Małgorzata Poniatowska
Czytam po polsku, wtorek, 28 sierpnia 2018
Twój Styl 2004
Szeptem, na paluszkach
Jak odnieść się do książki, która wzbudziła we
mnie piramidę emocji, uczuć, wspomnień, refleksji? Jak w kilku akapitach
zamieszczanych w postach „książkowego” bloga pomieścić wrażenia wywołane
lekturą, którą autorka, w skierowanej do mnie dedykacji, nazwała „swoją
bardzo «własną» książką”? Tak własną, osobistą, że czytając ją
starałam się „na paluszkach” wchodzić w jej intymny, wcale nie mały świat, aby
nikogo nie urazić swym najściem. Bogactwo i głębia poruszanych w tomie
zagadnień poraziła mnie i doprowadziła do wniosku, iż zapewne porwałam się z
motyką na słońce pragnąc ująć w słowa myśli podszepnięte przez książkę
autorstwa Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm oraz odczytać jej przesłanie i
odkryć jego sens. Nie porzuciłam jednak zamiaru skomentowania autobiograficznych
stron publikacji zatytułowanej „Ulica Żółwiego Strumienia” i
podjęłam postawione przede mną wyzwanie.
Poplątane światy
Zaciekawiła mnie nietypowa kompozycja książki
zawierająca przeplatające się wspomnienia i dziennik, zachowujące
ciągłość czasu. Gdy kończy się okres obejmujący wspomnienia autorki (1992r.),
rozpoczynają się wydarzenia przedstawione w dzienniku (1993r.). Retrospekcyjne
ujęcie kwestii własnej biografii pozwoliło pisarce stworzyć w wyobraźni
czytelników poplątane światy – polski i amerykański oraz przedstawić
swoje „losy rozpostarte po mnóstwie krain”. Nieprawdopodobna ilość
ludzi, miejsc, krajów, wydarzeń, podróży, spotkań, wydawała się niemożliwa do
nagromadzenia w ciągu czterdziestolecia jednej osoby. A jednak! W życiu
Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm spełniło się hasło propagandy sukcesu „Polak
potrafi”. Owa Polka potrafiła pokierować swymi losami tak, aby
opisane w książce wywołały u czytelników (a szczególnie ich żeńskiej części)
stany wzruszenia, zamyślenia, wzburzenia, zazdrości. Ze wszystkich stron
biografii wyłania się nadzieja i optymizm oraz
przekonanie, że zawsze może i powinno być lepiej w życiu każdej z nas.
Polska była i będzie
W tekście Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm
dostrzegłam kilka przenikających się wątków pobocznych, jednakowo ważnych dla
właściwego odbioru bardzo osobistych zwierzeń literatki. Wśród nich znalazły
się wydarzenia zaczerpnięte z najnowszej historii Polski – od lat pięćdziesiątych do
dziewięćdziesiątych XX wieku – pilnie studiowane przez autorkę, mimo jej
„historycznej nieobecności” w Kraju. Ojczyzna widziana zza oceanu jawiła
się przedstawicielom Polonii, jako ziemia obiecana, kraina marzeń, za
która należy tęsknić, ale niekoniecznie do niej wracać. W trudnych dla Polski
okresach, między środowiskami emigrantów politycznych i ekonomicznych, w
jakich obracała się pisarka, a Krajem, następował rozbrat. Zarówno w Polsce,
jak i wśród przedstawicieli polskiej emigracji, pojawiały się postawy i wybory,
które trudno było jej zrozumieć. „Jechałaś innym pociągiem niż my” –
stwierdził jeden z jej przyjaciół. Pomimo realistycznego spojrzenia na swych
rodaków i Ojczyznę, nikogo nie oceniała i zawsze występowała, jako orędowniczka
sprawy polskiej na świecie. Będąc daleko od Europy bardzo przeżywała
wydarzenia rozgrywające się w Kraju nad Wisłą. Zdawała sobie sprawę z tego, że
„Polska była i będzie… każde
pokolenie musi spłacić dług swoją krwią”.
Lubię
swoich przyjaciół
Drugim wątkiem zajmującym poczesne miejsce w
publikacji polsko – amerykańskiej literatki jest cały szereg jej spotkań i
znajomości z wybitnymi osobami pochodzącymi z Polski, Europy i świata.
Przez karty wspomnień przewijają się dziesiątki, jeśli nie setki, nazwisk
znanych czytelnikom z pierwszych stron gazet, z telewizji, a nawet z
literatury. Wiele z nich należy do grona osób, o których Aleksandra
Ziółkowska-Boehm mówiła „Lubię swoich przyjaciół”. Obcowanie z
wartościowymi ludźmi o szerokich horyzontach myślowych, wysokiej kulturze,
niezłomnych postawach i wszechstronnie wykształconych sprzyjało rozwojowi
wewnętrznemu, intelektualnemu i twórczemu pisarki. Dzięki temu studiowała
wybrane przez siebie zagadnienia, formułowała własne wnioski, z odwagą głosiła
swoje poglądy tworząc niezależne od nikogo dzieła literackie.
Twórczyni bardzo udanie wprowadziła do swego
tekstu cytaty innych autorów, przytoczyła cudne wiersze i
umieściła elementy humorystyczne, acz nie pozbawione głębszego sensu.
Ułożyła z nich niebanalną, czytelną mozaikę, pełną ujmującego uroku, w
czym słychać podszepty mistrza Melchiora. Z wielu
przykładów wybrałam urywki dowodzące finezyjności stworzonego utworu i
literackiego polotu jego autorki. Jak mawiał jej ojciec: „inteligentny
człowiek wie, co powiedzieć, mądry wie, kiedy powiedzieć”. A przyjaciółka
skwitowała swego małżonka: „to był dobry mąż, on mi pomógł wydać te
wszystkie pieniądze”. Ujmujący, prosty, refleksyjny wierszyk Krystyny
Siedleckiej szczególnie zapadł mi w pamięć:
„Dzieciństwo
beztroskie,
Dzieciństwo dalekie,
Dlaczego być muszę
Dorosłym człowiekiem?”
Dzieciństwo dalekie,
Dlaczego być muszę
Dorosłym człowiekiem?”
Żyłam tak, jak chciałam
Czas zatem na skomentowanie kluczowego wątku
publikacji, jakim są nad wyraz osobiste wspomnienia Aleksandry
Ziółkowskiej-Boehm. Czy można je nazwać rozliczeniem z przeszłością?
Chyba nie. Subiektywna natura tychże wspomnień zainspirowała mnie do
przyjrzenia się lekturze „Ulicy Żółwiego Strumienia” przez filtr
moich własnych (o ile uboższych) doświadczeń. W niekłamane zdumienie
wprawiło mnie wiele podobnych obrazów, słów, odczuć zapamiętanych przez autorkę
z okresu jej dzieciństwa. Nie spodziewałam się bowiem, iż tak poruszą
mnie określenia „kompot w garnuszku”, „złota Bozia”, „sypanie
kwiatków”, które towarzyszyły także mojemu dzieciństwu. Z radością czytałam
strony poświęcone rodzinnym i religijnym świętom, wiośnie i
latu, ogrodowi i zwierzętom, dziewczyńskim pamiętnikom czy lekturom. Niepokojem
napawały mnie przytaczane przez pisarkę, z pozoru niewinne, zdania
wypowiadane przez dorosłych, głęboko zapadające w pamięć dzieci. Z nich to
wykluwają się późniejsze dziecięce lęki i fobie dorosłych. „Dziewczynki
to nieustanne zmartwienie”, „jak my przeżyjemy z dziećmi”, „mamy
dzieci, co z nimi będzie”, „[Mama] pójdzie sobie w cały świat”.
Prozaiczka potrafiła wnikliwie obserwować życie, analizować wydarzenia i
zachowania ludzi oraz wyciągać niezwykle trafne wnioski. Ten właśnie aspekt
książki ujął mnie najbardziej. Tekst Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm naszpikowany
jest mądrościami życiowymi i przemyśleniami podyktowanymi przez
doświadczenie. Stwierdziła „życia nie ułożyłam sobie tak, jak chciałam, chociaż
żyłam tak, jak chciałam”. Uważała, że „nie problemy… ale sposób, w jaki
sobie z nimi radzimy, determinuje jakość naszego życia”. Zdarzało się, że „słowa
prawdy nie bywały piękne, a słowa piękne nie były prawdziwe”.
Sercem pisana książka
Znakomita pisarka, różnicując sposoby wyrażania
emocji, uczuć, myśli przedstawiła czytelnikom mężczyzn swojego życia:
syna – Tomka, męża – Normana i mentora – Melchiora Wańkowicza. Każda z tych
postaci odegrała znaczącą rolę w życiu wybitnej kobiety i uzyskała należne
miejsce na kartach autobiograficznej opowieści.
Cezurą w życiu studentki polonistyki, Aleksandry Ziółkowskiej, było spotkanie Króla Reportażu – Melchiora Wańkowicza, od którego to spotkania „wszystko się zaczęło”, a późniejsze „wydarzenia odróżnia się na «przedtem» i «potem»”. Przełomowymi momentami osobistego życia Aleksandry były narodziny syna Tomasza oraz poślubienie Normana Boehm. „Ulica Żółwiego Strumienia” – książka napisana przez kochającą matkę – przesycona jest dzieciństwem, dorastaniem, młodością i osiągnięciami Tomka, ale i obawami, niepokojami troskliwej mamy. Zagłębiając się we wspomnienia Aleksandry o jej mężu – Normanie – odnosiłam wrażenie, że czytam opowieść o podróży poślubnej młodych małżonków, bywających i przyjmowanych przez rzesze przyjaciół, odwiedzających piękne zakątki i biorących udział w niepowszednich widowiskach, spektaklach, wystawach. Ta książka pisana była sercem!
Cezurą w życiu studentki polonistyki, Aleksandry Ziółkowskiej, było spotkanie Króla Reportażu – Melchiora Wańkowicza, od którego to spotkania „wszystko się zaczęło”, a późniejsze „wydarzenia odróżnia się na «przedtem» i «potem»”. Przełomowymi momentami osobistego życia Aleksandry były narodziny syna Tomasza oraz poślubienie Normana Boehm. „Ulica Żółwiego Strumienia” – książka napisana przez kochającą matkę – przesycona jest dzieciństwem, dorastaniem, młodością i osiągnięciami Tomka, ale i obawami, niepokojami troskliwej mamy. Zagłębiając się we wspomnienia Aleksandry o jej mężu – Normanie – odnosiłam wrażenie, że czytam opowieść o podróży poślubnej młodych małżonków, bywających i przyjmowanych przez rzesze przyjaciół, odwiedzających piękne zakątki i biorących udział w niepowszednich widowiskach, spektaklach, wystawach. Ta książka pisana była sercem!
Za wszystkie momenty i wszystkie dni
Wspomnieniowa treść tomu poruszyła mnie i urzekła
rozważnymi wskazaniami, zwracającymi uwagę na hierarchię spraw w życiu
każdego z nas. Celem uświadomienia sobie, co jest w życiu najważniejsze można
np. sporządzić na własny użytek listę „przyjemnych momentów w życiu”,
aby posiłkować się nią w gorszych chwilach pamiętając, że zawsze może być
lepiej. Warto zdać sobie sprawę, jak wiele zawdzięczamy innym ludziom:
rodzinie, przyjaciołom i znajomym, dzięki którym poznaliśmy „wagę prawości
człowieka”, „poczucie bezpieczeństwa”, „ważność pracy”, „rozważną
pewność w postępowaniu” itp., itd. Bezgraniczną wdzięczność należni
jesteśmy nosić w sercu dla Boga czy Opatrzności „za życie, za
zdrowie, za łaski…, za wszystkie momenty i wszystkie dni…”
„Piękne, bo polskie” są miejsca
odwiedzane przez autorkę podczas jej pobytów w Ojczyźnie. Szczególnie
bliskie i ukochane są te miejsca, do których i ja z radością powracam, a które
literackie pióro Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm uwieczniło w książce: „smak
rozgrzanych jagód zrywanych w Radziejowicach…, białe brzozy w
Nieborowie…, zapach powietrza w Tatrach po deszczu…”.
W radziejowickim Pałacu Radziejowskich i w nieborowskim Pałacu Radziwiłłów oraz w zakopiańskiej Halamie, mieszczą się Domy Pracy Twórczej, gdzie autorka chętnie przebywała, czy to latem, czy zimą. Poznawała Tatry Polskie i ich górskie krajobrazy, w czym jest mi szczególnie bliska, bowiem „W górach jest wszystko, co kocham”… I niepojęta Natura, i poczucie Wolności, i bliskość Sacrum…
W radziejowickim Pałacu Radziejowskich i w nieborowskim Pałacu Radziwiłłów oraz w zakopiańskiej Halamie, mieszczą się Domy Pracy Twórczej, gdzie autorka chętnie przebywała, czy to latem, czy zimą. Poznawała Tatry Polskie i ich górskie krajobrazy, w czym jest mi szczególnie bliska, bowiem „W górach jest wszystko, co kocham”… I niepojęta Natura, i poczucie Wolności, i bliskość Sacrum…
Dziękując Aleksandrze Ziółkowskiej-Boehm za wyjątkową i „bardzo własną książkę” posłużę się słowami celnego spostrzeżenia, jakim podzieliła się ze swoimi czytelnikami
„To wielka sztuka umieć cenić swoją
teraźniejszość, bez większych niepokojów o przyszłość i nie rozpamiętywać
minionego”.