nagrody Reymonta, 2011. http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/wy_in_nagrody_reymonta_2011
Za tę książkę autorka otrzymała obywatelstwo honorowe gminy Sławno
http://bip.ugslawno.pl/uploads/pub/pages/page_1077/text_images/356.pdf
*****************************
RECENZJE I GŁOSY O KSIĄZCE
****************************
(...)„Zapoznalem się z historia konia Hubala – Demona, bedaca czescia opowiesci o stadninie, z ktorej pochodzil, powstalej w latach 30. XX wieku we dworze Antoniego Jaxa Bakowskiego w Krasnicy pod Opocznem. To jednak zaledwie jeden z wielu watkow ksiazki bedacej rodzajem reportazu z przeszlosci. W reportazu tym znalazlo się miejsce dla rozdzialu poswieconego lotnictwu - pasji innego bohatera „Dworu w Krasnicy”, Janusza Krasickiego – i dla wzruszajacej historii ocalenia w obozie oswiecimskim dziecka francuskiej Zydowki, czego dokonala Wanda Ossowska.
**********************
Dwor w Krasnicy, niestety nieistniejacy, jest spoiwem wszystkich opowiesci. To w nim glownie splataja się losy trzech rodzin, o których traktuje ta ksiazka: Bakowskich, Krasickich, Ossowskich. Ale w tych familijnych dziejach pojawiaja się wezly tragiczne. Takie jak ten z wiosny 1940 roku, gdy wśród 3809 oficerow Wojska Polskiego z obozu w Starobielsku i 500 Polakow z innych obozow zamordowani zostali w Charkowie Jerzy Jaxa Bakowski i Witold Krasicki. Przez dlugie lata rodziny nie wiedzialy, co się z nimi stalo, ich nazwisk nie było przeciez na liscie katynskiej. Ludzono się wiec... do czasu. Tablica upamietniajaca zamordowanych odslonieta zostala w miejscu kazni zaledwie rok temu, ale duzo wczesniej pojawily się na polskich cmentarzach i w kosciolach symboliczne mogily i tablice. Januszowi Krasickiemu bardzo zalezalo wtedy, by przy nazwisku ojca pojawila się informacja: „zamordowany w Charkowie”, a nie „zamordowany przez NKWD”. Jest zdania bowiem, ze NKWD było jedynie wykonawca wyroku, który wydaly najwyzsze wladze Zwiazku Sowieckiego – prawdziwi sprawcy zbrodni.
Sa w tej ksiazce inne tragiczne strony: oczywiscie, te laczace się z historia Oddzialu Wydzielonego Wojska Polskiego majora Henryka Dobrzanskiego „Hubala”, a także z meczenstwem Wandy Ossowskiej – cudem niezakatowanej na smierc przez niemieckich oprawcow w alei Szucha. Nie jest to jednak wcale historia martyrologiczna, lecz wielki fresk majacy za soba cztery rozne tla. Pierwsze: wyidealizowana Polske przedwojenna, tak piekna jak pomieszczone w ksiazce fotografie utrzymane w szlachetnej sepii; drugie: powstale 1 wrzesnia 1939 roku, a ledwie po paru miesiacach okupacji synek zadawal przebywajacemu w niewoli ojcu listowne pytanie: „Czy ty nie umierasz z glodu jak my tutaj?”, trzecie: zaanosowany przez pijanych zolnierzy z czerwonymi gwiazdami na czapkach, z wszechwladnym Urzedem Bezpieczenstwa aresztujacym także Wandę Ossowską, ktora powiedziala potem, ze bylo to dla niej najciezsze wiezienie – po piekle Pawiaka, alei Szucha, Majdanka i Oswiecimia – choc jej akurat nie bito; wreszcie czwarte – najzwyczajniejsze w swiecie, z codzienna praca, nauka, przychodzacymi na swiat dziecmi i wnukami wychowywanymi zgodnie z dewiza Wandy Ossowskiej, ze w zyciu najwazniejsze sa: Bog, Honor i Ojczyzna.
Aleksandra Ziolkowska-Boehm wyznaje we wstepie nawiazujac do swoich wczesniejszych ksiazek: „Dla mnie to zaszczyt, ze moglam napisac ksiazki i o Romanie Rodziewiczu, i o Kai”. Dla mnie jako czytelnika lektura tych ksiazek była nieslychanie wazna, podobnie jak tej najnowszej ksiazki autorki mieszkajacej na stale w Stanach Zjednoczonych, ale piszacej w jezyku arcypolskim. Jak arcypolski był tamten dwor w Krasnicy, ktorego – psiakrew – nie ma”.
Krzysztof Masłoń, Dwor, ktorego nie ma, RZECZPOSPOLITA, 21-22 listopada 2009, str. A29.
**********************************
„Kolejny tom reportazy dawnej sekretarki Melchiora Wankowicza relacjonuje losy reprezentantow spokrewnionych rodow szlacheckich: Krasickich, Ossowskich oraz Jaxa Bakowskich. Autorka przedstawia niezwykłą historie rodzenstwa Wandy i Henryka Ossowskich. Ona uratowala w obozie Neustadt Glewe francuzką Zydowke Ide, która swa wybawicielke odnalazla po polwiecznych poszukiwaniach. On był adiutantem majora Henryka Dobrzanskiego.
Powstanie Warszawskie pokazuje przez pryzmat wspomnien Janusza Krasickiego – w 1944 roku nastolatka – któremu ojciec (pilot, jeniec Starobielska, zamordowany w Charkowie) zaszczepil fascynacje lotnictwem.
Aleksandra Ziolkowska ze swada opowiada o dworze w Krasnicy pod Opocznem. W miedzywojniu powstala tam nieduza stadnina koni arabskich, podczas wojny swatowej dająca schronienie wielu potrzebujacym. Pomagala partyzantom „Bonczy”, „Starego”, „Wichra”, „Doliny”. Z Krasnicy otrzymal swojego konia – Demona – major Hubal. Z tej stadniny wywodzi się Bask, slawny ogier czystej krwi. Wywieziony po wojnie do Stanow Zjednoczonych zostal wybitnym reproduktorem. Wartosc jego potomstwa jest teraz kolosalna; wystawiono mu pomnik przed Muzuem Konia w Lexington w Kentucky”.
Tomasz Zb.Zapert, MAGAZYN LITERACKI KSIAZKI, Warszawa Nr 10 – 2009.
*********************************
„Czasem pisarze zdradzaja tajemnice swojego warsztatu. Dopiero wtedy czytelnik dostrzega druga strone ksiazki. Walke z rozdzialami, zmudne zbieranie informacji i ukladanie ich w logiczna calosc. Na szczescie czytelnik dostaje do reki gotowy produkt, ktory jak za dotknieciem czarodziejskiej rożdżki, przenosi w inne swiaty. Tak jest wlasnie z ksiazkami Aleksandry Ziolkowskiej-Boehm, która opisuje autentyczne losy ludzi zrosnietych z historia Polski. Uwielbia piekne polskie wydarzenia i piekne polskie rodziny.(...). Dosc mocne i wstrzasajace akcenty w swojej ksiazce postanowila rozbic nieco lzejszymi tematami. Dlugo szukala odpowiednich motywow. Pojawilo się lotnictwo. Odkryla klacz Balalajke, z dworu Bakowskich w Krasnicy, w którym w latach 30-tych powstala nieduza stadnina koni arabskich. (...)”.
Blanka Stanuszkiewicz-Cegłowska, Nie można zapomniec prawdziwych historii, TYGODNIK PŁOCKI, 27 pazdziernika 2009.
*********************************
„Lista osob, które przyszly w poniedzialkowe popoludnie na spotkanie z Aleksandra Ziolkowska-Boehm, autorka ksiazki „Dwor w Krasnicy i hubalowy Demon” zaskoczyla organizatorow. Niemala przeciez sala kawiarniana w MDK pekala w szwach, trzeba było donosic krzesla.
Aleksandra Ziolkowska-Boehm nie jest debiutantka. Ta mieszkajaca na stałe w USA pisarka ma już na swoim koncie kilknascie wiekszych i mniejszych pozycji ksiazkowych, jest opiekunka spuscizny po Melchiorze Wankowiczu. To wlasnie przez niego poznala srodowisko hubalczykow, z adiutantem majora, Henrykiem Ossowskim na czele. Znajac srodowisko hubalczykow, poznala czlonkow trzech rodzin zwiazanych z rejonem Opoczna i bedacych wspolbohaterami hubalowej legendy – Ossowskich, Krasickich i Bakowskich. A jeśli pisarka poznaje jakies srodowisko, to wczesniej czy pozniej powstaje z tego ksiazka. I powstala, pieknie wydana przez Panstwowy Instytut Wydawniczy, pozycja literacka traktujaca i o opoczynskim ziemianstwie, i o walce partyzanckiej, i o milosci do koni. Bowiem to wlasnie ze stadniny w Krasnicy pochodzi klacz krwi arabskiej Balalajka, ktorej potomek, ogier Bask dal poczatek calej amerykanskiej linii koni krwi arabskiej i doczekal się nawet pomnika.
Autorka opowiadala o swoich spotkaniach z ostatnimi zyjacymi nieszkancami niestniejacego juz dworu w Krasnicy, o spotkaniach z patronami szkoly w Kunicach – Wanda i Henrykiem Ossowskimi, o gromadzeniu materialow i swoim warsztacie pisarskim. (...) W sumie spotkanie było bardzo udane, samo skladanie autografow trwalo około godziny. We wtorek, 17 listopada, w Domu Literatury w Warszawie odbedzie się najwazniejsze z cyklu promocyjnego spotkanie z Aleksandra Ziolkowska-Boehm, na ktorym zapowiedziala swój udzial Ewa Bakowska (do Opoczna nie zdecydowala się przyjechac, bo jak powiedziala autorce ksiazki, taka wizyta bylaby emocjonalnie strasznym przezyciem). Na spotkanie do Warszawy wybieraja się rozne panie z Krasnicy by w akompaniamencie kapeli zaspiewac kilka opoczynskich piosenek”.
Mp, Udana promocja, TYGODNIK OPOCZYNSKI, 13 listopada 2009.
************************************
„17 listopada delegacja gminy Opoczno uczestniczyla w Warszawie w spotkaniu a autorka ksiazki „Dwor w Krasnicy i Hubalowy Demon” Aleksandrą Ziółkowską-Boehm. Opocznianie, a przede wszystkim opocznianki byly niewatliwie atrakcja tego swiatecznego wieczoru.
Spotkanie odbylo się w Domu Literatury na Krakowskim Przedmiesciu, a prowadzil je Krzysztof Maslon, dziennikarz zwiazany z „Rzeczpospolita”, recenzent ksiazkowy, pisarz. (...) Autorka Aleksandra Ziolkowska-Boehm przedstawila najwazniejsze rozdzialy nowej publikacji, caly etap pracy nad nia oraz najwazniejsze osoby, które jej pomagaly. W dalszej czesci wywiazala się dyskusja (...) Poczas dyskusji doszlo do niezwykle wzruszajacego momentu. Na sali był lekarz Jerzy Szkilladz, który uratowal zycie ojcu Marianny Fury w czasie okupacji. Ta historia znalazla swoje miejsce również w ksiazce. (...)”.
Hyd, Promocja w stolicy, TYGODNIK OPOCZYNSKI, 27 listopada 2009.
******************************
„W ksiazce „Dwor w Krasnicy i hubalowy Demon” Aleksandra Ziolkowska-Boehm pokazuje losy przedstawicieli spokrewnionych rodzin: Krasickich, Ossowskich i Jaxa Bakowskich. Czytelnicy znajda tu poruszajaca historie Wandy i Henryka Ossowskich, adiutanta majora Hubala, niezwykly watek Idy, francuskiej Zydowki uratowanej przez Wande Ossowska w obozie w Neustadt –Glewe, ktora przez 50 lat poszukiwala Wandy pielegniarki. Historia ta wywolala reakcje w prasie francuskiej i doczekala się ksiazki.. Powstanie warszawskie pokazane jest oczyma chlopca, Janusza Krasickiego, któremu ojciec – kp. pilot w 1940 roku jeniec Starobielska zamordowany w Charkowie –zaszczepil fascynacje lotnictwem”.
KR, GAZETA WYBORCZA, Lodz, 9 pazdziernika 2009.
*************************
/wśród 7 wymienionych najlepszych ksiazek 2009 roku/...
„Godny wymienienia jest utrzymany w konwencji reportazu historycznego „Dwor w Krasnicy i Hubalowy Demon”.
Krzysztof Maslon, Podsumowanie roku 2009, Powiesc dawkowana jak lekarstwo, RZECZPOSPOLITA, 16 grudnia 2009
************************
„W rodowodach polskich arabow często powtarza się nazwa Krasnica. Chociaz ta stadnina istniała niespelna dekade (de facto normalnie funkcjonowala jedynie w latach 1935-1939), wyhodowano w niej klacz Balalajka, matkę Baska, bodaj najslawniejszego arabskiego ogiera w historii. Zajmujaco o tym opowiada Aleksandra Ziółkowska-Boehm w ksiazce „Dwor w Krasnicy i hubalowy Demon”.
Starannie opracowany graficznie – przez Janusza Bareckiego – tom reportazy dawnej sekretarki Melchiora Wankowicza relacjonuje losy reprezentantow spokrewnionyh rodow szlacheckich: Krasickich, Ossowskich oraz Jaxa Bakowskich (...)”.
Tomasz Zbigniew Zapart, Rżenie Balałajki, POLSKIE ARABY, 15 grudnia 2009.
********************
http://www.polskiearaby.com/?page=czytelnia&lang=pl&id=34
*********************
„Aleksandra Ziółkowska-Boehm pozornie opowiada historie mogaca zainteresowac wylacznie czlonkow rodu Bąkowskich z Krasnicy. Choc pisze o losach potomkow Antoniego Jaxy Bąkowskiego, jej ksiazka odzwierciedla zbiorowy los polskiej szlachty i inteligencji od przedwojnia po czasy schylkowego PRL. Odnajdujemy tu przerozne historie: pisze Ziolkowska o niemal cudownym ocaleniu przez Wande Ossowska mlodej francuskiej Zydowki w Auschwitz, o dramatycznych losach Jerzego Jaxy Bąkowskiego i Witolda Krasickiego zamordowanych w Charkowie. Znalazlo się tez miejsce dla opowiesci o Demonie, koniu majora Hubala pochodzacych ze stadniny w Krasnicy. Opowiesc uwodzi, mimo przytlaczajacej liczby dat i nazwisk. Autorka jest dobrym gawedziarzem niczym jej nauczyciel, Melchior Wankowicz”.
Max Fuzowski, Dworu już nie ma, NEWSWEEK, 4 stycznia 2009
***********************
„To jest ksiazka przede wszystkim o trzech spokrewnonych rodach: Bakowskich, Krasickich i Ossowskich zwiazanych z dworem w Krasnicy kolo Opoczna, ale przy okazji możemy poznac wojenne losy pewnych znanych koni. Jednym z nich jest tytulowy Demon. Kary, pelnej krwi angielskiej, był wierzchowcem wlasciciela majatku w Krasnicy Jerzego Jaxa Bakowskiego. Ich rodzina znala sprzed wojny Henryka Dobrzanskiego, a kiedy już jako „Hubal” toczyl potyczki z Niemcami w okolicznych lasach, Anna Bakowska (jej maz, porucznik, był wówczas wieziony w Starobielsku, a potem zostal zamordowany przez NKWD w Charkowie) regularnie zaopatrywala jego oddzial w zywnosc. Wówczas pani Bakowska postanowila podarowac Demona „Hubalowi”. Jej stangret odprowadzil konia do oddzialu i wrocil pieszo, a przyniosl ze soba podziekowanie za hojny dar w postaci wspanialego konia, podpisane przez D-cę Oddziału Wydzielonego mjr. Hubala. To podziekowanie jest reprodukowane w ksiazce.
Przed wojna rodzina Bakowskich utrzymywala w Krasnicy dwie klacze czystej krwi arabskiej. Jedną z nich była Iwona III, która pokryta w czasie okupacji og. Amurath Sahb, urodzila w 1941 r. klaczke. Krotko potem do Krasnicy przyjechala niemiecka komisja i kazala odeslac do Janowa Podlaskiego Iwonke III wraz ze zrebieciem.To zrebie, nazwane Balalajka, przezylo ewakuacje z Janowa do Niemiec, a potem wraz z duza grupa arabow wrocilo do Polski. Klaczka trafila do Stadniny w Albigowej, gdzie urodzila m.in. Bandole i Baska. Ta pierwsza była przez wiele lat ozdobą stadniny w Janowie Podlaskim, a losy „objawienia Ameryki”, sa czytelnikom Konia Polskiego dobrze znane. Ale losy dworu w Krasnicy – nie, a warto je poznac”.
Marek Szewczyk, Lodsy rodow i koni, KON POLSKI Nr 1 2010, str. 75.
***********************************
„Moment ciszy, która zapadla w Sali, porownywalny jest do ciszy po koncercie. Wszyscy przybyli byli wzruszeni i przejeci, sluchajac historii o rodzinach zwiazanych z dworem w Krasnicy od Opocznem w wojewodztwie lodzkim (...). To sa ludzie, którzy wiele przezyli, jednak historie ich zycia zawieraja wiele optymizmu. Cenie ich niesamowita skromnosc i pokore wobec zycia - dodaje na koncu spotkania Aleksandra Ziolkowska-Boehm”.
Aleksandra Pastusiak, Zawilosci polskiego losu, PIOTRKOWSKA 104, grudzień 2009, str. 30-31.
*********************************
„Z przyjemnością (wielką!) informuję, że ukazała się najnowsza książka Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm (czytelnikom PL znana między innymi dzięki publikacji "Kaja od Radosława"), autorki ważnej i dla "krajowców", i dla emigrantów, pisarki docenianej i nagradzanej. Często kojarzona z Wańkowiczem, choć ciekawi ją (oprócz kotów) również temat Hubala. I między innymi o nim jest najnowsza publikacja. "Dwór w Kraśnicy i hubalowy Demon" opowiada historię rodu Bąkowskich, którzy stworzyli w Kraśnicy pod Opocznem stadninę koni (z ciekawostek - moja babcia pracowała na dworze po przeciwnej stronie Opoczna; w Kraśnicy pracowali jej znajomi i kuzyni).
O książce - We dworze Antoniego Jaxa Bąkowskiego w Kraśnicy pod Opocznem powstała w latach trzydziestych XX wieku nieduża stadnina koni. To z niej pochodził Demon należący do słynnego majora Hubala, który w czasie wojny korzystał z pomocy mieszkańców dworu. Pomagali oni także oddziałom partyzanckim "Bończy", "Starego", "Wichra", "Doliny" i udzielali schronienia wielu potrzebującym. Po wojnie majątek w Kraśnicy został rozparcelowany, a część uratowanych koni trafiła do innych stadnin. Potomkiem jednego z nich jest legendarny Bask, który dał początek linii królewskiej w Stanach Zjednoczonych. Książka Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm opowiada o wojennych i powojennych losach prawnuków Antoniego Jaxa Bąkowskiego. Znajdziemy w niej poruszającą historię adiutanta Hubala, Henryka Ossowskiego, i jego siostry Wandy Ossowskiej, opowieść o życiu Janusza Krasickiego, kontynuatora rodzinnych tradycji lotniczych, oraz dzieje Anny Bąkowskiej i jej córki Ewy, ostatniej spadkobierczyni dworu w Kraśnicy”.
Katarzyna Zarecka, PRZYSTAN LITERACKA, 12 listopada 2009.
*****************************
„To historia trzech spokrewnionych rodzin i ich losow, bardzo dramatycznych, zwiazanych z nasza historia. Jest watek mordu w Charkowie, partyzantow na ziemi opoczynskiej, powojennej rzeczywistosci. Jest także wpleciona opowiesc o stadninie, z ktorej wywodzi się kon o imieniu Bask, legenda amerykanskich arabow, któremu wystawiono pomnik w Kentucky, i który rozpoczal krolewska linie koni arabskich hodowanychw Stanach Zjednoczonych. Bask przywieziony do Ameryki wprowadzil powiedzenie „pure Polish”- jako najwybitniejsza linia w hodowli koni”.
Tomasz Sudol, Nie ustane w poszukiwaniach, 2TYGODNIK POLONIJNY, 15 lipca 2008. East Rutherford, New Jersey.
.
********************************&
„Aleksandra Ziółkowska-Boehm w swojej książce Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon w sposób niezwykle zaangażowany i precyzyjny dokumentuje jedną z wielu historii polskich dworów, w której jak w soczewce skupia się XX-wieczna historia Polski. Dwór w Kraśnicy, gniazdo rodzinne Bąkowskich oraz spokrewnionych z nimi Ossowskich i Krasickich, został w 175 rocznicę jego wybudowania spalony w majestacie prawa. Doszło do tego w 2005 roku. Obecny właściciel ziemi, na której stał dwór, spalenie uznał za najbardziej adekwatną formę jego rozbiórki.
Wraz z dworem spłonął kawał historii Polski, lecz pamięć o niej pozwala autorce tej wielopokoleniowej sagi rodzinnej utrwalić tamten czas w swojej najnowszej książce. Aleksandra Ziółkowska-Boehm jest uczennicą ojca polskiego reportażu Melchiora Wańkowicza, jego ostatnią asystentką, spadkobierczynią archiwum, które twórczo wykorzystuje, podtrzymując literacki żywot jego dzieł. Jest także specjalistką od literatury non-fiction, autorką 30 książek reportażowych.
Dwór w Kraśnicy jest trzecią w jej dorobku książką z Hubalem w tle. Poprzednie – „Z miejsca na miejsce. W cieniu legendy Hubala” (o hubalczyku Romanie Rodziewiczu) i „Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego krzyża” (o Cezarii Iljin-Szymańskiej) także wiążą się z opisaną przez Wańkowicza historią i stworzonym przez niego w Hubalczykach mitem Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego - oddziału kawalerii, który w pełnym umundurowaniu, "z Bogiem i choćby mimo Boga...", walczył z hitlerowskim najeźdźcą do dnia śmierci swojego dowódcy majora Henryka Dobrzańskiego Hubala, czyli do 30 kwietnia 1940 roku.
Otóż z prywatnej stadniny koni arabskich Jerzego Bąkowskiego (zamordowanego przez NKWD w 1940 roku w Charkowie) pochodził rumak czystej krwi arabskiej Demon, podarowany przez nią Hubalowi. Dokument tej darowizny zachował się w archiwum córki Anny i Jerzego - Ewy, którą powojenne losy przywiodły do Gdańska.
Dwór w Kraśnicy to przede wszystkim opowieść o niewyobrażalnie odważnych i dzielnych kobietach. Do nich należała dziedziczka Kraśnicy, Anna Bąkowska, która w czasie wojny nie tylko własnymi siłami mądrze prowadziła majątek, ale także z narażeniem życia ratowała, leczyła, karmiła i ukrywała partyzantów.
Jej córka, kilkunastoletnia Ewa, przygotowująca z mamą w 1944 roku wigilię dla partyzantów, w której kawalerzyści z oddziału Adolfa Pilcha "Doliny" nie mogli już uczestniczyć na dworze, otrzymała na imieniny wiersz. W pięknych słowach żołnierze wyrazili w nim swoje uznanie dla adresatki wiersza. Po wojnie Anna i Ewa, aresztowane przez UB, osadzone zostały w więzieniu w Opocznie, a majątek w Kraśnicy znacjonalizowano.
Upamiętnienie losu narodowych bohaterek, m.in. Anny Bąkowskiej i Wandy Ossowskiej, które nie walczyły bronią, ale hartem ducha, mężnym sercem i umysłem, stanowi jeden z ważniejszych atutów tej opowieści.
Na kartach swojej książki Aleksandra Ziółkowska-Boehm opisuje także wstrząsający los siostry hubalczyka Henryka Ossowskiego "Dołęgi" - Wandy Ossowskiej. Jej życiorys to gotowy scenariusz filmu o jednej z wielu nieznanych bohaterek II wojny światowej. Wanda Ossowska była łączniczką ZWZ. Aresztowana 26 sierpnia 1942 roku, więziona i torturowana na Pawiaku i w alei Szucha, nie wydała nikogo. Cudem uniknęła śmierci, przechodząc drogę obozów zagłady: Majdanka, Oświęcimia, Ravensbrück i Neustadt-Glewe. Mimo to wykazała niemal nadludzką siłę, by uratować życie małej francusko-żydowsko-polskiej dziewczynki. Ocalonej udało się wyrazić swoją wdzięczność Wandzie Ossowskiej dopiero w godzinie jej śmierci. Nad grobem tej, której zawdzięczała życie, Ida Grinspan mówiła: - Wando, szukałam Twoich śladów przez ponad pół wieku i kiedy Ciebie w końcu odnajduję - Ty odchodzisz. Co za tragiczny przypadek! Nie miałyśmy szczęścia, żeby się zobaczyć i dzielić wspólną radość spotkania. Pod koniec maja 1945 roku Wanda Ossowska wróciła do Warszawy, w październiku została aresztowana przez UB. O kolejnym więziennym doświadczeniu miała powiedzieć, że choć nie doznała przemocy fizycznej, było ono najcięższe... Swoje przeżycia Wanda Ossowska, autentyczny świadek najwyższej próby, jak napisał o niej w liście Jan Paweł II, opisała w książce Przeżyłam... Lwów-Warszawa 1939-1945.
We dworze Bąkowskich w Kraśnicy gościł także ich kuzyn Janusz Krasicki, miłośnik lotnictwa. Jego ojciec kapitan Witold Krasicki, tak jak Jerzy Jaxa Bąkowski, został zamordowany w Charkowie. Po ojcu, którego stracił jako dziecko, Janusz odziedziczył pasję lotniczą, którą kultywuje do dziś.
Najkrótsze nawet streszczenie historii rodzin Bąkowskich, Ossowskich i Krasickich, która rozpoczęła się na ziemi opoczyńskiej i we dworze w Kraśnicy, nie jest w tym miejscu możliwe. Na kartach swej książki Aleksandra Ziółkowska-Boehm szczegółowo i fascynująco przedstawiła nie tylko los poszczególnych członków tej rodziny, ale także rolę rodzinnego gniazda i tragedię spowodowaną przymusowym odcięciem od korzeni, od tradycji, tak mocno połączonych z przywiązaniem do rodzinnej ziemi i umiłowaniem dla niej”.
Anna Malcer-Zakrzacka, Jam jest dwór, co strzeże wiernie, GAZETA UNIWERSYTECKA, Gdansk, 17 luty 2010.
Przedruk: WETERAN, Nowy Jork, marzec 2009, str. 18-19.
**********************
„O rekomendacje literackie dla czytelników Netbird.pl poprosiliśmy redaktora naczelnego PIW Rafała Skąpskiego.
Pozycja, którą chciałem polecić, to książka pani Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm. Nazwisko dla wytrawnych czytelników jest rozpoznawalne i wiąże się z Wańkowiczem. Autorka była ostatnią asystentką, sekretarką Wańkowicza i w tej chwili jest strażniczką spuścizny jego dzieła literackiego. Początkowo pisywała o Wańkowiczu, a w tej chwili koncentruje się na dwóch innych obszarach tematycznych. Pisuje mianowicie o Indianach, gdyż mieszkając ze swoim mężem w Stanach, ma kontakt z tą kulturą i jej problemami. Pisuje także książki, nazwałbym je „poszukującymi”. Są to reportaże, ale reportaże trochę detektywistyczne. Pani Aleksandra zbiera materiały do książek w najróżniejszy sposób i w najróżniejszych miejscach. Tym razem jest to książka „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” – opowieść o rodzie Krasickich, o ich losach w okresie II wojny światowej. I, rzeczywiście, gdzieś w tle pojawia się może nie tyle sam Hubal, ile koń, słynny koń majora Demon”.
Rafał Skąpski, wysłuchała Alicja Listwan. NETBIRD pl , 6 stycznia 2010.
******************************
„W 2009 roku ukazały się dwie nowe książki Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm: „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” oraz „Na tropach Wańkowicza po latach”. Pisarka udowadnia tymi publikacjami, iż pozostając w kręgu swoich zasadniczych zainteresowań literackich, wciąż ma mnóstwo do przekazania i opowiedzenia swoim czytelnikom.
W piśmie Instytutu Pamięci Narodowej „Pamięć i Sprawiedliwość” (nr 2/2006) w artykule o paradygmatach polskiej historiografii Błażej Brzostek i Marcin Zaremba napisali: „Dwa nurty poszukiwań (w polskiej historiografii czasów najnowszych) rozwijają się niezależnie, rzadko się spotykają i właściwie nie są sobie potrzebne. Jeden jest bardziej ‘męski’, walczący, drugi raczej ‘kobiecy’, łagodny (rzeczywiście, historią codzienności, spraw prywatnych i domowych zajmują się chyba częściej kobiety)”. Książka „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” przekonuje, że spotkanie tych dwóch nurtów historiograficznych w ramach jednego utworu nie tylko jest możliwe, ale też stanowi pożyteczną formę odczytania i zrozumienia polskich losów. Dzieje się tak poprzez wzbogacenie autorskiego stylu pisarki o szereg zabiegów merytorycznych (więcej szczegółowych informacji i przypisów), co zbliża konwencję historycznego reportażu do dzieła naukowego.
Na kartach książki poznajemy dzieje trzech rodzin ziemiańskich związanych z dworem w Kraśnicy: Bąkowskich, Krasickich i Ossowskich. Przedstawiciele tych rodzin nie są postaciami z podręczników i pierwszych stron gazet, można by rzec: są „zwykłymi ludźmi”. Ale właśnie takie postacie wypełniają główny nurt historii, są jej tworzywem i skutecznie dobijają się o swoje w niej miejsce. A. Ziółkowska-Boehm od lat znakomicie to wyczuwa, wydobywając na światło dzienne przeżycia i losy: Romana Rodziewicza - żołnierza Hubala („Z miejsca na miejsce”) czy „Kai od Radosława” - Cezarii Iljin-Szymańskiej („Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego krzyża”). Wątek okołohubalowy jest w tych książkach tylko pretekstem do przedstawienia szerszych zagadnień historycznych i wpisania życiorysów bohaterów w strumień historii. Podobny zabieg stosuje autorka w „Dworze w Kraśnicy…”, gdzie losy jednostek toczą się na tle wielkich wydarzeń: wojen światowych, odzyskania niepodległości, obozów koncentracyjnych, Katynia, wprowadzania systemu komunistycznego. Nowością w twórczości pisarki jest ukazana w książce wspólnota emocjonalna przedstawicieli „polskich dworków”, biorąca się z podobieństw historycznego doświadczenia. „Grobowiec Ossowskich w Kunicach wypełniał się i to wcale nie w porządku, który byłby zgodny z prawami natury” - czytamy w zakończeniu jednego z rozdziałów.
Historia odciska piętno na losach i psychice bohaterów, ale też uwydatnia ich piękno. W najbardziej poruszającym rozdziale, dziesiątki lat po wojnie Wanda Ossowska nie chce zobaczyć „Małej” – uratowanej przez siebie w obozie koncentracyjnym Żydówki. Z kolei wychowana w Kraśnicy Ewa Bąkowska odmawia po wojnie wizyty w zniszczonej kraśnickiej stadninie, woli też nawet nie odwiedzać innych stadnin. Bohaterki opowieści obawiają się naruszenia pielęgnowanego we własnych wspomnieniach idealnego, przeżytego już obrazu świata, pięknego i dostępnego tylko w ich pamięci. „Czasami wydaje mi się, że te opowieści o koniach, o partyzantach są jak legenda, tak to dawno było. Inna rzeczywistość” – mówi jedna z nich w zakończeniu ksiązki.
Puenta nie jest wesoła. Smutny, żeby nie powiedzieć absurdalny los spotyka dwór w Kraśnicy. Odchodzi pokolenie wyrosłe wolnej, przedwojennej Polsce, gotowe poświęcać dla niej to, co najcenniejsze. Ale opisując losy tych ludzi, A. Ziółkowska-Boehm pokazuje równocześnie jak bardzo są nam bliscy. Te same emocje (piękne opisy polskich miast i miasteczek widzianych z góry podczas lotu samolotem) i pragnienia (brzmiące znajomo dla czytelników opisy rodzinnych perypetii i kłopotów). Są „sprawy niezałatwione”, żywe do dziś, tak jak opisywana w jednym z rozdziałów bulwersująca sprawa przekazania przez Tadeusza Wyrwę do Muzeum Armii Krajowej w Krakowie „Dziennika bojowego mjra Hubala”. Dziennik zostaje przekazany w stanie opłakanym, jako żałosne szczątki bezcennego dokumentu. Ze wszech miar warto zatem losy bohaterów z rodzin ziemiańskich przypominać i przybliżać.(...)”.
Krzysztof Zajaczkowski: Wankowicz, Krasnica i Demon historii, PRZEGLAD POWSZECHNY, Nr 2, luty 2010, str. 165-167
*********************************
„Pisarka ma wielka umiejetnosc dostrzegania w pozornie drobnych informacjach zaczatkow historii, które staja się pozniej tematem jej opowiesci, a te najczesciej sa zapisem i swiadectwem dramatycznycznie powiklanych polskich losow. Przez pryzmat doswiadczen kilku rodzin, m.in. Krasickich, Ossowskich i Bakowskich, autorka przedstawia duzy fragment historii Polski: przedwojennej, powojennej oraz peerelowskiej rzeczywistosci”.
Anna Bernat, Wlasne i Wankowiczowskie, PRZEGLAD POLSKI – NOWY DZIENNIK, Nowy Jork, 26 luty 2010, str. 6
********************************
„Jest to ksiazka ukazujaca na przykladzie losow trzech spokrewnionych ze soba rodzin ziemianskich (Krasiccy, Ossowscy i Bakowscy) panorame dziejow Polakow w latach II wojny i ciezkich latach powojennych. (...) Aleksandra Ziolkowska-Boehm opisuje rodzinne historie bez patosu, ale z duzym zaangazowaniem. Pojechala do Krasnicy. Rozmawiala z okolicznymi mieszkancami i w ksiazce przytacza te jakze budujace relacje. Autorka dotarla do potomkow opisywanych bohaterow, ktorzy udostepnili jej archiwa rodzinne. Przejrzala także odkumentacje IPN. Tekst pisany piekna polszczyna wciąga. Ksiazke czyta się z zaparym tchem, bo tez i opisywane w niej wydarzenia sa bardzo ciekawa i poruszajace”.
Miroslawa Palaszewska, MYSL POLSKA Nr 11/12 2010, 143-21 marca 2010, str. 18.
***********************************
„Niejeden historyk pozazdrości Pani Aleksandrze Ziołkowskiej – Boehm warsztatu, archiwistycznego zacięcia i tak wspaniałych bohaterow.
Nas, miłośnikow lotnictwa zainteresowali ludzie związani z polską awiacją, ale ich wyczyny dokonały się na oczach setek i tysięcy ludzi, ktorzy nigdy nie zasiedli za sterami samolotu. Podziwiali jednak podniebne ewolucje pilotow tłumnie uczestnicząc w międzynarodowych Challenge’ach, festynach i pokazach lotniczych. To bardzo cenne w czasach standaryzacji form działania, ze w odroznieniu od fachowych opracowań z mnostwem statystyki i tabel systemowych pojawia się literacki zapis dziejow, jakich trudno znaleźć w dostępnych dzisiaj opracowaniach historykow polskiego lotnictwa”.
Zbigniew Kowalewski, ALBUM POLSKI PL, 21 marca 2010
***********************************
.
„Dzieje Anny Bąkowskiej z rodziny Wartanowiczów i jej córki Ewy, ostatniej spadkobierczyni dworu w Kraśnicy pod Opocznem opisuje w swojej, wydanej przez PIW, publikacji Aleksandra Ziółkowska-Boehm. Książka opowiada o wojennych i powojennych losach prawnuków Antoniego Jaxa Bąkowskiego. Znajdziemy w niej m.in. poruszającą historię adiutanta Hubala, Henryka Ossowskiego, i jego siostry Wandy Ossowskiej, opowieść o życiu Janusza Krasickiego, kontynuatora rodzinnych tradycji lotniczych.
Jednocześnie autorka przygotowuje się do napisania książki o rodzinie Wartanowiczów i prosi o pomoc w zebraniu materiałów”.
mag , O Wartanowiczach w ksiazce "Dwor w Krasnicy i hubalowy Demon", FUNDACJA KULTURY I DZIEDZICTWA ORMIAN POLSKICH
http://www.dziedzictwo.ormianie.pl/Page-2
Pozycje: 41 - 50 z 532
*******************************
"A book about Heroes of World War II" the owners of the Krasnica country manor and their guest, the legendary Major Hubal, who fought against the Nazi and, when the Soviets conquered Poland, against the Soviets. The book covers several generations; it begins before the war and extends to Soviet-occupied Poland. A useful addition to the historical library that details damage done by the Soviet occupation of Poland".
E.T. SARMATIAN REVIEW, Houston, Texas, April 2010
***********************************
„Zniszczcie gniazda, a ptaki do nich nie powroca – mówil Stalin. Zdezorientowane ptaki na ogól jednak dlugo kraza w poblizu zniszczonych gniazd. Wlascicielom ziemskim po wojnie zabroniono zblizac się do swoich dworow i majatkow rodzinnych. Wydano zakaz powrotu wypędzonych ziemian do swoich dobr. Henryk Ossowski, zolnierz Armii Krajowej, hubalczyk, wyjechal po wojnie do Tczewa, nie ujawniajac swojej przynaleznosci do AK i partyzantki mjr Hubala. W 1952 r. udal się jednak do rodzinnych Kunic na grob ojca. Ktos szybko doniosl do Urzedu Bezpieczenstwa, ze Henryk przebywa „blisko dworu”. Zostal aresztowany.
Henryk Ossowski jest jednym z bohaterow nowej ksiazki Aleksandry Ziolkowskiej-Boehm „Dwor w Krasnicy i Hubalowy Demon”. Poprzez pryzmat doswiadczen kilku rodzin, m.in. Ossowskich, Krasickich i Bakowskich, których losy zwiazane były z majatkiem Krasnica, autorka przedstawia duzy fragment historii Polski: przedwojennej, wojennej oraz peerelowskiej rzeczywistosci.
Jest to opowiesc o rodach, rodzinach, domach i dworach polskich. Pozostanmy przy dworze i dworach polskich. Pozostanmy przy dworze w Krasnicy pod Opocznem, w majatku Antoniego Jaxa Bakowskeigo, skad, z przydworskiej stadniny, zalozonej w latach 30. XX wieku, pochodzil Demon, wspanialy kon ofiarowany Hubalowi. Sam major Dobrzanski z zolnierzami korzystal z pomocy i opieki dworu. Jego mieszkancy, a zwlaszcza wlascicielka majatku Anna Bakowska i jej kilkunastoletna corka Ewa, udzielali schronienia welu potrzebujacym, pomagali także oddzialom partyzanckim „Bonczy”, „Starego”, „Wichra”, „Doluny”. Anna Bakowska regularni zaopatrywala oddzial Hubala w zywnosc. Jak pisze Ziolkowska: „Szczególnie starannie zadbano o partyzantow na Wigilie w 1939 roku. We dworze przygotowano cala wieczerze. (…) wszystkie panie wziely sie do robienia klusek z makiem, gotowaly zupe rybna, smazyly karpie. Jedzenie podwieziono wozem do lesniczego Wroblewskiego w Debie, który je dostarczyl na kwatere zolnierzom Hubala”.
Rodzina Bakowskich od pokolen zamieszkiwala Ziemie Opoczynska i mala tam swe posiadlosci. Gniazdem rodowym dziedziczonym az do 1945 roku r. był dwor w Krasnicy. Dzieje dworu i jego mieszkancow maja wymiar symboliczny; stanowia opowiesc, ktora mozna odniesc do innych dworow i domow – na Kresach, na Mazowszu, w calej Polsce. Po wielu z nich po wojnie nie pozostal kamien na kamieniu, tylko w zdziczalych ogrodach można było jeszcze do niedawna dostrzec zarysy fundamentow. W Krasnicy pozostal tez krag dwunastu lip zasadzonych przez Antoniego Jaxa Bakowskiego na pamiatke narodzin dzieci.
Dwor w Krasnicy po wojnie popadal w ruine. Jego wlascicielom, w mysl dekretu z 1944 r., nie wolno było przeciez don powrocic. Majatek zostal rozparcelowany, a częsć uratowanych koni trafila do innych stadnin. Potomkiem jednego z koni jest legendarny arab Bask, który dal poczatek koniom linii krolewskiej w Stanach Zjednoczonych.
Po zmianach, jakie nastapily w Polsce po 1989 r., spadkobierczyni Krasnicy, Ewa Bakowska, chciala odzyskac dom. To się nie udalo. Paradoksalnie, dworek wzniesiony w 1830 r., ktory mocno poturbowany przetrwal najgorsze, zostal spalony 5 maja 2000 r. przez nowego wlasciciela, wytworce mrozonek. Dworu nie ma, siedziby rodu nie ma, ale pozostali ludzie z rozbitych gniazd – ludzie z pieknymi zyciorysami, którym Aleksandra Ziolkowska-Boehm poswiecila swa ksiazke.
Pisarka przedstawia historie zycia prawnukow Antoniego Jaxa Bakowskiego, a wiec adiutanta Hubala Henryka „Dołegi” Ossowskiego i jego siostry Wandy Ossowskiej, Janusza Krasickiego, kontynuatora rodzinnych tradycji lotniczych oraz dzieje Anny Bakowskiej i jej corki Ewy, ostatniej spadkobierczyni dworu w Krasnicy.
Podczas wieczoru autorskiego, zwiazanego z poprzednio opublikowanym tyulem „Kaja od Radoslawa, czyli historia Hubalowego krzyza”, do Aleksandry Zolkowskiej-Boehm podszedl Janusz Krasicki, przedstawil się i pokazal fotografie z pogrzebu hubalczyka Jozefa Alickiego. Powiedzial tez, ze jego kuzynka z Gdanska ma oryginalny dokument – podziekowanie od majora Henryka Dobrzanskiego za konia „Demona”, którego Hubalowi ofiarowala Anna Bakowska z Krasnicy.
Aleksandra Ziolkowska-Boehm zajela się tym tematem. Pisarka ma wielka umiejetnosc dostrzegania w pozornie drobnych informacjach zaczatkow historii, które staja się pozniej temtem jej opowiesci, a te najczesciej sa zapisem i swiadectwem dramatycznie powiklanych polskichj losow.
A takie były historie ziemian Krasickich, Ossowskich i Bakowskich. Ale tez wazne sa opowiadania o rodzinach Banasiakow czy Szulcow ze sluzby folwarcznej. Gdy w 1945 r. Do Krasnicy wkroczyly wojska Armii Czerwonej i – pisze Ziolkowska – chcialy Anne Bakowska jako obszarniczke i krwiopijcę rozstrzelac, chlopi wynosili czerwonoarmiejcom „co kto miał – slonine, kielbase, bimber, i zapewniajac, ze nigdy nie zaznali zadnej krzywdy, a wrecz odwrotnie, wiele pomocy i opieki”, przyczynili sie do jej ocalenia. We wspomnieniach Marianny Fury o jej ojcu Janie Borowieckim, uratowanym w czasie wojny przez „dziedziczke Annę”, mowa jest o tym, ze jako jedyny, gdy ziemia majatku była wśród chlopow dzielona po wojne, odmowil jej przyjecia.
„Dwor w Krasnicy i hubalowy Demon” to kolejna ksiazka Aleksandry Ziolkowskiej-Boehm reprezentujaca nurt jej tworczosci niezwiazany z Melchiorem Wankowiczem i archiwum, które jej powierzyl. Aczkolwiek pewna aurę jego pisarstwa można i tu odnalezc. Podobnie jak jej mistrz, jest autorka mocno zanurzona w histori Polski, losach ludzi, którzy te historie tworzyli. Styl Ziolkowskiej wyznacza narracja majaca wiele z gawedy, z jej plastyki, sily i uroku; pisarka pozwala sowim opowiesciom rozgaleziac się, rozrastac, swobodnie korzysta z dygresji, z osobistych dopowiedzen, ze zblizen pewnych watkow. Ale widoczne sa w tym pisarstwie również rygor i solennosc. Ziolkowska wyposaza tez swe literackie reportaze w rozbudowane przypisy, indeksy osob i bogatą bibliografie.
Anna Bernat, Ludzie z rozbitych gniazd, NOWE KSIAZKI Nr 6, 2010, str 42-43.
***********************************************.
DWÓR W KRAŚNICY I HUBALOWY DEMON
Prezes Oddziału Gdańskiego PTZ, p. Irma Dąbrowska Antkowiak pragnie tą drogą
zaproponować bardzo ciekawą lekturę, która daje prawdziwe światło na dzieje ziemiaństwa.
Ksiązka ta, to historyczny esej dr Aleksandry Ziółkowskiej Boehm pt.: Dwór w Kraśnicy i Hubalowy demon. Spotkała się ona z duzym zainteresowaniem nie tylko czytelników, ale równiez dziennikarzy, takze tych, którzy nie mają zadnych związków z tematyką ksiązki czy środowiskiem ziemiańskim. Jest ona bowiem interesująca dla kazdego czytelnika, któremu nie obca jest w ogóle historia Polski.
Na antenie Polskiego Radia, p. Irma Dąbrowska Antkowiak o tej ksiązce powiedziała:
Muszę powiedzieć, ze jestem zachwycona.
Jako prezes PTZ w Gdańsku chcę bardzo serdecznie podziękować autorce za ukazanie atmosfery polskich dworów, patriotyzmu i ukochania ojczystej ziemi przez właścicieli majątków. Na podstawie historii trzech rodzin zostały przedstawione dzieje
ziemiaństwa polskiego, zarówno w czasie rozbiorów, jak i w okresie międzywojennym i w latach wojny. Komuniści chcieli wykreślić tę warstwę, pomijając i negując jej dokonania i rolę w dziejach narodu. Na prezentację ksiązki w Warszawie przybyła
delegacja z Kraśnicy i Opoczna; jej serdeczny, pełen szacunku i miłości stosunek do Ewy (córki byłych właścicieli majątku) był cudowny. I zadawał kłam twierdzeniu, ze ziemianie to krwiopijcy i trzeba o nich zapomnieć. Chciałam jeszcze raz podziękować autorce po staropolsku: Bóg zapłać.”
Piotr Szymon Łoś, BIULETYN POLSKIEGO TOWARZYSTWA ZIEMIANSKIEGO, Nr 6, lipiec 2010
************************************************
„(...) Poniedziałek, ostatni dzien maja. W bibliotece gdanskiej PAN, podczas spotkania autorki ksiazki „Dwór w Krasnicy i Hubalowy Demon” z czytelnikami, Ewa Bakowska staje się równorzedna bohaterka. (...) Aleksandra Ziolkowska-Boehm uwaznie slucha opowiesci pani Ewy Bakowskiej. Bo racje miał Mistrz, ze każdy czlowiek swoim zyciem może napisac jedna ksiazke. A niektóre opowiesci zamieniaja się w przyjazn.
-Lubie swoich bohaterow” – mówi Aleksandra”. (...) Historię narodu można opisywać poprzez daty wielkich bitew, koronacji i zawarcia umów pokojowych. Można opisywać ją także poprzez pojedyncze, ludzkie losy. Takiego opisywania historii na początku lat 70. XX wieku 23 -letnią wówczas Aleksandrę nauczył sam Mistrz. (...)
Aleksandra, córka miłośnika historii, była na czwartym roku studiów polonistyki, gdy po raz pierwszy spotkała się z Melchiorem Wańkowiczem, twórcą polskiego reportażu, autorem legendarnych książek o bitwie pod Monte Cassino, hubalczykach, którego tu nazwiemy Mistrzem. On był już wtedy ciężko chorym, dożywającym swych dni człowiekiem. Ona - jasnowłosą, pilną studentką, zbierającą materiał do pracy magisterskiej. Przejętą, lekko przestraszoną.- Nie był zbyt miły podczas pierwszego spotkania - wspomina dziś Aleksandra. - Powiedział, że studentom poświęca nie więcej niż pół godziny. Na szczęście miałam przy sobie moje wcześniejsze prace zaliczeniowe. Zaczął je przeglądać z coraz większym zainteresowaniem, minęło 20 minut... Bałam się, że nie zadam przygotowanych pytań. Wreszcie przestał czytać i powiedział z uznaniem: Widzę, że potrafi pani myśleć krytycznie. (...) Pracowała z nim dwa lata.(...) Mistrz wiedział, że umiera na raka. Uporządkował także sprawy związane ze swoją spuścizną. Prywatne archiwum zapisał Aleksandrze Ziółkowskiej (...) Po śmierci Wańkowicza "służby" usiłowały przejąć dokumentację od Aleksandry. (...) Aleksandra Ziółkowska- Boehm uważnie słucha opowieści pani Ewy Bąkowskiej. Bo rację miał Mistrz, że każdy człowiek swoim życiem może napisać jedną książkę. A niektóre opowieści zamieniają się w przyjaźń. - Lubię swoich bohaterów - mówi Aleksandra."
Dorota Abramowicz, Przepis Mistrza Melchiora. DZIENNIK BALTYCKI, 6 czerwca 2010
http://www.dziennikpolski24.pl/artykul/264639,przepis-mistrza-melchiora,id,t.html
*************************************************
„(...) Dwór w Krasnicy i Hubalowy Demon” to klasyczna saga polskiej rodziny szlacheckiej, która w swym majatku w latach 30. ub wieku zalozyla stadnine. To także opowiesc o bohaterskim majorze Hubalu i kilku oddzialach partyzanckich, którym pomagali mieszkancy dworu, także o niezwyklych losach koni z tej stadniny”.
Julita Karkowska, Nie tylko o Wankowiczu, PRZEGLAD POLSKI, dodatek lit. NOWY DZIENNIK, Nowy Jork, 16 lipca 2010, str 2-3
**************************************************
„Zgodnie z tytulem („Dwór w Krasnicy i Hubalowy Demon”) autorka poswieca wiele uwagi i wiele ciepla miescom, glównie dworom, które były oparciem dla partyzantów Hubala; i koniom, których los był zwiazany z jego oddzialem. Dodajmy, ze Demon był darem wlascicielki dworu w Krasnicy dla legendarnego przywódcy partyzantów”. (...)
Monika Warnenska, Co nowego u Olenki?, POLUDNIE –Glos Mokotowa, Ursynowa, Wilanowa, Nr 12-25 marca 2010
.
******************************************************
„Kraśnica..... To właśnie pamięć o tym majątku i dworze Jaxa Bąkowskich przywołana została 17 listopada 2009 roku w Sali Domu Literatury podczas warszawskiej promocji opublikowanej właśnie przez Państwowy Instytut Wydawniczy książki dr Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm „Dwór w Kraśnicy i hubalowy Demon”, z udziałem Ewy Bąkowskiej – córki ostatnich właścicieli. Zainteresowanie było ogromne, wzruszających momentów nie brakowało, zwłaszcza że wśród licznie zgromadzonych spotkało się wielu ludzi z Kraśnicą związanych. A w tym gronie byłem i ja, bo nie dość, że urodził się tam mój pradziadek Henryk Bąkowski, że tam wychowywała się moja babka Michalina, to i ja spędziłem w tym majątku prawie rok, od jesieni 1944 roku do września 1945, czyli także w okresie zaprowadzania nowych porządków już po tym, jak władza komunistyczna odebrała właścicielom ich gniazdo rodzinne. I chociaż nie dane mi było zakosztować życia w Kraśnicy w normalnych pokojowych warunkach, to miałem za to okazję być świadkiem godnej podziwu ciężkiej pracy ciotki Anny Bąkowskiej (jeszcze przed eksmisją), gdy wzorowo prowadziła gospodarstwo wykazując niezwykle zdolności organizacyjne w trudnej wojennej rzeczywistości. A działała tak sama przecież wiele lat - jej męża Jerzego Jaxa Bąkowskiego nie było od września 1939 roku i do końca nie wiedziała, że jako jeniec sowieckiego obozu w Starobielsku został zamordowany w Charkowie wiosną 1940 roku. I los sprawił, że będąc w Kraśnicy - znanej z zangażowania w działalność konspiracyjną na rzecz podziemia - mogłem, jako młody chłopak, dostąpić zaszczytu poznania bywających tam ze swoimi żołnierzami tak sławnych dowódców partyzanckich jak „Bończa” (Kazimierz Załęski), czy „Dolina” (Adolf Pilch).
********************************
Spotkanie promocyjne w Warszawie prowadził Krzysztof Masłoń, który przedstawił wątki zawarte w tej książce. W recenzji zamieszczonej w „Rzeczypospolitej” (21-22 XI 2009) napisał:
„Dwór w Kraśnicy, niestety nieistniejący, jest spoiwem wszystkich tych opowieści.
To w nim głównie splatają się losy trzech rodzin, o których traktuje ta książka:
Bąkowskich, Krasickich, Ossowskich”.
********************************
Niezwykłym akcentem spotkania była obecność delegacji z Opoczna i Kraśnicy, w tym pań w barwnych strojach regionalnych. „Tygodnik Opoczyński” relacjonował:
„Opoczno było reprezentowane przez panie z Koła Gospodyń Wiejskich z Kraśnicy
na czele z przewodniczącą Bożeną Furą i gminną przewodniczącą Anną
Orłowską, dyrektorkę Szkoły Podstawowej w Kraśnicy Alicję Ziółkowską, sołtysa
Kraśnicy Tadeusza Tomasika, dyrektorkę biblioteki Bożenę Świątek-Mazur,
zastępcę dyrektora MDK Irenę Białas oraz dyrektora muzeum Tomasza
Łuczkowskiego. Wśród delegacji nie zabrakło osób, które znalazły się w książce –
Marianny Fury, Heleny Dobrowolskiej czy Sławomira Roga, autora pracy
magisterskiej na temat dworu w Kraśnicy.
Dla Ewy Bąkowskiej spotkanie promocyjne także okazało się niebywałym
przeżyciem. Panie z KGW w Kraśnicy odśpiewały specjalnie dla niej kilka
regionalnych przyśpiewek oraz sztandarową „Ziemię opoczyńską”. Pojawiły się łzy
wzruszenia, również wśród publiczności. Ewa Bąkowska została obdarowana
wypiekami pań z Kraśnicy oraz lalką w stroju opoczyńskim, ofiarowaną przez
burmistrza Jana Wieruszewskiego”.
**************************
Anna Bernat napisała o książce („Przegląd Polski” – dodatek kulturalny do Nowego Dziennika, Nowy Jork, 26 lutego 2010) m.in.:
„Dzieje dworu i jego mieszkańców mają wymiar symboliczny; stanowią opowieść,
którą można odnieść do innych dworów i domów, na Kresach, na Mazowszu, w
całej Polsce. Po większości z nich po wojnie nie pozostał kamień na kamieniu,
tylko w zdziczałych ogrodach można było jeszcze do niedawna dostrzec zarysy
fundamentów zdruzgotanych, zniesionych z powierzchni ziemi domostw”.
Do tych innych dworów zaliczyć można także niedaleko od Kraśnicy położone Kunice: losy rodziny Ossowskich, w tym m.in. Wandy i jej brata Henryka - adiutanta majora Hubala - to osobny rozdział książki i osobny rozdział żołnierskiej służby oraz tragicznych wojennych i powojennych losów przedstawicieli polskiego ziemiaństwa.
Jam jest dwór, co strzeże wiernie – w tak zatytułowanej recenzji pisze w gdańskiej „Gazecie Uniwersyteckiej”
Anna Malcer-Zakrzacka: ”Aleksandra Ziółkowska-Boehm w swojej książce Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon w sposób niezwykle zaangażowany i precyzyjny dokumentuje jedną z wielu historii polskich dworów, w której jak w soczewce skupia się XX-wieczna historia Polski”.
*************************************
. W „Nocnych spotkaniach” 23/24 listopada 2009 roku w pierwszym programie Polskiego Radia (poświęconych w całości omawianej książce), pani Irma Dąbrowska-Antkowiak, prezes oddziału Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego w Gdańsku, powtórzyła to, co jakże trafnie ujęła zabierając głos na spotkaniu promocyjnym w Domu Literatury kilka dni wcześniej:
„Byłam na prezentacji - w Warszawie - książki „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy
Demon” pani dr Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm i muszę powiedzieć, że jestem
zachwycona. Jako prezes Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego w Gdańsku
chcę bardzo serdecznie podziękować autorce za ukazanie atmosfery polskich
dworów, patriotyzmu i ukochania ojczystej ziemi przez właścicieli majątków. Na
podstawie historii trzech rodzin zostały przedstawione dzieje ziemiaństwa
polskiego, zarówno w czasie rozbiorów, jak i w okresie międzywojennym i w
latach wojny. Komuniści chcieli wykreślić tę warstwę, pomijając i negując jej
dokonania i rolę w dziejach narodu. Na prezentację przybyła delegacja z
Kraśnicy i Opoczna; jej serdeczny, pełen szacunku i miłości stosunek do Ewy
(córki byłych właścicieli) był cudowny. I zadawał kłam twierdzeniu, że ziemianie
to krwiopijcy i trzeba o nich zapomnieć”.
Janusz Krasicki, Dwór w Kraśnicy i nie tylko, WIADOMOSCI ZIEMIANSKIE, Numer 43, jesien 2010, Str. 89-91
*******************************************************************
„Ksiazka ta nabiera wagi i atrakcyjnosci czytelniczej w okresie ponownie nasilajacej się w polskich mediach debaty wokół Katynia i zawirowan czasu okupacji. Ziolkowska-Boehm specjalizuje się w beletryzowanej literaturze dotyczacej najnowszej historii Polski, pasjonujac się szczególnie powiklanymi przez katastrofe wojenna i meandry powojennej polityki losami polskich rodzin. (...) Z przeplatajacych się watkow, snutych na kanwie losow najpierw poszczegolnych prominentow familii Krasickich, potem Ossowskich i w koncowej partii Jaxa Bakowskich – wspierajacych w koncu 1939 roku dzialania Wydzielonego Oddzialu Hubala, czyli przyjaciela rodziny majora Henryka Dobrzanskiego - autorka zbudowala wielotematyczna, grajaca barwami i nastrojami opowiesc: przejmujacy, często wrecz wstrzasajacy, apelujacy do sumien obraz fragmentu polskiej historii. Ziolkowska jak może wzbogaca swa narracje, uzupelnia o zrodlowa – niekiedy malo znana albo zapomniana – dokumentacje kolejnych epizodow, odwoluje się do swiadectw w literaturze dokumentalnej i pieknej, do listow (np. w rozdziale o szlachetnej, niepokonanej ani przez Gestapo, ani przez UB bojowniczce polskiej konspiracji Wandzie Ossowskiej publikuje listy Jana Pawla II, podtrzymujace adresatke na duchu). Sieganie do jednych zyciorysow zacheca autorke do wnikania w nastepne. Zapowiedziana w tytule informacja o historii Demona, konia darowanego przez Anne Bakowska, jedna z wlascicielek Krasnicy, majorowi Dobrzanskiemu, pozniejszemu Hubalowi, wprowadza epizod poswiecony mniej znanym szczegolom dzialan jego partyzanckiego oddzialu. Te swietna w lekturze ksiazke – redakcyjnie – znakomicie- przysposobila do publikacji Aldona Kubikowska”.
Or. (Mieczyslaw Orski), ODRA, marzec 2011
********************************************************
„ W jednej z recenzji publikacje te nazwano "reportazem historycznym" i nie sposob nie zgodzic sie z ta opinia. Szczegolnie gdy zajrzy sie do rzetelnie zrobionych przypisow czy bibliografii, sprawdzi indeks nazwisk czy pooglada opisane przez autorke fotografie. (...) W ksiazce Ziolkowskiej widac, ze autorka miala bogate zaplecze archiwalne i szczodrze z niego korzystala”.
Justyna Daniluk, Aleksandra od Hubalczykow, TYDZIEN, Londyn, 18 wrzesnia 2011
.
"Dusza" dworów polskich
Wańkowiczowskie święć się w pamięci wybrzmiewa z opowieści spisanych przez Aleksandrę Ziółkowską-Boehm, składających się na tom zatytułowany Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon. Książka opowiada o losach trzech ziemiańskich rodzin: Krasickich, Ossowskich i Bąkowskich na tle wypadków dziejowych, w tym o pięknej i dzielnej Ormiance, Annie Bąkowskiej - spadkobierczyni tytułowego dworu, który został spalony… w wolnej Polsce w majestacie prawa (tak! tak!), a także o najsłynniejszych koniach, hodowli i miłości do tych szlachetnych zwierząt, bo przecież koń jest mocno wpisany w polską tradycję, nie tylko wojskową.
******************
Jak wiemy z historii, wiele dworów zniszczyła druga wojna światowa. To, czego nie zrobili niemieccy okupanci, dokończyli komuniści, wkraczając pod osłoną Armii Czerwonej i NKWD (najpierw na Lubelszczyznę latem 1944 roku). Siedemdziesiąt lat temu, 6 września, wydali dekret PKWN uchwalający prawo do masowego okradania ziemiaństwa z mienia ruchomego i nieruchomego. Ten proceder nazywano reformą rolną. Następne regulacje prawne i ubecka praktyka stworzyły nowe warunki do grabieży, w tym brak prawa pobytu czy zbliżania się dawnego właś¬ciciela do swojego dotychczasowego domu. Rekwirowano dwory ziemian niemające nic wspólnego z produkcją rolną, zajmowano wyposażenie, meble, dzieła sztuki. Do ostatniej pamiątki rodzinnej, do ostatniej łyżeczki. Równocześnie aresztowano wielu ziemian i administratorów majątków. Reforma rolna doprowadziła do zniszczenia ziemiaństwa w Polsce, klasy obywateli wielce zasłużonych w walce o niepodległość i dla rozwoju gospodarczego Rzeczypospolitej.
************************
Ostatnia odsłona tego procederu trwa do dziś, bo wciąż nie ma w naszym kraju reprywatyzacji. To, co spotkało spadkobierców dworu w Kraśnicy pod Opocznem, jest tego najlepszym przykładem, bo został on doszczętnie spalony w wolnej Polsce przez pewnego przedsiębiorcę (autorka książki podaje jego imię i nazwisko) wskutek opieszałości i bierności urzędników oraz za przyzwoleniem demokratycznie wybranych władz państwowych… Wybudowany w 1830 roku dwór nie został nawet wpisany na listę ochrony zabytków. Można sobie tylko wyobrazić, jak gorzkie i bolesne było to doświadczenie dla Ewy Bąkowskiej - córki ostatniego właściciela majątku Kraśnica. Dorobek pracy pokoleń jej rodziny zasłużonej dla polskiej kultury i niepodległości, w tym jej matki, która z narażeniem życia niosła pomoc partyzantom walczącym o niepodległość ojczyzny przeciwko niemieckiemu najeźdźcy, przepadł w całości.
**************
W czasie drugiej wojny światowej dwór w Kraśnicy był przyjaznym przytułkiem dla uciekinierów, dla potrzebujących schronienia, dla oddziałów partyzanckich i ukrywających się Żydów. Ewa Bąkowska w napisanym w 2000 roku, tuż po spaleniu rodzinnego gniazda, liście do jednego z lokalnych tygodników napisała, że choć po 1989 roku był on podupadły, miał swoją „duszę”, na którą składały się historia, patriotyzm, tradycje i atmosfera. „Duszę” tego dworu jako ostoi polskości odtwarza pieczołowicie Aleksandra Ziółkowska-Boehm, wzbogacając swoją żywą, choć oszczędną (co jest typowym dla autorki stylem) narrację licznymi relacjami i fotografiami. Oprócz tego pisarka opowiada o legendarnym Hubalu ¬– czyli majorze Henryku Dobrzańskim i jego zamiłowaniu do koni. Ostatni szwoleżer Rzeczypospolitej Polskiej był znakomitym jeźdźcem, wielkim znawcą koni. To właśnie od ostatniej właścicielki dworu w Kraśnicy, Anny Bąkowskiej, otrzymał słynnego Demona - konia, który zginął wraz z nim 30 kwietnia 1940 roku pod Anielinem. Córka spadkobierczyni, która regularnie zaopatrywała oddział majora Dobrzańskiego w żywność, opowiedziała autorce, jak doszło do tego, że Hubal po stracie konia o imieniu Hetmański został obdarowany nowym koniem. Tę ciekawą historię warto przytoczyć:
**************
[...] W naszej stajni pozostał wierzchowiec mego ojca, piękny, kary koń pełnej krwi angielskiej, którego moja matka postanowiła podarować Hubalowi. Tak że koń był znany w okolicy najpierw jako wierzchowiec pana Bąkowskiego, a później Hubala. Nasz stangret, Stanisław Konecki, odprowadził konia do oddziału, przekazał Hubalowi i wrócił pieszo. Później mówił mojej mamie, że go naraziła i że należy mu się jakaś gratyfikacja. Mama miała do niego trochę żalu o te narzekania, ale przyznała, że się narażał (s. 223-224).
Pisarka sportretowała także wielu innych Polaków, których losy symbolizują dzieje narodu. Jednym z nich jest praprawnuk Antoniego i Izabeli Bąkowskich, Janusz Krasicki, którego autorka poznała na warszawskim spotkaniu promocyjnym swojej powieści historycznej Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego krzyża. Dowiedziała się wtedy, że jego kuzynka, wspomniana wyżej Ewa Bąkowska, jest posiadaczką cennego dokumentu o wartości historycznej, podarowanego jej matce przez majora Dobrzańskiego w ramach podziękowania za konia. To spotkanie oraz kolejne zainspirowały pisarkę do rozpoczęcia zbierania materiału do nowej książki. Jak wyznała we wstępie, na losach konkretnych ludzi uczyła się niemal na nowo historii Polski. Znanej, ale jakże inaczej odbieranej, gdy dotyczyła określonych osób. Jej wspaniałe książki należą do takich, które pomagają poznawać najnowszą historię Polski właśnie przez pryzmat jednostkowych losów.
Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon jest spojrzeniem wstecz i próbą pokazania, jak zawiłe bywają losy polskich ziemian, którzy swego czasu zmuszeni byli opuścić rodzinne domy, a często i kraj, tracąc dorobek wielu pokoleń. Udowadnia, że mają oni w sobie niezwykłą siłę, pozwalającą im wytrwać we własnych tradycjach i przekonaniach oraz potrafią żyć pełnią życia mimo licznych przeciwności. Zebrane i malowniczo odtworzone przez Aleksandrę Ziółkowską-Boehm historie to prawdziwa i pełna nostalgii panorama życia przedstawicieli polskich rodów zarówno w czasie spokoju, jak i trudnych latach wojennych i powojennych.
Beata Bednarz, "Dusza" dworów polskich, 10 września 2014,
Szczur w antykwiariacie,
http://beata-szczurwantykwariacie.blogspot.com/2014/09/dusza-dworow-polskich.html
******************
Taka oto książka przed nami – Dwór w Kraśnicy i hubalowy Demon –ciekawa, dynamiczna, pełna zaskakujących fragmentów i wstrząsających opisów. Ma swój styl i charakter, a napisana jest tak, że trudno się przy niej nie wzruszyć. Ułani są w niej piękni jak anioły, a bohaterskie dziewczyny z konspiracji i powstania w każdych okolicznościach potrafią zachować godność. To wzruszające i podniosłe, ale także ciekawe. Mniej najbardziej zainteresowała historia Wandy Ossowskiej i jej brata Henryka, który była adiutantem majora Hubala. Wanda Ossowska napisała książkę pod tytułem „Przeżyłam” gdzie opowiada o swojej gehennie wojennej. Była to pani całkiem niezwykła, o wiele bardziej niezwykła niż moja babcia Waleria. Przeżyła na Szucha 57 ciężkich przesłuchań i nie załamała się. Odesłano ją na Majdanek z wyrokiem dwóch lat konclagru, który miał być zakończony rozstrzelaniem. Wanda Ossowska jednak przeżyła, a nie dość, że przeżyła to jeszcze uratowała życie ciężko chorej, piętnastoletniej Żydówce z Francji, imieniem Ida.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/dwor-w-krasnicy-i-hubalowy-demon/
*
GLOSY
*******************
„Ksiązka wydaje mi czyms bardzo waznym jako przyklad odzyskiwania pamieci narodowej. O formacjach inteligencji miedzywojennego dwudziestolecia i ich korzeniach. Kawałeczek rzeczywistosci wstaje z martwych, dzieki uczuciu, z jakim szukala Pani wciąż obecnych resztek tej formacji. Resztki okazaly się mimo wszystko wazną caloscią.
Zawsze myslalem o Pani jako o osobie autentycznie przeżywajacej swiat i autentycznie odpowiadajacej na rozne sprawy swoim pisaniem. Niech Pani nie opuszcza szczescie, które na to pozwala i ciagła chęć pracy”.
Jacek Trznadel, Warszawa pazdziernik 2009
*
**************************************
„Piekna historia polskiej rodziny. Ksiazka tym wazniejsza, ze w Polsce rodziny patriotyczne sa nie, jak nalezaloby oczekiwac, sola ziemi, ale sola w oku nowej wladzy, która nastala po 1945 r. i trwa nieprzerwanie do dzisiaj (pomijajac zmiany organizacyjne i kosmetyczne). Wyrazem tego jest chocby permanentne odmawianie zwrotu zagrabionych majatków czy polityka niepamieci”.
Grzegorz Czarnecki, Szczecin, 26 stycznia 2010
*************************************
„Pragne goraco podziekowac za trud opracawania historii dworu w Krasnicy i jego wlascicieli rodu Jaxa Bakowskich wraz ze spokrewnionymi z nimi rodami Krasickich i Ossowskich.
Pomimo, ze jestem osoba obca, to jednak na bazie mojego pobytu w Krasnicy, stosunku do mnie pani Anuli Bakowskiej i jej dzieci, pozostaję pamieciowo i uczuciowo stale zwiazany z Nimi.
Tak obszerne opisanie Krasnicy i szczególnie ludzi ja zamieszkujacych jest przykladem doskonalej literatury faktu, ktorej pisarz John Grisham unikal z powodu ogromu pracy jaka trzeba wlozyc dla przeprowadzenia odpowiednich research.
Pani wlasnie taka prace wykonala, co wywoluje mój podziw i uznanie, umiejac jednoczesnie barwnie podawac fakty, zamiast suchej tresci historycznej.
Przyznaje, ze ciagle powracam do czytania Pani ksiazki o Krasnicy. Nie tylko dla przypomnienia sobie o przebytych faktach mojego zycia, ale i dla poznania nowych dla mnie wiadomosci o losie Rodziny Bakowskich po wysiedleniu z rodzinnego domu. Serdecznie wspolczuje Ewie z powodu przebytych przez nia i jej Mame udreczen w czasach PRL. (...) Konczac proszę o przyjece wyrazow szacunku i podziwu za caloksztalt pracy pisarskiej dla Szanownej Pani oraz serdecznych pozdrowien dla obojga Panstwa”.
Jerzy Szkilladz, Warszawa, 30 listopada 2009.
Jeden z partyzantów kawalerii oddziału „Doliny”, autor książek,
„Z duza przyjemnoscia przeczytalem ksiazke „Dwor w Krasnicy”. Bardzo ciekawa historia rodu Krasickich. Ujela mnie opowiesc o zyciu p.Wandy Ossowskiej - rzadko spotykana szlachetnosc. To pokolenie konczy swoja peregrynacje doczesna.
Krasnica i jej okupacyjni mieszkancy, z którymi miałem zaszczyt się spotkac, byli wzorem patriotyzmu, uczciwosci, poswiecenia najwyzszej sprawie dobra Kraju. Jeszcze raz skladam gratulacje za sage rodu. Cenie i szanuje uczciwosc i prawde przebijajaca z kart ksiazki.”
Ryszard Bielanski, Zielonka, 10 luty 2010
(zgoda na cytowanie, list 12.03.2013)
„Jest to kolejna i bardzo cenna pozycja z gatunku literatury faktu poruszajaca etos polski w istotnym dla losu wielu Polakow okresie historycznym ale szczególnie bolesnyn powojnnym, gdzie zniewolenie ludzi majacych wielkie zaslugi dla krzewienia ducha narodowego osiagnely apogeum. Kiedy stracone sa na zawsze majatki, dwory i muzealia na Kresach, to nie do zrozumienia i akceptacji jest potraktowanie wielu historycznych pamiatek na posiadlosci ziemskich w tak podly sposob jak dwor w Krasnicy i jemu podobnych. Ksiazka jest pasjonujaca, ale jednoczesnie „elitarna” w zrozumieniu nie przez szerokiego czytelnika. Wymaga pewnej znajomosci tematu i umilowania historii ludzi i faktow. Podziwiam warsztat pirsarski i wielki dar zgromadzenia tak olbrzymiej bazy zrodlowej”.
Andrzej Kozlowski, Warszawa, 2 marca 2010
.
**************************************
Świat, który Pani odsłania jest światem, który wciąż jest przeoczeniem
w Polsce. Uważam, że to bardzo cenne, bo tych prawdziwych
światów, które odeszły, nie da się niczym zastąpić, tak jak życia pojedynczego
człowieka, który kiedyś odejdzie.
Rafal Wojasiński, Warszawa, 6 maja 2010
********************************************
“Skonczylam czytac ksiazke Aleksandry Ziolkowskiej-Boehm “Dwor w Krasnicy i Hubalowy Demon”. Czytalam zachlannie ale i celebrowalam to czytanie z powrotami do poprzednich stron, by nie uronic watkow wiazacych calosc, opanowac drzewo genealogiczne tego zwiazanego z dworem i jego stadnina koni w Krasnicy. A może podarowany przez wlascicielke dworu najpiekniejszy kon Demon dla dowodcy Hubala, stal się kanwa powstania tej ksiazki?
Sposrod licznej rodziny byłych wlascicieli, pozostali sa dotad jedynie spadkobiercami historycznych zdarzen i przywroconych na stronach tej ksiazki wspomnien, bo z dworu nie ma dotad nawet sladu, poza starymi drzewami i grobami na krasnickim cmentarzu.
Dla mnie – glownymi bohaterkami tej jakze pieknej opowiesci, sa kobiety, kiedy ich mezczyzni sluzyli w obronie ojczyzny. One opiekowaly się dziecmi, rodzina i domem, ale i one odwazne w konspiracji pomagaly w teh sluzbie dla ojczzny. Doznawaly one jakze tragicznych przezyc.
Ogromne wrazenie wywarly na mnie opisane w ksiazce wyjatkowe kobiety. Pani Danuta Krasicka i Anna Bakowska i piekna corka Ewa oraz wspaniala Wanda. Ksiazka dala mi wiele wzruszen i lez nad ich losami. Ale i pokazala jakze piekne i wartosciowe osoby, bedace bohaterami tej opowiesci i jakze godne poznania.
Podziekowanie ale i gratulacje naleza się Autorce – za podkreslene i tym samym nadanie wiekszej rangi „Ziemi Opoczynskiej” za postawe w historii ostatniej wojny. Dobrze, ze mamy - ze zlota czcionka – ksiazke, która uchroni ludzi i ich chlubna dzialalnosc od zapomniennia”.
Halina Szyszko, Lodz, 21 pazdziernika 2009
*********************************************
„...Ja jednak kilka poruszonych w ksiazce tematow widze nieco inaczej. Owszem, kobiety sa bohaterkami tej sagi. Polubilem je i podziwiam. Do wymienionych przez Pania Haline, dodalbym jeszcze Elzbiete Krasicka. Nie mozna jej pomijac, wymieniajac inne. Jej list pozegnalny to perelka i na dodatek prawdziwie kochala gory. Oddawszy kobietom co im sie nalezy, chcialbym jednak wspomniec i podkreslic role Pana Janusza Krasickiego, ktory jest niewatpliwym bohaterem tej ksiazki, a nawet osmiele sie napisac, ze znacznie przyczynil sie do jej powstania. A Henryk Ossowski a inni mezczyzni ? Ci faceci nie tylko "sluzyli w obronie ojczyzny", ale takze "opiekowali sie dziecmi, rodzina i domem", o ile ponura historia im na to pozwalala. Ta ksiazka opowiada nie tylko o Matkach - Polkach ale takze o Ojcach - Polakach.
Obroniwszy nieco plec brzydka przed zapomnieniem, przechodze do nastepnego waznego tematu - koni. Demon, choc tytulowy, nie jest dla mnie najwazniejszy w calej historii. Z ogierow na czolo wysuwa sie Bask, ale on jest juz troche Amerykaninem, takim imigrantem, ktory szybko i wspaniale zaaklimatyzowal sie w nowej ojczyznie. Zmienie front i tym razem bede bronil plci pieknej. Dla mnie prawdziwymi bohaterkami opowiesci o stadninie sa klacze: Bajka, Bajeczka, Balalajka, Iwonka III i inne. Zapomnialem jak nazywala sie ta z krzywa szyja, ale ja takze powinienem wymienic. Cala historia stadniny to opowiesc o tym jak mlode malzenstwo mozolnie budowalo swoj kawalek Polski. Polski kultywujacej tradycje, ale wkraczajacej na tory nowoczesnosci. Klacze z Krasnicy stanowily trzon tej zmiecionej przez ciemny czas budowli i sa prawdziwa "kanwa" tej czesci ksiazki. Chwala im za to. Przy okazji, jesli juz jestem przy klaczach. Pamietam, ze latem wrocilem do "Dworu w Krasnicy...", usilujac znalezc fragment o pochodzeniu Iwonki III ( o ile dobrze pamietam jej imie )”
Tomasz Wojtkowski, Warszawa, 13 grudnia 2010
.**********************************************
„Czytalem b. duzo ksiazek z czasow okupacji, ale dopiero z Twojej dowiedzialem sie blizej o zarzadzaniu majatkiem ziemskim pod okupacja niemiecka oraz dalsza historia dworu ich wlascicieli po wkroczeniu wojsk sowieckich, za komuny i pozniej.
Cala ksiazka b. mi sie podobala, zrobila duze wrazenie.”
Krzysztof Ziolkowski, Lodz, 15 marca 2011
.************************************************
„Dobra ksiazka, wielka wiedza i zwiezly styl. Kawal histori i swiata, który minal”.
Andrzej Goebel, Pokrzydowo, 10 kwietnia 2011
*************************************************
„...W bardzo piekny sposob cala pisana przez Pania historia stala się jedna historia Tej Rodziny i wszystkich Rodzin polskich, których nie oszczedzila wojna.
Bardzo smutny jest kontrast miedzy bohaterstwem wojennym, a powojenna rzeczywistoscia.
Pisze Pani z emocjami, przez co widac Pani milosc i szacunek dla Tych ludzi. I dzieki temu wspaniale czyta się te opowiesc.
Mirela Tomczyk, Warszawa 5 czerwca 2011
************************************************
*
"Przez przypadek natrafilem na wspomnienia Pani Wandy Ossowskiej, a potem kontynuujac fascynacjê Ta Osoba dotarlem do Pani ksiazki” Dwór w Krasnicy i Hubalowy Demon” dziêki której wiedza o losach tej wspanialej Kobiety dopelnia sie i jest tak pieknie opisana . Cala ksiazka jest bardzo interesujaca".
Jan Nowak, Konskie, 27 maja 2015
*************************************************
„Kazdego dnia czytalam jeden nowy rozdzial, zeby nie pogubic sie z nazwiskami i koligacjami bohaterow. Ilez tam informacji zawarlas, ilez musialas sie naczytac i nasluchac, zeby to wszystko tak zgrabnie poukladac. Bardzo te ksiazke polubilam.
Serce sie kroi, czytajac o wojennych losach Twoich pieknych bohaterow. A mimo wszystko czesc z nich przetrwala wojne i nieznosne lata komuny, ksztalcac sie, znajdujac mimo wszystko miejsce w tym ponurym swiecie i starannie wychowujac nowe pokolenia. Wzruszylo mnie, ze ci, ktorzy doczekali jej, z taka radoscia mowia, ze nareszcie moga zyc normalnie.
Historia p. Wandy Ossowskiej ogromnie mnie przejela. Skad ona wziela te niepojeta sile, zeby przetrwac okropne lata wojny, a przede wszystkim te tortury w Gestapo – niewyobrazalnie dzielna. Piekną otrzymala jednak nagrode w postaci korespondencji z Papiezem. A dzieki Tobie mozemy sie dowiedziec o przykladach prawdziwego bohaterstwa i jednoczesnie takiej rzadkiej skromnosci. Z innej gliny ci ludzie byli ulepieni”.
Mira Puacz, Polonia Bookstore, Chicago, Illinois, 6 stycznia 2015
*************************************************
Stare domy są świadkami niezwykłych wydarzeń i tylko one, prócz historyków i kronikarzy, potrafią spojrzeć na miniony czas z szerszej perspektywy i zobaczyć co wynikło z poszczególnych zdarzeń.
Stadnina koni, z której pochodziły słynne na świat okazy, schronienie dla oddziałów partyzanckich, powojenne losy rodziny Jaxa Bąkowskich: wszystko to wręcz namacalnie opisuje Aleksandra Ziółkowska-Boehm, splatając w nostalgiczną i mądrze poruszającą opowieść.
„Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” to uwrażliwiająca książka dla wszystkich miłośników powieści historycznych i biograficznych, w której odnaleźć można świat dawnych polskich dworów i odwagę i radość dawnych Polaków.
https://www.antykwariatdomowy.pl/pl/p/A.-Ziolkowska-Boehm%2C-Dwor-w-Krasnicy-i-Hubalowy-Demon/361
*************************************************
http://www.czytampopolsku.pl/2018/05/dwor-w-krasnicy-i-hubalowy-demon.html
Malgorzata Poniatowska
Patriotyzm - nieuleczalna choroba duszy
Tytułowy Dwór w Kraśnicy stał się dla Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm pretekstem do przedstawienia losów niektórych potomków Antoniego Jaxa Bąkowskiego herbu Gryf i Izabeli Rudzkiej herbu Prawdzic, którzy dali światu trzynaścioro dzieci. Rodziny, o których pisarka opowiada w książce zatytułowanej „Dwór w Kraśnicy i hubalowy Demon” nosiły historyczne nazwiska: Krasiccy, Ossowscy, Jaxa Bąkowscy. Autorka wykonała tytaniczną pracę gromadząc materiały, dokonując ich selekcji i wreszcie tworząc wielce interesującą opowieść o wybranych postaciach rodów, dzielnie zmagających się z nie zawsze przyjazną rzeczywistością. W publikacji zaprezentowano wielu cichych i głośnych bohaterów dotkniętych nieuleczalną chorobą duszy – patriotyzmem. Brali oni czynny udział w powstaniach narodowych, wojnach o wolność „naszą i waszą”, starciach z powojennym komunistycznym reżimem, lub „tylko” wspierali działania narodowowyzwoleńcze z tyłów za linią frontu.
Literacki majstersztyk i źródło wiedzy
Wydawnictwo zaopatrzone w niepowtarzalne archiwalne fotografie, wartościowe Przypisy, obszerną Bibliografię i szczegółowy Indeks osób jest rzetelnym źródłem wiedzy o kolejach losu prawnuków i praprawnuków Antoniega Jaxa Bąkowskiego, związanych z nieistniejącym dziś dworem w Kraśnicy. Służył on schronieniem, pomocą, wsparciem Hubalczykom, partyzantom, żołnierzom AK oraz ludności cywilnej. Popularyzatorka heroicznych epizodów historii Polski przekazała dwa, jakże odmienne, obrazy życia w polskim dworze: w czasie dwudziestolecia międzywojennego i podczas okupacji. Wizerunek dworu żyjącego w zgodzie z naturą i porami roku, współżyjącego z ludnością chłopską, świętującymi i bawiącymi się po spełnieniu obowiązków, przeciwstawiła wojennemu krajobrazowi rekwizycji, konfiskat, bandyckich napadów, niepewności dnia jutrzejszego i mierzenia się z wszelkimi przeciwnościami losu. Doprawdy to literacki majstersztyk na nieprzeciętną miarę. Autorka – Aleksandra Ziółkowska-Boehm ocaliła od zapomnienia pamięć o ludziach, miejscach i wydarzeniach, za co należą się jej, od nas czytelników, wyrazy wdzięczności i serdeczne podziękowania.
*********************************************
Charków, Monte Cassino, Anielin, Pawiak
Bohaterami historycznego tomu są także wydarzenia, fakty i zjawiska dziejowe z okresu II wojny światowej oraz czasów powojennych. Oto przykłady. Witold Krasicki i Jerzy Jaxa Bąkowski przeszli przez więzienia i obozy NKWD: Szepietówka, Starobielsk, Charków, gdzie w kwietniu 1940 roku zamordowano ich strzałem w tył głowy (cecha wyróżniająca tzw. zbrodni katyńskiej). Syn Witolda – Janusz Krasicki – pilot-pasjonat wykonywał loty historyczne nad miejscami związanymi z operacjami wojennymi. W obszarze jego szczególnego zainteresowania leżało pole Bitwy pod Monte Cassino. W bitwie tej korespondentem wojennym był Melchior Wańkowicz, który opracował trzytomowe dzieło „Bitwa o Monte Cassino” (notabene Aleksandra Ziółkowska-Boehm jest w posiadaniu archiwum Króla reportażu). Pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku Melchior Wańkowicz wydał książkę o Oddziale Wydzielonym Wojska Polskiego pod tytułem „Hubalczycy”. Przywołany Hubal – major Henryk Dobrzański – otrzymał od dziedziczki dworu w Kraśnicy, Anny Jaxa Bąkowskiej, wspaniałego araba, Demona, pochodzącego z kraśnickiej stadniny. Majora Henryka Dobrzańskiego i jego ogiera zastrzelili Niemcy w kwietniu 1940 roku w Anielinie. Adiutantem majora Hubala był Henryk Ossowski herbu Dołęga, którego siostra Wanda Ossowska, żołnierz Armii Krajowej, przetrzymała rekordową ilość, pięćdziesiąt siedem, przesłuchań na Pawiaku nie ujawniając żadnych konspiracyjnych informacji. Więźniarka przebywając w obozie koncentracyjnym z wyrokiem dwu lat, a później kary śmierci, uratowała życie żydowskiej dziewczynki Idy. Komentując swoje życie powiedziała:
„Ja przecież niczego nadzwyczajnego nie zrobiłam. Wykonywałam jedynie swój obowiązek, najpierw walki za Ojczyznę, a potem pracy dla niej”.
*
Wypędzenie, parcelacja, aresztowanie,... pożar
Dwór w Kraśnicy, należący do Anny Jaxa Bąkowskiej, w czasie okupacji był ostoją dla kilkudziesięciu uciekinierów wojennych, partyzantów z oddziałów Bończy, Starego, Wichra, Doliny oraz hubalczyków. W styczniu 1945 roku sowieci wypędzili Annę i jej córkę Ewę z dworu, z Kraśnicy i z powiatu opoczyńskiego. Później majątek rozparcelowano, a panie Bąkowskie aresztowano za pomoc partyzantom i żołnierzom AK. Ale to jeszcze nie koniec pasma nieszczęść kraśnickiego dworu. Ostateczny kres jego istnienie nastąpił już po przewrocie 1989 roku. Pomimo starań pani Ewy Bąkowskiej o przywrócenie jej prawa własności dworu (jako spadkobierczyni) budowlę sprzedano prywatnej przedsiębiorcy (transport mrożonek). Ponieważ wcześniej nie nadano obiektowi z 1830 roku statusu zabytku (sic!), nowy właściciel spalił dwór. Pożaru doglądała miejscowa Straż Pożarna. Działo się to AD 2000!
***************
Życiowy balast codzienności
Aleksandra Ziółkowska-Boehm z uwagą pochyliła się nad trudnymi czasami powojennymi, gdy kłopoty były ze wszystkim: mieszkaniem, pracą, studiami. Gdy niedawni bohaterowie borykali się z „życiowym balastem codzienności”, gdy wszechobecna penetracja środowisk ziemiańskich i permanentna inwigilacja ziemian skutkowały aresztowaniem i więzieniem w ubeckich katowniach. Dobrze się stało, że autorka zapisała dla potomnych tragedię partyzanckiej wsi Stefanów, którą za pomoc żołnierzom AK Niemcy spalili w 1944 roku. Po wojnie pozostali przy życiu mieszkańcy odbudowali swoją wieś. Niestety, za pomoc żołnierzom AK komunistyczne władze Polski zrównały Stefanów z ziemią w 1952 roku, a ludzi wysiedlono.
„Los nasz dla was przestrogą ma być – nie legendą,
Jeśli ludzie zamilkną, głazy wołać będą”
A jeśli nie został kamień na kamieniu?!
Małgorzata Poniatowska
http://www.czytampopolsku.pl/2018/05/dwor-w-krasnicy-i-hubalowy-demon.html
*****************************************************
Droga Oleńko
Z całego serca pragnę Ci podziękować za napisanie dwóch tak wspaniałych książek o mojej rodzinie. Są to książki „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” dotyczący rodziny „po mieczu” Jaxa Bąkowskich, i „Lepszy dzień nie przyszedł już” dotyczący rodziny po kądzieli Wartanowiczów posiadającej ormiańskie korzenie.
Włożyłaś w niej wiele swojego talentu, pracy i serca. Przeprowadziłaś wielogodzinne rozmowy osobiste i telefoniczne z osobami w wielu krajach świata. Książki te są prawdziwe, rzetelnie oddające klimat tamtych czasów, a zarazem pełne koloru i ciepła. Szczególnie czytając książkę o Kraśnicy przeżywam ponownie swoje dzieciństwo i wczesną młodość w domu rodzinnym i gronie najbliższych tak różne od następnych lat.
Dzięki Tobie i napisanym przez Ciebie książkom pamięć o naszej rodzinie nie ulegnie zapomnieniu, gdyż niestety nie ma wśród nas młodzieży, która interesowałaby się przeszłością naszych przodków. To, co uczyniłaś dla naszej rodziny zasługuje na pełniejsze podziękowanie, niestety, nie umiem tego wyrazić innymi słowami niż ”Bóg zapłać”.
Ewa Jaxa Bąkowska, Gdańsk 13 lutego 2016
P.S. Pisząc w dniu moich 85. urodzin pragnę przekazać Ci wiele ciepłych myśli i szczególne podziękowanie.
(ostatnia z rodu Jaxa Bąkowskich herbu Gryf nosząca to nazwisko)
**********************************************************************************
„Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” to nie tylko niezwykle ciekawa książka, ale i ważne świadectwo historyczne. Wielokrotnie po nią sięgałam podczas pracy nad „Arabską awanturą”. Wielkie podziękowania i wyrazy szacunku dla Autorki! Serdecznie pozdrawiam, Pani Aleksandro
Monika Luft, Autorka „Arabska awantura. Od Emira Rzewuskiego do Krzysztofa Jurgiela”, Lomianki, LTW 2021; 16 lipca 2021
****************************************************************
Pozostaję pod niegasnącym wrażeniem Pani książki "Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon", która spoczywa na zaszczytnym miejscu w naszej rodzinnej bibliotece. Utrata majątku i tragiczny, opisany w książce, koniec dworu rozdziera serce. Mimo wszystko wierzę, że kiedyś ziemianie doczekają się od losu sprawiedliwości dziejowej za wyrządzone im krzywdy.
Eliza Anna Niemczycka, 4 czerwca 2022
******************************************************************************************
Autorka otrzymała medal 25-lecia samorządu gminy Sławno, tytuł i statuetkę "Przyjaciela Szkoły im. Wandy i Henryka Ossowskich" w Kunicach. Za książkę otrzymała honorowe obywatelstwo gminy Sławno[4]. Jak podano w komunikacie, końcowy fragment:
(...) Działalność pisarska Pani Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm zasługuje na najwyższy zacunek i uznanie za:
-szlachetny cel, który przyświecał jej przy pisaniu książek – ocalić od zapomnienia ludzi, którzy tworzyli historię naszej ziemi i miejsc, które były ważne, a dziś są już nie istniejące,
-przedstawienie historii rodziny Ossowskich, właścicieli majątku Kunice, a tym samym patronów Publicznej SzkołyPodstawowej w Kunicach, t.j. Wandę i Henryka Ossowskich, prawych, zasłużonych dla Polski i Kunic,
-przekazanie następnym pokoleniom historii Polski, którą mogą poznać tylko z książek,
-prezentację szkoły w Kunicach, która nosi imię Wandy i Henryka Ossowskich w czasie promocji książki oraz spotkań autorskich.
W związku z powyższym Pani Aleksandra Ziółkowska-Boehm w pełni zasługuje na tytuł „Honorowego Obywatela Gminy Sławno”.
(podpis: Przewodniczący Rady Gminy -- mgr inz Arkadiusz Knap)
*
*********************************
PROMOCJE odbyly się w: Bibliotece im. J.Pilsudskiego w Lodzi, Sluzewieckim Domu Kultury w Warszawie, Osrodku Kultury na Bielanach w Warszawie, Płocku, Krakowie, Opocznie, Domu Literatury w Warszawie, w Redakcji "Nowego Dziennika", Nowy Jork, w Bibliotece Polskiej i Konsulacie w Waszyngtonie, Bibliotece PAN w Gdansku.
************************************
Podpisywanie na Targach Ksiazki Akademickiej na Politechnice Warszawskiej, Targach Ksiazki w Krakowie, Targach Ksiazki Historycznej na Zamku/Arkady Kubickiego/ w Warszawie.
*************************************
RADIO – wywiad z Ewa Heine, 1 program Radia (godz. 12-3 w nocy);
Kawiarenka Radia Retro”, Program 1, Danuta Zelechowska i Jan Zagozda.
9 odcinkow czytano w Radio 1 program (styczen 2010) czytanie „Przed polnoca”.
KSIAZKA drukowana w odcinkach, NOWY KURIER , Toronto, luty 2010- kwiecień 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)