piątek, 3 lutego 2017

Krzysztof Maslon Nie uciec nam od losu




Krzysztof Masłon, Nie uciec nam od losu, 
Prószyński i S-ka,Warszawa 2006, str 29-37 ISBN 83-7469-326-6
Rozdział: 
O Aleksandrze Ziółkowskiej-Boehm

(...) „Mieszka w Wilmington, w stanie Delaware. Dobrze sie tu czuje, ale wie, że rownie dobrze,  moze i lepiej czuc sie bedzie na poludniu, w Savannah na przyklad; niezle tez byloby w Nowym Orleanie. (...) A jej najnowszym i najlepszym pomyslem na nadchodzace lata jest Meksyk.
Prowadzi bogata korespondencje, dzis juz glownie w formie mailowej. Dzieki temu w Ameryce wie wszystko o Polsce i odwrotnie – gdy podczas pobytu w Warszawie pomieszkuje przy Dolince Sluzewieckiej, nie traci kontaktu z tym, co dzieje sie nad Wielka Woda.
W Ameryce ma ladny dom, piekny ogrod, ktory pielegnuje, koty, z ktorymi sie nie rozstaje i zabiera ze soba w podroze. Osiagnela stabilizacje materialna i emocjonalna. Ma przy sobie kochajacego meza, Normana. Syn jest samodzielny, dobrze wyksztalcony, podejmuje coraz to nowe wyzwania zawodowe, duzo jezdzi po swiecie. (...) Moglaby wczuc sie role pani domu, urzadzac przyjecia, ogladac telewizje, w swieta wspominajac Polske. Tymczasem ona nie zwalnia pisarskiego tempa, piszac artykuly i wydajac kolejne ksiazki: o Wankowiczu, o sobie i poznanych w Ameryce Polakach, o polityce, literaturze, obyczajach, a i o kotach. Zostala czlonkinia amerykanskiego Pen Clubu. Jej plany wydawnicze nie ograniczaja wcale do Polski, choc to nad Wisla ukaza sie, opracowane przez nia i od dawna czekajace na druk, dwa tomy korespondencji Melchiora Wankowicza i jego zony Zofii. (...)
Pani ambasador (...) Jest cala arcypolska, osadzona w polszczyznie, ale takze juz amerykanska. Dumna z ojczyzny swego meza i swiezych przyjaciol. Ze swojego nowego kraju. Gdy pytam ja, czy bardziej czuje sie Polska czy Amerykanka, najpierw obrusza sie, by potem cierpliwie wyjasnic:
-Oczywiscie jestem Polska, ale moja sytuacja osobista sprawia, ze poniekad czuje sie ambasadorem spraw polskich w Ameryce i amerykanskich w Polsce. Na szczescie nie jest juz tak jak dwanascie-czternascie lat temu, gdy na okraglo musialam tlumaczyc Polske i tlumaczyc sie z Polski. Szlag mnie trafial, gdy na spotkaniach towarzyskich zawsze  w ktoryms momencie ktos uprzejmie zwracal sie do mnie, pytajac – koniecznie bardzo wolno:”A co w Polsce?” No bo o czym mozna ze mna rozmawiac! To juz jednak zamierzchla przeszlosc i teraz ode mnie mozna sie dowiedziec o tym, co waznego dzieje sie w Ameryce. I to Ameryki coraz bardziej zdarza mi sie bronic przez Polakami!
 Komu by sie chcialo
Ze tak jest w istocie, swiadczy opublikowana korespondencja Aleksandry Ziolkowskiej z Szymonem Kobylinskim („Nie minelo nic procz lat”, Nowy Swiat 2003). Wymiana listów miedzy  nimi ropoczyna sie w polowie lat 90., a konczy tuz po 11 wrzesnia 2001 roku. Korespondencja dowodzi wielkiej sympatii czy przyjazni laczacej ich oboje, ale tez zasadniczej roznicy w postrzeganiu Ameryki. Szymon Kobylinski, swietny rysownik i niedoceniony pisarz, bywal krytyczny wobec Wielkiego Brata, a wtedy w obronie American Way of Life wystepowala pani Aleksandra. – Jestem bardzo wdzieczna Szymonowi za to, ze swoimi dlugimi, pieknymi listami zmuszal mnie w tej korespondencji do wysilku, narzucajac jej poziom, mysle, ze wysoki. Znalismy sie trzydziesci lat; kiedy po smierci przeczytalysmy z zona Szymona, Danusia, te listy raz jeszcze, przekonalam sie, ze dal mi wiecej niz myslalam, To on uczyl mnie, ze informacje o piramidach czy Alasce nie sa dla niego ciekawe, interesuje sie natomiast tym, jak ja widze te piramidy czy Alaske. To ja mam byc interesujaca, chocby i moj sposob widzenia swiata byl na wskros egocentryczny. Z moich ksiazek pisywal dlugie wnikliwe recenzje, przeznaczone tylko dla moich oczu. Komu by sie chcialo...Ale tez jest w jego listach swiadectwo smutnych, nierzadko nastrojow, efektow skloceniua ze soba i z niemal wszystkimi wokol. Pewnie w takim wlasnie stanie ducha, na przelomie lat 1994 i 1995 zaczal w swoich listach oskarzac Ameryke i Amerykanow o prymitywizm, natrzasajac sie z amerykanskiej histori i i kultury, a przy tym przemawiajajac jakby z piedestalu. Cytujac Norwida, przeciwstawiajac bohaterom amerykanskim.. Zawisze, postacje Matejkowskie, Wita Stwosza. No to wtedy z rowna zacietoscia zabralam sie za obrone Ameryki, choc ona obrony nie potrzebuje. Amerykanie maja swietne samopoczucie i doskonale sobie daja rade. To raczej Polska, kraj nowy, swiezutki w rodzinie demokratycznych panstw, potrzebuje specjalnego traktowania, jakiejs taryfy ulgowej (...)
24 grudnia 1993 roku w Wilmington Aleksandra Ziolkowska-Bohm zapisuje w swoim dzienniku: ”Zima, jakiej tu nie pamietaja. Snieg na calym Wschodnim Wybrzezu. Ptaki ucieszone napelnionym karmnikiem. Gotuje zupe grzybowa (grzyby przywoze z Polski nielegalnie), mam oplatek od mamy. Podam lososia, karpia chyba tylko mozna dostac w Nowym Jorku. Telefonuje do Polskio. Ten dzien jest zawsze trudny dla mnie. Norman o tym wie”.

„Plus Minus”, 27 grudnia 2003

Krzysztof Masłon, Nie uciec nam od losu, Warszawa 2006, str 29-37 ISBN 83-7469-326-6

*************************** Także [W:]
BLISKO WAŃKOWICZA
Pan Jezus nie urodził się gdzieś w Polsce
KRZYSZTOF MASŁOŃ
RZECZPOSPOLITA, 27 GRUDNIA 2003


Melchior Wańkowicz z Aleksandrą Ziółkowską (z lewej) i Martą Karaban
FOT. (C) T. LISTOPADZKI / "NA TROPACH WAŃKOWICZA"
Na Boże Narodzenie w Wilie w Polsce zamierało życie miejskie pustoszały ulice zamykały się sklepy. Za oknami mieszkań jarzyły się choinki. Ulice były zazwyczaj zimne i ciemne ale z domów emanowało ciepło. W Stanach miasto wygląda jak każdego dnia zwyczajnie. To wiele tygodni wcześniej zaczyna się przygotowania do świąt dekoruje sklepy rozbrzmiewają kolędy i pieśni świąteczne dzwonią dzwoneczki Święty Mikołaj stoi przed sklepem w tym parodniowym szaleństwie zakupów. Ale zaraz po jednym dniu świąt wszystko się kończy. W Polsce wszystko dopiero się zaczyna..." - zapisała w swoim dzienniku dziesięć lat temu dokładnie 23 grudnia 1993 r. Aleksandra Ziółkowska-Boehm.
Mieszka w Wilmington w stanie Delaware. Dobrze się tu czuje ale wie że równie dobrze a może i lepiej czuć się będzie na południu - w Savannah na przykład nieźle też byłoby w Nowym Orleanie. Jak będzie trzeba Aleksandra Ziółkowska-Boehm pojedzie do mężowskiego Kolorado albo do Houston w Teksasie czy do Atlanty. A jej najnowszym i najlepszym pomysłem na nadchodzące lata jest Meksyk.
Prowadzi bogatą korespondencję dziś już głównie w formie mailowej. Dzięki temu w Ameryce wie wszystko o Polsce i odwrotnie - gdy podczas pobytu w Warszawie pomieszkuje przy Dolinie Służewieckiej nie traci kontaktu z tym co dzieje się za Wielką Wodą.
W Ameryce ma ładny dom piękny ogród który pielęgnuje koty z którymi się nie rozstaje i zabiera ze sobą w podróże. Osiągnęła stabilizację materialną i emocjonalną. Ma przy sobie kochającego męża - Normana. Syn jest samodzielny dobrze wykształcony podejmuje coraz to nowe wyzwania zawodowe dużo jeździ po świecie. Tyle że nie założył jeszcze swojej rodziny czego mama życzyłaby i jemu i sobie.
Mogłaby wczuć się w rolę pani domu urządzać przyjęcia oglądać telewizję w święta wspominając Polskę. Tymczasem ona nie zwalnia pisarskiego tempa pisząc artykuły i wydając kolejne książki: o Wańkowiczu o sobie i poznanych w Ameryce Polakach o polityce literaturze obyczajach, a i o kotach. Została członkiem amerykańskiego Pen Clubu. Jej plany wydawnicze nie ograniczają się wcale do Polski choć to nad Wisłą ukażą się w tym roku opracowane przez nią i od dawna czekające na druk dwa tomy korespondencji Melchiora Wańkowicza i jego żony Zofii.
- Obejmują one lata 1916 - 1969. To rozpisane na listy "Ziele na kraterze". Pierwszy tom zamyka wybuch wojny drugi to listy z czasów okupacji Polski zachowane dzięki temu że Wańkowicz pisał je z kopią a także korespondencja powojenna. Czytelnicy pamiętają zapewne że "Ziele na kraterze" kończy list córki pisarza Marty z grudnia 1945 roku powiadamiający o narodzinach jej córki Anny Krystyny. Z listów Zofii i Melchiora Wańkowiczów dowiadujemy się o dalszych ich losach o historii tego związku - Kinga i Królika m.in. o tym jak w Ameryce dojrzewała w nich decyzja powrotu do kraju.
Pani ambasador
O świętach Bożego Narodzenia, obchodzonych w domu rodzinnym w Łodzi tak Aleksandra Ziółkowska-Boehm pisała w "Ulicy Żółwiego Strumienia": "Bawiąc się i słuchając kolęd, czekaliśmy prawie do północy i wszyscy szliśmy pieszo na Pasterkę do kaplicy sióstr salezjanek. Była bliżej niż parafialny kościół Dobrego Pasterza i można było znaleźć dla siebie miejsca siedzące. W czasie pasterki jako pierwszą śpiewało się przepiękną kolędę jedną z najstarszych do której słowa w XVIII wieku napisał Franciszek Karpiński: ČBóg się rodziÇ. Popularnością dorównuje jej jedynie starsza o trzy stulecia anonimowa kolęda ČAnioł pasterzom mówiłÇ i śpiewana na nutę poloneza ČW żłobie leży któż pobieży kolędować małemuÇ. Koloryt polskich kolęd sprawił że jako małej dziewczynce długo wydawało mi się że Pan Jezus urodził się gdzieś w Polsce w małej stajence na wsi. Pasterze zbudzeni przez aniołów i spieszący do szopy wydawali mi się polskimi parobkami. Boże Narodzenie zaś najbardziej polskim świętem z grudniowym mrozem kożuchami butami i czapami. (...) Sylwestra spędzaliśmy w domu nie czekaliśmy północy. W Nowy Rok szliśmy do kościoła aby otrzymać błogosławieństwo na cały rok".
Jest cała arcypolska osadzona w polszczyźnie ale także już amerykańska. Dumna z ojczyzny swego męża i świeżych przyjaciół. Ze swojego nowego kraju. Gdy pytam ją czy bardziej czuje się Polką, czy Amerykanką najpierw obrusza się by potem cierpliwie wyjaśnić:
- Oczywiście że jestem Polką ale moja sytuacja osobista sprawia że poniekąd czuję się ambasadorem spraw polskich w Ameryce i amerykańskich w Polsce. Na szczęście nie jest już tak jak 12 - 14 lat temu gdy na okrągło musiałam tłumaczyć Polskę i tłumaczyć się z Polski. Szlag mnie trafiał gdy na spotkaniach towarzyskich zawsze w którymś momencie ktoś uprzejmie zwracał się do mnie pytając - koniecznie bardzo wolno: "A co w Polsce"? No bo o czym ze mną rozmawiać! To już jednak zamierzchła przeszłość i teraz ode mnie można się dowiedzieć o tym co ważnego dzieje się w Ameryce. I to Ameryki coraz częściej zdarza mi się bronić przed Polakami.
Komu by się chciało
Że tak jest w istocie świadczy opublikowana niedawno korespondencja Aleksandry Ziółkowskiej z Szymonem Kobylińskim ("Nie minęło nic prócz lat" Nowy Świat 2003). Wymiana listów między nimi rozpoczyna się w połowie lat 90. a kończy tuż po 11 września 2001 roku. Korespondencja dowodzi wielkiej sympatii czy przyjaźni łączącej ich oboje ale też zasadniczej różnicy w postrzeganiu Ameryki. Szymon Kobyliński świetny rysownik i niedoceniony pisarz bywał krytyczny wobec Wielkiego Brata a wtedy w obronie American Way of Life występowała pani Aleksandra.
- Jestem bardzo wdzięczna Szymonowi za to że swoimi długimi pięknymi listami zmuszał mnie w tej korespondencji do wysiłku narzucając jej poziom myślę że wysoki. Znaliśmy się 30 lat; kiedy po jego śmierci przeczytałyśmy z żoną Szymona - Danusią te listy raz jeszcze przekonałam się że dał mi więcej, niż myślałam. To on uczył mnie że informacje o piramidach czy o Alasce nie są dla niego ciekawe interesuje się natomiast tym jak ja widzę te piramidy czy Alaskę. To ja mam być interesująca choćby i mój sposób widzenia świata był na wskroś egocentryczny. Z moich książek pisywał długie wnikliwe recenzje przeznaczone tylko dla moich oczu. Komu by się chciało... Ale też jest w jego listach świadectwo smutnych nierzadko nastrojów efektów skłócenia ze sobą i z niemal wszystkimi wokół. Pewnie w takim właśnie stanie ducha na przełomie lat 1994 i 1995 r. zaczął w swoich listach oskarżać Amerykę i Amerykanów o prymitywizm natrząsając się z amerykańskiej historii i kultury a przy tym przemawiając jakby z piedestału. Cytując Norwida przeciwstawiając bohaterom amerykańskim... Zawiszę postaci Matejkowskie Wita Stwosza. No to wtedy z równą zaciętością zabrałam się za obronę Ameryki choć ona obrony nie potrzebuje. Amerykanie mają świetne samopoczucie i doskonale sobie dają radę. To raczej Polska kraj nowy świeżutki w rodzinie demokratycznych państw potrzebuje specjalnego traktowania jakiejś taryfy ulgowej.
Jak za panią matką
Rzeczywiście natrząsał się pan Szymon z Ameryki w liście z 19 stycznia 1995 r. pisząc: "Kuse to wszystko płyciutkie i zapożyczone z - usprawiedliwianym - kompleksem niższości wobec nas. Dawny film ukazujący jak nowobogacki cham przewiózł sobie do jakiegoś Milwaukee kompletny zamek szkocki wraz z duchem ukazuje tę sytuację bezbłędnie. Kupić granitowe ciosy budowlane kupić ducha przy okazji i być lepszym od Smitha z sąsiedztwa. Totalne ubóstwo..."
Nic dziwnego że wzięła pani Aleksandra w obronę i Marka Twaina i Jacka Londona, i amerykańską architekturę i film. By wreszcie skonstatować: "Owszem na Amerykę niemal wszyscy teraz w Polsce wykrzykują. Piszą i mówią o niej z pasją jak kiedyś np. o Rosjanach. Pojawił się ulubiony termin Čtandeta amerykańskaÇ. Tandeta jest i polska i niemiecka i amerykańska; brońmy się przed tandetą jako taką. Te wykrzykiwania antyamerykańskie dawno spostrzegłam wychwyca je ČNowy DziennikÇ, przedrukowując różne teksty z Polski. Rozdziera szaty Zanussi czy Duda-Gracz może dlatego że stawiali na karierę w Ameryce i teraz są zawiedzeni.
Słusznie piszesz że Polacy nie powinni małpować Ameryki, mając wspaniałe własne korzenie. Nie powinni małpować nikogo ale to chyba inny temat nie amerykański. Dlaczego Polska i wiele krajów jak za panią matką pędzi za Ameryką? To ich problem nie Ameryki".
Nierozwiązywalny dylemat
Nie chce komentować tego co w 1960 r. napisała w "Kulturze" Marta Erdman ukochana Tili Melchiora Wańkowicza. W artykule "Obojnaki" wyznawała: "Moi drodzy mylicie się w samym założeniu. Przecież ja już nie jestem Polką". Jej ojciec powtarzał: "Zubożycie dzieci jeśli ich nie będziecie wychowywać na Polaków na to czym sami jesteście". Zdaniem Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm ten dylemat jest nierozwiązywalny. Przywołuje postaci dwóch swoich przyjaciółek Zofii Korbońskiej i żony znanego architekta Marka Jaroszewicza - Krystyny.
- Te wielkie 80-letnie damy zajmują w tym sporze diametralnie odmienne stanowiska. Krystyna jest za Ameryką, Zosia - za Polską. Chciałabym z obiema paniami przeprowadzić wywiady rzeki mają tyle do powiedzenia tyle widziały - z Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm wychodzi reporterka która wzdłuż i wszerz przejechała Kanadę i Stany Zjednoczone w poszukiwaniu tego co najciekawsze: interesujących ludzi.
Melchior Wańkowicz nigdy nie rozmawiał z córką o "Obojnakach" ona sama nie śmiała o to pytać. Natomiast w szpitalu w Anglii zwierzył się obu kobietom - i Marcie, i Aleksandrze - z bardzo osobistej historii swego życia. Aleksandra Ziółkowska-Boehm kręci przecząco głową. Jeszcze nie czas by o tym mówić. Zresztą czy ten czas kiedyś nadejdzie? Nie chciałaby przyłożyć ręki do czegokolwiek co stawiałoby Wańkowicza w złym czy choćby nie najlepszym świetle. Za dużo dobrego mu zawdzięcza.
Życiowa reguła
Uważa zresztą że obraz Melchiora Wańkowicza w pamięci ludzkiej został mocno zafałszowany i ma nadzieję że ogłoszenie jego korespondencji z żoną wiele spraw wyprostuje.
- Przylgnęła do niego opinia człowieka zamożnego bogatego tymczasem z listów widać jak często klepał biedę nie tylko wtedy gdy żonie przebywającej z córkami w majątku koło Kościana brakowało na węgiel a on kończył w Warszawie studia prawnicze. Także i później. Dom ten słynny warszawski "Domeczek" na Dziennikarskiej, zbudowali na kredyt i potem wyprowadzali się na Mianowskiego żeby dom wynająć i mieć na zapłacenie rat. A pobyt w Ameryce? 60-letnia pani Zofia sprzątała po domach a on jeździł z walizą książek byle sprzedać parę egzemplarzy swoich utworów. Przecież do Polski z emigracji wygoniła ich tęsknota ale i niedostatek.
Przypadek Wańkowicza potwierdza teorię że Polacy są w stanie wielkodusznie wybaczyć wszystko. Z wyjątkiem powodzenia materialnego. Po śmierci pisarza "Kultura" paryska pomieściła artykuł (pani Aleksandra mówi "paszkwil") Tadeusza Katelbacha który o Wańkowiczu pisał: "Kwitnął w Polsce niepodległej niezgorzej powodziło mu się na emigracji i dobrze w PRL. W każdej bowiem sytuacji w jakiej się znalazł swej życiowej regule pozostał wierny można powiedzieć cynicznie wierny".
Dopiero 21 lat później "Kultura" wydrukowała tekst należycie oceniający pisarstwo autora "Tworzywa". Zło zostało jednak wyrządzone zwłaszcza że w artykule Katelbacha pojawił się powtarzany później wielokrotnie zarzut jakoby Wańkowicz w skróconej wersji "Monte Cassino" zgodził się na wykreślenie nazwiska generała Władysława Andersa. W istocie nazwisko generała wymienione jest w krajowej edycji tej wojennej epopei ponad 30 razy co nie znaczy by cenzuralne okrojenie tak ważnej książki było zabiegiem godnym pochwały. Inaczej jednak "Monte Cassino" nie dotarłoby do czytelnika w kraju a już na pewno do tak wielu czytelników.
Tytuł do chwały
Jerzy Giedroyc w "Autobiografii na cztery ręce" stwierdził że dość dobre stosunki jakie łączyły go z Wańkowiczem uległy ochłodzeniu po jego wyjeździe z Ameryki do Polski a utrzymały się głównie ze względu na przyjaźń redaktora z Martą Erdman i jej mężem. To nie do końca prawda. Giedroyc odmówił opublikowania protestu córki Wańkowicza po artykule Katelbacha. Dlaczego? Tekst był na tyle dziwaczny - w obliczu śmierci człowieka - że wywołał dość powszechne oburzenie czytelników "Kultury" czemu dali wyraz w listach. Dwa z nich Giedroyc skierował do druku ale nie ten najważniejszy autorstwa córki pisarza.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm przypomina i inne sprawy związane z Wańkowiczem a uchodzące za kontrowersyjne. Jeszcze dwa lata po śmierci pisarza toczyła się sprawa wytoczona przez autora "Na tropach Smętka" Tadeuszowi Walichnowskiemu który zarzucił Wańkowiczowi że tą właśnie książką przyczynił się do śmierci wielu osób członków polskich organizacji w Niemczech i w Prusach Wschodnich. W 1976 r. Sąd Najwyższy uznał zarzuty postawione twórcy "Na tropach Smętka" za bezpodstawne.
- Z Jerzym Giedroyciem w trakcie opracowywania korespondencji z Wańkowiczem wymieniłam 300 listów faksów i maili. Poczytuję sobie za sukces że redaktor zdecydował się zmienić wstęp do wydanej w Czytelniku książki że wziął moje argumenty pod uwagę. Melchior Wańkowicz był z wielkich pisarzy polskich XX wieku jednym z najbardziej niezależnych. Płacił za to cenę ale to też stanowi dziś tytuł do jego chwały.
Tym bardziej ubolewa więc pani Aleksandra że krach Wydawnictwa Polonia nie pozwolił dokończyć edycji "Dzieł przedwojennych" Wańkowicza na skutek czego do dziś nie została wznowiona sławna "Sztafeta". Ale ważniejsze jest co innego jeszcze. Że Wańkowicz - ukochany pisarz najstarszych i starszych generacji przestał być obecny w czytelniczym obiegu. Może 30. rocznica jego śmierci którą obchodzić będziemy we wrześniu wpłynie na zmianę tej sytuacji. Dla Ziółkowskiej-Boehm to sprawa ważna i z redakcyjno-pisarskiego powodu nie tylko z sentymentów. Chce złożyć do druku nieznany tekst Wańkowicza o Wołyniu na publikację czekają i inne materiały.
Czad truje nadal
Nie rozumie dlaczego w Polsce - nareszcie wolnej nareszcie niepodległej - nie szanuje się dorobku tych którzy oddali jej co najlepsze: życie zdrowie talent. Dlaczego tacy ludzie jak jej przyjaciele tacy jak właśnie Szymon Kobyliński ale i Krzysztof Kąkolewski - też człowiek "okołowańkowiczowy" - znaleźli się w III RP na marginesie. Co o tym zadecydowało? Czyżby jak pisał do niej Kobyliński "paskudnych dożyliśmy chwil jeśli idzie o sytuację imponderabiliów tego paliwa tego ČT W O R Z Y W AÇ (że sięgnę do P. Melchiora)  wszelkich najchwalebniejszych elementów w naszych dziejach. Czad truje nadal".
- Nie ma piękniejszej książki o Kresach jak "Szczenięce lata". Bohaterstwa żołnierza polskiego nic nie pokazuje lepiej od "Hubalczyków" i "Bitwy o Monte Cassino". I nie ma bardziej wzruszającej książki o domu o rodzinie - niż "Ziele na kraterze". Co zrobić by te prawdy dotarły do czytelników do krytyków do tych którzy układają zestawy lektur szkolnych?
"Ani chwili nie żałuję decyzji powrotu do Polski i życie by mi się urwało gdybym musiał z niej wyjechać" - pisał Wańkowicz do Giedroycia w 1963 roku. Rok później w związku z Listem 34 władze PRL wytoczyły pisarzowi proces skazały go ale już wtrącić do więzienia się nie ośmieliły. 73-letni Melchior Wańkowicz opuszczał gmach sądu w Warszawie niczym bohater. Wcześniej w Pałacu Mostowskich, odwiedził go konsul Stanów Zjednoczonych Walter B. Smith II. Na pytanie konsula czy pisarz - w końcu nie tylko polski, ale i amerykański obywatel - życzy sobie pomocy ze strony Ambasady USA Wańkowicz odpowiedział negatywnie.
24 grudnia 1993 roku w Wilmington Aleksandra Ziółkowska-Boehm zapisuje w swoim dzienniku: "Zima jakiej tu nie pamiętają. Śnieg na całym Wschodnim Wybrzeżu. Ptaki ucieszone napełnionym karmnikiem. Gotuję zupę grzybową (grzyby przywożę z Polski nielegalnie) mam opłatek od mamy. Podam łososia karpia chyba tylko można dostać w Nowym Jorku. Telefonuję do Polski. Ten dzień jest zawsze trudny dla mnie Norman o tym wie". -

Aleksandra Ziółkowska-Boehm urodziła się w 1949 r. w Łodzi. Rodzicami jej byli Antonina z Laśkiewiczów i Henryk Ziółkowski miłośnik historii w młodości działacz Stronnictwa Narodowego. Ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim pisała pracę magisterską z twórczości reportażowej Melchiora Wańkowicza. W 1972 r. poznała osobiście autora "Ziela na kraterze" i została jego asystentką i sekretarką współpracowała przy powstawaniu ostatnich książek pisarza m.in. "Karafki La Fontaine'a". Twórczości Wańkowicza poświęciła też swój doktorat na Uniwersytecie Warszawskim. Na mocy testamentu zmarłego w 1974 r. pisarza została redaktorką jego "Dzieł wybranych" i oficjalną prawną właścicielką archiwum Wańkowicza. Opracowała i zredagowała m.in. korespondencję Melchiora Wańkowicza z Czesławem Miłoszem i Jerzym Giedroyciem napisała też książki: "Blisko Wańkowicza" "Proces Melchiora Wańkowicza 1964" "Na tropach Wańkowicza". W 1980 r. po raz pierwszy wyjechała do Kanady gdzie przebywała w latach 1981 - 1983. Latem 1985 r. otrzymała stypendium Sekretariatu Stanu USA później była również stypendystką Oxford Language Centre w Oksfordzie i Fundacji Kościuszkowskiej. Jest autorką kilkunastu książek m.in.: "Kanada Kanada" "Moje i zasłyszane" "Nie tylko Ameryka" "Korzenie są polskie" "Ulica Żółwiego Strumienia". Od 1990 r. jest żoną Normana Boehma amerykańskiego specjalisty w dziedzinie wydobywania ropy naftowej. Ma 34-letniego syna Tomasza - architekta dziennikarza wydawcę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz