czwartek, 4 listopada 2021

Elżbieta Nowak RODZINNA IZBA PAMIĘCI

ELŻBIETA NOWAK Rodzinna izba pamięci NIEDZIELA - Nr 31 - sierpień 2021 ** Właściwie to powinnam ten felieton zatytułować: „Gorący Sierpień”. Tyle skojarzeń! Powstanie Warszawskie, Bitwa Warszawska, Wołyń, Solidarność, tuż tuż II Wojna światowa… co więcej trzeba? Oczywiście tylko te najważniejsze rocznice, najbardziej „żywe”, chciałam ukazać na początku. Ale przecież i wcześniejsze lata… ** Książka Pani Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, pod tytułem: „Lepszy dzień nie przyszedł już” wyszła prawie 10 lat temu, i wciąż jest aktualna. Jest to opowieść, a właściwe trzy opowieści, o losach rodzin mieszkających przed II wojną światową na Polskich Kresach Wschodnich. Zaś tłem wydarzeń: Syberia, Kazachstan, Katyń, Auschwitz, Monte Cassino, a także wojenne i powojenne skupiska polskie w Iranie, Afryce Południowej, Meksyku, Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych, a nawet w przedwojennej Mandżurii. Parę niezłych filmów można by nakręcić w oparciu o te historie! ** Co ciekawe – jak sama Autorka powiedziała na spotkaniu z Czytelnikami – to ci wszyscy ludzie, bohaterowie jej książki, choć przeszli wiele tragicznych wydarzeń w swoim życiu, nigdy do nikogo nie mieli o to pretensji. Swój los przyjmowali z godnością i odwagą. „Piękni ludzie” – tak ich nazwala. ** Nie ma chyba polskiej rodziny, w której nie byłoby krwawych śladów tych historycznych wydarzeń. W każdym polskim domu można by założyć Rodzinną Izbę Pamięci. Z punktami na mapie globu, gdzie byli lub są rozsiani nasi bliscy… Byłam na tym spotkaniu w Domu „Wspólnoty Polskiej” na Krakowskim Przedmieściu. Sala powoli zapełniała się ludźmi. W miarę wypełniania się, słuchając szmeru rozmów, z każdą chwilą czułam że zanurzam się w jakiejś znanej mi atmosferze z dawnych lat, z dzieciństwa. Elegancja, dyskrecja i wysoka kultura osobista to nie były w tym miejscu słowa puste. Już zapomniałam przez ostatnie lata, jak to wygląda. I przyszli mi na pamięć ci wszyscy wujowie i ciotki, serdeczność i ciepło płynące od nich. Znów przez moment jakbym była u siebie… To w takich polskich domach powinny powstać Domowe Izby Pamięci. Jeśli w mojej rodzinie i kręgu przyjaciół byli: cioteczny dziadek który zginał w Katyniu, ciocia która przeżyła obóz niemiecki i wracała do Kraju przez Szwecję, stryj zginął walcząc w RAF-ie i leży gdzieś na ziemi niemieckiej, przeżyliśmy Pruszków, wuj który przeszedł od Leniono do Berlina słuchał potem na cała ulicę „Tu mówi Londyn”, „przyszywana” ciotka pochodziła z Wołynia i była już sama na świecie z wiadomych powodów, na Zamku w Lublinie zamordowano męża biskiej znajomej rodziny, rezydowali u nas Węgrzy w czasie okupacji niemieckiej, i przechowywali się AK-owcy z Warszawy, wuj dowodził Kampinosem, chrzestny był Hubalczykiem, inny wuj z Andersem dotarł aż do Anglii skąd przez długie lata bał się przyjechać do Kraju (sic!), kuzyni i przyjaciele poginęli w Powstaniu Warszawskim, i jeszcze wiele innych losów… I już nie wspominam lat powojennych, tak trudnych, gdy zasadą było od dzieciństwa: „Nie mów w szkole co się dzieje w domu”. I te zakazane wyrazy ** Wtedy to nawet na konkretne nazwiska obowiązywał „zapis”, ograniczający życiowe wybory. Czasami, w chwilach przygnębienia wydaje mi się, że ten zapis obowiązuje nadal, lecz chyba się mylę? ** Ale też z takich rodzin nie zapisywano się do partii, nie szukano karier za wszelką cenę, a wiara patronowała życiowym wyborom. Oddawano z zaciśniętymi zębami to co cesarskie cesarzowi… I wbrew wszystkiemu życie płynęło w nadziei, że jeszcze będzie lepiej. Jeszcze powrócą szczęśliwe chwile. Z czasem i tak bywało. ** Szczególnie gdy słyszę tłumnie wyśpiewywane Powstańcze Pieśni na Placu Piłsudskiego w sierpniowy wieczór, to serce mi rośnie! ** Elżbieta Nowak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz