sobota, 9 marca 2013

Barbara Aleksandrowicz wywiad 2Tygodnik Polonijny

Wiadomość pochodzi z serwisu: Expatpol.com


Pisanie to wiele godzin samotności

Z pisarką i byłą sekretarką Melchiora Wańkowicza, dr Aleksandrą Ziółkowską-Boehm rozmawiała Barbara Aleksandrowicz
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
Fot. 2Tygodnik Polonijny
Pani Aleksandro, rok 2006 zaczął się dla Pani wyjątkowo dobrze. Najpierw przyszła wiadomość o nagrodzie stanu Delaware, a potem o stypendium...

Był to piękny prezent, o którym wiadomość przyszła z końcem ubiegłego roku, dokładnie w dzień Bożego Narodzenia. Delaware Division of the Arts przyznało mi doroczną nagrodę za rok 2006 w dziedzinie literatury. Dostałam ją w dziedzinie literatury faktu („creative non-fiction”). Uroczystość odbyła się w lutym w stolicy stanu, Dover, dyplom i czek wręczyła mi pani gubernator stanu Delaware, Ruth Ann Minner.W kwietniu dostałam zawiadomienie o przyznaniu mi prestiżowego amerykańskiego stypendium Fulbrighta. Od jesieni będę 9 miesięcy w Polsce jako „Fulbright scholar”. Pozostanę w stałym kontakcie z Instytutem Historii Uniwersytetu Warszawskiego. W Warszawie będę zbierać materiał do nowej książki. Mam mieć także wykłady na Uniwersytecie w Wilnie (z rekomendacji Tomasa Venclovy), z czego cieszę się w sposób szczególny. Zaproszono mnie do Ośrodka Kultury Polskiej w Dusseldorfie. Kilka innych miejsc jest w trakcie ustalania. Będzie mi towarzyszył mój mąż Norman, którego pobyt również sfinansowano. Oczywiście, bardzo cieszę się z tego stypendium.

Jakie nowe Pani książki ukażą się w najbliższym czasie?W Stanach czekam na wydanie książki o Hubalczyku „A Polish Partisan’s Story”. Wydaje ją amerykańskie wydawnictwo o profilu historycznym Military History Press. Książka otrzymała między innymi bardzo dobrą recenzję znanej autorki książek i profesor dziennikarstwa na Columbia University, Susan Sherman, która m.in. napisała: „Narracja pasjonująca i trzymająca w napięciu od pierwszego zdania do ostatniego. Wprost perfekcyjny opis horroru, jaki przeżywa bohater”.W Polsce we wrześniu ukaże się moja książka historyczna o dziewczynie z Powstania Warszawskiego. Wydaje ją Wydawnictwo MUZA. Książka jest zatytułowana „Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego Krzyża”.Jest to opowieść o losach uczestniczki Powstania Warszawskiego, która przez 54 lata przechowywała krzyż Virtuti Militari majora Henryka Dobrzańskiego. Hubal dał go swojej kurierce, by naprawiła go w Warszawie, następnego dnia zginął. Kurierka przekazała go Kai (której brat Modest i narzeczony byli Hubalczykami), sama też zginęła. Kaja nosiła krzyż jak amulet na szyi w czasie okupacji, i potem w Powstaniu 1944 roku, przechodziła z nim kanałami powstańczej Warszawy. Po upadku Powstania pojechała do babci do Białegostoku, gdzie kilka godzin później została aresztowana i zesłana do obozu NKWD Nr 41 w Ostaszkowie. Krzyż Hubala w Ostaszkowie nosiła ukryty z obcasie buta. Do Polski wróciła w 1946 roku z malarią i tyfusem ważąc zaledwie 38 kilogramów. Powróciła do pełni sił i jako ceniony architekt (Cezaria Iljin Szymańska) brała udział w odbudowywaniu Warszawy. Jej mąż, Marek Szymański, „Sęp” od Hubala, którego losy są także ukazane w książce, założył Środowisko Hubalczyków. Opisuję dzielną kobietę i jej niezwykły sposób na życie - “aby zawsze było interesująco” i „mimo wszystko””. Książka zawiera wiele zapadających w serce scen. Interesujący i mało znany jest wątek tzw. gorączki syberyjskiej, gdy Polacy wyjeżdżali dobrowolnie lub pozostawali na Syberii z własnej woli. Byli wśród nich między innymi absolwenci uczelni rosyjskich, których głód ziemi w Królestwie Polskim na przełomie XIX i XX wieku wyprowadził za Ural. W tym czasie ludność masowo emigrowała do Ameryki, ale byli tacy, co jechali na Syberię. Książka pokazuje kolonię polską w Ałtaju na Syberii, żyjącą ze sobą, jak i z naturą, w niezwykłej symbiozie. Gdy na Syberię dotarł bolszewizm, rodzina bohaterki wróciła do Polski ostatnim eszelonem. Podróż trwała 11 miesięcy, ostatni wagon był trupiarnią.To samo amerykańskie wydawnictwo, które wydaje „A Polish Partisan’s Story”, sponsoruje tłumaczenie mojej najnowszej książki, i za jakiś czas zapewne powinna się ukazać po angielsku. Nie wiem, czy będzie miała tytuł ”Kaia - the Savior of the Hubal Cross”, czy inny.

Niebawem więc „A Polish Partisan’s Story” trafi do rąk Amerykanów...

Chciałabym, aby ta książka zyskała poparcie środowisk polonijnych, a także by temat polskiej historii został dobrze przyjęty przez Amerykanów. Staram się również o wydanie w języku angielskim pięknej książki „Bitwa o Monte Cassino” Melchiora Wańkowicza, której tłumaczenie przedłuża się w nieskończoność. Gdyby mi się udało doprowadzić sprawę do końca, byłoby to spłacenie swoistego długu wobec Wańkowicza, który wyjeżdżał z Ameryki w ciężkich warunkach finansowych w 1958 roku, a teraz, po śmierci, jakby powrócił ze swoją książką do bibliotek.

Pani czyni wiele dla Wańkowicza od ponad 30 lat, jakie upłynęły od jego śmierci w 1974 roku. Jest Pani autorką kilku książek jemu poświęconych. Największy rozgłos zyskała książka „Blisko Wańkowicza”.

To była moja pierwsza książka, miała 3 wydania, 100 tysięcy nakładu i cieszyła się ogromną popularnością. Miałam dwadzieścia kilka lat i byłam autorką bestselleru! Dobrze, że mi się wtedy w głowie nie przewróciło. Książkę sprzedawano spod lady. Była tak popularna, że wiele lat później, gdy wydawałam kolejne książki, o innej tematyce, zawsze także pytano mnie o Wańkowicza. Swoisty parasol jego nazwiska towarzyszył mi przez wiele lat. Kolejno napisałam tom esejów poświęconych życiu i twórczości pisarza, zatytułowany „Na tropach Wańkowicza”; ta książka miała dwa wydania. Z moim wstępem i przypisami ukazały się dwa tomy jego korespondencji z córką Krystyną, która zginęła w Powstaniu Warszawskim, dwa tomy korespondencji z żoną Zofią, zatytułowane „King i Królik”. Korespondencja Zofii i Melchiora Wańkowiczów”. I także ukazał się tom listów z Jerzym Giedroyciem.

Jak się Pani współpracowało z Jerzym Giedroyciem?
Praca z Jerzym Giedroyciem była intensywna i wspaniała, ale także niełatwa. Wielki Redaktor bardzo mi pomagał, ale także starał się mną jakby manipulować i wywierać nacisk. Pisarz nie mógł się przed stawianymi mu zarzutami bronić, więc moją rolą była obrona jego imienia. Tym bardziej, że jestem właścicielką archiwum pisarza i znam jego twórczość doskonale. Pod moim wpływem Giedroyc zmienił wstęp do książki, wycofał swoje ostre oskarżenia wobec Wańkowicza. Bardzo to sobie cenię, że udało mi się go przekonać i godne podziwu było to, że Giedroyc był otwarty na perswazję.

Bohaterką kolejnej książki była...Pani kotka... 

Kolejną książkę, niemal jako terapię, napisałam o koteczce Suzy pt. ”Podróże z moją kotką”. Miała ona dwa wydania i otrzymała tytuł ”Książki tygodnia”. Najlepsza księgarnia w Polsce imienia Bolesława Prusa w Warszawie poświęciła jej całe okno wystawowe tej książce. Na spotkania autorskie przychodziły tłumy. Zdobyła mi nowych czytelników, także takich, którzy nie znają innych moich książek, ani o Wańkowiczu, ani biograficznych. Pytają mnie teraz, czy napiszę następną książkę o zwierzętach.

Lubi Pani także formę wywiadów. W książce „Amerykanie z wyboru” wśród Pani rozmówców są nobliści: Isaak Singer, Czesław Miłosz, Andrew Schally. Jest też amerykański generał polskiego pochodzenia Donald Kutyna, senator kanadyjski, poseł do Parlamentu, słynny lotnik, wynalazca głowic Patriots, dr Stanisław Burzyński i wielu innych.

W Kanadzie po angielsku ukazał się mój zbiór wywiadów pod tytułem „The Roots Are Polish”. Lubię tę formę literacką. Wywiad ma dwa życia - jak mi powiedział Radek Sikorski - na bieżąco i po latach, służąc jako dokument historyczny. Wywiady ukazały się we wrocławskiej „Odrze” i jezuickim „Przeglądzie Powszechnym, w paryskich „Zeszytach Historycznych”, a także po angielsku w „Polish Review”, „Sarmatian Review”. Przeprowadziłam również rozmowy między innymi z W. Kuniczakiem, Ewą Thompson, Radkiem Sikorskim, Andrzejem Wajdą, Tomasem Venclova, z księdzem Janem Twardowskim, Andrzejem Wajdą i Zofią Korbońską.

Zajmuje się Pani także tematyką indiańską. Jak zrodził się ten pomysł?

I
nspiracją był dla mnie mój stryj, rzeźbiarz Korczak Ziółkowski, który zaczął rzeźbić w Południowej Dakocie pomnik wodza indiańskiego Crazy Horse. „Każdy ma w życiu swoją górę do wyrzeźbienia”, twierdził…i ja taką w postaci planowanej książki buduję. W rezerwacie Pine Ridge w Południowej Dakocie spędziłam dwa i pół miesiąca. Mam zaprzyjaźnionych wielu Indian. Od ponad dziesięciu lat prenumeruję dwa tygodniki „Lakota Times” i „Indian Country Today”. Jestem emocjonalnie bardzo z tą tematyką związana i przy książce na temat Indian pracuję już ponad 10 lat.

Była Pani także związana z filmem, teatrem…

.Niegdyś pracowałam w Warszawskim Teatrze Telewizji. Była to moja jedyna praca na tzw. etacie. Wystąpiłam w filmach dokumentalnych poświęconych Zbigniewowi Brzezińskiemu, Melchiorowi Wańkowiczowi i senatorowi Stanleyowi Haidaszowi.

Ma Pani wspaniałego syna, powód do dumy. Czym się zajmuje?

Mój syn, Thomas Tomczyk, absolwent warszawskiej szkoły średniej im. Reytana, wykształcony w Stanach Zjednoczonych, ma dyplom architekta. Magisterium zrobił z dziennikarstwa na University of Missouri. Jest rysownikiem i wydawcą własnego pisma „The Bay Islands Voice” na Karaibach. Jeździ dużo po świecie, publikował reportaże z Indii, Sudanu, Somalilandu, Kuby, Albanii. Jestem z niego naprawdę dumna, ale bardzo się martwię o niego. W tej chwili jest w Bhutanie. Pani Barbaro, gdy urodzimy dziecko, to już do końca życia będziemy się o nie martwić, niezależnie od jego wieku czy sytuacji. Szczególnie, gdy się ma takiego ruchliwego syna, jak mój. Miałam wiele nieprzespanych nocy i wiele modlitw w jego intencji.

Jako pisarka cieszy się Pani szacunkiem i podziwem. Pani książki są chętnie czytane i wysoko oceniane. Czy czuje się Pani spełniona?

To ogromna łaska, gdy wykonujemy zawód, który kochamy. Zajmuję się pisaniem od 30 lat, niczego innego nie umiem robić. Wiele czytam. Pisanie to proces ciągłej nauki, wytrwania, zmagań, cierpliwości, uwagi. I przede wszystkim to godziny samotności spędzone nad kartką papieru czy przed komputerem. Czy czuję się spełniona? Mam wspaniałego syna, kochającego męża, dom i piękny ogród. Mam też dwa koty. W Polsce mieszka moja mama, dwóch braci i ich rodziny. Mam też grono przyjaciół i wielu znajomych po obu stronach oceanu. Ogromnie ich wszystkich cenię, i naprawdę doceniam to, co mnie dobrego w życiu spotkało.

Czytelnicy „2Tygodnika Polonijnego” czytali w odcinkach Pani opowieść o aktorce Ingrid Bergman, cioci Pani męża Normana. W książce „Zwierzenia słynnych par” Barbary Henkel, obok takich par, jak Pendereccy, Kwaśniewscy, Wałęsowie, jest także Pani z mężem Normanem. Jak wygląda Państwa małżeństwo, ludzi z innych kultur? 

Mój mąż, protestant, urodzony w Ameryce (WASP), w młodości oficer Navy, nie mówi po polsku. Jesteśmy ze sobą już ponad 16 lat. Nasze małżeństwo to magia, istny cud. Może dlatego, że stworzyliśmy nasz związek w wieku, kiedy potrafiliśmy ocenić i docenić wiele spraw i wartości. Może kiedyś napiszę o tym książkę? A może nie będę umiała jej napisać?…

Wiele Państwo podróżujecie po świecie. Czy macie jakieś ulubione miejsca?

Zostawiłam duży kawałek serca nie tylko w Polsce, ale i w Toronto, Houston, Dallas, i Południowej Karolinie. Oswoiłam te miejsca, bo w nich dłużej mieszkałam. Lubię Meksyk, gdzie byłam wiele razy. Wszędzie, gdzie pomieszkamy dłużej, albo gdzie wracamy ponownie, zostawiamy cząstkę siebie.

Czego Pani żałuje w życiu?

Czego żałuję? Niektórych decyzji, pustych dni. Żałuję dzieciństwa mojego syna, że tak szybko minęło. Różnych minionych bezpowrotnie dni, które przeżyłabym inaczej. Ale jednocześnie jestem niejako przywiązana do moich błędów, bo mnie zahartowały i pozwoliły zdobyć nowe doświadczenia. Może dlatego nie jestem tak bardzo krytyczna wobec innych, bo nauczyły mnie one swoistej pokory.

O czym Pani marzy?

Chciałabym napisać jeszcze kilka książek. Chciałabym, aby były dobre i trafiały do ludzkich serc. Chciałabym je wydać tu w Ameryce, by dały Amerykanom wyobrażenie o Polsce i jej trudnej, pięknej historii…. Także chciałabym, by mój syn założył rodzinę, aby kontynuował swoją ciekawą karierę zawodową…. Chciałabym też zobaczyć Polskę dostatnią i spokojną. Z innych rzeczy… chciałabym na przykład co roku móc zaprosić zaprzyjaźnione kobiety na tydzień na wspólny wypoczynek, aby mieć czas na damskie pogaduszki. Jakże mi takich dni brakuje! Chciałabym spędzać więcej czasu z ludźmi, w których odkrywam pokrewną duszę. A z bardzo dziwnych rzeczy?… Chciałabym móc zaprosić swoje babki, prababki i pra-pra-babki na kolację do siebie, abyśmy opowiedziały sobie o swoim życiu, naszych wyborach, naszych marzeniach. Właśnie marzeniach, bo one o nas świadczą. Ciekawe, jak moje pra-prababki patrzyłyby na mnie, moją ruchliwość po świecie i na moje np. wyczyny z komputerem?

Dziękuję za rozmowę.Więcej o dr Aleksandrze Ziółkowskiej-Boehm na http://www.artsdel.org/information/iafrecipients/ziolkowska-boehm.shtml. www.radiocourier.com

lub: www.aleksandraziolkowskaboehm.radiocourier.com www.militaryhistorypress.com www.bayislandsvoice.com


Źródło: "2Tygodnik Polonijny"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz