http://www.wydawca.com.pl/index.php?s=info&kat=2&dzial=52&poddzial=113&id=4874
Moje
książki i Wańkowicz
25-08-2009
WYDAWCA.com.pl.
Andrzej Palacz:
MOJE KSIĄŻKI I
WAŃKOWICZ - ROZMOWA Z ALEKSANDRĄ ZIÓŁKOWSKĄ-BOEHM
Rozmowa
z pisarką ALEKSANDRĄ ZIÓŁKOWSKA-BOEHM
,,WYDAWCA’’:
Poznajemy się przy okazji wydania Pani kolejnej książki ,,Otwarta rana
Ameryki’’ poświęconej amerykańskim Indianom. Na ostatnich Targach Książki w
Krakowie nie było chyba nikogo, kto by nie zwrócił uwagi na przechadzające się
po hali barwne postacie w pióropuszach – ciekawa forma promocji, ciekawa
książka, ale dla Pani chyba dość nietypowa.
ALEKSANDRA ZIÓŁKOWSKA-BOHEM: I
tak, i nie; książki piszę od lat 30, to moja pasja, moje życie. Temat
,,indiański’’ fascynował mnie od dawna. W 1948 roku rzeźbiarz polskiego
pochodzenia Korczak Ziółkowski w Dakocie Południowej, w skałach Czarnych Wzgórz
rozpoczął pracę nad olbrzymim pomnikiem wodza Siuksów
Crazy Horse'a (Szalonego Konia), wsławionego bitwą nad Little Big Horn.
Po śmierci rzeźbiarza, od 1982 roku dzieło to kontynuuje rodzina, do której mam
honor należeć. Korczak Ziółkowski był moim stryjem, a jego historia stała się
punktem wyjścia zbioru opowieści reportażowych
poświęconych współczesnemu życiu i sytuacji amerykańskich Indian. Piszę w niej
o szkołach indiańskich, losach kobiet, które nazywam ,,indiańskimi
księżniczkami", o indiańskich szyfrantach z II Wojny Światowej, o smutku
rezerwatów i o fortunach kasyn gry, wspierających wiele ambitnych
przedsięwzięć. Załączyłam tam również rozmowy z przedstawicielami plemion
Szejenów, Apaczów, Kiowa, Chiskasaw.
Książka jest o
tyle dla mnie ważna, że jest to moja pierwsza ,,amerykańska’’ książka. I nie
myślę tu o języku, w którym została napisana, popełniłam już kilka innych, ale
o temacie, ściśle amerykańskim i wynikającym z moich doświadczeń zdobytych już
na tej oddalonej o tysiące kilometrów od Polski ziemi.
W.: Książka jest
bogato ilustrowana i pięknie wydana przez wydawnictwo Debit i z Bielska-Białej.
Z właścicielami Debitu,
małżeństwem Anną i Witoldem Wodziczko, znamy się kilka lat. Ucieszyłam się, gdy
przyjechali na styczniowy Salon Pisarzy w Bibliotece Narodowej, podczas którego
pełniłam rolę bohaterki. Lubimy się i cenimy, a ponieważ dużo mówiłam o
zbliżającej się właśnie do końca mojej ,,indiańskiej’’ książce, zaproponowali
mi współpracę. Efektem jest pięknie i starannie wydana książka, która, mam
nadzieję, spodoba się także czytelnikom. Na promocje książki zorganizowane w
Warszawie i Łodzi przyszły tłumy czytelników. Trochę nerwów kosztowało mnie
spotkanie w Warszawie; słotny dzień i rozkopane Krakowskie Przedmieście nie
zachęcały do nawet wyjścia z domu. Ale powoli, powoli sala Domu Literatury
zapełniała się. Spotkanie prowadził wybitny krytyk Krzysztof Masłoń. Jak się
okazało, po miłym wieczorze Debit sprzedał kilkadziesiąt moich książek, co
wspólnie uznaliśmy za sukces.
Z Debitem współpracowałam już
wcześniej, przy okazji drugiego wydania książki ,,Podróżę z moją kotką’’ – było
to wspólne wydanie z Nowym Światem pana Kamila Witkowskiego, przesympatycznego,
młodego człowieka, znawcę literatury i rynku wydawniczego, który mi wydał także
książkę ,,Nie minęło nic, prócz lat‘’. Jest to opowieść o zwierzętach, polskiej
wsi, i o … współczesnej Ameryce, toczona ze swadą, w formie korespondencyjnego
dialogu między mną a Szymonem Kobylińskim: dyskusja polemik, anegdot, cytatów i
dygresji. Ta książka ma być wznowiona wiosną z licznymi rysunkami Szymona
Kobylińskiego w Wydawnictwie Nowy Swiat.
W: Wydała Pani ponad 20
tytułów, w tym książki o Wańkowiczu, opowiadania, reportaże, wspomnienia.
Większość w języku polskim. Z ostatnich pamiętam ,,Kaję od Radosława, czyli
historię Hubalowego krzyża’’ wydaną prze Muzę w ubiegłym roku. Zmienia Pani
wydawców jak rękawiczki. Z czego to wynika?
Głównie z nieznajomości
polskiego rynku wydawniczego. Za granicą mieszkam na stałe od 1990 roku. Do
Polski przyjeżdżam często, zwykle na dwa miesiące, a teraz na cały rok jako
stypendystka Fulbrighta. Ale to za krótko, by poznać dokładnie rynek. Wielu
wydawnictw, które pamiętam z czasów PRL już nie ma, nie ma również nowych,
powstałych tuż po zmianach 98 roku, jak choćby Polonii, która rozpoczęła
wydawanie serii emigracyjnych i przedwojennych’ książek Wańkowicza. Teraz
negocjuję z kilkoma wydawnictwami; poznałam niedawno dzięki Panu Tadeuszowi
Górnemu prezesa PIW-u, Pana Rafała Skąpskiego, sprawia doskonałe wrażenie osoby
solidnej, odpowiedzialnej, zaproponował mi współpracę – zobaczę, może z tego
coś wyjdzie.
Właśnie
Wańkowicz, jak zaczęła się Pani przygoda z Wańkowiczem?
Zaczęła
i wciąż nie kończy. W Stanach opublikowałam dwa obszerne szkice poświęcone
Wańkowiczowi i jego metodzie twórczej. Chcąc amerykanom przybliżyć tą postać
nazwałam go ,,polskim Hemingawyem’’. To między innymi dzięki tym pracom
otrzymałam stypendium naukowe Fulbrighta – jest ono w USA bardzo cenione. Ale
po kolei.
Na czwartym roku polonistki (Uniwersytet
Łódzki, 1972 rok) za temat pracy magisterskiej wybrałam twórczość reportażową
Melchiora Wańkowcza. Praca była prawie na ukończeniu, zostało do wyjaśnienia
kilka ważnych kwestii, po które zwróciłam się do samego Pisarza. List ten
zaowocował spotkaniem z Nim: na piąte piętro kamienicy przy ul. Puławskiej 10,
naprzeciwko byłego kina Moskwa, wchodziłam z drżeniem serca. Jaki jest naprawdę
bohater mojej pracy, jak mnie przyjmie?
Po przeczytaniu kilku moich esejów poświęconych jego książkom, w tym
,,Strzępów epopei’’, Wańkowicz, z zimnego i dość oschłego starszego Pana
zmienił się nie do poznania; ,,Pani umie myśleć krytycznie’’ - powiedział. Z przewidywanych 40 minut spotkanie zmieniło się w długi i ciekawy
wieczór. Gosposia, Pani Marta podała kawę i ciasteczka, potem zasiedliśmy do
kolacji, a Wańkowicz opowiadał, opowiadał… między innymi o swych kłopotach z książką ,,Wojna i
pióro’’. Miała ukazać się nakładem Wydawnictwa MON i traktowała o stosunku do
wojny różnych narodów, i o formach jej prezentacji w literaturze. Autor dzielił
się w niej swymi bogatymi doświadczeniami, podawał wiele przykładów, przytaczał
tytuły. Wydawnictwu książka się spodobała, ale poprosiło o jej uzupełnienie o
przykłady z doświadczeń naszego wschodniego sąsiada. Wańkowicz odpowiedział, że
jest gotów to uczynić, ale nie posiada materiałów. Wydawnictwo zaproponowało pomoc researchera,
historyka Aleksandra Horodyskiego - właściwe nazwisko Kotecki. Współpraca obu
Panów układała się znakomicie; materiałów przybywało, książka rosła. Kiedy
Wańkowicza zaproponował wynagrodzenie za wykonaną pracę, usłyszał od
Horodyskiego, że ten robi to ,,dla mistrza-wieszcza, i nie oczekuje żadnej
rekompensaty finansowej. Bomba wybuchła, gdy książka została złożona do druku.
Okazało się, że Horodycki zażądał umieszczenie swego nazwiska na stronie
tytułowej książki jako współautor i to alfabetycznie, czyli przed Wańkowiczem.
Oczywiście pisarz odmówił, ale negocjacje ciągnęły się przez długie miesiące,
książka czekała na druk. Pisarz czuł się wykorzystany i oszukany. Stanęło w końcu
na formule: ,,przy współpracy autorskiej Aleksandra Horodyckiego’’.
Mówiąc mi o tym Wańkowicz miał swój cel –
nieoczekiwanie zaproponował mi pracę u siebie w charakterze właśnie
researchera. Myślę, że zakładał, że taka młoda osoba nie będzie miał ciągot
historyka, z którym się zetknął.
Pracował wówczas nad kolejną książką, przyszłą ,,Karafką La
Fontaine’a’’. Moje zadanie miało polegać na zbieraniu cytatów z książek typu
monograficznego i biograficznego dotyczących zagadnień związanych z szeroko
rozumianą twórczością: czym ona jest, czym jest natchnienie, jak wygląda praca
twórcy, z jakim problemami się on styka, cenzura, krytyka itp. Książka była
zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach: miała dokładny plan zatytułowanych
roboczo rozdziałów, podtytuły i odnośnik, miałam sięgać głównie po książki typu
monograficznego i biograficznego. Miałam się nie zgodzić?.. Ze spotkania
wyszłam oszołomiona i ze skarbem pod pachą: książkami z dedykacjami Mistrza i
pierwszą teczką z Jego archiwum. Wańkowicz miał doskonale opracowane archiwum:
poszczególne teczki dotyczące konkretnych książek, recenzje, listy,
fotografie – wszystko opisane i posegregowane. Źródło nieograniczonej wiedzy
dla mojej pracy magisterskiej. Te teczki mi po kolei wypożyczał do domu do
Lodzi. Co za ogromy kredyt zaufania, prawda?
Kolejne
spotkanie miało miejsce na drugi, niedzielny dzień. Był to maj, dni ,,książki i
prasy’’. Przed Pałacem Kultury odbywał się kiermasz książek, podczas którego,
na stoisku Instytutu Wydawniczego PAX Wańkowicz podpisywał swoje tytuły. Tłumy
ludzi z torbami pełnymi książek, Wańkowicz przez dwie godziny składający
autografy, i ja, skromna studentka wpisująca w podsuwane książki daty. Dwa
niezapomniane dni, które zmieniły moje życie.
Kolejne
miesiące to wizyta raz na dwa tygodnie w Warszawie – przekazanie zebranych
cytatów - to dla Pisarza, i odbiór kolejnej teczki – to dla mnie, do
mojej pracy magisterskiej.
Kilka
miesięcy później był wyjazd do Domu Pracy Twórczej w Oborach pod Warszawą,
później do Domu Pracy Twórczej ZAIKS-u w Konstancie gdzie Wańkowicz całymi
dniami pracował nad książką, a jeszcze później praca, na etacie, ,,sekretarki i
asystentki’’ . Dotychczasowa sekretarka Wańkowicza, pracująca u niego od
czterech lat, Pani Alicja, wyszła za mąż i planowała wyjazd na Węgry; Wańkowicz
poprosił mnie o jej zastąpienie. Długo jednak nie sekretarzowałam pisarzowi.
Nasilały się problemy ze zdrowiem, Wańkowicz zmarł 10
września 1974 w Warszawie na
nowotwór żołądka mając 82 lata. Znałam go w sumie dwa lata i trzy miesiące.
Za
cenną pamiątkę moje współpracy uważam np. dedykację, którą pisarza zamieścił w
drugim tomie ,,Karafki La Fontaine’a’’: ,,Mojej sekretarce magister Aleksandrze
Ziółkowskiej, bez której oddanego współpracownictwa zapewne byłaby to jeszcze
gorsza książka’’.
W.:
Jakim człowiekiem był wówczas Wańkowicz?
Zapamiętałam
pierwsze spotkanie, wrażenie. Miał szeroką twarz, dość długie włosy w
nieładzie. Oczy z opadającą górną powieką, ruchliwe i uważne. Wydawał się duży
i otyły. Ale poruszał się lekko i tym samym nie sprawiał wrażenia ciężkawego.
Miał w swojej sylwetce, ruchach coś szlachetnego, coś ,,pańskiego;’’. Wydawał
się także oschły, niecierpliwy i znużony. Gdy go poznałam był już człowiekiem
schorowanym, miał kłopoty ze zdrowiem, także bolała go ręka zraniona odłamkiem
podczas wojny. Ludzie go cieszyli, ale jednocześnie często męczyli i wręcz
irytowali. Był na ogół jednak życzliwy innym, szczególnie twórczym i ambitnym,
rzetelnym i oddanym pracy.
Dużo
ze sobą rozmawialiśmy, opowiadał o
sobie, żegnał się swoiście z życiem -
wiedział
że jest ciężko chory. Po operacji chudł w zastraszającym tempie. Byłam
świadkiem wielu interesujących rozmów i zapisów. Np. kilka miesięcy przed
śmiercią przekazał znaczną kwotę pieniędzy na pomoc represjonowanym studentom;
te kwoty potem stały się podwaliną finansowa KOR-u. O tym pisze profesor
Andrzej Friszke we wstępie do Jana Józefa Lipskiego ostatniej książki
poświeconej KORowi.
W
testamencie Wańkowicz zapisał mi swoje archiwum i możność korzystania z dwu
pokoi w jego willi, do czasu aż dostanę własne mieszkanie. Miałam także czuwać
nad serią ,,Dzieła Wybrane’’, otrzymując
w zamian odliczaną z honorarium pisarza miesięczną pensję. Jej wydania, dzieląc
się tytułami, podjęły wówczas Wydawnictwo Literackie i Instytut Wydawniczy PAX.
Za życia pisarza ukazał się tom pierwszy serii ,,Czerwień i amarant’’, w skład
którego weszły ,,Szczenięce lata’’ i ,,Opierzona rewolucja’’. Ta druga książka
ukazała się bez pewnych fragmentów – dopiero w 1993 roku, nakładem Wydawnictwa Polonia
wyszła pełna jej wersja. Testament Wańkowicza zapewnił mi dwa lata spokojnego
życia, mogłam skończyć pracę doktorską. Bardzo to sobie cenię.
W:
Wykorzystując zebrane w archiwum materiały opracowała i wydała Pani kilka
poważnych opracowań dotyczących Wańkowicza, m.in.: ,,Blisko
Wańkowicza", ,,Na tropach Wańkowicza", ,,Proces 1964 roku Melchiora
Wańkowicza’’ i ostatnio dwutomowy zbIór jego listów do żony, Zofii pt. ,,King i
Królik’’ pięknie wydany przez wydawnictwo ,,Twój Styl’’. To ogromna praca przypominająca
polskiemu społeczeństwu postać ,,mistrza reportażu’’.
A.Z:
Ale też ogromna odpowiedzialność. Jako młoda osobna przejmując ,,spadek’’ nie
miałem świadomości jego wagi. Wańkowicz był przecież na cenzurowanym u władzy
ludowej; był przez nią wciąż inwigilowany, ja zresztą też. Otrzymałam
zezwolenie na wgląd w akta Wańkowicza. Przeglądałam je w bibliotece IPN: opasłe
tomiska pełne donosów, raportów, odpisów, a nawet oryginałów, pisanych przez
niego listów. Moja teczka jest też opasła, liczy 200 stron. Znalazłam w niej
m.in. stenogram spotkania, na które zaproszono mnie, wkrótce po śmierci
Wańkowicza, do Ministerstwa Kultury: w towarzystwie wiceministra, krakowskiego
wydawcy oraz jakiegoś pana, który się nie przedstawił. Rozmawiano tam ze mną o
archiwum pisarza, jakie mam w stosunku do niego plany, kto się nim interesuje.
Nie miałam nic do ukrycia, ale przypadkiem chyba zdekonspirowałam wówczas
agenta o pseudonimie ,,Mieczysław’’ (Ryszard Lassota), który podszywając się
pod ,,przyjaciele domu’’ i sugerując przeniesienie archiwum do Londynu, do pana
Zbigniewa Racięskiego, próbował wyłudzić ode mnie archiwum. Pan Racięski,
którego znałam i do którego zadzwoniłam, nic o tym nie widział i agent wpadł.
Ale w teczce znalazłam też miłą dla mnie notatkę: Kazimierz Koźniewski, który
dla bezpieki pisał elaboraty na temat Wańkowicza, stwierdził, że archiwum,
które pozostaje w wilii pisarza przy ulicy Studenckiej 50, zostało „”zapisane w
całości jego sekretarce Aleksandrze Ziółkowskiej, którą Wańkowicz wysoko cenił,
a nawet twierdził, że ,,ostatni rok swego życia tylko jej zawdzięcza””’’.
Zawartość
archiwum była przedmiotem wielu plotek, domysłów, spekulacji. Rzadko je udostępniam, jedynie wówczas, gdy
wiem, że będzie ono naprawdę przydatne. Pokazałam je np. profesorowi Marcinowi
Kuli, Robertowi Jarockiemu, który potrzebował materiałów do ,,tematów żydowskich’’ Wańkowicza, Paweł Kądziela
potrzebował listy Kazimierza Wierzyńskiego, a Mirosława Pałaszewska
korespondencję z Zofią Kossak-Szczucką. Ostatnio udostępniam młodym historykom,
doktorantom, jak np. Annie Malcer Zakrzackiej z Gdańska.
Wracając
do samego Wańkowicza – mam w stosunku do niego swoisty dług wdzięczności, który
staram się spłacić pisząc książki o nim, drukując jego listy i inne materiały.
Pozostało jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, między innymi wydanie tzw.
Powązek, czyli publikacji dotychczas nie wydanych. W pierwszych latach po
śmierci Wańkowicza, mimo, że od ministra Kultury dostałam kasę pancerną do
przechowywania teczek, te moim zdaniem najważniejsze materiały, m.in.
,Powązki’’, wywiozłam do rodziców, do Łodzi. Dziś wszystko jest tu, w moim
warszawskim mieszkaniu.
Od
kilku lat poszukuję wydawców, którzy byli by zainteresowani wydaniem tych
rzeczy.
W.
Nie rozumiem, nie ma chętnych do ich wydania?
A.Z.:
To w większości są już rzeczy archiwalne. Niestety, wydawcy chcą wydawać
poszczególne tytuły, a mnie zależy na całości. Z planowego cyklu książek
poświęconych tematom żydowskim ukazała się np. tylko część pierwsza pt. ,,De
Profundis’’. Wańkowicz wydał ją w Tel
Awiwie, w Polsce wydano ją na początku lat 90. - weszła w skład serii
Wydawnictwa Polonia (które niestety zbankrutowało i seria została przetrwała).
Pozostała cześć druga pt. ,,Ziemia zanadto obiecana’’, traktująca o jego
fascynacjach narodem żydowskim; dlaczego był nękany, przetrwał, wybił się,
napisana obiektywnie, po Wańkowiczowsku,
czyli pokazująca różne koleje losu tego narodu. Ma swego wydawcę czekają też
jego reportaże o Wołyniu, książka ,,Kennedy na tle epoki’’.
Niestety,
o Wańkowiczu powoli zapomina się. W księgarniach nie ma jego tytułów – dopiero teraz, po wprowadzeniu ,,Ziela na
kraterze’’ na listę lektur obowiązkowych
wznowienia książki podjęła się łódzka Literatura. Młodzież nie zna
Wańkowicza.
Czasy,
gdy zainteresowanie postacią Wańkowicza
i jego książkami było ogromne: (pierwsze trzy wydania mojej ,,Blisko
Wańkowicza’’ ukazały się w nakładach po 30 tys. egzemplarzy); minęły. A szkoda,
bo jego książki można czytać na nowo - to znakomita lektura.
W.:
Może moda wróci?
Być może, ale jak szukałam wydawcy listów
Wańkowicza, to cała historia. Trwało to 10 lat: najpierw miał wydać je PAX,
później Prószyński i S-ka, w końcu stanęło na Twoim Stylu, o którym mogę
powiedzieć tylko same dobre słowa. Wyszła piękna książką, ale niestety w
nakładzie tylko 3 tys. egzemplarzy, który jeszcze się chyba nie sprzedał, Ale
to pokazuje, jakie jest zainteresowanie dziś Wańkowiczem. Miejmy nadzieję, że
to się zmieni. Czas przywrócić
Wańkowicza nowym pokoleniom.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm ur. 15
kwietnia 1949 r. w Łodzi,
polska pisarka, od 1990
r. zamieszkała w Wilmington
w stanie Delaware
w USA.
Córka Henryka i Antoniny z Laśkiewiczów. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie
Łódzkim (1968-73), w 1978 r.
obroniła doktorat nauk humanistycznych na Uniwersytecie
Warszawskim. W latach 1972-74
była asystentką i sekretarką Melchiora
Wańkowicza; pisarz zadedykował jej Karafki LaFontaine'a i
zapisał w testamencie swoje archiwum. W 1975 r.
przebywała w Oksfordzie
na stypendium Oxford Language Centre. W latach 1977-81
wchodziła w skład Redakcji Repertuaru Teatru
Telewizji Polskiej. W 1981 r.
wyjechała na kolejne stypendium zagraniczne (Ministerstwa Kultury rządu
prowincji Ontario, Kanadyjsko-Polskiego Instytutu Naukowego w Toronto i
Fundacji Adama Mickiewicza w Toronto), tym razem do Toronto. W
1985 r.
uzyskała stypendium waszyngtońskiego Institute of International Education
(Fulbright), w 1990
stypendium Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym
Jorku. Od 1990 r.
mieszka w USA.
Regularnie odwiedza Polskę. 2006-07
stypendystka Fulbrighta na wydziale Historii Uniwersytetu
Warszawskiego. Należy m.in. do Stowarzyszenia Autorów ZAiKS w
Warszawie (od 1976),
Stowarzyszenia Pisarzy Polskich
(od 1990),
Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie (od 1994), Fundacji
Kościuszkowskiej w Nowym Jorku ( od 1991),
Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce (od 1991)
Amerykańskiego PEN-Clubu (od 1998).
Otrzymała m.in. nagrody: Ministerstwa Kultury i Sztuki (1988),
,,Złoty Exlibris" Książnicy Pomorskiej (2001) i
The Delaware Division of the Arts Award in the Literature-Creative Nonfiction
discipline (2006),
Nagrodę Literacką za rok 2007 Stowarzyszenia Pisarzy Polskich na Obczyźnie,
Londyn 2007.
Autorka artykułów publikowanych m.in. w ,,Odrze", ,,Arkuszu", ,,Przekroju",
,,Polityce",
,,Przeglądzie Powszechnym", ,,Twoim Stylu", oraz pismach zagranicznych
– ,,Zeszytach Historycznych " (Paryż), ,,Kulturze" (Paryż), ,,Nowym
Dzienniku" (Nowy Jork), ,,Sarmatian Review" (Houston),
,,Periphery" (Ann Arbor), ,,The
Polish Review" (Nowy
Jork). Najnowsza jej książka „jest poświęcona tematy ce
amerykańskich Indian i nosi tytuł „Otwarta rana Ameryki”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz