Praca zbiorowa: Inspiracje
folklorem w kulturze i edukacji. W dwusetną rocznicę urodzin Oskara Kolberga. Rozdział: Marcin Lutomierski, Folklor indiański w „Otwartej ranie Ameryki” Aleksandry
Ziółkowskiej-Boehm, Wyd. Pani
Twardowska, Warszawa 2014., str. 80-89. ISBN 978-83-936462-2-7.
**************[ Nizej:]
Szkic jest zmienioną wersją artykułu mojego autorstwa Folklor indiański w „Otwartej ranie Ameryki” Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm opublikowanego w tomie Inspiracje folklorem w kulturze i edukacji. W dwusetną rocznicę urodzin Oskara Kolberga, red. S. Kawalla, E. Lewandowska-Tarasiuk, J. W. Sienkiewicz, Warszawa 2014, s. 81–91.
Marcin Lutomierski (POLSKA)
Indiański
świat Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm. Szkic o Otwartej ranie Ameryki[1]
Długa
droga
Myśl
o Otwartej ranie Ameryki[2],
rodziła się powoli, przez co najmniej 10 lat. „Przygotowywałam się – mówi
autorka – do tej książki od lat, nie tylko wiele czytając, lecz również śledząc
bieżące sprawy Indian” (s. 12). Inspiracje do wydania drukiem powstającego
stopniowo zbioru tekstów były złożone. Oczywiście, pierwszy twórczy impuls
stanowił sam fakt zamieszkania na kontynencie północnoamerykańskim, a także podróże
po USA dzięki stypendium Fulbrighta, Institute of International Education i
Fundacji Kościuszkowskiej. Ponadto pisarka odbywała wraz z mężem Normanem
Boehmem wyprawy do rezerwatów indiańskich: w Dakocie Południowej, Teksasie,
Montanie, Wisconsin i Oklahomie. Po trzecie, zachętę stanowiły również lektury anglojęzycznego
piśmiennictwa poświęconego tematyce indiańskiej. Jednak za bezpośrednią
inspirację do napisania książki autorka uznaje działalność swojego stryja,
rzeźbiarza Korczaka Ziółkowskiego (który zaprojektował i zaczął rzeźbić w skale
pomnik Szalonego Konia): „Gdy jako stypendystka Fulbrighta pojechałam w 1985
roku do Rapid City w Dakocie Południowej, Korczak od trzech lat nie żył. Zajęła
się mną serdecznie jego żona Ruth. Dostałam od niej książki i upominki z
ośrodka Crazy Horse dla mojego syna” (s. 12). Ziółkowska-Boehm mówi także o
przyjaźniach z Indianami – nierzadko sąsiadami – różnych plemion, o wspieraniu
indiańskich szkół i stopniowym zaprzyjaźnianiu się z tematem indiańskim.
Pojawiał się on w rozproszonych publikacjach w prasie polskiej i zagranicznej,
w książce Nie tylko Ameryka (Warszawa 1992), a najgłębszy wyraz znalazł
w omwianym tu zbiorze reportaży i rozmów.
Rdzenni
Amerykanie
Reportażowe
opowieści, bo tak trzeba nazwać książkę Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, ukazują
życie współczesnych Indian, ale bardzo często odwołuje się do dziejów ich
przodków. Autorka dosłownie i metaforycznie podąża śladami przeszłości:
przywołuje pamięć sławnych wodzów, bitew i rzezi, a także dawnych obyczajów i
wierzeń.
Sytuacja
rdzennych mieszkańców Ameryki u progu XXI wieku jest niezwykle zróżnicowana.
Rząd USA uznaje ponad 500 niezależnych indiańskich grup tubylczych. Uogólniając,
można stwierdzić, że Indianie na wschodzie kontynentu mają pewne przywileje,
sprzyjające rozwojowi życia społeczno-kulturalnego. Ich inicjatywy zwykle spotykają
się z akceptacją władz. Na przykład na terenie rezerwatu nie płaci się podatku
od dochodu, co umożliwia Indianom prowadzenie własnych kasyn, dzięki którym m.in.
sponsorują szkoły, muzea czy prace naukowe związane z kulturą rdzennych
mieszkańców Ameryki. Ponadto Karta Indianina pozwala osiedlać się im poza
rezerwatami.
Zupełnie inaczej
rzecz przedstawia się zachodzie kontynentu. Do najważniejszych problemów
plemion indiańskich, zwłaszcza tej części USA, można zaliczyć: problemy
własności ziemi w rezerwatach (m.in. brak możliwości uzyskania kredytów); bezrobocie
sięgające nawet 80% ludności rezerwatów; ubóstwo; alkoholizm; brak wzorców i
ideałów dla młodych Indian; zaniedbania cywilizacyjno-technologiczne (m.in. złą
infrastrukturę, brak komputerów i Internetu w wielu gospodarstwach domowych); niechęć
do nauki języków przodków; apatia i marazm w społecznościach rezerwatów; własne
prawo (plemienne) i samorządność w rezerwatach (m.in. zezwalanie na składowanie
odpadów nuklearnych); podziały, nieufność i brak silnego lobby.
Książka
Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm jest wzbogacona oryginalnymi fotografiami,
obszerną – w znacznej części anglojęzyczną – bibliografią źródeł i opracowań, a
także aneksami z informacjami na temat Indian w wybranych stanach, takimi jak:
liczba rdzennych mieszkańców w relacji do ogólnej liczny ludności stanu
(najwięcej Native Americans żyje
obecnie w stanach: Alaska, Nowy Meksyk, Oklahoma i Dakota Południowa),
indiańska etymologia nazwy niektórych stanów oraz wykaz muzeów indiańskich w
Ameryce Północnej i Południowej.
Relikty
folkloru tradycyjnego
Reportaże i
rozmowy emigracyjnej pisarki ukazują relikty folkloru tradycyjnego dawnych mieszkańców
Ameryki. Przyjrzyjmy się wybranym przykładom z obszaru tańca, muzyki, obyczaju i wierzeń (w tym medycyny).
Obchodzone 12 listopada przez Komanczów w pueblo Tesque doroczne święto
Feast Day, czas zmiany pór roku, jest okazją do przypomnienia tradycyjnych
tańców indiańskich.
Z jednej strony – mówi
Ziółkowska-Boehm – jest to tylko zabawa, przyjemność. Dzieci nie idą do szkoły,
starzy przyjaciele spotykają się, by porozmawiać. Z drugiej strony, jest to
czas na refleksję i nawiązanie związków duchowych. Ludzie kończą letnie prace i
potwierdzają swe więzy z matką-ziemią. Główną atrakcją uroczystości jest
taniec: szansa, aby się uściskać, pokrzyczeć, potrząsnąć dzwoneczkami i mieć
przyjemność występowania. Sto osób – mężczyźni i kobiety – poruszają się w tańcu,
chór chłopięcy i męski bije w pięć bębenków i śpiewa: „Daj nam życie,
pobłogosław nam” (s. 50).
Bohaterowie
Otwartej rany Ameryki niejednokrotnie
przypominają, że taniec „od zawsze” współtworzy tradycje Indian oraz że posiada
liczne odmiany i nazwy. Oto niektóre z nich: Fancy Dance, Jingle Dance, Grass Dance, Women’s
Traditional Dance, Fancy Shawl Dance, Men’s Traditional Dance, Warrior Dance,
Flag Bearers, Royalty, Straith Dance.
Do magicznej funkcji muzyki odwołują się m.in.
Indianie z plemienia Tlingit. Na przykład starszy mieszkaniec małej osady w
południowo-wschodniej Alasce używa sakralnego bębna do wypędzenia demonów z
budynku, w którym będą odbywać się narady sędziów plemiennych. Ci z kolei
stosują wcześniej głodówkę oraz rytualne obrzędy obmycia. Okazuje się, że
wyrok, który wkrótce wydali wobec dwóch młodych mieszkańców rezerwatu winnych
brutalnej napaści, także wyrastał z dawnych wierzeń i był skazaniem na
18-miesięczną banicję (samotny pobyt na bezludnej wyspie).
Istotnym składnikiem indiańskiego
folkloru są wierzenia. Autorka Otwartej
rany Ameryki wspomina o dwóch zjawiskach w tej sferze życia współczesnego
mieszkańca Ameryki. Otóż, wielu – coraz więcej – Amerykanów szuka inspiracji i
natchnienia poza religią, w której się urodzili i wychowali. Poszukiwanie sensu
życia przejawia się zarówno w lekturze książek poradnikowych typu self-help, jak i wizytach u psychiatrów
oraz uczestnictwie w kursach terapeutycznych. Spore zainteresowanie wzbudza
jednak duchowość Indian – ze względu na swoją egzotykę i spirytualizm, a także
obecne wśród niektórych białych Amerykanów poczucie winy za krzywdy przez wieki
wyrządzane rdzennym mieszkańcom kontynentu. Ziółkowska-Boehm mówi o dynamicznej
odpowiedzi rynku wydawniczego na to zapotrzebowanie oraz swoistej modzie na
„indiańskich” uzdrawiaczy:
liczba białych
praktykujących wierzenia i zwyczaje indiańskie w celach zarobkowych stale się
powiększa. […] Sprzedaje się wszystko: rytuały sakralne, zioła lecznicze.
Krytykowani za eksploatację indiańskich wierzeń odpowiadają, że mają wiele
szacunku dla Indian, a te poczynania nie robią im krzywdy. Indianie jednak uważają te praktyki białych za świętokradztwo
i naruszenie ich wiary. Mówią, że coś, co jest specjalne, nagle staje się
dostępne i zwyczajne (s. 99).
W tych
haniebnych – zdaniem bohaterów książki – praktykach uczestniczą niekiedy indiańscy
medicine men, którzy w celach
zarobkowych oddalają się od rodzinnej ziemi i tradycji, a następnie świadczą
płatne usługi uzdrawiaczy. W swoich dawnych społecznościach są wówczas
postrzegani jako odszczepieńcy. Taka postawa dowodzi silnej obecności reliktów
tradycyjnego folkloru z wyrazistą kategorią światopoglądową swój – obcy.
Z drugiej strony, tubylczymi wierzeniami interesują się również sami
Indianie. Oni to z różnych powodów dopiero po latach powracają do rodzimej
kulturą i odkrywają własną tożsamość. A przy okazji wspomniane wyżej fascynacje
i mody białych odbierają jako kolejne zagrożenie ze strony białych oraz próbę
zagarnięcia ich własności.
Być może w wierzeniach najbardziej atrakcyjne dla współczesnego człowieka
(bez względu na pochodzenie) wydaje się przekonanie, że życie polega na
nieustannym procesie zdobywania wiedzy o sobie samym. Jej gromadzenie odbywa
się w konfrontacji z problemami oraz pragnienie ładu wewnętrznego i harmonii z
otaczającą przyrodą, która daje wystarczającą liczbę przykładów dotyczących
życia w uczciwości i zgodzie z innymi.
Mimo że autorka Otwartej rany Ameryki wskazuje na bardzo silne zróżnicowanie
wierzeń indiańskich poszczególnych plemion, to odnajduje wśród nich następujące
elementy wspólne: 1) „Ludzie są spokrewnieni ze wszystkimi na ziemi, zarówno z
rzeczami martwymi, jak i istotami żyjącymi” (s. 103); 2) „Dbałość o wewnętrzną
równowagę i zachowanie proporcji własnych uczuć i emocji […]: odwaga musi być
równoważona przez mądrość, upór – przez giętkość i elastyczność” (s. 104); 3) „Ludzie,
którzy nie widzą siebie jako części natury i Wszechświata, tkwią w iluzji i
psychicznej izolacji. Aby się tego pozbyć, musimy wyrabiać w sobie współczucie
dla innych i dla natury w ogóle” (s. 105).
Zagadnienie wierzeń indiańskich obejmuje także medycynę, która często
powraca na kartach reportażowych opowieści i rozmów Ziółkowskiej-Boehm. Najwięcej
i najchętniej – choć dla europejskiego czytelnika/słuchacza zapewne i tak
nazbyt skrótowo – o poglądach rdzennych mieszkańców Ameryki na zdrowie
człowieka wypowiada się Linwood Tall Bull z plemienia Szejenów Północnych –
nauczyciel, szaman, uzdrawiacz oraz prezes Dog Soldier Society, które obecnie
zajmuje się przechowywaniem i przekazywaniem tradycji indiańskich. Twierdzi on
m.in., że stopy są niezwykle ważne dla dobrego samopoczucia człowieka, a w
swoich rozważaniach odwołuje się zarówno do wierzeń indiańskich, jak i
przesłania Ewangelii św. Jana:
Większość osób wstydzi się
swoich stóp, ale stopy to nasze fundamenty, nasza podstawa. Dobre stopy, dobra
rodzina. Jeżeli ludzie mają różne narośla, zgrubienia, nie będą nikogo słuchać,
bo są rozkojarzeni i cierpiący. Obmywając ludziom stopy, okazujemy im respekt i
zdobywamy ich wdzięczność. Otwierają przednimi serca i chcą nas wysłuchać. I
sami się otworzą. Chrystus wiedział o tym (s. 228).
Linwood
Tall Bull uważa również, że przyczyną wielu dolegliwości i przewlekłych chorób
są wstrzymywane emocje, ponieważ tłumienie gniewu wewnątrz siebie działa na
organizm niczym trucizna. „Gdy mamy
problemy, przykładowo ze skórą, to oznacza, że nasz system nerwowy nie jest w
porządku” (s. 230). Dlatego Apacze symbolicznie przekazywali swoje negatywne
odczucia kamieniowi, który odrzucali. Radzili potem, żeby na ich terytorium nie
podnosić kamieni, gdyż skutkuje to podniesieniem cudzego problemu. Uzdrawiacz jest
zdania, że sami kreujemy rzeczywistość wokół siebie i to właśnie od nas zależy,
jaki styl życia wybierzemy. Z tego powodu szaman zaleca „słuchanie” własnego
ciała. Otóż, dolegliwości lewej strony ciała oznaczają, że zawiodła nas
kobieta, prawej zaś – że zranił nas mężczyzna. „Warto o tym wiedzieć, ale
musimy także w to wierzyć. Szukajmy przyczyn, zastanówmy się, dlaczego
chorujemy. Indiańska medycyna i uzdrawianie działa od środka. Patrzy się na
korzenie dolegliwości” (s. 231). Szczególną moc uzdrawiania mają drzewa. Linwood
Tall Bull zaleca dotykanie ich i rozmawianie z nimi, ponieważ takie zachowania
rozładowują nasze wewnętrzne napięcia. „Jeżeli dziecko się gniewa, dlaczego
wspina się na drzewo? Bo drzewo zabiera jego gniew, uspokaja go” (s. 231).
Negatywny wpływ na indiańskie tradycje, w tym głównie folklor, miały i
mają wpływ różne czynniki. Jednym z nich były dawne publiczne amerykańskie i
kanadyjskie szkoły publiczne, do których uczęszczało w dzieciństwie wielu
rozmówców Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm. Oto fragment jednej z relacji:
– Szkoła jest dla mnie
gorzkim wspomnieniem… – mówi mi mocno starszy Indianin z plemienia Siuksów.
Nazywa się Phil Lane. Miał pięć lat, kiedy znalazł się w Wakpale, w Dakocie
Południowej, w szkole dla amerykańskich Indian, imienia świętej Elżbiety,
patronki miłosierdzia chrześcijańskiego, która poświęciła życie posłudze chorym
i ubogim.
Lane pamięta płaczących kolegów, przywiązanych tak
jak i on za kolana i publicznie chłostanych. Kary te skończyły się, kiedy
całkowicie odrzucił indiańskie tradycje, wyrzekł się ich, kiedy upodobnił się
do białych rówieśników (s. 54).
Dopiero
od lat 70. XX wieku nastąpił okres wyraźnego zachęcania tubylczych mieszkańców
Ameryki do pielęgnowania własnych tradycji i kultury. W całym USA wzrosło
zainteresowanie problemami Indian. W szkołach indiańskich zaczęto nauczać
historii, kultury, a nierzadko również lokalnych języków.
Kultura
współczesna
„Nasi
ludzie żyją zwieszeni w kulturze, która ani nie jest całkowicie indiańska, ani
nie jest całkowicie kulturą ludzi białych”, mówi jeden z członków plemienia
Omaha (s. 21). Jedną z form reakcji na to zjawisko jest rozwój nowych tradycji
indiańskich, a także folkloryzmu. Pojęcie folkloryzmu bezpośrednio wiąże się z
folklorem. Określa się je zwykle jako folklorystyczną stylizację
dzieła literackiego, muzycznego, plastycznego albo parafrazowanie treści i form
folkloru w celach artystycznych lub komercyjnych. Folkloryzmowi niejednokrotnie
zarzucano wtórność, uproszczenia, banalność, zafałszowanie i zubożenie treści
kultury ludowej oraz wypieranie folkloru. Należy jednak pamiętać, że folkloryzm
jest zjawiskiem należącym do wszechobecnej dziś kultury masowej i stanowi pewną
modę na folklor. Tendencje, o których będzie mowa poniżej, trudno jednoznacznie
określić i zakwalifikować do folkloru czy folkloryzmu (autorka książki „tylko”
rejestruje pewne zachowania i nie rozważa kwestii pojęciowo-terminologicznych).
Otwarta rana Ameryki podaje niemało takich
przykładów, oto kilka z nich.
Nawiązaniom do indiańskiego folkloru sprzyjają różne okazje, jak
chociażby Heritage Day, podczas których przywołuje się dziedzictwo kulturowe
rdzennych Amerykanów. W wielu szkołach działają także koła muzyczne, sportowe i
teatralne. Szkoły te oraz inne centra edukacyjne i rozrywkowe są nierzadko
sponsorowane przez właścicieli kasyn. Istniejąc więc pewne instytucjonalne
bodźce pobudzające zainteresowanie folklorem indiańskim. Z lektury książki
Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm można wysnuć wniosek, że dzieci i młodzież
chętniej sięgają do tradycyjnych tańców, strojów czy obyczajów, aniżeli
języków.
Za szczególną odmianę folkloryzmu należy uznać pow-wow, czyli indiańskie tańce i pieśni. Jest to widowisko czy
pokaz, podczas którego przywołuje się elementy dawnego folkloru. Dziś w wielu
krajach (także w Polsce) istnieją wyspecjalizowane grupy miłośników tradycji
rdzennych mieszkańców Ameryki, prezentujące się przy bardzo różnych okazjach. Pow-wow obserwujemy w społecznościach
opisywanych przez emigracyjną pisarkę. Niewątpliwie, są to zjawiska o
charakterze folklorystycznym, inspirowane często przez indiańskie szkoły,
organizacje i stowarzyszenia. Wprawdzie występują tu elementy folkloru
tradycyjnego, ale w nowych kontekstach: np. w towarzystwie mediów, w budynku
szkoły albo centrum kulturalnego, z okazji świąt patrona szkoły czy innych
uroczystości. Pytanie, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź brzmi:
czy pow-wow jest formą kontynuacji,
czy może jednak naśladowania tradycyjnego folkloru ludowego? A może jego twórczą
adaptacją? Dopowiedzmy, że Ziółkowska-Boehm dostrzega trzy aspekty widowiska pow-wow: jest to forma zapoznawania
nie-Indian z kulturą indiańską, okazja do zacieśnienia więzów między różnymi
plemionami oraz promocja i sprzedaż wyrobów indiańskich.
Od lat 70 XX. wieku z inspiracji ludzi białych (choć można odnaleźć pewne
tropy indiańskie, zob. s. 87) organizowane są wybory Miss Indian. Mimo że
tradycja ta stała się popularna w szerokich kręgach społeczności indiańskich,
to i tak do konkursu zgłasza się proporcjonalnie mniej dziewcząt niż do
konkursu o tytuł Miss Stanów Zjednoczonych. Dodajmy, że wybory na
najpiękniejszą Indiankę są organizowane dla dziewcząt w wieku od 3 do 25 lat. Kryteriami,
które należy spełnić, są przede wszystkim bardzo dobre wyniki w nauce oraz fakt
niezamieszkiwania razem z mężczyzną. Ziółkowska-Boehm zwraca uwagę, że:
[…] standardy urody
związane z wagą i wymiarami nie są najważniejsze w pierwszych eliminacjach,
prowadzonych przez samych Indian.
Nieśmiałość dziewcząt indiańskich jest raczej
powszechna i uważana za cechę pozytywną. Dziewczęta od dzieciństwa są uczone
skromności i muszą wiedzieć, kiedy zabierać głos, a kiedy milczeć. Tradycyjne
indiańskie wartości to nie seksualność dziewcząt, ale ich walory jako
przyszłych matek oraz przywiązanie do tradycji rodzinnych. Wygranie wyborów
odczuwa się nie jako indywidualne zwycięstwo, ale jako zwycięstwo plemienia (s.
88).
Wybory
Miss Indian z jednej strony nawiązują do dawnych wartości i wyobrażeń, w
których ceniono kobietę przede wszystkim jako matkę, z drugiej zaś – stanowią
część współczesnej kultury masowej.
Wrażliwa
obserwatorka
Folklor (i folkloryzm) tubylczych
plemion Ameryki jest tematem niezwykle złożonym i zróżnicowanym. Aleksandra
Ziółkowska-Boehm ukazała przede wszystkim folklor ludowy, wobec którego
przyjęła postawę uważnego i wrażliwego obserwatora: podała czytelnikowi fakty,
wstrzymując się od jednoznacznej ich oceny. Podczas pisania autorka wyzbywała
się stereotypowych wyobrażeń, szukała stosownego tonu wypowiedzi. Akcentowała
swoją polską tożsamość, a zarazem wykraczała daleko poza ramy polonocentryzmu. Jej
komentarze nie pojawiają się zbyt często i są wyciszone, przez co nie eksponują
nadmiernie autorskiego „ja”. Głównym bohaterem opowieści są zawsze Indianie
oraz ich życie społeczno-kulturalne, którego istotny element wciąż stanowi
folklor. Można by zaryzykować stwierdzenie (gdyż nie jest ono wyrażone explicite), że m.in. w folklorze i
zjawiskach folklorystycznych autorka widzi szanse na zachowanie tożsamości
plemiennej w realiach XXI wieku.
Tytuł książki
zapowiada jej pierwiastek emocjonalny, a mimo to publikacja posiada
niezaprzeczalne walory dokumentu. Należy podkreślić, że folklor rdzennych
mieszkańców Ameryki i jego relikty ukazane w książce Aleksandry
Ziółkowskiej-Boehm nie podlegają procesom mityzacji czy instrumentalizacji. W
efekcie tak przyjętej strategii pisarsko-dziennikarskiej czytelnik może niemalże
bezpośrednio obcować ze współczesnym folklorem plemion indiańskich, a
jednocześnie poznać stanowisko polskiej emigracyjnej pisarki wobec tego
problemu.
***
Otwarta rana Ameryki jest
bardzo mądrą książką, która ze względu na tematykę i jej głęboko humanistyczne
ujęcie powinna doczekać się kontynuacji. Gorąco zachęcam jej autorkę do powrotu
na indiańskie szlaki, żeby sprawdziła, co słychać u „starych i nowych”
znajomych.
[1] Szkic jest zmienioną
wersją artykułu mojego autorstwa Folklor
indiański w „Otwartej ranie Ameryki” Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm opublikowanego
w tomie Inspiracje folklorem w kulturze i
edukacji. W dwusetną rocznicę urodzin Oskara Kolberga, red. S. Kawalla, E.
Lewandowska-Tarasiuk, J. W. Sienkiewicz, Warszawa 2014, s. 81–91.
[2] A.
Ziółkowska-Boehm, Otwarta rana Ameryki,
Bielsko-Biała 2007, Wydawnictwo DEBIT sp. j. Wszystkie obecne w artykule cytaty
z książki będą odnosiły się do tego wydania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz