piątek, 12 lipca 2019

Pisarskie delicje Malgorzata Poniatowska



MAŁGORZATA  PONIATOWSKA

Czytam po polsku, 4 czerwca 2019



     Podczas czytania najnowszej książki autorstwa Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm czyniłam notatki, aby nie umknęły mi żadne istotne kwestie poruszane w tekście. Już sam tytuł publikacji „Pisarskie delicje” obiecywał, że lektura ta nie będzie zwykłą strawą dla ducha, że zaserwuje czytelnikowi smakowite specjały sporządzone przez mistrzynię pióra oraz, że autorka będzie nas gościć w swej literackiej kuchni. Pokaźna ilość poczynionych przeze mnie zapisków świadczy o jakości i randze podsuwanych przez pisarkę zagadnień dotyczących twórczości, kultury, etyki…

Dyskretnie w cieniu Mistrza
     Nie wiem, czy wolno mi dotknąć niezwykle delikatnej kwestii i zwrócić uwagą na ledwie wyczuwalny ton rozżalenia uznanej pisarki „Od lat ukazują się moje książki niezwiązane z pisarstwem autora «Szczenięcych lat», poświęcone…”. Uważam, że Aleksandra Ziółkowska-Boehm całym swoim dorobkiem literackim udowodniła, że Król Reportażu i spotkanie z nim stanowiło dla niej jedynie spiritus movens, które młodej adeptce literatury wskazało kierunek życiowej wędrówki. Zdobywanie kolejnych jej etapów i wspinanie się po szczeblach pisarskiej kariery, było zadaniem, któremu poświęciła „długie godziny samotności… i całe dnie zmagania z własnym lenistwem, niewiedzą”, i którego realizację zawdzięcza swemu talentowi oraz „rygorowi i dyscyplinie”. Jak słusznie zauważył M. Oramus, nie tylko Aleksandra Ziółkowska „Miała szczęście – ale miał je i Wańkowicz”, który w późnej jesieni życia spotkał wierną „kustoszkę jego pamięci”, pozostającą „dyskretnie w cieniu” Mistrza.

„Pięknie by siedziały w książce”
     Nie sposób przejść obojętnie obok formułowanych przez literatkę spostrzeżeń, uwag czy  wniosków. Cieszę się, że część z nich, dzięki własnemu doświadczeniu i wiedzy, odkryłam mozolnie sama. Ogromną przyjemność sprawiło mi odczytywanie przemyśleń i rozważań Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm przekazywanych czytelnikom, jako element wypełniania pisarskiej misji, którą przyjęła do realizacji, bo „Każdy autor chciałby, by jego książka była ważna i oryginalna i skłaniała do refleksji”. Szczególną uwagę przywiązuję do etycznych aspektów pisarstwa i z tego powodu bardzo wnikliwie zapoznałam się z treścią rozdziału pt. „Jakie od lat stoją przede mną dylematy związane z autorem Szczenięcych lat”. Prozaiczka, obdarzona dużą dawką wrodzonego taktu, napisała o konieczności wyraźnego stawiania granic biograficznego wścibstwa”, aby mając dostęp do zbioru listów czerpać z nich wiedzę na użytek własnych przemyśleń o ich nadawcy i adresacie, ale niekoniecznie informacje te upubliczniać, chociaż „pięknie by siedziały w książce”.
Kontynuując wątek moralnych zapatrywań artystki słowa, jakich implikacje obserwujemy podczas zagłębiania się w lekturę jej książek, odwołam się do jednej z jej wypowiedzi:  „własne poczucie sprawiedliwości, poczucie etyki. Uważam… za ważny element pisarstwa”. Z tego względu mieszkanka Ulicy Żółwiego Strumienia nie sprzeniewierzyła się zaufaniu jakim obdarzyli ją rozmówcy i nie dała się ponieść taniej „sprzedając” prywatne szczegóły wyjęte z życiorysów znanych sobie osób.  Powściągliwa w słowach, pisząc o ludziach, stara się dostrzegać tylko
jaśniejszą ich stronę, nie szukając skandali czy afer.
     Zagadnienie etyczności przekazu literackiego, niezwykle istotne dla rzeczonej pisarki non fiction, posługującej się w swej pracy badawczej takimi narzędziami, jak wywiad czy rozmowa, ściśle wiąże się z autoryzacją słowa pisanego. W tej problematyce humanistka powołuje się na zasady etyki zawodowej, którym od lat wiernie służy. Niezwykle skrupulatna w swej pracy badawczej stwierdziła, iż „Weryfikować należy wszystko, co jest możliwe do zweryfikowania”. 

Treść i forma
     W rozpatrywanej książce wychwyciłam pojawiające się kilkakrotnie twórcze dualizmy, charakterystyczne dla różnych aktywności artystycznych. Spod znakomitego pióra polskiej humanistki wyszło zdanie „Dobre pisarstwo to połączenie dobrej formy i treści”. W tej zwięzłej wypowiedzi zwróciła ona uwagę na warunki konieczne (ale niewystarczające), aby powstała interesująca i wartościowa literatura. Według cenionego przez Aleksandrę Ziółkowską-Boehm noblisty, Isaaca B. Singera, ważne jest, aby pisarze „mieli historię do opowiedzenia”, tak, jak dzieje się to w przypadku naszej autorki. Na drugim planie ujęcia przywołanego tematu znajduje się literacka forma opowieści, zależna od pisarskiego warsztatu, „wyboru perspektywy” oraz stylu i tonu narracji piszącego. W publikacji „Pisarskie delicje” doktor nauk humanistycznych zaprezentowała procesy nadawania kształtu barwnym gawędom i interesującym opowieściom, traktującym o licznych postaciach historycznych.
   Według mnie Aleksandrze Ziółkowskiej-Boehm towarzyszy niezachwiane przekonanie o wspaniałość ludzi i świata. Dla tej wyjątkowej estetki wszystko dookoła jest i ma być piękne: piękni ludzie – bohaterowie, o których chętnie pisze, książki piękne do czytania, piękna literacka para – King i Królik. A na dodatek, opisując niezwykłe cuda świata, posługuje się piękną polszczyzną. Czegóż chcieć więcej?...

„Przed i po” książki
     Dwoistość przejawia się również w „żywotach” wartościowych lektur, niosących ze sobą duży ładunek emocjonalny, ale i informacyjny. Znakomicie porusza się w tych zagadnieniach badaczka polszczyzny, dostrzegająca dwa etapy życia książki, wyróżniając czas przed jej wydaniem i po dostarczeniu jej do księgarń. Pisząc o swoich literackich doświadczeniach uchyliła rąbka tajemnicy przybliżając nam niuanse niełatwych procesów tworzenia literatury non fiction (współpraca z Kają Cezarią Iljin-Szymańską czy Jerzym Giedroyciem). Z drugiej strony literatka dużo miejsca poświęciła ciągowi dalszemu swoich wydawnictw, skutkom ubocznym przekazanych w nich treści, gdy tomy okupione twórczymi wysiłkami piszącego rozpoczynają samodzielną egzystencję niezależną od jego intencji. W szczególności odbywają się wiele wyjaśniające spotkania autorów z czytelnikami, wywołujące nawiązywanie nowych znajomości oraz lawinę zdarzeń z udziałem obu spotykających się stron – aż po propozycję miejsca w grobowcu (sic!). 
     Absolutnie wyjątkowym prezentem obdarowały autorkę Słabosłyszące Dzieci z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Wystawiły spektakl pt. "Dotyk oświeconej dłoni" na podstawie historii "Kai od Radosława" oraz przygotowały album z ilustracjami zatytułowany "Życie malowane «szerokim światem» - szlakiem Cezarii i Wiktorii Iljin...." Opisy wszystkich obrazów są zdaniami wyjętymi z tekstu książki, ilustrującymi wędrówkę bohaterki "Od Ałtaju po Bałtyk i Tatry". 

Sobie i światu
     Dwojaki jest również cel, jaki, być może, postawiła przed sobą autorka „Ulicy Żółwiego Strumienia” formułując uwagę „Pisanie pojmuję… jako posłannictwo, służenie innym, ale i sobie: własnym upodobaniom czy wręcz fascynacjom”. Polska patriotka, tworząc książki w języku ojczystym, wielokrotnie przysłużyła się swoim rodakom mieszkającym po obu stronach oceanu popularyzując wielką historię Polski. Będąc obywatelka świata i przebywając niemal trzydzieści lat poza granicami Kraju przyswoiła sobie „multiosobowość emigranta”, który winien „stać się pomostem między dwiema kulturami” (T. Łychowski). Jednak, co ważniejsze, Aleksandra Ziółkowska-Boehm pamięta, że jej „Korzenie są polskie” i ma świadomość, że dobre pisarstwo winno czerpać z tradycji swojego narodu, ale i ofiarowywać własnemu narodowi ponadczasowe dzieła. Pisarka dała wyraz temu przekonaniu całą swą twórczością, przysparzając Ojczyźnie sprzymierzeńców na wielu kontynentach. Gorąca orędowniczka polskości, służąc narodowej sprawie, w wywiadzie dla nowojorskiego „Nowego Dziennika” wystosowała specjalny apel do rodaków rozsianych po wielkim świecie: „Mówmy dobrze o Polsce”. Może posłanie to dotrze i do Europy…
     Jednocześnie, entuzjastka pięknych historii i pasjonatka polskiej mowy, realizuje siebie żyjąc w ciągłym ruchu i angażując się w niezliczoną ilość projektów i przedsięwzięć społecznych, kulturalnych, naukowych, a przede wszystkim literackich. „Moje własne życie dostarcza mi emocji, które często są inspiracją” i chwała Ci za to Pani Aleksandro! Cóż może być bardziej fascynującego niż prawdziwe życie (non fiction) urozmaicone ciągiem niezwykłych wydarzeń, nierzadko o światowym zasięgu (bo „Nie tylko Ameryka”, ale i „Kanada, Kanada”).

Od Tatr aż po Kresy Wschodnie
     Wśród Polonii amerykańskiej, kanadyjskiej i każdej innej pozostawało wielu kresowian, o których z wielką atencją opowiedziała Polonuska z Ameryki. Ucieszył mnie rozdział zatytułowany „Ludzie z Kresów w moich książkach”, w którym przeczytałam zdanie: „Z radością dowiadywałam się, ilu wybitnych wspaniałych Polaków ma przeszłość kresową”. Podobne uczucia towarzyszyły mi, gdy odkrywałam swego czasu, iż „Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że większość wybitnych Polaków miała bardziej lub mniej ścisły kontakt z naszymi górami i ich stolicą” [Tatry i Zakopane – MP], o czym napisałam we wstępniaku do bloga CzytamPoPolsku.pl (w dalszej kolejności, studiując biografie Wielkich Polaków, skonstatowałam ich kresowe pochodzenie, skutkiem czego  w kręgu moich zainteresowań także znalazły się Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej).

Bądźmy dobrzy dla pisarzy
     W Aneksie do „Pisarskich delicji” Aleksandra Ziółkowska-Boehm rozważała, jakich pisarskich honorów może się spodziewać autor książki. W pierwszym rzędzie wymieniła kontakt z czytelnikami – osobisty lub listowny – oraz recenzje i nagrody. Te ostatnie, jako uwieńczenie dzieła, są „marzeniem każdego twórcy” – przyznała literatka wyjątkowo szczodrze nagradzana przez przeróżne gremia.
Sprawa z recenzjami przedstawia się zgoła odmiennie. Pisarka wyjawiła pogląd, z którym nie sposób się nie zgodzić: „można się modlić o recenzję, ale prosić o nią nie wypada”. I nie trzeba. Jeśli twórca podaje czytelnikowi prawdziwe odautorskie delicje, którymi ten może się godzinami delektować, trudno nie spodziewać się od niego wdzięczności wyrażonej skromną choćby recenzją





Korzenie sa polskie Malgorzata Poniatowska













MAŁGORZATA  PONIATOWSKA
Czytam po polsku, 4 czerwca 2019

Korzenie, które są polskie 

     Aleksandra Ziółkowska-Boehm od połowy lat 80’ XX w. prowadziła rozmowy z wybitnymi postaciami życia społecznego w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, których „Korzenie są polskie". Pisarka, od kilku lat mieszkająca na kontynencie amerykańskim, zebrała te wywiady w książkę wydaną w Polsce. Poprzez rozmowy i komentarze do nich zaprezentowała swą ogromną wiedzę na tematy społeczne krajów  Ameryki. Kanadyjska i amerykańska kultura, nauka, polityka, gospodarka nie mają tajemnic dla Polki urodzonej w Łodzi. Mój podziw wzbudził zakres i poziom merytoryczny pytań zadawanych przedstawicielom bardzo nieraz odległych dziedzin wiedzy, a raport osiągnięć neuroendokrynologicznych profesora Andrew Schally’ego rzucił mnie na kolana.
    Tytułowe korzenie Aleksandra Ziółkowska-Boehm zaczerpnęła z wypowiedzi doradcy prezydentów USA – Zbigniewa Brzezińskiego, który pragnął, aby jego „dzieci były dumne z polskiego pochodzenia i świadome polskiej tradycji i historii”, a gdy dorosną będą szukać własnych korzeni. „Korzeni, które… są polskie”.
      Naturalnie, literatka pamięta o swych korzeniach, podkreślając wyrastanie wybitnych Polaków, po wojnie osiadłych w Ameryce, z polskiej kultury, tradycji, obyczajów, wartości. Pisała i pisze „o ludziach, których dotknęła historia w okrutny sposób”, a jednak mimo traumatycznych wspomnień wydarzeń doświadczanych w ojczyźnie nie wypierają się polskiego pochodzenia i związków z polskością, wręcz przeciwnie – wykazują swój związek z polskością, między innymi poprzez pielęgnowanie polskiej mowy, polskiej tradycji i zwyczajów.



Emigracja, Polonia, patriotyzm
     Czytałam książkę Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, wydaną ćwierć wieku temu, bogatsza o znajomość wydarzeń mających miejsce już po jej edycji. Znałam dalsze losy bohaterów zbioru, ich późniejsze osiągnięcia, a także ujawnione dopiero po roku przełomu 1989, mniej lub bardziej skrywane czy przekłamywane fakty. Kwestie, jakie dzięki niezwykle przenikliwej umysłowości humanistki bardzo trafnie przedstawiła i oceniła, ja mogłam na bieżąco skonfrontować z rzeczywistością. Szczególnie interesujące wydawały mi się opinie, jakie rozmówcy prozaiczki wyrażali na temat innych przedstawicieli Polonii. Wzajemne oskarżenia, podejrzenia o „współpracę” zweryfikował bezstronny czas. Z dużą dozą wrodzonego taktu literatka przedstawiła stanowiska swych bohaterów na temat ówczesnej kondycji Polonii, choć nie zawsze zgadzała się z nimi. „Emigracja zazwyczaj kończy się po ustabilizowaniu”. Z powodzeniem zmierzyła się z legendą noblisty Czesława Miłosza, który „Nigdy nie chciał być uwikłany w historii”, i jednocześnie z pogardą wyrażał się o "niesłychanym prymitywizmie Polonii amerykańskiej”.
    
Pisarka korzystając ze słów swych interlokutorów zapoznała czytelników z pojęciami emigracja i Polonia oraz z charakterystyką środowisk polonijnych. Zwięzłą definicję Polonii przytoczyła za  publicystą i działaczem polonijnym Benedyktem Heydenkorn: „termin Polonia obejmuje tych, którzy w jakiejkolwiek formie zachowują związek z Polską, jej kulturą, tradycją”.  Podzieliła się poglądami rozmówców w kwestii Polonii i ogólniej – emigracji oraz dała czytelnikom wykładnię problematyki emigracyjnej ze wszystkimi jej aspektami – organizacjami polonijnymi, rolą Polonii dla Polaków w kraju i za granicą, a także jej znaczeniem dla społeczeństw krajów goszczących rodaków. Wybierając określonych rozmówców dowiodła znaczącego wkładu Polaków w dorobek krajów, w których przyszło im działać, czy to w sferze nauki, kultury, polityki, gospodarki. Istotnemu udziałowi i zaangażowaniu Polaków w rozwój nowych ojczyzn sprzyjało, szczególnie w przypadku ostatnich fal emigracji (powojenna czy „solidarnościowa”), wyjątkowo wysokie wykształcenie polskich emigrantów w porównaniu z innymi grupami etnicznymi. Na ten fakt, w rozmowie z pisarka, zwrócił uwagę inżynier Zdzisław Przygoda.

Talent – to wybryk natury
     Przytaczając treści wywiadów lub tylko odtwarzając z pamięci rozmowy z osobistościami Polonii autorka w przemyślany sposób wybrała interesujące sformułowania lub fakty, uważając je za warte upowszechnienia poprzez swą poważną lub niepoważną wymowę. Co ważne, nie obserwuje się w tym zestawieniu żadnego rozdźwięku. Przeciwnie – momenty lżejsze pozwalają czytelnikowi odetchnąć po akapitach nasyconych dużą wagą treści filozoficznych przemyśleń. Jedne, jak i drugie, wplecione zostały w logiczny ciąg myśli, jakie Aleksandra Ziółkowska-Boehm pragnęła przekazać czytelnikom prezentując postaci wybitnych Polaków działających na obczyźnie. „Nieszczęście nie jest niczym innym jak maską na twarzy przeznaczenia” stwierdził pisarz i myśliciel Isaac Bashevis Singer, a obok pewna pani skomentowała swą pracę  u autora pieśni „Czerwone maki”, Feliksa Konarskiego, „O Jezu, to ja sprzątam u historii!
Literatka, od wielu lat tworząca poza granicami Kraju, tak kiedyś, jak i obecnie, po mistrzowsku posługuje się językiem ojczystym, dzięki czemu lekturę „Korzeni…” czy innych jej dzieł, uważać należy za szczególną ucztę duchową.
Mistrzyni pióra obficie cytuje fragmenty prozy swych kolegów po piórze doceniając ich wartość i wykazując się kompletnym brakiem zazdrości o konkurencję, a nade wszystko ujmując szlachetnością celów i czystością intencji. Moją uwagę zwróciło przesłanie dla pisarzy autorstwa Isaaca Bashevisa Singera oraz jego niezwykle cenne wskazówki dla twórców literatury. „Trzeba umieć pokazywać jednocześnie wyjątkowość i powszechność zjawiska, narodowość i uniwersalizm, realizm i mistycyzm”. Dywagacje owe kończy literat zaskakującym stwierdzeniem „Talent – to wybryk natury”. Natomiast w „Notach o wygnaniu” Czesława Miłosza pisarka znalazła, moim zdaniem, bardzo wartościowy akapit wyrażający cały tragizm emigracyjnej rzeczywistości:
Wzór. Był świadom swego zdania i ludzie czekali na jego słowa, ale zakazano mu mówić. Tam, gdzie teraz mieszka, może mówić, ale nikt go nie słucha, co więcej, zapomniał, co miał do powiedzenia”.





Emigracja to ciężki kawałek życia
     Publikacja Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm jest tym bardziej cenna, iż posiada wydźwięk utworu pisanego „ku pokrzepieniu serc”, ponieważ, jak ostrzegał potencjalnych przybyszów z Polski, publicysta i działacz polonijny Benedykt Heydenkorn, „Emigracja to ciężki kawałek życia… lecz z perspektywą radości, przygód, dostatku”. Podniesieniu samooceny rodaków służą godne najwyższego podziwu i szacunku biografie ludzi, mocno osadzone w naszej niełatwej historii. Można w nich znaleźć żołnierza Drugiego Korpusu Władysława Andersa, uczestnika bitwy o Monte Cassino, Kawalera Orderu Virtuti Militari, więźnia niemieckich obozów koncentracyjnych, kuriera i emisariusza Armii Krajowej. A propos - sienkiewiczowską Trylogię tłumaczył jeden z bohaterów książki, Wiesław S. Kuniczak, traktując ten przekład, a właściwie adaptację dzieła jako swoiste Opus vitae.
     Obraz ameryki wykreowany przez Aleksandrę Ziółkowską-Boehm za pośrednictwem dyskusji ze znanymi rodakami, zamieszkałymi na północ od Meksyku, jawi się niemal jako ziemia obiecana. Jan Nowak Jeziorański, wieloletni dyrektor Radia Wolna Europa, przyznał „Poza Polską – tylko w USA nie czuję się cudzoziemcem ani emigrantem”. I dalej „Stany Zjednoczone pozwoliły mi przez wiele lat służyć mojemu krajowi”. Należy w tym miejscu zauważyć, że wszyscy bohaterowie książki to ludzie sukcesu, którzy być może, dzięki ryzykownej decyzji o opuszczeniu „kraju lat dziecinnych” (podjętej przez nich samych lub ich rodziców), osiągnęli w życiu tak wiele. Noblista, biochemik, Andrew Schally skwitował myśl o wdzięczności dla swej drugiej ojczyzny zdaniem „To Ameryka uczyniła moją pracę możliwą…”.
     Z dużym prawdopodobieństwem mogę przypuszczać, że opinię tę podzielali pozostali bohaterowie tomu (a może i jego autorka?)…