środa, 19 lutego 2020

Maria Szczegielniak - emerytowana nauczycielka Szkoły w Kunicach, gmina Sławno, woj. łódzkie



Maria Szczegielniak - emerytowana nauczycielka Szkoły w Kunicach, gmina Sławno, woj. Łódzkie


Wypowiedź Marii Szczegielniak na uroczystości nadania Obywatelstwa Honorowego
Gminy Sławno:

„Chcę powiedzieć o tym, czym są dla nas książki Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, i czego nas uczą, bo każda książka czegoś uczy, i to każdego, bez względu na wiek czytającego.

Przypomnę o spotkaniu w szkole w Kunicach w maju 2014 roku. Hasłem tego spotkania były słowa zaczerpnięte z książki „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon”, i brzmiały:” Na losach konkretnych ludzi uczyłam się niemal na nowo historii Polski”. My, czytelnicy, na losach bohaterów książek Ziółkowskiej-Boehm tez uczymy się historii.

„Kaja od Radoslawa czyli historia Hubalowego Krzyża.” Jakże z tej książki można wiele się nauczyć o Powstaniu Warszawskim. Jest w niej zdanie, na które warto zwrocić uwagę. Są to słowa , które wypowiedziała Autorka do swojego mąża ma pogrzebie Kai. Powiedziała ...”Przyjaciele i znajomi odchodzą, a z nimi historia pokolenia”. To prawda, że ludzie odchodzą, bo odchodzenie wpisane jest w życie każdego człowieka, ale historia pokolenia tak naprawdę nie odchodzi i to dzięki takim pisarzom, jak Aleksandra Ziółkowska-Bohem, którzy potrafią tę historię zatrzymać na kartach swoich książek.

Romuald Rodziewicz historię swojego życia powierzył Ziółkowskiej i powstała książka „Z miejsca na miejsce. W cieniu legendy Hubala”. Przeżycia Rodziewicza związane z jego pobytem w oddziale majora Hubala, to część historii tego oddziału. Trafny tytuł wybrała autorka do tej książki, bo każdy, kto ją przeczyta bez trudu zorientuje się, że życie Rodziewicza „to rzeczywiście była wieczna wędrowka z miejsca na miejsce”.

Ewa Bąkowska, córka ostatniej właścicielki Kraśnicy, historię swojej rodziny również powierzyła Aleksandrze Ziółkowskiej. Na podstawie tej historii Pani Aleksandra napisała książkę „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon”.

Te trzy wymienione książki są nam szczególnie bliskie, bo poruszane w nich wątki historyczne dotyczą między innymi naszej Ziemi Opoczyńskiej, naszej Małej Ojczyzny. Nie chcę, aby to, co powiedziałam zabrzmiało zbyt górnolotnie, ale ta ziemia jest naszą Małą Ojczyzną, o którą musimy wspólnie dbać i w miarę mośliwości promować ją. Dziś należy to powiedzieć, a nawet wiele razy powtórzyc, że swoje zasługi dla promowania naszej Małej Ojczyzny ma również Aleksandra Ziółkowska. Chcę także podziękować za życzliwość i serdeczność, z jaką odnosi się Autorka do zwykłych ludzi spotkanych na swojej drodze, czego mogliśmy wielokrotnie doświadczyć podczas spotkań.”

Maria Szczegielniak, 29 października 2014, Kunice, gmina Sławno, powiat Opoczno, woj. Łódzkie
*


**

O  Pani Ziółkowskiej-Boehm chcę powiedzieć z osobistego punktu widzenia.
Panią Ziółkowska-Boehm poznałam w 2008 roku. Zbierała wtedy materiały do książki „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon”. W związku z tym była w Kraśnicy i w Kunicach.

„Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” to pierwsza książka p.Ziółkowksiej-Boehm, którą przeczytałam. W ciągu ponad 10 lat przeczytałam ich wiele i dzięki tym książkom mogłam poznać p.Ziólkowska-Boehm jako wspaniałą pisarkę literatury faktu, ale również jako wspaniałego, dobrego i serdecznego człowieka.

Bardzo ją cenię.
Najpierw za polskość w jej literaturze. Kiedyś przeczytałam biogram  p.Aleksandry na okładce książki „Kanada, Kanada”, i zwróciłam uwagę na zdanie:  – „Aleksandra Ziółkowska jest jedną z najciekawszych osobowości pisarskich ostatnich lat, której twórczość wyrosła z fascynacji poskością”.
Czytając różne książki p.Ziółkowskiej-Boehm szłam śladami tej polskości, której tak naprawdę nie trzeba się doszukiwać, bo ona obecna jest w każdej książce, nawet w tej, która poświęcona jest Indianom amerykańskim i nosi tuytuł „Otwarta rana Ameryki”.

Cenię ją za to, że w swoich książkach przedstawia światu wybitnych Polaków, np.Singera, Miłosza, Brzezińskeigo i jeszcze wielu innych wubitnych, przeważnie ludzi sukcesu, a są wśród nich profesorowie, pisarze, poeci, artyści, światowej sławy lekarze i wybitni działacze polonijni. Nie zapomina o zwykłych ludziach, polskich emigrantach, których spotykała zarówno w Kanadzie, jak w i Stanach Zjednoczonych. Można o tym przeczytać w książkach „Kanada, Kanada”, „Amerykanie z wyboru” i  „Korzenie są polskie”.

Pani Ziółkowska-Boehm należy do grona pisarzy, którzy przyczyniają sie do ocalania pamięci. Czynią to na kartach swoich ksiązek.
W książce „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demin” napisała:
„Dwór w Kraśnicy spłonął, ale pamięc została i aby tę pamięć ocalić piszę tę książkę”.

Czytając książki p.Ziółkowskiej-Boehm można stwierdzić, że tak jak polskość obecna jest w każdej książce, tak też ocalenie pamięci również jest obecne w każdej książce.

W tym miejscu  chcę powiedzieć o nagrodzie – odznaczeniu, jakie w tym roku otrzymała p. Ziółkowska-Boehm. Kapituła działająca przy Instytucie Pamięci Narodowej przyznała p. Ziółkowskiej-Boehm „Świadek Histori”. W ten sposób docniono jej pracę. Myślę, że wątki historyczne w twórczości i wysiłki na rzecz ocalenia pamięci miały znaczenie przy przyznaniu tej nagrody.
Serdecznie gratulujemy tej nagrody. Dodam,  że nagroda przyznawana jest osobom i organizacjom spoza kraju.

Na koniec chcę powiedzieć, jak ważna jest twórczość p.Ziólkowskiej-Boehm dla mieszkańców Ziemi Opoczyńskiej,  Historie zawarte w trzech książkach: „Z miejca na miejsce. W cieniu legendy Hubala”, „Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego Krzyża” i „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon”  dotyczą przeszłości Ziemi Opoczyńskiej, szczególnie z okresu II wojny światowej.
Jestem pewna, że mieszkańcy Ziemi Opoczyńskiej są i będą Pani wdzięczni za ocalenie pamięci o ludziach, którzy tworzyli historię tej ziemi i miejscach w przeszłości ważnych, a dziś nieistniejących. Ta pamięć jest szczególnie ważna dla przyszłych pokoleń, bo to co nie zapisane, nie utrwalone po latach może ulec zapomnieniu.

Każdy, kto przyczynia się do ocalenia pamięcu zasługuje na szacunek i uznanie i takie wyrazy szacunku i uznania kieruję dziś do p.Ziółkowskiej –Boehm

Maria Szczegielniak
Sławno, 28 listopada 2019
*
Maria Szczegielniak

„Świadek Historii”  - w ten sposob doceniono jej prace. Myślę , że wątki historyczne w twórczości i wysiłki na rzecz ocalenia pamięci mialy znaczynie przy przyznaniu tej ngrody. Serdecznie gratulujemy  tej nagrody. Dodam, że nagroda przyznawna jest osobom i organizacjom spoza kraju.
Na koniec chcę powiedzieć,  jak ważna jest twórczość p. Ziółkowskiej-Boehm dla mieszkańców Ziemi Opoczynskiej. Historie zawarte w trzech ksiażkach „Z miejsca na miejsce . W cieniu legendy Hubala”, „Kaja od Radosława, czyzli historia Hubalowego krzyża”  i „Dwór w kraśnicy i Hubalowy Demon’ dotyczyły przesłości Ziemi  Opoczyńskiej, szczególnie z okresu II wojny światowej.
Jestem pewna, że mieszkańcy Ziemi Opoczyńskiej sa i będą wdzięczni za ocalenie pamięci o ludziach, którzy tworzyli historię tej ziemi i miejscach w przeszłości wżnych, a dziś nie istniejących. Ta pamięć jest szczególnie ważna dla przyszłych pokolen, bo to, co nie jest zapisane, nie utrwalone po latach może ulec zapomnieniu.
Każdy, kto przyczynia się do ocalenia pamięci zasługuje na szacunek i uznanie i takie wyrazy szacunku  i uznania kieruję dziś od p.Ziółkowskiej-Boehm
Maria Szczegielniak
Sławno, 28 listopada 1919 r.


**
Czytając książkę p.Ziółkowskiej-Boehm „Pisarskie delicje” już na samym początku trafiłam na ciekawe zdanie, które brzmi tak: „Pisanie należy do świata magicznego i wielu z nas chciałoby w nim zamieszkać”.
Mówiąc pół żartem, pół serio, to wiele razy wchodziła Pani do tego magicznego świata i dłużej lub krócej tam pomieszkiwała, ale trzeba było wracać do rzeczywistości, bo powstawały nowe książki i trzeba było wykonać ważną część pracy nad książką, a mianowicie zorganizować spotkania i rozmowy z wybranymi osobami, szukać materiałów w archiwach państwowych i zbiorach prywatnych, pozyskiwać zdjęcia, które wzbogacają książkę. Trzeba uzyskać pisemnie oświadczenie osób potwiedzających zgodność faktów i uzyskać pozwolenie na wykorzystanie zdjęć. To wszystko jest po to, aby w przyszłości nie doszło do nieprzyjemnych sytuacji. Np żądań odszkodowania lub procesów sądowych.

Po zakończeniu tych czynności można spokojnie przenieść się do magicznego świata i oddać się najprzyjemniejszej części tworzenia książki – pisaniu. Po napisaniu książki trzeba wyjśc z magicznego świata, bo książkę trzeba wydać, a to łączy się z wieloma zabiegami,  np. trzeba znależć wydawcę i uzgdnić z nim wiele szczegółów. Na końcu tego procesu czytelnik dostaje gotową książkę.

Po przeczytaniu „Pisarskich delicji” zarozumiałam,  jak ważne dla autora są listy czytelników, które p. Ziółkowska-Boehm nazywa piękna nagrodą, i to są jej pisarskie delicje. Pewnie dletego książka nosi taki tytuł.

Warto jeszcze przytoczyć słowa, jakie wypowiedziała o pisarstwie p.Ziółkowskiej Boehm Agnieszka Bogucka – opiekunka „Gryfa” – Janusza Brochwicz Lewińskiego – żołnierza batalionu „Parasol”. Panie miały kontakt kiedy p.Ziółkowska-Boehm zbierała materiały dotyczące okoliczności śmierci Krystyny Wańkowiczówny (córki pisarza Melchiora), która zginęła w szóstym dniu Powstania Warszawskiego, a „Gryf” był jej dowódcą. Oto te słowa : -„Poczucie odpowiedzialności za tekst i perfekcyjna dokładność w przedstawieniu tematu.

Takie słowa na pewno są ważne dla autora i są rodzajem nagrody od czytelnika.
Na koniec chcę przytoczyc zdanie z „Pisarskich delicjo”, któe napisała  p.Ziólkowska-Boehm:
„Ogólnie staram sie, żeby moje książki były do czytania”.
Zapewniam Pania, że są do czytania, bo są wspaniałą literaturą faktu. Pani książki uczą każdego czytającego, bez względu na jego wiek. I wzruszają  często do łez, bo jak tu nie można uronić łez czytając historię Krystyny Wańkowiczówny”.

Maria Szczegielniak ,
Gawrony,  1 stycznia 2020

**

*
Gawrony, 14 stycznia 2020 r
Kochana Pani Aleksandro,
Minęło troche czasu zanim zabrałam sie do pisania listu. Ja musze miec troche spokoju, a u nas tak trudno jest o spokoj. Zyję w rodzinie, gdzie prawie kazdy ma jakies problemy, wiec siłą rzeczy mnie sie to udziela, bo przeciez jestem matka, i babcia, i prababcia. Jest jak jest, ale najważniejsze, ze nie jestem sama i wiem, ze mogę liczyc na najbliższych.  Nie ma co rozpamiętywac i snuć ponure scenariusze, trzeba jakos w miare normalnie zyc.
Ja w moim wieku jestem na tyle sprawna, ze pomagam rodzinie. Mysle, ze ugotowanie obiadu jest bardzo wazne, bo mozna po przyjsciu z pracy zjesc i odpoczac. Wszyscy wracaja okolo 16-ej, i ja juz wtedy nie mysle o niczym. Maly Franek nie pozwala im spokojnie posiedziec, musza bawic sie w chowanego, kolko graniaste i inne zabawy. Ja z wielka radościa na to patrzę. Franek do rodzicow mówi mama i tata, a do dziadków po imieniu, ja jestem Maisia.
Teraz jest okres zimowy, wiec sporo czasu przebywa sie w domu i trzeba każdego dnia wymyslec jakas prace. W pozostale pory roku mozna duzo przebywac poza domem, a pracy na podworku i ogrodku nie brakuje. Byle sil starczylo. Kiedys to wszystko zawali sie, ale poki co, nie mysle o tym.
Chce Pani powiedziec (chyba nie pierwszy raz), ze bardzo ciesze sie, ze Pania poznalam. Znajomosc z Pania dodala blasku mojemu zyciu. Przeczytane Pani ksiazki wiele mnie nauczyly. Wszystkie moje wystapienia, mniej lub bardziej udane zmuszaly mnie do intensywnego myslenia, wertowania kart ksiazek, pisania i nanoszenie poprawek, a wszystko po to, zeby wydobyc wszystko, co najwazniejsze.
Prosze mi wierzyc, ze to sprawialo mi ogromna przyjemnosc. Juz nawet zastanawiam sie, jaki temat wybrac z Pani ksiazek. Bardzo poruszajace dla mnie byly losy zolnierzy – emigrantow po zakonczeniu wojny („Kanada,Kanada”).
Serdecznie Pania pozdrawian i mocno sciskam,
Maria Szczegielniak
Gawrony, 14 stycznia 2020 r.
*



Chce powiedzieć o tym, czym sa dla nas ksiazki p.Ziólkowskiej i czego nas ucza, bo kazda ksiazka czegos uczy i to kazdego, bez wzgledu na wiek czytajacego.
Przypomne spotkanie  z Pania w szkole w Kunicach w maju bieżącego roku (2014). Haslem tego spotkania byly slowa zaczerpniete z ksiazki „Dwór w Krasnicy i Hubalowy Demon” i brzmialy: „Na losasach konkretnych ludzi uczylam sie niemal na nowo historii Polski”. Zapewniam Pania, ze my, czytelnicy na losach bohaterow Pani ksiazki tez uczymy sie historii.

Na losach Zofii i Stefana Korbonskich („Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowiesci”) mozna wiele nauczyc sie o walce cywilnej w okupowanej Warszawie. Dobrze sie stalo, ze dzieki tej ksiazce moglismy poznac zycie i dzialalnosc Korbonskich, bardzo ciekawych i zasluzonych dla Polski, chociaz po wojnie mieszkali daleko od niej, bo sytuacja polityczna w powojennej Polsce zmusila ich do emigracji. Wzruszajace jest to, ze na wieczny spoczynek wrocili jednak do Polski. Chociaz po wojnie mieszkali daleko od niej, bo sytuacja polityczna w powojennej Polsce zmusila ich do emigracji, wzruszajace jest to, ze na wieczny spoczynek wrocili jednak do Polski.
Wielce pouczajacy jest rozdzial „Czolgi na Widmie, czyli druga bitwa o Monte Cassino”. Ta druga bitwa rogrywala sie juz po wojnie i trwala dlugie lata, az do smierci adwersarzy. Bohater tego opowiadania Zdzislaw Starostecki nigdy nie pogodzil sie z tym, ze jego zaslugi przy zdobywaniu wzgorza Widmo przypisal sonie porucznik Kochnowski i to jego wersję umiescil Melchior Wankowicz w swojej ksiazce „Bitwa o Monte Cassino”. Moim zdnaiem na uwage zalysguje falt, ze Panie opowiadajac sie po zandej stronie, dala jednak w swej ksiazce Zdzislawowi Starosteckiemu mozliwosc wypowiedzeni sie i pzredstawienia swoije wewrsji wydarzen, to tak jakby {ani pochgylila sie nad czlowiekiem juz mocno zmeczonym dlugoletnia walka o prawde i w pewnym stopniu przyczynila sie Pani do prostowania polskich sciezek historii, ktore nie zawsze sa tak proste, jak powinny byc. I pomyslec, ze jeden sfalszowany raport narobil tyle zamieszania na dlugie lata i wywolal fale zlosci, wrecz nienawisci wsrod bylych towarzyszy walki.

Kazda indywidualna historia to cegielka, ktora mozna wlaczyc do historii ogolnie pojetej. To rodzaj testamentu, przeslanie dla przyszlych pokolen.
Maria Szczegielniak.

Z ksiazki „Kaja od Radoslawa czyli historia Hubalowego krzyza” wiele mozna nauczyc sie o Powstaniu Warszawskim widzianym oczym Kai. W tej ksiazce jest zdanie, na ktore warto zwrocic uwage. Sa to slowa, ktore wypowiedziala p.Ziolkowska do swojego meza na pogrzebie Kai. Powiedziala: ”...przyjaciele i znajomi odchodza, a z nimi historia pokolenia”. To prawda, ze ludzie odchodza, bo odchodzenie wspisane jest w zycie kazdego czlowieka, ale historia pokolenia tak naprawde nie odchodzi i to dzieki takim ludziom jak Pani Ziolkowska, ktorzy potrafia ta historie zatrzymac  na kartach swoich ksiazek.

Ewa Bakowska, corka ostatniej wlascicielki Krasnicy historie swojej rodziny rowniez powierzyla Pai Ziolkowskiej. Na podstwie tej historii p.Ziolkowska napisala ksiazke „Dwor w Krasnicy i Hubalowy Demon”.

Te trzy wymienione ksiazki sa nam szczegolnie bliskie, bo poruszane w nich watki historyczne dotycza miedzy innymi naszej Ziemi Opoczynskiej, naszej Małej Ojczyzny. Nie chce, aby to, co powiedzialam zabrzmialo zbyt gornolotnie, ale ta ziemia jest nasza Mala Ojczyzna, o ktora musimy wspolnie dbac i w miare mozliwosci promowac ja. Dzis nalezy to powiedziec, a nawet wiele razy powtorzyc, ze swoje zaslugi dla promowania naszej Malej Ojczyzny ma rowniez Pani Ziolkowska. Trzy wymienione wczesniej ksiazki sa tego dowodem. Pani Aleksandro, mamy nadzieje i prosimy o dalszy ciag tej promocji.
Na koniec chcialam Pani podziekowac za zyczliwosc i serdecznosc, z jaka odnosi sie Panii do zwyklych ludzi spotykanych na swej drodze, czego moglismy wielokrotnie doswiadczyc podczas spotkan z Pania.

**
Juz kilka razy mialam okazje mowic o tworczosci Pani Aleksandry Ziólkowskiej-Boehm. Mowilam wtedy przewaznie, choc nie tylko, o ksiazkach, ktore dolaczyly do naszej ziemi opoczynskiej. Dzis chce powiedziec o tym, co w zyciu pisarskim Pani Ziolkowskiej bylo najwazniejsze, a przynajmniej bardzo wazne, - o spotkaniu i wspolpracy z wybitnym polskim pisarzem Melchiorem Wankowiczem. Chociaz wspolpraca trwala niewiele ponad dwa lata, ale byl to okres bardzo wazny dla Pani Ziolkowskiej. Jak sama powiedziala – od Wankowicza nauczylam sie warsztatu pisarskiego.

Wankowicz obdarzyl Pania Ziolkowska –Boehm wielkim zaufaniem i zapisal jej w testamencie swoje archiwum. Byl to niewatpliwie zaszczyt dla Paniu Ziolkowskiej, ale laczyl sie z duza odpowiedzialnoscia. Pani Ziółkowska wiele lat pracowala przy archiwum, aby skompletowac i wydac 16-tomowa  serie pod nazwa „Dziela Wszystkie”.  Skoro Wankowicz powierzyl Pani Aleksandrze swoje archiwum, to byl przekonany, ze oddaje je w dobre rece i intuicja go nie zawiodla. A Pani Ziolkowska nie zawiodla swojego Mistrza.
Osobe Wankowicza i jego tworczosc poznala Pani Aleksandra Ziolkowska bardzo dobrze, czego dowodem sa trzy ksiazki, ktore mu poswiecila. Powiem o jednej z nich „Na tropach Wankowicza po latach”.  Ksiazka ta zawiera bardzo duzo materialu dotyczacego osoby Wankowicza z roznych okresow zycia. Wiele lat poswiecila Aleksandra Ziolkowska na zbieranie materialow do tej ksiazki, i jak sama napisala:  ...”ta ksiazka to proby poszukiwania prawdy o Wankowiczu jako czlowieku i pisarzu, ktorego tworczosc jest cennym dobrem narodowym”.
Napisala tez, ze nie tylko podejmowala sie promowania pisarza, ale i jego obrony, bo pojawily sie tematy kontrowersyjne dotyczace jego osoby. Na okladce ksiazki „Na tropach Wankowicza po latach” jest napisane bardzo ciekawe zdanie o Pani Aleksandrze: „Polemicznie podejmuje trudne tematy, ktore pojawily sie w ostatnich latach. W obronie Wankowicza nie waha soe zmierzyc z duzymi nazwiskami polskiej literatury”.

Melchior Wankowicz to wybitny pisarz, znakomity reportazysta.
Powiem o jednej z nich dlatego, ze dotyczy ona waznych wydarzen historycznych, ktore dzialy sie na naszej ziemi opoczynskiej. Ta ksiazka to „Hubalczycy”, jest reportazen historycznym.
W tym miejscy zacytuje Pani Aleksandry slowa zaczerpniete z ksiazki „Na tropach Wankowicza” -  dotycza reportazu. „Reportaz w duzym stopniu opiera sie na relacjach uczestnikow i swiadkow, ktore to relacje autor wiaze z wlasnymi obserwacjami i komentarzami”.
Ksiazka „Hubalczycy” oparta na relacji zolnierza oddziala majora Hubala Romualda Rodziewicza –„Romana”,  ktorego autor spotkal po wojnie we Wloszech. W ksiazce pojawilo sie wiele niescislosci, bo Rodziewicz nie wiedzial, nie bylo czasu na dlugie Polakow rozmowy i zwierzenia, bo przeciez zyli w ciaglym stresie i zagrozeniu.

Kiedys mialam okazje rozmawiac z p Wanda Ossowska – zapytalam, jak ona, i jak rodzina przyjela ze Wankowicz w „Hubalczykach” przeniosl brata Henryka do powiatu Wloszczowskiego. Pani Wanda powiedziala: - Poprosilismy autora o sprostowanie. Mialam trzecie wydanie „Hubalczkow’, ale nie bylo sprostowania. Trzeba bylo przeczytac jedna z ksiazek Aleksandry Ziolkowskiej – albo „Kaje od Radoslawa”, albo „Na tropach Wankowicza po latach”,  zeby wszystko zrozumiec.

Wankowicz zdawal sobei sprawe, ze ksiazka „Hubalczycy” zawiera pewne niescislosci, dlatego po powrocie do kraju w 1958 roku skontaktowal sie z Markiem Szymanskim -  Hubalczykiem, ktory przygotowal dokumentalna prace „Oddzial mjr. Hubala” i poprosil, aby podal mu poprawione i uzupelnione wersje wydarzen. Po zapoznaniu sie z poprawkami stwierdzil, ze musialby zmienic cala ksiazke. Obydwaj doszli do wniosku, ze nie bylo takiej potrzeby, a „Hubalczycy” Wankowicza zostana literacka forma opowiesci o dziejach oddzialu majora Jhubala. Dlatego nastepne wydania nie zostaly poprawione.
Trzeba jednak podkreslic, że mimo wielu nieścisłości w ksiazce Wankowicz zasluguje na wielkie uznanie, bo dzieki swej pieknej opowiesci - ogolnie mowiac - spopularyzowal sprawe Hubala i Hubalczykow. Wiele szkol przyjelo imie Hubala lub Hubalczykow, nakrecony zostal film „Hubal”, dla Polskiej Zeglugi Morskiej zbudowano statek „Majora Hubal”. (...)

Chce podkreslic, ze losy Wankowicza i  Aleksandry Ziolkowskiej-Boehm splotly sie na zawsze przez wspolna prace. Aleksandra Ziolkowska na zawsze weszla do polskiej literatury. Sama tego dokonala swoim talentem, ogromna wiedza i pracowitoscia, ale mysle, ze przed Pania Aleksandrą jeszcze wiele dokonan, wiele wyzwan i wiele nowych ksiazek, czego serdecznie Pani zyczymy.

Pani Aleksnadro – na koniec chce powiedziec cos, o czym wiele razy myslalam, o czyms, co wymyka sie ze sztywnych ram – Mistrz i Uczen – a co przechodzi w tak zwyczajny wymiar, i mysle, ze to Opatrznosc zeslala Pania Wankowiczowi na najtrudniejsze lata jego zycia. Kiedy poznala Pani Wankowicza byl czlowiekiem wiekowym, schorowanym i samotnym. Choc mial wielu przyjaciol, to nie bylo przy nim najblizszych. Zona pisarza juz nie zyla. Jedna corka zginela w Powstaniu Warszawskim, druga mieszkala w Stanach Zjednoczonych. Byla Pani przy pisarzu, kiedy chorowal, kiedy przechodzil trudna operacje w Manchesterze. Byla Pani przy nim do konca, i to jest bardzo wzruszajace i zasluguje na szczegolna uwage. Pokazuje, ze nie tylko wspolna paraca byla wazna, ale wazne bylo to, co nazwalam zwyczajnym ludzkim wymiarem, czyli szacunek, zyczliwosc, zaufanie, i wszelka pomoc okazana potrzebujacemu, bo Wankowicz potrzebowal pomocy na ostatnim i najtrudniejszym etapie swojego zycia.
Maria Szczegielniak, Kunice, 29 maja 2015


*
Kochana Pani Aleksandro,
Myśle, że kiedyś mój list dotrze do Pani mimo zawirowań związanych z pandemią.
Najpierw chcę Pani serdecznie podziękować za to, że umieściła Pani moje wypowiedzi na swoim blogu. Jestem zaszczycona, tym bardziej, że zdaję sobie sprawę z wielkości Pani i małości swojej. Pisałam o tym, co umiałam wydobyć z Pani książek. Bardzo cenię Pani literaturę i również cenię Panią jako serdecznego człowieka, o czym wielokrotnie się mogłam przekonać. Z książek Pani się wiele nauczyłam. Dlatego wdzięczna jestem Bogi i losowi, że mogłam Panią poznać.

Miałam nadzieję, że w tym roku spotkamy się na Święcie Szkoły w Kunicach, ale pandemia wywróciła wszystko do góry nogami i nie wiadomo, czy kiedykolwiek się sspotkamy. Teraz trzeba się tylko modlić aby przeżyć, bo do normalności jeszcze długa droga i nie wiadomo co nas na niej spotka.
Ja ze względu na swój wiek już nie snuję żadnych planów, myślę o swoich najbliższych. Do tego nie czuję się najlepiej, sił ubywa i nic się na to nie poradzi, trzeba jakoś żyć, a stres i narzekania w niczym nie pomogą.
Myślę często o Pani, jak Pani odnajduje się w zaistniałej sytuacji, jak syn Tomek sobie radzi.
Myślę również, że rozmiary tragedii obecnego świata ocenią dopiero przyszłe pokolenia. Póki co żyjmy ile nam przeznaczone.

Ksiądz Jan Wojczyński przysłał mi życzenia wielkanocne i słowa pełne otuchy. Jest serdecznym i dobrym człowiekiem. Ja dopiero dziś napisałam do niego list, bo wcześniej nie mogłam. Najpierw poczta nie przyjmowała przesyłek, a później były ogromne kolejki. Sama nigdzie nie wychodzę, więc nie chciałam nikogo obciążać. Teraz najważniesze obowiązki przejęłą synowa i wszystko ma pod kontrolą – maseczki, rękawiczki, odkużanie.
Chcę jeszcze napisać, że ks. J. Wojczyńskiemu podałam namiar Pani Blogu, żeby mogł przeczytać moje wypowiedzi. Nie mogłam Pani spytać czy mogę - ze zrozumiałych względów. Wiem jednak, że ks. Jan jest pełen uznania dla Pani i wszystko, co się tyczy Pani, jest dla niego ważne. Zamówił sobie dwie książki „Pisarskie delicje” i cieszy się, że jest tam jego zdjęcie z Romanem.
Serdecznie Panią pozdrawiam i mocno ściskam, Maria S.
Gawrony, 24 kwietnia 2020


*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz