Agnieszka Bogucka ze Wspolnoty Polskiej,
opiekunka legendarnego "Gryfa" gen. Janusza Brochwicz Lewińskiego:
Miałam unikalną okazję
popatrzeć na warsztat Pani Aleksandry wtedy, gdy powstawał artykuł o Krystynie
Wańkowiczównie i okolicznościach jej śmierci w czasie walk na Woli w pierwszych
dniach Powstania Warszawskiego.
W 2002 roku powrócił do
Warszawy z długoletniej emigracji politycznej Janusz Brochwicz Lewiński ps.
Gryf, żołnierz batalionu Parasol, który dowodził grupą szturmową w czasie walk o
Pałacych Michla i później na Żytniej i cmentarzach ewangelickich. To wtedy
Krystyna, nosząca pseudonim Anna została z Gryfem i jego drużyną, zafascynowana
przebiegiem walk, gotowa spełniać rolę korespondenta wojennego. Mimo zagrożenia
nie odeszła na tyły, a została z walczącymi. Opisał to w „Zielu na kraterze”
Melchior Wańkowicz. Tam pojawia się postać Gryfa, którego
łączniczką dobrowolnie została Krystyna, a który po kapitulacji Powstania zgubił
się gdzieś na emigracji. Nadaremnie poszukiwali go rodzice poległej Krysi, a
przecież był on jej dowódcą i jedynym świadkiem jej śmierci i on pochował jej
ciało. Tak bardzo chcieli je odnaleźć i godnie pochować. A informacje były
sprzeczne: byli tacy, co ją widzieli żywą w Pruszkowie, więc matka nie
uwierzyła, że Krysia zginęła. Odnaleziono ciała tych, co razem z nią polegli,
sześciu i dziewczynę. Pani Zofia nie rozpoznała w tych szczątkach Krysi. Nigdy
nie odnalazła ciała swego dziecka.
Po latach Oleńka spotkała się
z Gryfem w Warszawie. Dobrych kilka godzin rozmowy i myśl, dlaczego matka nie
rozpoznała ciała córki. Może wzięło się stąd, że Krysia wyszła na Powstanie w
plisowanej spódniczce i z warkoczami, a według relacji Gryfa wkrótce to się
zmieniło. Sytuacje, w jakich te dziewczyny musiały wykonywać zadania bojowe
zmusiły je do przystosowania się tych trudnych warunków polowych. Dziewczyny
szybko zamieniły spódniczki na spodnie mundurowe, zdobyte na Stawkach z
magazynów niemieckich, a na długie włosy nie było czasu, więc Krysia te włosy
szybko ścięła.
To spotkanie Oleńka – Gryf
wkrótce zaowocowało przepięknym i poruszającym tekstem, opublikowanym najpierw w
„Rzeczpospolitej”. Potem Oleńka umiejscowiła go trwale w pierwszym rozdziale
niezwykłej książki o polskich emigrantach wojennych i ich powojennych losach pt.
„Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowiadania”.
Ale zanim doszło do
publikacji, Oleńka na odległość transoceaniczną zasypywała mnie, a w efekcie
Gryfa dziesiątkami maili, w których dopytywała o coraz to inne szczegóły z jego
opowiadania. Pokazała, ze jest dla niej ważny każdy najmniejszy szczegół, który
dla postronnej osoby mógłby się wydać kompletnie nieistotny. Nie bez irytacji
Gryf zmuszony był zajmować stanowisko w sprawie detali co do używanej broni,
szczegółów odzieży, wypowiedzianych słów i przypuszczalnych powodów decyzji Pani
Zofii Wańkowiczowej odnośnie poszukiwań ciała córki. Mnie także
zdumiewała szczegółowość tych pytań i to, że w ogóle autorka przyszłego tekstu
miała potrzebę tak drobiazgowych analiz. Gdy dostałam do ręki
gotowy tekst zrozumiałam, dlaczego to robiła. Po pierwsze tekst ten uzyskał
prawdziwą perfekcję pod względem języka ale także zrozumiałam, na czym polega
poczucie odpowiedzialności autorki za tekst, który zaprezentuje swoim
czytelnikom. Myślę, ze ta postawa odpowiedzialności i perfekcyjnej dokładności w
przedstawieniu tematu daje ten niezwykły efekt w postaci pięknego i niezwykłego
pisarstwa Pani Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm.
Agnieszka Bogucka
Warszawa, 15 października
2015 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz