niedziela, 7 października 2012

Andrzej Palacz rozmawia dla "Wydawcy"



http://www.wydawca.com.pl/index.php?s=info&kat=2&dzial=52&poddzial=113&id=4874



Moje książki i Wańkowicz

 



25-08-2009


WYDAWCA.com.pl.

 Fot. Juliusz Englert




Andrzej Palacz:
MOJE KSIĄŻKI I WAŃKOWICZ - ROZMOWA Z ALEKSANDRĄ ZIÓŁKOWSKĄ-BOEHM

Rozmowa z pisarką ALEKSANDRĄ ZIÓŁKOWSKA-BOEHM

 

 

,,WYDAWCA’’: Poznajemy się przy okazji wydania Pani kolejnej książki ,,Otwarta rana Ameryki’’ poświęconej amerykańskim Indianom. Na ostatnich Targach Książki w Krakowie nie było chyba nikogo, kto by nie zwrócił uwagi na przechadzające się po hali barwne postacie w pióropuszach – ciekawa forma promocji, ciekawa książka, ale dla Pani chyba dość nietypowa.

 

ALEKSANDRA ZIÓŁKOWSKA-BOHEM: I tak, i nie; książki piszę od lat 30, to moja pasja, moje życie. Temat ,,indiański’’ fascynował mnie od dawna. W 1948 roku rzeźbiarz polskiego pochodzenia Korczak Ziółkowski w Dakocie Południowej, w skałach Czarnych Wzgórz rozpoczął pracę nad olbrzymim pomnikiem wodza Siuksów Crazy Horse'a (Szalonego Konia), wsławionego bitwą nad Little Big Horn. Po śmierci rzeźbiarza, od 1982 roku dzieło to kontynuuje rodzina, do której mam honor należeć. Korczak Ziółkowski był moim stryjem, a jego historia stała się punktem wyjścia zbioru opowieści reportażowych poświęconych współczesnemu życiu i sytuacji amerykańskich Indian. Piszę w niej o szkołach indiańskich, losach kobiet, które nazywam ,,indiańskimi księżniczkami", o indiańskich szyfrantach z II Wojny Światowej, o smutku rezerwatów i o fortunach kasyn gry, wspierających wiele ambitnych przedsięwzięć. Załączyłam tam również rozmowy z przedstawicielami plemion Szejenów, Apaczów, Kiowa, Chiskasaw.

Książka jest o tyle dla mnie ważna, że jest to moja pierwsza ,,amerykańska’’ książka. I nie myślę tu o języku, w którym została napisana, popełniłam już kilka innych, ale o temacie, ściśle amerykańskim i wynikającym z moich doświadczeń zdobytych już na tej oddalonej o tysiące kilometrów od Polski ziemi.

 

W.: Książka jest bogato ilustrowana i pięknie  wydana  przez wydawnictwo Debit i z Bielska-Białej.

Z właścicielami Debitu, małżeństwem Anną i Witoldem Wodziczko, znamy się kilka lat. Ucieszyłam się, gdy przyjechali na styczniowy Salon Pisarzy w Bibliotece Narodowej, podczas którego pełniłam rolę bohaterki. Lubimy się i cenimy, a ponieważ dużo mówiłam o zbliżającej się właśnie do końca mojej ,,indiańskiej’’ książce, zaproponowali mi współpracę. Efektem jest pięknie i starannie wydana książka, która, mam nadzieję, spodoba się także czytelnikom. Na promocje książki zorganizowane w Warszawie i Łodzi przyszły tłumy czytelników. Trochę nerwów kosztowało mnie spotkanie w Warszawie; słotny dzień i rozkopane Krakowskie Przedmieście nie zachęcały do nawet wyjścia z domu. Ale powoli, powoli sala Domu Literatury zapełniała się. Spotkanie prowadził wybitny krytyk Krzysztof Masłoń. Jak się okazało, po miłym wieczorze Debit sprzedał kilkadziesiąt moich książek, co wspólnie uznaliśmy za sukces.

Z Debitem współpracowałam już wcześniej, przy okazji drugiego wydania książki ,,Podróżę z moją kotką’’ – było to wspólne wydanie z Nowym Światem pana Kamila Witkowskiego, przesympatycznego, młodego człowieka, znawcę literatury i rynku wydawniczego, który mi wydał także książkę ,,Nie minęło nic, prócz lat‘’. Jest to opowieść o zwierzętach, polskiej wsi, i o … współczesnej Ameryce, toczona ze swadą, w formie korespondencyjnego dialogu między mną a Szymonem Kobylińskim: dyskusja polemik, anegdot, cytatów i dygresji. Ta książka ma być wznowiona wiosną z licznymi rysunkami Szymona Kobylińskiego w Wydawnictwie Nowy Swiat.

 

W: Wydała Pani ponad 20 tytułów, w tym książki o Wańkowiczu, opowiadania, reportaże, wspomnienia. Większość w języku polskim. Z ostatnich pamiętam ,,Kaję od Radosława, czyli historię Hubalowego krzyża’’ wydaną prze Muzę w ubiegłym roku. Zmienia Pani wydawców jak rękawiczki. Z czego to wynika?

Głównie z nieznajomości polskiego rynku wydawniczego. Za granicą mieszkam na stałe od 1990 roku. Do Polski przyjeżdżam często, zwykle na dwa miesiące, a teraz na cały rok jako stypendystka Fulbrighta. Ale to za krótko, by poznać dokładnie rynek. Wielu wydawnictw, które pamiętam z czasów PRL już nie ma, nie ma również nowych, powstałych tuż po zmianach 98 roku, jak choćby Polonii, która rozpoczęła wydawanie serii emigracyjnych i przedwojennych’ książek Wańkowicza. Teraz negocjuję z kilkoma wydawnictwami; poznałam niedawno dzięki Panu Tadeuszowi Górnemu prezesa PIW-u, Pana Rafała Skąpskiego, sprawia doskonałe wrażenie osoby solidnej, odpowiedzialnej, zaproponował mi współpracę – zobaczę, może z tego coś wyjdzie.

 

Właśnie Wańkowicz, jak zaczęła się Pani przygoda z Wańkowiczem?

Zaczęła i wciąż nie kończy. W Stanach opublikowałam dwa obszerne szkice poświęcone Wańkowiczowi i jego metodzie twórczej. Chcąc amerykanom przybliżyć tą postać nazwałam go ,,polskim Hemingawyem’’. To między innymi dzięki tym pracom otrzymałam stypendium naukowe Fulbrighta – jest ono w USA bardzo cenione. Ale po kolei.

 Na czwartym roku polonistki (Uniwersytet Łódzki, 1972 rok) za temat pracy magisterskiej wybrałam twórczość reportażową Melchiora Wańkowcza. Praca była prawie na ukończeniu, zostało do wyjaśnienia kilka ważnych kwestii, po które zwróciłam się do samego Pisarza. List ten zaowocował spotkaniem z Nim: na piąte piętro kamienicy przy ul. Puławskiej 10, naprzeciwko byłego kina Moskwa, wchodziłam z drżeniem serca. Jaki jest naprawdę bohater mojej pracy, jak mnie przyjmie?  Po przeczytaniu kilku moich esejów poświęconych jego książkom, w tym ,,Strzępów epopei’’, Wańkowicz, z zimnego i dość oschłego starszego Pana zmienił się nie do poznania; ,,Pani umie myśleć krytycznie’’  - powiedział. Z przewidywanych 40  minut spotkanie zmieniło się w długi i ciekawy wieczór. Gosposia, Pani Marta podała kawę i ciasteczka, potem zasiedliśmy do kolacji, a Wańkowicz opowiadał, opowiadał… między innymi  o swych kłopotach z książką ,,Wojna i pióro’’. Miała ukazać się nakładem Wydawnictwa MON i traktowała o stosunku do wojny różnych narodów, i o formach jej prezentacji w literaturze. Autor dzielił się w niej swymi bogatymi doświadczeniami, podawał wiele przykładów, przytaczał tytuły. Wydawnictwu książka się spodobała, ale poprosiło o jej uzupełnienie o przykłady z doświadczeń naszego wschodniego sąsiada. Wańkowicz odpowiedział, że jest gotów to uczynić, ale nie posiada materiałów.  Wydawnictwo zaproponowało pomoc researchera, historyka Aleksandra Horodyskiego - właściwe nazwisko Kotecki. Współpraca obu Panów układała się znakomicie; materiałów przybywało, książka rosła. Kiedy Wańkowicza zaproponował wynagrodzenie za wykonaną pracę, usłyszał od Horodyskiego, że ten robi to ,,dla mistrza-wieszcza, i nie oczekuje żadnej rekompensaty finansowej. Bomba wybuchła, gdy książka została złożona do druku. Okazało się, że Horodycki zażądał umieszczenie swego nazwiska na stronie tytułowej książki jako współautor i to alfabetycznie, czyli przed Wańkowiczem. Oczywiście pisarz odmówił, ale negocjacje ciągnęły się przez długie miesiące, książka czekała na druk. Pisarz czuł się wykorzystany i oszukany. Stanęło w końcu na formule: ,,przy współpracy autorskiej Aleksandra Horodyckiego’’.

  Mówiąc mi o tym Wańkowicz miał swój cel – nieoczekiwanie zaproponował mi pracę u siebie w charakterze właśnie researchera. Myślę, że zakładał, że taka młoda osoba nie będzie miał ciągot historyka, z którym się zetknął.  Pracował wówczas nad kolejną książką, przyszłą ,,Karafką La Fontaine’a’’. Moje zadanie miało polegać na zbieraniu cytatów z książek typu monograficznego i biograficznego dotyczących zagadnień związanych z szeroko rozumianą twórczością: czym ona jest, czym jest natchnienie, jak wygląda praca twórcy, z jakim problemami się on styka, cenzura, krytyka itp. Książka była zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach: miała dokładny plan zatytułowanych roboczo rozdziałów, podtytuły i odnośnik, miałam sięgać głównie po książki typu monograficznego i biograficznego. Miałam się nie zgodzić?.. Ze spotkania wyszłam oszołomiona i ze skarbem pod pachą: książkami z dedykacjami Mistrza i pierwszą teczką z Jego archiwum. Wańkowicz miał doskonale opracowane archiwum: poszczególne teczki dotyczące konkretnych książek, recenzje, listy, fotografie  – wszystko opisane i  posegregowane. Źródło nieograniczonej wiedzy dla mojej pracy magisterskiej. Te teczki mi po kolei wypożyczał do domu do Lodzi. Co za ogromy kredyt zaufania, prawda?

Kolejne spotkanie miało miejsce na drugi, niedzielny dzień. Był to maj, dni ,,książki i prasy’’. Przed Pałacem Kultury odbywał się kiermasz książek, podczas którego, na stoisku Instytutu Wydawniczego PAX Wańkowicz podpisywał swoje tytuły. Tłumy ludzi z torbami pełnymi książek, Wańkowicz przez dwie godziny składający autografy, i ja, skromna studentka wpisująca w podsuwane książki daty. Dwa niezapomniane dni, które zmieniły moje życie.

Kolejne miesiące to wizyta raz na dwa tygodnie w Warszawie – przekazanie zebranych cytatów  - to dla Pisarza, i  odbiór kolejnej teczki – to dla mnie, do mojej pracy magisterskiej.

Kilka miesięcy później był wyjazd do Domu Pracy Twórczej w Oborach pod Warszawą, później do Domu Pracy Twórczej ZAIKS-u w Konstancie gdzie Wańkowicz całymi dniami pracował nad książką, a jeszcze później praca, na etacie, ,,sekretarki i asystentki’’ . Dotychczasowa sekretarka Wańkowicza, pracująca u niego od czterech lat, Pani Alicja, wyszła za mąż i planowała wyjazd na Węgry; Wańkowicz poprosił mnie o jej zastąpienie. Długo jednak nie sekretarzowałam pisarzowi. Nasilały się problemy ze zdrowiem, Wańkowicz zmarł 10 września 1974 w Warszawie na nowotwór żołądka mając 82 lata. Znałam go w sumie dwa lata i trzy miesiące.

Za cenną pamiątkę moje współpracy uważam np. dedykację, którą pisarza zamieścił w drugim tomie ,,Karafki La Fontaine’a’’: ,,Mojej sekretarce magister Aleksandrze Ziółkowskiej, bez której oddanego współpracownictwa zapewne byłaby to jeszcze gorsza książka’’.     

 

W.: Jakim człowiekiem był wówczas  Wańkowicz?

Zapamiętałam pierwsze spotkanie, wrażenie. Miał szeroką twarz, dość długie włosy w nieładzie. Oczy z opadającą górną powieką, ruchliwe i uważne. Wydawał się duży i otyły. Ale poruszał się lekko i tym samym nie sprawiał wrażenia ciężkawego. Miał w swojej sylwetce, ruchach coś szlachetnego, coś ,,pańskiego;’’. Wydawał się także oschły, niecierpliwy i znużony. Gdy go poznałam był już człowiekiem schorowanym, miał kłopoty ze zdrowiem, także bolała go ręka zraniona odłamkiem podczas wojny. Ludzie go cieszyli, ale jednocześnie często męczyli i wręcz irytowali. Był na ogół jednak życzliwy innym, szczególnie twórczym i ambitnym, rzetelnym i oddanym pracy.

Dużo ze sobą rozmawialiśmy, opowiadał  o sobie, żegnał się  swoiście z życiem -

wiedział że jest ciężko chory. Po operacji chudł w zastraszającym tempie. Byłam świadkiem wielu interesujących rozmów i zapisów. Np. kilka miesięcy przed śmiercią przekazał znaczną kwotę pieniędzy na pomoc represjonowanym studentom; te kwoty potem stały się podwaliną finansowa KOR-u. O tym pisze profesor Andrzej Friszke we wstępie do Jana Józefa Lipskiego ostatniej książki poświeconej KORowi.

W testamencie Wańkowicz zapisał mi swoje archiwum i możność korzystania z dwu pokoi w jego willi, do czasu aż dostanę własne mieszkanie. Miałam także czuwać nad  serią ,,Dzieła Wybrane’’, otrzymując w zamian odliczaną z honorarium pisarza miesięczną pensję. Jej wydania, dzieląc się tytułami, podjęły wówczas Wydawnictwo Literackie i Instytut Wydawniczy PAX. Za życia pisarza ukazał się tom pierwszy serii ,,Czerwień i amarant’’, w skład którego weszły ,,Szczenięce lata’’ i ,,Opierzona rewolucja’’. Ta druga książka ukazała się bez pewnych fragmentów – dopiero w 1993 roku, nakładem Wydawnictwa Polonia wyszła pełna jej wersja. Testament Wańkowicza zapewnił mi dwa lata spokojnego życia, mogłam skończyć pracę doktorską. Bardzo to sobie cenię.

 

W: Wykorzystując zebrane w archiwum materiały opracowała i wydała Pani kilka poważnych opracowań dotyczących Wańkowicza, m.in.: ,,Blisko Wańkowicza", ,,Na tropach Wańkowicza", ,,Proces 1964 roku Melchiora Wańkowicza’’ i ostatnio dwutomowy zbIór jego listów do żony, Zofii pt. ,,King i Królik’’ pięknie wydany przez wydawnictwo ,,Twój Styl’’. To ogromna praca przypominająca polskiemu społeczeństwu postać ,,mistrza reportażu’’.

 

A.Z: Ale też ogromna odpowiedzialność. Jako młoda osobna przejmując ,,spadek’’ nie miałem świadomości jego wagi. Wańkowicz był przecież na cenzurowanym u władzy ludowej; był przez nią wciąż inwigilowany, ja zresztą też. Otrzymałam zezwolenie na wgląd w akta Wańkowicza. Przeglądałam je w bibliotece IPN: opasłe tomiska pełne donosów, raportów, odpisów, a nawet oryginałów, pisanych przez niego listów. Moja teczka jest też opasła, liczy 200 stron. Znalazłam w niej m.in. stenogram spotkania, na które zaproszono mnie, wkrótce po śmierci Wańkowicza, do Ministerstwa Kultury: w towarzystwie wiceministra, krakowskiego wydawcy oraz jakiegoś pana, który się nie przedstawił. Rozmawiano tam ze mną o archiwum pisarza, jakie mam w stosunku do niego plany, kto się nim interesuje. Nie miałam nic do ukrycia, ale przypadkiem chyba zdekonspirowałam wówczas agenta o pseudonimie ,,Mieczysław’’ (Ryszard Lassota), który podszywając się pod ,,przyjaciele domu’’ i sugerując przeniesienie archiwum do Londynu, do pana Zbigniewa Racięskiego, próbował wyłudzić ode mnie archiwum. Pan Racięski, którego znałam i do którego zadzwoniłam, nic o tym nie widział i agent wpadł. Ale w teczce znalazłam też miłą dla mnie notatkę: Kazimierz Koźniewski, który dla bezpieki pisał elaboraty na temat Wańkowicza, stwierdził, że archiwum, które pozostaje w wilii pisarza przy ulicy Studenckiej 50, zostało „”zapisane w całości jego sekretarce Aleksandrze Ziółkowskiej, którą Wańkowicz wysoko cenił, a nawet twierdził, że ,,ostatni rok swego życia tylko jej zawdzięcza””’’.

Zawartość archiwum była przedmiotem wielu plotek, domysłów, spekulacji.  Rzadko je udostępniam, jedynie wówczas, gdy wiem, że będzie ono naprawdę przydatne. Pokazałam je np. profesorowi Marcinowi Kuli, Robertowi Jarockiemu, który potrzebował materiałów do ,,tematów  żydowskich’’ Wańkowicza, Paweł Kądziela potrzebował listy Kazimierza Wierzyńskiego, a Mirosława Pałaszewska korespondencję z Zofią Kossak-Szczucką. Ostatnio udostępniam młodym historykom, doktorantom, jak np. Annie Malcer Zakrzackiej z Gdańska.

Wracając do samego Wańkowicza – mam w stosunku do niego swoisty dług wdzięczności, który staram się spłacić pisząc książki o nim, drukując jego listy i inne materiały. Pozostało jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, między innymi wydanie tzw. Powązek, czyli publikacji dotychczas nie wydanych. W pierwszych latach po śmierci Wańkowicza, mimo, że od ministra Kultury dostałam kasę pancerną do przechowywania teczek, te moim zdaniem najważniejsze materiały, m.in. ,Powązki’’, wywiozłam do rodziców, do Łodzi. Dziś wszystko jest tu, w moim warszawskim mieszkaniu.

Od kilku lat poszukuję wydawców, którzy byli by zainteresowani wydaniem tych rzeczy.

 

W. Nie rozumiem, nie ma chętnych do ich wydania?

A.Z.: To w większości są już rzeczy archiwalne. Niestety, wydawcy chcą wydawać poszczególne tytuły, a mnie zależy na całości. Z planowego cyklu książek poświęconych tematom żydowskim ukazała się np. tylko część pierwsza pt. ,,De Profundis’’. Wańkowicz wydał ją  w Tel Awiwie, w Polsce wydano ją na początku lat 90. - weszła w skład serii Wydawnictwa Polonia (które niestety zbankrutowało i seria została przetrwała). Pozostała cześć druga pt. ,,Ziemia zanadto obiecana’’, traktująca o jego fascynacjach narodem żydowskim; dlaczego był nękany, przetrwał, wybił się, napisana  obiektywnie, po Wańkowiczowsku, czyli pokazująca różne koleje losu tego narodu. Ma swego wydawcę czekają też jego reportaże o Wołyniu, książka ,,Kennedy na tle epoki’’.

Niestety, o Wańkowiczu powoli zapomina się. W księgarniach nie ma jego tytułów  – dopiero teraz, po wprowadzeniu ,,Ziela na kraterze’’ na listę lektur obowiązkowych  wznowienia książki podjęła się łódzka Literatura. Młodzież nie zna Wańkowicza.

Czasy, gdy zainteresowanie postacią  Wańkowicza i jego książkami było ogromne: (pierwsze trzy wydania mojej ,,Blisko Wańkowicza’’ ukazały się w nakładach po 30 tys. egzemplarzy); minęły. A szkoda, bo jego książki można czytać na nowo - to znakomita lektura.

 

W.: Może moda wróci?

 Być może, ale jak szukałam wydawcy listów Wańkowicza, to cała historia. Trwało to 10 lat: najpierw miał wydać je PAX, później Prószyński i S-ka, w końcu stanęło na Twoim Stylu, o którym mogę powiedzieć tylko same dobre słowa. Wyszła piękna książką, ale niestety w nakładzie tylko 3 tys. egzemplarzy, który jeszcze się chyba nie sprzedał, Ale to pokazuje, jakie jest zainteresowanie dziś Wańkowiczem. Miejmy nadzieję, że to się  zmieni. Czas przywrócić Wańkowicza nowym pokoleniom.

 

 

 

Aleksandra Ziółkowska-Boehm  ur. 15 kwietnia 1949 r. w Łodzi, polska pisarka, od 1990 r. zamieszkała w Wilmington w stanie Delaware w USA. Córka Henryka i Antoniny z Laśkiewiczów. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Łódzkim (1968-73), w 1978 r. obroniła doktorat nauk humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 1972-74 była asystentką i sekretarką Melchiora Wańkowicza; pisarz zadedykował jej Karafki LaFontaine'a i zapisał w testamencie swoje archiwum. W 1975 r. przebywała w Oksfordzie na stypendium Oxford Language Centre. W latach 1977-81 wchodziła w skład Redakcji Repertuaru Teatru Telewizji Polskiej. W 1981 r. wyjechała na kolejne stypendium zagraniczne (Ministerstwa Kultury rządu prowincji Ontario, Kanadyjsko-Polskiego Instytutu Naukowego w Toronto i Fundacji Adama Mickiewicza w Toronto), tym razem do Toronto. W 1985 r. uzyskała stypendium waszyngtońskiego Institute of International Education (Fulbright), w 1990 stypendium Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku. Od 1990 r. mieszka w USA. Regularnie odwiedza Polskę. 2006-07 stypendystka Fulbrighta na wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Należy m.in. do Stowarzyszenia Autorów ZAiKS w Warszawie (od 1976), Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (od 1990), Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie (od 1994), Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku ( od 1991), Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce (od 1991) Amerykańskiego PEN-Clubu (od 1998). Otrzymała m.in. nagrody: Ministerstwa Kultury i Sztuki (1988), ,,Złoty Exlibris" Książnicy Pomorskiej (2001) i The Delaware Division of the Arts Award in the Literature-Creative Nonfiction discipline (2006), Nagrodę Literacką za rok 2007 Stowarzyszenia Pisarzy Polskich na Obczyźnie, Londyn 2007. Autorka artykułów publikowanych m.in. w ,,Odrze", ,,Arkuszu", ,,Przekroju", ,,Polityce", ,,Przeglądzie Powszechnym", ,,Twoim Stylu", oraz pismach zagranicznych – ,,Zeszytach Historycznych " (Paryż), ,,Kulturze" (Paryż), ,,Nowym Dzienniku" (Nowy Jork), ,,Sarmatian Review" (Houston), ,,Periphery" (Ann Arbor), ,,The Polish Review" (Nowy Jork). Najnowsza jej książka „jest poświęcona tematy ce amerykańskich Indian i nosi tytuł „Otwarta rana Ameryki”.

 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz