poniedziałek, 9 czerwca 2014

BibIioteka im. Piłsudskiego w Łodzi Promocja książki "Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowiesci"

Promocja w Bibliotece im.Piłsudskiego w Łodzi, 27 maja 2014
promocja ksiażki, wyd Iskry, 2014.


 Niżej: z braćmi Zdzisława Starosteckiego









 Nizej: z Witoldem Smętkiewiczem


 Niżej: z dyr.Barbara Czajka i dyr.Piotrem Bierczyńskim
 Niżej: z dyr.Barbarą Czajka
 Nizej_ z dyrektor Biblioteki im.Pilsudskiego Barbarą Czajka
 Niżej: z braćmi Zdzisława Starosteckiego
 Nizej: Z dyr. Biblioteki Piotrem Bierczyńskim

Wybieramy Najwybitniejszych Łodzian

http://www.historialodzi.obraz.com.pl/ankieta/


  1. Michał napisał(a):
    11 lutego 2014 o godz. 19:05

Proszę pamiętać o Aleksandrze Ziółkowskiej-Boehm. Wspaniała pisarka.

  1. Lech napisał(a):
    11 lutego 2014 o godz. 20:30

Wspaniała poetka.

  1. Tomasz napisał(a):
    11 lutego 2014 o godz. 20:30

Aleksandra Ziółkowska-Boehm: wybitna piasarka i wspaniały człowiek.

  1. Jan napisał(a):
    11 lutego 2014 o godz. 22:29

Aleksandra Ziółkowska-Boehm bardzo dobrze kontynuuje dzieło swojego mistrza Melchiora Wańkowicza.

  1. admin napisał(a):
    11 lutego 2014 o godz. 23:28

Aleksandra Ziółkowska-Boehm jest w wykazie

  1. Wacława napisał(a):
    12 lutego 2014 o godz. 01:22

Aleksandra Ziółkowska-Boehm: autorka kilkunastu książek, również w j.angielskim. Uhonorowana b.licznymi nagrodami.

Łodzianie, gratuluję Wam wybitnej pisarki, patriotki, wspaniałego człowieka.
Jestem posiadaczką wszystkich książek Pani Aleksandry Ziółkowskiej.

  1. magda napisał(a):
    12 lutego 2014 o godz. 09:01

Aleksandra Ziółkowska – Boehm, ważna postać w łodzkim świecie literackim!!!

  1. Jerzy napisał(a):
    12 lutego 2014 o godz. 15:49

Trudny wybór.

  1. Wojciech napisał(a):
    12 lutego 2014 o godz. 20:06

Aleksandra Ziółkowska-Boehm jest kustoszem spuścizny Melchiora Wańkowicza, popularyzuje jego dzieło, kontynuuje świetną szkołę reportażu. A przy tym nie odcina kuponów od popularności swojego mistrza; obrała własną drogę twórczą, którą cechuje świetne pióro i (wcale nie tak częsta) umiejętność słuchania ludzi, ciekawość drugiego człowieka, do tego – erudycja i rzetelność. Jej ciepło wewnętrzne, życzliwość, urok osobisty budzą zaufanie rozmówcy. To się czuje podczas lektury jej książek. Czekam nieciepliwie na każdą następną.

  1. Urszula napisał(a):
    12 lutego 2014 o godz. 22:06

Aleksandra Ziółkowska-Boehm wybitna pisarka w moim domu obok ksiazek Melchiora Wańkowicza najwyższa półka.Rzetelna w przekazywaniu historii.Wspaniałe pióro.Na spotkaniach autorskich można Jej słuchac godzinami.Wiarygodna bardzo życzliwa ,kroczy prawą drogą.Poza granicami ojczyzny jest niepodważalną Ambasadorką.Wielka patriotka.
Każda Jej książka to Perła literacka.Mam w domu Jej wszystkie dzieła literackie i strzegę jak oka w głowie.Dzis wreszcie kolej na nagrodę od rodaków….za oceanem ,w Anglii i poza polską wyrózniana wielkimi nagrodami .GRATULACJE.!!!

  1. Halina napisał(a):
    13 lutego 2014 o godz. 04:27

Aleksandra Ziółkowska-Boehm, to wielce znana postać w świecie literackim.
Kontynuując dzieło wybitnego pisarza Melchiora Wańkowicza, w swoich ksążkach-reportażach nie zapomina także o ludziach, którzy doświadczyli okrucieństwa Wojny. Posiadam jej literackie dzieła, do których często wracam. Czekam na jej następne dzieła literackie. Ona jest wspaniałą osobistością, Prawdziwa patriotka. Zasługuje na wyróżnienia i nagrody… Duże Brawa!

  1. Halina napisał(a):
    13 lutego 2014 o godz. 04:49

Aleksandra Ziólkowska–Boehm, to wybitna postać w świecie literackim.
Kontynuując dzieło swojego mistrza Melchiora Wańkowicza, w swoich książkach-reportażach nie zapomina także o ludziach, którzy doświadczyli okrycieństwa Wojny. Posiadam jej dzieła literackie,
do których często wracam. Czekam na jej następne dzieła literackie. Wspaniała osobowość..
To wielka patriotka. Zasługuje na wyróżnienia i nagrody… Duże Brawa!

  1. Adam napisał(a):
    13 lutego 2014 o godz. 14:49

Aleksandra Ziółkowska-Boehm to pisarka z dużym dorobkiem autorskim, znana nie tylko w kraju ale i za granicą, szczególnie w USA. Wspaniała osobowość, ambasadorka Polski i Polaków.

  1. Marek napisał(a):
    13 lutego 2014 o godz. 19:11

Tak jak za młodych lat uwielbiałem poezję Tuwima, a będąc harcerzem – poznanego osobiście w Łodzi – autora „Kamieni na szaniec”, tak obecnie , na stare lata, czytam z wielkim zainteresowaniem każdą nową książkę Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm.
Wybór jest jednak trudny bo z Łodzi pochodzi wielu sławnych ludzi; tych , którzy już odeszli i tych, którzy bądź żyją w swym mieście bądź rozsiani są po świecie.

  1. Rafał S. napisał(a):
    14 lutego 2014 o godz. 10:03

Głosowałem:
Aleksandra Ziółkowska- bo to, że opiekuje się dziełem Wańkowicza to wiadomo, ważne iż dzieło to tak wspaniale kontynuuje i wzbogaca swymi książkami
Joanna Woś – bo jest najpiękniejszym głosem nie tylko w Łodzi, i nie tylko głosem
Wiesława Jędrzejczyk – bo moi wnukowie chcą czytać książki, które wydaje
Kinga Dunin – za odwagę i śmiałość myśli (mądre są wszystkie)
Sława Lisiecka – za wspaniałe przyswajanie obcych literatur pięknymi przekładami
A parytet? A po co parytet ?
Wszak Łódź to KOBIETA!

  1. Elżbieta napisał(a):
    14 lutego 2014 o godz. 18:13

No oczywiście, Aleksandra Ziółkowska-Boehm ,ale też Pani prof. Urszula Bereźnicka-Pniak która całe życie poświęciła muzyce – filharmonii łódzkiej i uczelni muzycznej. Na dodatek jest cudowną kobietą – żoną, matką i babcią.

  1. Edward napisał(a):
    14 lutego 2014 o godz. 21:55

To jest mój wybór.Mam nadzieję,że dobry!!!!!

  1. bożena napisał(a):
    15 lutego 2014 o godz. 11:48

Julian Tuwim-mój uwielbiany poeta,towarzyszący przez lata,nie tylko szkolne,
dał dzieciom i dorosłym nie tylko lirykę,także sporo realizmu.
Artur Rubinstein-rozsławił i muzykę i Polskę.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm-z wielu powodów:ciekawą fabułą powieści biograficznych wprowadza czytelników w świat wartościowych,a często zapomnianych ludzi i ich środowiska[np.Hubal].
Godnie reprezentuje Polskę,tworząc za granicą.
Marek Edelman-mimo tak tragicznych przeżyć pozostał w Polsce,w Łodzi,jako lekarz oddany chorym,działał do końca.
Aleksander-Harcmistrz Szarych szeregów,przedstawił wielkie czyny zwykłych
ludzi,którzy żyją do dziś na kartach powieści”Kamienie na szaniec”

  1. Andrzej napisał(a):
    15 lutego 2014 o godz. 12:23

…jak widać dobrze mieć swoich klakierów. Gdyby nie ta ankieta nie wiedziałbym, że jakaś A. Ziółkowska-Boehm istnieje…

  1. Rafał S. napisał(a):
    15 lutego 2014 o godz. 14:46

Panie Andrzeju, mój poprzedniku we wpisach,
dowiedział się Pan o istnieniu tej znakomitej pisarki, brawo…
skoro nie w bibliotece, nie w księgarni to chociaż tu
ale czemu tyle złości w Panu, po co to słowo „jakaś” ?
oj, jakiś Andrzeju, nieładnie, niegrzecznie…

  1. Bogusław napisał(a):
    15 lutego 2014 o godz. 16:32

Ankieta powinna być podzielona na 2 kategorie: osób żyjących i tych, którzy już odeszli. Wśród żyjących oczywiście Aleksandra Ziółkowska-Boehm autorka wielu pięknych i wzruszających opowiadań o trudnych losach polskich bohaterów, Joanna Woś o głosie tak pięknym, iż żadne słowa tego nie oddadzą, Wanda Wiłkomirska, Piotr Pustelnik i wielu innych.
Tych, którzy odeszli jest tak bardzo dużo, iż podanie nawet 15 nazwisk byłoby wielką krzywdą dla innych osób, również tych niewymienionych. Dlatego ta forma ankiety wzbudza moje wątpliwości.

  1. Jesse Flis napisał(a):
    15 lutego 2014 o godz. 21:01

Aleksandra Ziolkowska-Boehm’s writings have motivated many non-Polish citizens to re-discover their Polish roots.

  1. Anna napisał(a):
    15 lutego 2014 o godz. 21:22

Pani Aleksandra Ziółkowska-Boehm posiada doskonałą umiejętność łączenia patriotycznej pasji z talentem pisarskim co w przypadku przebywania na emigracji nie jest rzeczą łatwą. Doświadczenie nabyte u boku mistrza, jakim był Melchior Wańkowicz, pomogło stworzyć jej własny bardzo interesujący sposób przekazu i interpretacji.

24.  Stawiam na sztukę.

  1. Barbara napisał(a):
    18 lutego 2014 o godz. 12:38

Aleksandra Ziółkowska-Boehm

  1. andrzej napisał(a):
    19 lutego 2014 o godz. 19:18

Mam przyjemność znać Panią Aleksandrę Ziółkowską – Boehm osobiście. Poznałem ją przy okazji historii Ewy. Przemiła gawędziarka i pasjonatka naszej historii. Ktoś napisał, że książki Pani Aleksandry uzależniają – też tak uważam. Cieszę się, że tak wiele osób na nią głosuje.
Pani Aleksandro, pozdrawiam. A.P.

  1. Mateusz G. napisał(a):
    20 lutego 2014 o godz. 00:57

Przypuszczam, że mój poprzednik – Andrzej – ma na myśli książkę „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” (Demon – to imię konia Hubala). Tam jedną z bohaterek jest Ewa – czyli Ewa Bąkowska, której rodzina posiadała dwór i stadninę koni w Kraśnicy pod Opocznem. Ewa wysiedlona ze swojego dworu – po tzw. parcelacji majątku – osiadła z matką w Gdańsku. Książka pięknie wydana przez PIW kilka lat temu, chyba już jej nie ma na rynku. Chcę zwrócić uwagę na dwie inne książki Aleksandry Ziółkowskiej „Lepszy dzień nie przyszedł już” i „Kaja od Radosława czyli historia Hubalowego krzyża”. Przypomnę też książkę indiańską „Otwarta rana Ameryki” i uroczą, inną od poprzednich „Podróże z moją z kotką”.(te książki ukazały sie także po angielsku w USA). Na uwagę zasługuje wspomnieniowa „Ulica Zółwiego Strumienia”, gdzie Autorka pisze między innymi o Łodzi.
Napisała też historię decezji łódzkiej, ale tej książki nie można nigdzie znależć.

Pani Aleksandro, pozdrawiam. A.P.

28    Mateusz G. napisał(a):
20 lutego 2014 o godz. 00:57

Przypuszczam, że mój poprzednik – Andrzej – ma na myśli książkę „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” (Demon – to imię konia Hubala). Tam jedną z bohaterek jest Ewa – czyli Ewa Bąkowska, której rodzina posiadała dwór i stadninę koni w Kraśnicy pod Opocznem. Ewa wysiedlona ze swojego dworu – po tzw. parcelacji majątku – osiadła z matką w Gdańsku. Książka pięknie wydana przez PIW kilka lat temu, chyba już jej nie ma na rynku. Chcę zwrócić uwagę na dwie inne książki Aleksandry Ziółkowskiej „Lepszy dzień nie przyszedł już” i „Kaja od Radosława czyli historia Hubalowego krzyża”. Przypomnę też książkę indiańską „Otwarta rana Ameryki” i uroczą, inną od poprzednich „Podróże z moją z kotką”.(te książki ukazały sie także po angielsku w USA). Na uwagę zasługuje wspomnieniowa „Ulica Zółwiego Strumienia”, gdzie Autorka pisze między innymi o Łodzi.
Napisała też historię decezji łódzkiej, ale tej książki nie można nigdzie znależć.

andrzej napisał(a):



Do Mateusz G.:
Rzeczywiście, chodzi o Ewę Bąkowską. Panią Aleksandrę poznałem przy okazji promocji „Dworu…” w Opocznie. Jestem w posiadaniu wymienionych przez pana książek z osobistymi dedykacjami Pani Aleksandry. Znam osobiście i pozostaję w kontakcie telefonicznym z Ewą Bąkowską. Zajmuje się amatorsko filmowaniem i nagrałem wspomnienia Pani Ewy. Wytrwale sekundowała mi w tym Pani Aleksandra.

Mateusz G. napisał(a):


W Bibliotece UW jest książka Aleksandry Ziółkowskiej: DIECEZJA ŁÓDZKA I JEJ BISKUPI.Diecezjalne Wydawnictwo Łózkie. 1987 rok. Drukarnia Pallotinum, Poznań. Bibliografia, Indeks.Stron 296.ISBN 83-85022-00-7.
Rzetelnie pokazany rys historyczny, pierwsi biskupi: Wincenty Tymieniecki, Kazimierz Tomczak, Włodzimierz Jasiński,kolejni biskupi: Michał Klepacz, Jan W.Kulik, Józef Rozwadowski, Władysław Ziółek. Ładnie,że autorka poczytnych książek, którą los rzucił do Warszawy (praca u Wańkowicza)i potem za ocean, ma w swoim dorobku rzetelną książkę napisaną na temat rodzinnego miasta. Ładnie też, że nie traci kontaktu z Polską, wydaje kolejne książki. I że jej książki – także te o polskiej historii – wydawane są w języku angielskim. Proszę zwrócić uwage na wpis wyżej w jęz. angielskim – jej pisarstwo motywuje do odkrywania polskich korzeni.


31    Kasia napisał(a):
20 lutego 2014 o godz. 22:20

Pani Aleksandra Ziółkowska-Boehm to nie tylko ambitna i zaangażowana pisarka. Mój głos dostaje przede wszystkim za to, że nie stroni od swoich czytelników. Miłe usposobienie to jej kolejny atut. Miałam okazję nawet wypić z nią herbatę w jej mieszkaniu. Pani Aleksandro, trzymamy kciuki!



32 Elżbieta U. napisał(a):
23 lutego 2014 o godz. 01:08

We ambitnym wrocławskim miesięczniku “Odra” (luty 2014) jest wywiad z Aleksandrą Ziółkowską-Boehm zatytułowany PISZĄC OCALAM MOJĄ POLSKĄ TOŻSAMOŚĆ.

Zachęcam także do lektury wydanej przez Wyd Prószyński i S-ka książki Aleksandry Ziółkowskiej INGRID BERGMAN PRYWATNIE. Jesienią 2013 r. Magda Olczyk w łódzkiej TV miała program o tej książce.

33 Maria napisał(a):
23 lutego 2014 o godz. 21:31

Mój wybór to: Artur Rubinstein, Aleksandra Ziółkowska-Boehm, Karl Dedecius, Wanda Wiłkomirska i Jan Karski.
Serdecznie pozdrawiam p. Aleksandrę Ziółkowską- Boehm za nieskazitelną postawę pisarki i za Jej wspaniałe książki, za ciepło i serdeczność do ludzi. Żyjąc na emigracji nie zapomina o korzeniach, godnie reprezentuje swoje miasto i Polskę.

34 Henryk napisał(a):
23 lutego 2014 o godz. 21:40

Pani Aleksandra Boehm-Ziółkowska wspaniała pisarka, wspaniały człowiek i ambasador Polski i polskości. Oczarowała mnie piękną opowieścią o losach trzech rodzin z kresów II Rzeczpospolitej dla których lepszy dzień nie przyszedł już. Czekam Pani Aleksandro na następnę książki.



35

Wanda napisał(a):
24 lutego 2014 o godz. 17:57

Głosuję na Aleksandrę Ziółkowską-Boehm ze względu na jej piękne i mądre książki oraz postawę życiową, którą cechuje przede wszystkim ogromny patriotyzm – więcej takich Polaków, którzy swoją pracowitością i skromnością osiągają uznanie na świecie!


36Mateusz G. napisał(a):
24 lutego 2014 o godz. 21:57

Oto co znalazłem.
W książce Jana Nowaka Jeziorańskiego POLSKA DROGA DO NATO, Wrocław 2006 jest biogram Pani Aleksandry i jej męża Normana, są kopie listów do i od senatora Joe Bidena (obecnie wiceprezydenta USA). Zacytuję ze wstępu (str. 16)
„Przykladem organizowania nacisku na nieprzekonanych sentorów jest korespondencja Jana Nowaka-Jeziorańskiego z Aleksandrą Ziółkowską-Boehm i jej mężem Normanem Boehmem. To oni także, pośród innych osób, organizując listy z podpisami nie tylko Polaków, ale również Amerykanów w stanie Delaware, zmusili senatora Joe Bidena do złagodzenia stanowiska, które później zmieniło się pod wpływem m.in. ambasadora Koźmińskiego tak, że jeden z najbardziej zaciętych przeciwników stał się jednym z ważnych zwolenników rozszerzenia. To samo dotyczy senator Kay Hutchison, która ostatecznie głosowała za rozszrzeniem ze względu na opinie swoich wyborców”.


37Maria Rubin napisał(a):
25 lutego 2014 o godz. 06:13

Glosuje m.in. na Aleksandre Ziolkowska-Boehm…Jej ksiazka „Otwarta rana Ameryki” powinna stac sie lektura obowiazkowa, „elementarzem” dla ludzi przybylych na teren Ameryki….aby „zrozumiec miejsce” na jakim zyja…mozna zapoznac sie z historia INDIAN roznych plemion , ludobojstwem w przeszlosci i ich sytuacja w czasach dzisiejszych…
n.p. Indianie Navajo, slynni „szyfranci”, bohaterowie z II wojny swiatowej doczekali sie skromnego uznania dopiero dziesiatki lat po wojnie…….. dzis Indianie probuja odzyskiwac swoja GODNOSC…niech jej symbolem bedzie rzezba wodza Crazy Horse jaka powstaje w Poludniowej Dakocie…jest to rzezbiona gora, najwiekszy monument na swiecie !!! a jego autorem jest Korczak Ziolkowski…….ksiazka wydana jest w Polsce po polsku , a Apacze pomogli w jej anglojezycznym wydaniu ….


38    Hanna napisał(a):
27 lutego 2014 o godz. 12:06

Zgadzam się z osobą, która napisała, że powinien być podział na tych wspaniałych ludzi, którzy przekroczyli już próg nadziei…i te osoby, które żyją i są nieprzeciętnymi Łodzianami.
Mieszkam w Szczecinie, od 40 lat pracuję w Książnicy Pomorskiej , która trzykrotnie miała przyjemność gościć Panią Aleksandrę Ziółkowską – Boehm. Te spotkania, to były wspaniałe uczty duchowe. Wielki patriotyzm, piękny język polski ( od wielu lat autorka mieszka w USA), niezwykła dociekliwość w poszukiwaniu materiałów dotyczących bohaterów swoich książek, ogromny szacunek do ludzi, którzy błąkali się po świecie, a mieli korzenie polskie. Cieszę się, że mogłam zagłosować na Panią Aleksandrę!!! Brawo dla Organizatorów, za wspaniały pomysł. Niestety nigdy nie byłam w ŁODZI ,ale ludzi miała i ma wspaniałych.

39

Zbigniew napisał(a):
2 marca 2014 o godz. 15:03

Głosuję na Aleksandrę Ziółkowską-Boehm za Jej wspaniałe książki.

40 henryk napisał(a):
3 marca 2014 o godz. 14:46

kto wylosował książki?

41

Krystyna napisał(a):
3 marca 2014 o godz. 18:09

Jestem dumna , że moją ulubioną pisarką jest Pani Aleksandra -Boehm, która cieszy się uznaniem wielu czytelników

42


Jestem dumna , że Pani Aleksandra – Ziółkowska – Boehm – moja ulubiona pisarka cieszy się uznaniem wielu czytelników. Krystyna

niedziela, 8 czerwca 2014

Warszawskie Targi Ksiazki maj 2014

Z Andrzejem Kuchno


Nizej: Z Igą Henderson

Nizej: Z Łukaszem Ksytą, autorem książki "Hubal. Historia prawdziwa".


Nizej: Z Marianem Jerzym Dąbrowskim

Niżej: z tłumaczką Anną Bankowską

środa, 4 czerwca 2014

Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowiesci

Aleksandra Ziółkowska-Boehm


NA TROPACH WAŃKOWICZA PO LATACH
WARSZAWA 2009, 
wyd Prószyński i S-ka

STRONY 309-313




Na temat procesów Wańkowicza i hojnosci pisarza uzyskałam (15 czerwca 2009 roku) wypowiedź Jana Olszewskiego, którą przytaczam.

„Proces Melchiora Wańkowicz 1964 roku był oczywistym aktem odwetu władz PRL-u za podpisanie tzw. „listu 34”. Ten zbiorowy protest wybitnych przedstawicieli polskiej nauki i literatury Władysław Gomułka potraktował niemal jako osobiste wyzwanie. Nazwisko Wańkowicza złożone pod tym listem mogło być dla niego szczególnie nieprzyjemnym zaskoczeniem. Pisarz od chwili powrotu do kraju nie wypowiadał się oficjalnie w żadnych sprawach politycznych. Równocześnie korzystał jakby ze szczególnego przywileju publikowania książek poświeconych polskiemu udziałowi w II-giej wojnie światowej (w tym słynnego opisu bitwy o Monte Cassino), a więc tematom cieszącym się równie wielką popularnością wśród czytelników, jak niechęcią  wśród cenzorów. W tej sytuacji nazwisko pisarza widniejące pod zbiorowym protestem przeciwko cenzurze wzbudziło zrozumiałą wściekłość „ludowej władzy”. Okoliczności te organy bezpieczeństwa wykorzystały do podjęcia akcji represyjnej przeciwko grupie pisarzy, których podejrzewały o publikowanie swoich prac pod pseudonimami w wydawnictwach emigracyjnych. Wkrótce po aresztowaniu i skazaniu Wańkowicza wszczęto śledztwa przeciwko Janowi Nepomucenowi Millerowi, Stanisławowi Mackiewiczowi i Januaremu Grzędzińskiemu.
Proces Wańkowicza, jako pierwszy z zamierzonych, został przeprowadzony w trybie błyskawicznym. Jedynym świadkiem oskarżenia, na którego zeznaniach prokuratura oparła zarzuty był funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa. Wyrokowi nadano publiczny rozgłos zamieszczając w wybranych pismach nie tyle sprawozdania, co propagandowe ataki personalne na oskarżonego pisarza. Oczywiście ani korespondentów zagranicznej prasy, ani w ogóle osób nie zaakceptowanych przez bezpiekę nie wpuszczono na salę rozpraw. Karę 3 lat więzienia (zmniejszoną do 1,5 roku na podstawie amnestii) orzeczono za rzekome „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości  mogących wyrządzić istotną szkodę interesom państwa”.
          Zaraz po wyroku, kiedy sąd uchylił zastosowany wobec oskarżonego tymczasowy areszt, Wańkowicz nawiązał kontakt z adwokat Anielą Steinsbergową i wyraził chęć spotkania z obrońcami występującymi w procesach politycznych. Do Anieli Steinsberg zwrócił się z tą prośbą, ponieważ słyszał o jej obronie w głośnej sprawie Kazimierza Moczarskiego. W spotkaniu, które odbyło się kilka dni później u Anieli Steinsberg, oprócz mnie uczestniczyli, o ile dobrze pamiętam, Andrzej Grabiński i – być może - Stanisław Szczuka lub Władysław Winawer. Wańkowicz poprosił nas o opinię na temat szans rewizji wydanego w jego sprawie wyroku I instancji. Nasza ocena była jednomyślna: wyrok jest oczywiście błędny zarówno prawnie jak i pod względem dowodowym, ale szanse jego uchylenia w Sądzie Najwyższym ze względu na skład personalny Izby Karnej SN, w której rozpatrywana była rewizja, są właściwie żadne. Mimo to uważaliśmy, że rewizja powinna być wniesiona, ponieważ stwarzała okazję wykazania oczywistej bezsensowności oskarżenia, a ponadto odsuwała przynajmniej na pewien czas niebezpieczeństwo osadzenia przeszło 70-letniego pisarza w więzieniu.
Jednakże Wańkowicz nie podzielił  naszych argumentów. Uznał, że dobrowolny udział w postępowaniu procesowym, które ma oczywiście fikcyjny i stronniczy  charakter, mogłoby być odebrane przez opinię publiczną, jako zgoda z jego strony na uznanie jaskrawego bezprawia za akt wymiaru sprawiedliwości, a przy tym zgodę podyktowaną obawą przed zamknięciem w więzieniu. Dyskusja była momentami niemal burzliwa, ale ostatecznie Wańkowicz pozostał przy swoim zdaniu. Okazało się, że miał rację. Wobec uprawomocnieniu się wyroku powstał problem wykonania orzeczonej kary 1,5 roku pozbawienia wolności, ale nikt w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie nie odważył się wydać decyzji o zamknięciu do więzienia bardzo popularnego pisarza. Zwrócono się w tej sprawie do Ministerstwa Sprawiedliwości. Stamtąd trafiła ona do Komitetu Centralnego PZPR. Czas płynął, a żadna urzędowa ani polityczna instancja nie ośmieliła się ostatecznie rozstrzygnąć tego drażliwego problemu. Szukając jakiegoś rozwiązania postanowiono „zachorować” Wańkowicza i orzec niemożliwość osadzenia go w więzieniu ze względu na podeszły wiek i zły stan zdrowia. Pisarza wezwano więc do stawienia się przed komisję lekarską celem zbadania czy kwalifikuje się do osadzenia w zakładzie karnym. Odpowiednio dobrany i poinstruowany skład tej komisji miał orzec niezdolność badanego do przebywania w warunkach więziennych. Wszyscy obrońcy radzili Wańkowiczowi, aby stawił się na badanie, uważając, że jest to najbardziej bezbolesny sposób zakończenia sprawy. Z drugiej strony istniała obawa, że odmowa stawienia się przed komisją może zdenerwować władze i spowodować zamknięcie opornego pisarza w areszcie. Podzielałem to stanowisko kolegów adwokatów. Moja sytuacja była jednak szczególna. Przewodniczący IV Wydziału Karnego Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, w którego kompetencji znajdowała się ta sprawa, zwrócił się do mnie z prywatną – jak zapewnił – prośbą o przekazanie memu klientowi jego osobistej gwarancji, że badanie lekarskie ograniczy się wyłącznie do wywiadu o stanie zdrowia pisarza, będzie zupełnie nieuciążliwe, a jednocześnie pozwoli ostatecznie uwolnić go od groźby wykonania orzeczonej kary. Nie mogłem odmówić przekazania prośby. Wańkowicz wysłuchał mnie uważnie, a potem powiedział: „Wykonał pan swój obowiązek adwokacki, a teraz proszę powiedzieć szczerze, co by pan zrobił będąc na moim miejscu? Odpowiedziałem: Zrobiłbym to samo, co Pan zamierza zrobić. Nie poszedłbym tam.” Pan Melchior uścisnął mi rękę i zakończył rozmowę stwierdzeniem: "To właśnie spodziewałem się i chciałem usłyszeć.” Ostatecznie akta sprawy zostały zamknięte na parę lat w kasie pancernej prezesa Sądu i tam doczekały kolejnej amnestii w 1969 r., która uwolniła komunistyczny wymiar sprawiedliwości od tak kłopotliwego skazańca.
          Z doświadczeń z Wańkowiczem władze PRL-u wyciągnęły wnioski w sprawach pozostałych ofiar antyliterackiej  nagonki przeprowadzonej przez SB w 1964 r. W stosunku  do J.N.Millera orzeczono od razu karę pozbawienia wolności z zawieszeniem jej wykonania. Wobec Stanisława Mackiewicza w ogóle zrezygnowano z oskarżenia, Januarego Grzędzińskiego gnębiono kilkuletnim śledztwem, zakończonym dopiero z chwilą śmierci podejrzanego.
Ale sprawa Wańkowicza nie zakończyła się na tym. Pan Melchior zgodnie z tradycją obowiązującą litewską szlachtę, z której się wywodził, uznał, że nie może pozostawić bez odpowiedzi, insynuacji i pomówień zawartych w inspirowanych przez SB publikacjach prasowych relacjonujących przebieg procesu sądowego. Nie sposób było odpowiedzieć na wszystkie tego rodzaju paszkwile. Wańkowicz wybrał więc z tej operacyjnej ekipy dziennikarskiej jednego, ale najważniejszego autora. Był nim rozpoczynający wtedy przyszłą karierę w politycznej nomenklaturze PRL-u przyszły szef Urzędu ds. Wyznań, a wówczas redaktor naczelny pisma „Prawo i Życie” – Kazimierz Kąkol. Próba uzyskania satysfakcji w normalnej drodze procesu sądowego o zniesławienie byłaby w ówczesnych warunkach w najlepszym razie dowodem skrajnej naiwności pokrzywdzonego. Trzeba było szukać innego sposobu uzyskania sprawiedliwości. Wańkowicz znalazł taki – zgodny z tradycją kresowych karmazynów niekonwencjonalny sposób. Z jego upoważnienia zainicjowałem i prowadziłem to postępowanie – przyznaję, jedyne tego rodzaju w całej mojej ponad 30-letniej praktyce adwokackiej. Zaproponowaliśmy redaktorowi „Prawa i Życia” poddanie sporu o rzetelność zamieszczonego w tym piśmie jego sprawozdania z procesu Wańkowicza postępowaniu rozjemczemu przed sądem koleżeńskim jednego z tzw. stowarzyszeń twórczych, do których należały strony tego konfliktu – Wańkowicz jako literat, Kąkol jako dziennikarz.
          Kazimierz Kąkol, w młodości żołnierz AK z bardzo dobrą kartą bojową w Powstaniu Warszawskim ( co nota bene uznaliśmy za okoliczność umożliwiającą przyjęcie honorowego trybu rozstrzygnięcia sporu) wyzwanie przyjął.
          Po skomplikowanych i żmudnych pertraktacjach sprawę przyjął do rozpatrzenia Sąd Koleżeński Związku Literatów Polskich. Toczyła się w przeciwieństwie do błyskawicznego procesu sądowego, jeśli dobrze pamiętam, co najmniej przez kilka miesięcy. Nie chcę tu przedstawiać bardzo interesującego jej przebiegu, bo po upływie 40 lat od tych wydarzeń nie mogę zaufać własnej pamięci. Pełna dokumentacja z aktami powinna znajdować się w archiwum ZLP. W każdym razie zakończyła się pełnym zwycięstwem Wańkowicza.
           Na zakończenie tej relacji muszę powiedzieć parę zdań w sprawie, o której zwykle nie rozmawiają dżentelmeni – o pieniądzach. W warszawskim środowisku literackim dość szeroko rozpowszechniana była opinia o jakoby szczególnie komercyjnym stosunku Wańkowicza do wszelkich spraw życiowych łącznie z własną twórczością literacką. Uważam więc za swój obowiązek opowiedzieć o własnych doświadczeniach w tej kwestii.
          Po zakończeniu procesu pan Melchior zwrócił się do mnie o przedstawienie mu sumy moich należności za świadczoną pomoc prawną w jego sprawie. Odpowiedziałem, że nic mi nie jest winien, ponieważ w mojej praktyce adwokackiej przyjąłem zasadę nie pobierania wynagrodzenia za występowanie w procesach politycznych, a tak właśnie traktuję jego sprawę. W odpowiedzi oświadczył mi, że w żadnym wypadku nie może się na to zgodzić. Wynikł z tego długi i zacięty – chociaż toczący się w bardzo sympatycznej atmosferze spór, w którym żadna ze stron nie przejawiała najmniejszej chęci do zgody. Ostatecznie konflikt znalazł rozwiązanie w marcu 1968 r., kiedy zostałem przez ministra sprawiedliwości zawieszony w wykonywaniu zawodu adwokata. W związku z tym moja sytuacja życiowa stała się dość trudna. Niespodziewanie dowiedziałem się, że na moje konto w PKO, którego stan był dość mizerny wpłynęła wpłata o wysokości 10 tysięcy złotych, co w tamtym czasie była dość dużą kwotą pieniędzy. Okazało się, że wpłacającym był Wańkowicz. Gdy usiłowałem zaoponować przeciw temu, pan Melchior oświadczył mi: „Pan ma swoje zasady, a ja swoje. Pan prowadzi bezpłatnie obrony polityczne, a ja w miarę moich możliwości staram się świadczyć pomoc ludziom prześladowanym z powodów politycznych. Szanujmy wzajemnie nasze zasady.” Musiałem się z tym zgodzić, bo od połowy lat sześćdziesiątych Wańkowicz przekazywał pieniądze na akcję pomocy dla represjonowanych ludzi opozycji prowadzoną przez Jana Józefa Lipskiego, w której ja także z nim współpracowałem. Pisarz zastrzegł sobie w tej sprawie całkowitą i bezwzględną tajemnicę. O przekazywanych przez niego pieniądzach wiedziały tylko 3 osoby: J.J. Lipski, ja i b. prezes Klubu Krzywego Koła Aleksander Małachowski. Zobowiązanie zachowania tajemnicy zostało przez wszystkich ściśle wykonane. Dzisiaj uważam za swój obowiązek jej ujawnienie”. 

**