Joanna Sokolowska-Gwizdka
CULTURE AVENUE
28 GRUDNIA 2018
Każdy człowiek ma swoją górę do przekucia.
Niezwykły rzeźbiarz Korczak Ziółkowski.
Joanna Sokołowska-Gwizdka:
Kiedy
byłam w szóstej klasie szkoły podstawowej, zaintrygowała mnie książka
Olgierda Budrewicza „Nasi za oceanem”. Z historii tam opisanych
zapamiętałam i przeczytałam kilkanaście razy rozdział o Korczaku
Ziółkowskim. Nie mogłam uwierzyć, że jest na świecie Polak,
który dokonuje tak wielkiego dzieła. Wyobrażałam sobie, że może staje
po stronie prawa do wolności dla prawowitych mieszkańców Ameryki, bo
pochodzi z narodu, który przez ponad 100 lat był pod zaborami. Korczak
Ziółkowski to Pani rodzina.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm:
Pamiętam,
jak w dzieciństwie, w rodzinnych opowieściach wracała postać krewnego
ojca, Korczaka Ziółkowskiego, rzeźbiarza z Południowej Dakoty,
którego rodzice, Anna i Józef Ziółkowscy, wyemigrowali do Stanów. Dużo
jednak w domu się o nim nie rozmawiało. Ameryka i Korczak byli daleko,
a rzeczywistość w Polsce wymagała od rodziny pełnego zaangażowania,
by sobie poradzić z dniem codziennym. Żadnych planów odwiedzin czy
wyjazdu nikt nie snuł. Upłynęły lata, kiedy odwiedziłam Crazy Horse
Memorial.
Urodził
się w Bostonie 6 września w 1908 roku. Imię Korczak (które przyjął
później sam) pochodzi od herbu rodziny Ziółkowskich. Rodzice jego
zginęli tragicznie, kiedy miał rok. Wychowywany był przez różnych ludzi
i miał wiele smutnych doświadczeń. Spotkał jednak także osoby, które się
nim serdecznie zajęły. Do nich należał rzeźbiarz Jan Kirchmayer,
który wykonywał prace rzeźbiarskie w nowojorskiej katedrze, także sędzia
Frederick Pickering Cabot. Po śmierci Cabota Korczak wykonał jego
popiersie w marmurze.
Za rzeźbę
popiersia Ignacego Jana Paderewskiego w 1939 roku Nowym Jorku dostał
pierwszą nagrodę. Mając 34 lata zgłosił się na ochotnika, wziął udział
w drugiej wojnie światowej. W 1948 roku w skałach Black Hills
rozpoczął rzeźbę wodza Crazy Horse’a. Jak powiedział Henry Standing
Bear („Mato Naji”), wódz Oglala Lakota: “My fellow chiefs and I would
like the white man to know that the red man has great heroes, to”. (Ja i moi przyjaciele wodzowie chcielibyśmy, aby biały człowiek wiedział, że czerwonoskórzy mają również wielkich bohaterów).
Wizyta w Crazy Horse Memorial, 1985 r., rzeźba Korczaka Ziółkowskiego przedstawiająca Ignacego Jana Paderewskiego, fot. arch. Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm |
Korczak
Ziółkowski od najmłodszych lat przejawiał duży talent rzeźbiarski.
Pracując jako cieśla okrętowy po godzinach rzeźbił w drewnie. Potem stał
się cenionym twórcą mebli artystycznych. Gdy w 1932 r. przeprowadził
się do Hartford w stanie Connecticut, zaczął rzeźbić zawodowo
i sprzedawać swoje prace. Jak Pani przypomina, otrzymał pierwszą nagrodę
na wystawie światowej w Nowym Jorku w 1939 roku za rzeźbę
przedstawiającą wielkiego Polaka, Ignacego Jana Paderewskiego. Czy
rzeźba ta była jeszcze gdzieś pokazywana?
Popiersie Ignacego Jana Paderewskiego jest od lat w Crazy Horse Memorial w Południowej Dakocie.
Popiersie Ignacego Jana Paderewskiego jest od lat w Crazy Horse Memorial w Południowej Dakocie.
Rzeźbiarz Gutzon Borglum zaproponował Korczakowi Ziółkowskiemu współudział przy tworzeniu słynnych Głów Prezydentów (George’a Washingtona, Thomasa Jeffersona, Abrahama Lincolna i Theodore’a Roosevelta) w ścianie Góry Mount Rushmore w Dakocie Południowej. Korczak Ziółkowski przyjął tę propozycję i zaczął prace. Wyrzeźbił też postać Noaha Webstera. Czy to prawda, że za głowami prezydentów jest ukryty tunel, a w nim „kapsuła czasu”, w której znajdują się kopie ważnych dla Stanów Zjednoczonych dokumentów, m.in. Konstytucji? Czy Głowy Prezydentów miały być symbolem panowania białego człowieka na amerykańskiej ziemi?
W drodze
do Crazy Horse Mamorial zatrzymywałam się wiele razy w Mount Rushmore,
ale niewiele wiem o „kapsule czasu”. Rzeźba głów prezydentów, obok
pozytywnych czy nawet entuzjastycznych głosów, spotkała się też
z krytycyzmem. Niektóre grupy Indian uważały, dalej uważają, że jest
to ingerencja w naturę, a także, że amerykańscy prezydenci ujarzmili
ludność tubylczą, próbowali złamać jej ducha, stworzyli rezerwaty.
Rzeźba
Crazy Horse jest większa niż głowy prezydentów, pokazuje niezwykłego
wodza Indian. Gdy czytam teksty na jego temat, zawsze wzbudzają we mnie
skurcz serca. Otaczała go zazdrość Indian, krytykowano jego „aloofness” –
szczególny dystans. Zagadkowa jest gwałtowna śmierć Crazy Horse, wiele
niewiadomych. Chciałabym więcej wiedzieć także na temat trzech żon wodza
– jak naprawdę było z porwaniem No Water, dowiedzieć się więcej
o ukochanej Black Buffalo Woman.
Korczak
Ziółkowski przerwał prace nad głowami Prezydentów i przyjął ofertę
wodza Siuksów Standing Bear’a, który zaproponował mu, by wyrzeźbił
w skale wodza Indian Crazy Horse. Czy w jego decyzji można się
doszukiwać romantyzmu, lub też sprzeciwu wobec zawłaszczaniu cudzego
terytorium przez białych najeźdźców?
Na pewno
był w tym i romantyzm, i szacunek dla Indian, i zmierzenie się
z zadaniem, które go intrygowało i działało na wyobraźnię.
Jak
Korczak Ziółkowski zabrał się do tego gigantycznego projektu? Czy coś
wiedział o legendarnym wodzu? Skąd wziął jego wizerunek?
Od Ruth,
jego żony, dostałam kasetkę: 85-minutowy film „Carving Crazy Horse”.
Duże wrażenie robią dokumentalne nagrania, zdjęcia, a szczególnie
wypowiedzi Korczaka, np. powiedziane z niezwykłym komentarzem słowa,
że „każdy człowiek ma w życiu własną górę do przekucia. Ja kuję
w swojej”.
Podobno
gdy 3 maja 1947 roku przybył do Black Hills, w Paha Sapa wciąż leżał
śnieg, rok później 3 czerwca 1948 roku na Thunderhead Mountain pierwszy
wybuch dynamitu usunął dziesięć ton kamienia. Mnie – jak i Pani –
jeszcze nie było wtedy na świecie.
Przez
wiele lat, dzień w dzień rzeźbiarz chodził w góry i po kawałku wysadzał
dynamitem skałę? A po jego śmierci kontynuowali te prace jego synowie?
Film „Carving
Crazy Horse” pokazuje początkowe lata – takie właśnie wysadzanie
duynamitem „kawałek po kawałku”. Za życia Korczaka – kiedy dzieci
podrosły – rodzina już była włączona w budowę, rozbudowę i prowadzenie
Ośrodka Crazy Horse. Po jego śmierci (20 października 1982) cała
rodzina jest czynnie zaangażowana.
Proszę
opowiedzieć o rodzinie Korczaka Ziółkowskiego. Ożenił się z Amerykanką
pochodzenia irlandzkiego Ruth, która zmarła w 2014 roku. Czy tak?
Pierwszą
żoną Korczaka była Dorothy, pianistka pochodząca z dobrego domu
w Bostonie. Byli małżeństwem 14 lat. Lubiło ją środowisko polskie;
urządzała koncerty, zapraszała na spotkania, nawet zaczęła się uczyć
języka polskiego.
Jan
Niebrzydowski z New Britain, kolekcjoner dokumentów historycznych
dotyczących Polski i Stanów Zjednoczonych, podarował mi kopię listu
Dorothy Ziolkowskiej. List z 5 marca 1945 roku skierowany jest
do Edmunda Liszki, przyjaciela Korczaka. Budzi podziw, z jaką troską
Dorothy pisze na temat Polski.
Ruth
(z domu Ross, ur. 26 czerwca 1926 roku, zm. 21 maja 2014) była drugą
żoną Korczaka. Pochodziła z West Hartford, Connecticut. Przyjechała
do Południowej Dakoty w 1947 roku, pobrali się w 1950 roku. Mieli
dziesięcioro dzieci.
Kiedy Pani po raz pierwszy zetknęła się z tym monumentalnym dziełem?
Pierwszy
raz zobaczyłam projekt, bo wtedy wciąż był na etapie projektu, w 1985
roku, będąc polską stypendystką Fulbrighta (tak jak w 2006/2007 zostałam
amerykańską stypendystką Fulbrighta – tym razem w Polsce). Pisał o moim
spotkaniu „Przekrój”, ale i dziennik ukazujący się w Południowej
Dakocie „The Rapid City Journal”. [1]
Korczak od trzech lat nie żył, przyjęła mnie jego żona Ruth,
oprowadziła po tym niezwykłym miejscu, pokazała fotografie, dokumenty.
Dostałam od niej książki i upominki z ośrodka Crazy Horse dla mojego syna. Tomek, któremu kilka lat wcześniej opowiedziałam o pow-wow,
gdy wróciłam z pierwszej wizyty w Kanadzie, narysował tańczących
Indian. Rysunek wisi dotąd w naszym niewielkim warszawskim mieszkaniu.
Z upominków przywiezionych z Dakoty ogromnie się ucieszył. Długo
wpatrywał się w rysunki i fotografie w ofiarowanej mu książce Robb
DeWall, pisarza i fotografa związanego z ośrodkiem Crazy Horse.
Po latach, jako student architektury uniwersytetu w Fayeteville
w Arkansas, zrobił zdjęcia do mojego tekstu indiańskiego w serii
drukowanego „Na własne oczy” w „Polityce”.[2]
Mnie
i mojego męża Normana przyjęto serdecznie. Byłam dla nich „cudzoziemką”,
urodziłam się w Polsce, miałam akcent, i to się jakby bardziej
podobało. Nawiązałam kontakty, prowadziłam rozmowy, zdobywałam
informacje, wysłuchiwałam opowieści, robiłam notatki, nagrania, które
potem wykorzystałam w ksiażce.
W pomyśle
pisania książki najbardziej sekundował mi Norman. Studiując nauki ścisłe
i chemię na uniwersytecie w Północnej Dakocie, jako tzw. elective,
dodatkowy przedmiot, wybrał kurs poświęcony Indianom. Wykładał go
profesor Elwyn B. Robinson, o którym Norman po latach napisał artykuł.
Sympatia i zainteresowanie tematem zostało mu na zawsze i jeździł ze mną
kilkakrotnie do Pine Ridge. Odbyliśmy wyprawę do Wisconsin, Montany,
Utah i obu Dakot. Nie tylko oboje darzymy sympatią Indian, ale zwyczajem
amerykańskim, w miarę możliwości sponsorujemy trzy szkoły indiańskie,
trzy fundacje pomagające Indianom, także ośrodek Crazy Horse.
Minęło wiele lat od 1948 roku, kiedy pierwszy wybuch dynamitu rozpoczął tę niezwykłą pracę. Czy monument jest już ukończony?
Prace przy
pomniku przebiegają wolno, między innymi dlatego, że Ziółkowski
odmawiał przyjęcia dotacji państwowych. Powtarzał indiańskie
powiedzenie – zasadę, że Black Hills – Czarne Wzgórza – nie są
na sprzedaż. Pieniądze zbiera prywatna fundacja należąca do rodziny
(Crazy Horse Memorial Foundation), a kasę zasilają ogromne wpływy
z biletów wstępu.
Zmieniono
kolejność – gotowa już jest głowa Crazy Horse, także głowa konia jest
już widoczna. Pomnik nie jest ukończony, i zapewne jeszcze wiele lat
potrwa zakończenie prac. Ale już można jadąc autostradą zobaczyć profil
wodza.
Korczak
Ziółkowski poprzez swoje monumentalne dzieło na stałe wpisał się
w historię Ameryki. Muzeum Crazy Horse przyciąga co roku setki tysięcy
turystów. Czy spełnił marzenie Indian?
Ośrodek Crazy Horse rok rocznie odwiedza ponad milion turystów. Jest jednym z bardziej znanych miejsc, gdy się zwiedza Amerykę, gdy sie jedzie na Zachód.
Utworzono
Muzeum Indianskie, każdego roku odbywają sie rodea, pokazy sztuki
indiańskiej. Stworzono system stypendiów dla młodzieży indiańskiej.
Do Muzeum
Crazy Horse ofiarowaliśmy z Normanem „tomahawk” i „arrowheads”
zaznaczając w jakich okolicznościach trafiły do rodziny Normana. [3]
[1]
Kay Taylor: „Polish Writer-journalist tours Hills as part of month-long
visit to U.S”, „The Rapid City Journal”, September 25, 1985.
[2]
Aleksandra Ziółkowska-Boehm, „Nadciągają Indianie” (cykl: „Na własne
oczy”), „Polityka”, 22 lipca 2000, str. 92-97. Fotografie: Tomasz
Tomczyk
[3]
Crazy Horse Memorial. Norman Boehm’s grandfather Carl Adelbert Heinrich
Boehm found the tomahawk at a construction excavation site in Chicago,
Illinois approximately in 1900. The arrowheads were found in the late
1930’s by Norman in open fields/forests in Warren County, New Jersey
where he grew up. [Gift from Norman Boehm and Aleksandra
Ziolkowska-Boehm of Wilmington, Delaware].
Crazy
Horse Memorial. Dziadek Normana Boehm, Carl Adelbert Heinrich Boehm,
znalazł ten tomahawk podczas prowadzenia prac budowlanych w Chicago
w stanie Illinois około 1900 roku. Grot strzały został znaleziony przez
Normana później, w latach 30. XX w., w lesie koło Warren w New Jersey,
gdzie dorastał. [Prezent od Normana Boehm i Aleksandry
Ziółkowskiej-Boehm z Wilmington, Delaware].
Wywiad
z Aleksandrą Ziółkowską-Boehm na temat książki o Indianach p.t.
„Otwarta rana Ameryki” ukaże się w piątek, 4 stycznia 2019 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz