niedziela, 17 maja 2020

Jerzy R. Krzyzanowski





Aleksandra Ziółkowska-Boehm
LAUDACJA

Szanowni Państwo,
Szanowni Koledzy i Koleżanki ze Związku,
Panie i Panowie!

Przypadł mi w udziale zaszczyt, a równocześnie przyjemność, przedstawienia Państwu sylwetki Profesora Jerzego Romana Krzyżanowskiego  - Laureata Nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie za rok 2013.
Jak napisaliśmy:
Nagrodę główną za całokształt twórczości otrzymuje profesor doktor Jerzy R. Krzyżanowski ze Stanów  Zjednoczonych, nestor polskiej nauki o literaturze w kraju i za granicą.

Chcę we wstępie podkreślić, że swoim życiorysem i dorobkiem twórczym Jerzy Krzyżanowski mógłby obdarować kilka osób. Urodzony w 1922 roku w Lublinie, w latach 1930. związany był ze Związkiem Harcerstwa Polskiego. W 1939 roku brał udział w obronie Lublina. W czasie II wojny światowej - od 1942 roku był członkiem Szarych Szeregów i Armii Krajowej. Nosił pseudonim „Szpic”. W listopadzie 1944 został aresztowany i deportowany do Rosji. Jako więzień NKWD  przebywał w obozach w Riazaniu i Stalinogorsku.
Po powrocie do Polski w 1947 roku studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. W 1959, po ukończeniu studiów, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. W 1965 roku na Uniwersytecie w Michigan otrzymał tytuł doktora filozofii z tematyki literatury porównawczej. Wykładał literaturę polską kolejno na uniwersytetach w Michigan, Kolorado, Kansas i Ohio.  Na uniwersytecie w Columbus w stanie Ohio prowadził przez ćwierć wieku slawistykę.

Profesor Jerzy Krzyżanowski łączy pracę naukową w dziedzinie literatury polskiej i literatury porównawczej z twórczością literacką. Obok tomów studiów i rozpraw (jak np. „A Modern Polish Reader”, 1972, „Legenda Samosierry i inne prace krytyczne”, 1987),  jest autorem cyklu powieściowego: „Diana”, 1986, „Banff”, 1988, Ariadna”, 1998.  Są także powieści osobne: „Afrodyte”, 1999, Myślę, że wrócę kiedyś...”, 2001. Wszystkie są pięknym, gotowym materiałem filmowym, z ciekawymi wątkami miłosnymi, intrygującymi bohaterami.
.
Osobny nurt twórczości Krzyżanowskiego stanowi literatura dotyczaca II wojny światowej, jak na przykład: „Generał. Opowieść o Leopoldzie Okulickim”, 1980, „U Szarugi”, 2004, oraz antologia „Katyń w literaturze”, 1995.

Swoje zainteresowania badawcze dzieli między literaturę polską i amerkańską jako autor m.in. wydanej po polsku biografii Ernesta Hemingwaya (1963) i wydanej po angielsku biografii WŁadysława St. Reymonta (1972). Jest także autorem tomu szkiców historycznych i literackich „Widziane z Ameryki” (2009).
Profesor Krzyżanowski - członek wielu stowarzyszen i towarzystw naukowych w Polsce, Europie i Stanach Zjednoczonych jest także  zaangażowany w polonijne stowarzyszenia. Na przykład w latach 1976-87 był przewodniczącym Association for the Advancement of Polish Studies, w latach 1977-80 przewodniczącym Komitetu Planowania Północamerykańskiego Studium Spraw Polskich, w 1983-89 członkiem zarządu Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce, od 1991 jest członkiem komitetu Archiwum Wschodniego w USA.
Polskę odwiedza regularnie od 1998 roku, ale długo miał status bezpaństwowca. Władze PRL odmówiły mu przedłużenia polskiego paszportu i nie wpuściły do Polski.na pogrzeb ojca.

O Jerzym Romanie Krzyżanowskim usłyszałam najpierw w Warszawie od jego ojca, wybitnego profesora literatury,  Juliana Krzyżanowskiego (u którego zaraz po studiach otworzyłam przewód doktorski, po jego śmierci w 1976 roku moim promotorem została profesor Janina Kulczycka Saloni). Profesor Julian Krzyżanowski, który  spędził cztery lata w Londynie jako wykładowca na London School of Slavonic Studies zaważył w niemałym stopniu na zainteresowaniach syna Jerzego kulturą anglosaską. Jerzy Krzyżanowski przede wszystkim podkreśla, że ojcu zawdzięcza swoje wielkie zauroczenie twórczością Conrada, który był dla niego najwyższym autorytetem literackim, był i pozostanie niedościgłym wzorem sztuki pisania. Jedną z pierwszych lektur, jakie pamiętał, był czytany przez Matkę „Murzyn z załogi "Narcyza". Jak mówi,  nie pociągała go egzotyka, ale ludzki dramat przetrwania w najtrudniejszych warunkach.

Mieszkając w latach 1981-83 w Toronto zapoznałam się z książkami Jerzego Krzyżanowskiego. Jak się okazało, w Kanadzie miał wielu wielbicieli swojej twórczości, należał do nich zaprzyjaźniony ze mną współpracownik paryskiej „Kultury” Benedykt Heydenkorn.  Myślę, że byłby dumny, wiedząc, jak zaowocowała przekazana mi jego fascynacja twórczością naszego tegorocznego laureata.

Mieszkając w Stanach Zjednoczonych od 1990 roku przygotowywałam cykl rozmów między innymi z polsko-amerykańskimi intelektualistami. Ukazywały się na łamach wrocławskiej „Odry” i warszawskiego „Przeglądu Powszechnego”. Postanowiłam przeprowadzić wywiad z Jerzym Krzyżanowskim. Byłam ciekawa co myśli na temat Ameryki, Rosji, jak patrzy na swoją twórczość. Pytałam także o początki w Stanach Zjednoczonych.  (Rozmowa pt. „Jestem przekonany o trwałości idei Ameryki” ukazała się w „Odrze” w styczniu 2003 roku, str. 44-48) . Powiedział między innymi:

„Wyjechałem z Polski w okresie, gdy tego rodzaju wyjazdy były zjawiskiem rzadkim. Miałem po prostu trochę szczęścia, gdyż od razu otrzymałem zaproszenie do objęcia stanowiska na jednym z najlepszych uniwersytetów amerykańskich: University of California w Berkeley. Moim zadaniem było zorganizowanie eksperymentalnego kursu intensywnej nauki języka i wiedzy o Polsce. Po roku podobną ofertę dostałem z University of Michigan, gdzie podjąłem równocześnie pracę nad doktoratem  i ukończyłem ją z najwyższym wyróżnieniem, jakie amerykański student może otrzymać, członkostwem honorowego stowarzyszenia Phi Beta Kappa”.

Interesujace są także uwagi i przemyślenia na temat miejsca zamieszkania, czyli Stanów Zjednoczonych. Cytuję:
„Nie przesadzę mówiąc, że była to obustronna miłość od pierwszego wejrzenia. Oprócz polonistycznego magisterium z Uniwersytetu Warszawskiego przywiozłem duży ładunek entuzjazmu do pracy pedagogicznej, a entuzjazm ten dzielił mój wydział, więc współpraca układała się nadzwyczaj korzystnie. Każdy szanujący się wydział slawistyki rozbudowywał wtedy studia polskie, polscy wykładowcy byli poszukiwani i cenieni, panowała wspaniała atmosfera zrodzona z ducha października 1956. A ja byłem w Ameryce zakochany od dawna, dzieląc moje zainteresowania między polonistykę a amerykanistykę. Potem wydałem moją pierwszą książkę, zarys twórczości Hemingwaya, a jako temat pracy doktorskiej wybrałem literacką działalność jednego z czołowych amerykańskich krytyków XIX wieku, pisarza z nurtu realizmu, nazwisko:  William Dean Howells. Sądzę, że psychicznie i intelektualnie byłem na spotkanie z Ameryką dobrze przygotowany.”

Pytałam, jakiej Ameryki się obawia czy nie lubi, i co się w Ameryce podoba. Przypomniałam wypowiedź profesora, którą zamieścił w przedmowie do książki Szczepana K. Zimmera „Thoreau i jego otoczenie. U źródeł amerykanizmu” (1983). Napisał między innymi:
"Amerykanizm, najczęściej pojmowany dziś zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i poza ich granicami jako nowoczesność, szczytowa forma kapitalizmu, technologia czy wreszcie 'styl życia', używany jest na ogół w spłyconym, jeśli nie pejoratywnym znaczeniu, podczas gdy w istocie rzeczy jest to formacja wysoce idealistyczna, wyrosła z podłoża myśli i czynów nie tylko pielgrzymów i pionierów, ale ludzi typu Thoreau, głęboko ideę tę odczuwających i pragnących nadać jej najczystszy, najpiękniejszy kształt”.
Spytałam Jerzego Krzyzanowskiego, czy po wielu latach potwierdza swoją ocenę. Odpowiedział mi:

Nic dodać, nic ująć. Ale kto poza specjalistami czyta dzisiaj Thoreau, Emersona, wielkich pisarzy XIX wieku, tych, którzy pojęcie tej idealistycznej Ameryki ukształtowali? Moje amerykańskie studia pogłębiły zrozumienie tego kraju, utrwaliły mocniej niż zmiany, jakie w XX wieku z konieczności zaszły. Czy obawiam się albo nie lubię jakiejś innej wizji Ameryki? Nie, jestem najmocniej przekonany o trwałości idei, jej sile, jej obecności we wszystkich, pozornie obojętnych, czy nawet krytycznie do rzeczywistości nastawionych warstwach społeczeństwa. Reakcja na wypadki 11 września wrażenie to potwierdza, a głosy krytyczne tylko afirmują zasadę kraju demokratycznego, wolności głoszenia poglądów i swobody wypowiedzi. Nie, nie boję się ani Ameryki ani o Amerykę. I dlatego dziwią mnie przejawy antyamerykanizmu, tak częste w Europie i Azji. McDonaldyzacja, oszołomienie Coca-Colą? Ależ, na miłość boską, nikt nie każe jeść hamburgerów ani pić Coli tym, którzy tego nie lubią, więc o co chodzi?
          Mogę powiedzieć, że znam Amerykę dosyć dobrze. Przejechaliśmy ją wraz z moją Żoną Elżbietą wszerz i wzdłuż, od Pacyfiku po Atlantyk, od Wielkich Jezior po Zatokę Meksykańską. Zajeździliśmy już kilka aut, zwiedziliśmy ile się dało, toteż czuję się upoważniony do konkluzji, że Ameryka to dobry kraj dobrych ludzi. A obawy mam jedynie o poziom tych ludzi, gdyż inwazja tego, co delikatne nazywa się pop-kulturą nie jest niczym więcej niż kontr-kulturą, atakując podstawy nie tylko moralne, ale właśnie te wartości, które stanowią o wielkości Ameryki”.

Interesujace są przemyślenia Jerzego Krzyżanowskiego na temat Rosji. Nieraz wypowiadał się, że Rosja jest w jego pisarstwie problemem centralnym. Poproszony o rozwinięcie tej myśli powiedział:

„ Z zagadnieniem stosunków polsko-rosyjskich zetknąłem się w sposób bardzo osobisty i bardzo dotkliwy - jako młody człowiek, żołnierz AK, zostałem w 1944 roku deportowany na trzy lata do sowieckiego obozu. Stosunkowo więc wcześnie zrozumiałem rolę Rosji w życiu każdego z nas, w życiu całego kraju w okresie powojennym”.

Jak podkreślił, żywym symbolem wszystkiego tego, co się po wojnie stało, był człowiek, którego życie było z tymi sprawami nierozłącznie związane, a o którego tragiczny finał otarł się niejako bezpośrednio. Człowiekiem tym był ostatni Komendant Armii Krajowej, porwany i zamęczony przez Rosjan, generał Leopold Okulicki. Powiedział:

”Tak się stało, że kiedy w przeddzień Bożego Narodzenia 1946 roku przewożono mnie z jednego obozu do drugiego, mój konwojent wspaniałomyślnie chciał pokazać mi Moskwę i zaprowadził pod... mur Łubianki, tego najokrutniejszego więzienia tamtych czasów. Wiedziałem, że więżą tam generała, ale dopiero po latach dowiedziałem się, że były to dosłownie jego ostatnie godziny. Dogorywał bowiem w swojej celi i wkrótce potem zmarł. Byłem, jak sądzę, człowiekiem najbliższym mu wtedy fizycznie i duchowo, choć nie mogliśmy wzajemnie o sobie wiedzieć. Toteż wracając myślami po latach do całokształtu spraw polsko-rosyjskich zdecydowałem, że jest niejako moim moralnym obowiązkiem powiedzieć o losach tego człowieka, dać świadectwo jego męczeństwu, oddać mu ostatni hołd.
     Nie będąc historykiem, nie próbowałbym nawet napisać o nim inaczej, niż w jedyny sposób, jaki uważałem za możliwy, a mianowicie w formie opowieści biograficznej. W zbeletryzowanej gawędzie opowiedziałem o wszystkim tym, co stanowiło treść życia tak jego, jak całego wojennego pokolenia, do którego mam zaszczyt należeć. I w ten sposób powstała książka „Generał. Opowieść o Leopoldzie Okulickim”, wydana w Londynie w przełomowym 1980 roku, a po dziesięciu latach wznowiona w Polsce jako „Ostatni komendant”. Był to mój spóźniony debiut powieściowy, tym dla mnie cenniejszy, że wysoko oceniony przez Stefanię Kossowską i wielu innych recenzentów. Sądzę, że to właśnie sprawa Rosji, będąc w książce problemem centralnym, zaważyła na moich dalszych pracach beletrystycznych.”

Jak pisał, mimo, że dziedziną jego zainteresowań jest literatura, to tematyka historyczna, szczegolnie historia współczesna, jest mu szczególnie droga. Jak mówi, chciał pokazać, jak wydarzenia historyczne odbijały się na losach zwyczajnych, młodych ludzi, jak decydowały o ich osobistych losach. Uważał, że ukazanie tych związków w literaturze krajowej w tych latach z konieczności przemilczanych, a na emigracji po prostu mało znanych, może stanowić materiał powieściowy.

Do interesujących publikacji należą także wspomnienia Krzyżanowskiego z partyzantki, które ukazały się pod tytułem „U Szarugi” (1994), jak i tom „Opowiadania lubelskie”.
Jerzy Krzyżanowski za swój wkład w przyswojenie historii AK na Lubelszczyźnie został dwukrotnie - w 1998 i 2006 roku -uhonorowany nagrodą im. Bolesława Prusa .
W 1997 roku Jerzy R. Krzyżanowski otrzymał nagrodę Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie za „szerzenie polskich osiągnięć kulturalnych na terenie Stanów Zjednoczonych”. Obecna nagroda jest więc drugą przyznaną mu przez nasz Związek, obecnie „za całokształt”.

W wielu swoich książkach pokazuje kontrast dwóch światów, Polskę i Stany Zjednoczone. Nie ocenia swoich bohaterów, widzi jednak zasadnicze różnice, jakie pojawiły się w nich przez lata mieszkania w dwóch innych systemach, w innej rzeczywistości. Te różnice i oddalenia są jakby nie do pokonania. Bohaterowie powieści  „Myślę, że wrócę kiedyś, są to ludzie sobie bliscy, kochający się przez lata mimo oddalenia, ale gdy spotykają się na nowo, wolni, nie decydują się na to, żeby pozostać razem. Nie zamieszkają w żadnym ze swoich światów, ani polskim, ani amerykańskim, każde z nich pozostanie we własnym.
Zapytałam, czy możliwe jest połączenie takich dwóch odrębnych światów bez skazy czy wielkiego poświęcenia. Dostałam piekną odpowiedź:

„To nie tylko lata, ale najrozmaitszego rodzaju wpływy zmieniają ludzi do tego stopnia, że mimo największego uczucia, trudno by im było całkowicie zerwać ze swoim dotychczasowym życiem, zmienić środowisko i przyzwyczajenia. Polska amerykanizuje się przeraźliwie szybko, obawiam się jednak, że jest to przyjęcie pewnych całkowicie powierzchownych form, niewiele więcej. Bohaterowie mojej „Afrodyte” są o tyle szczęśliwi, że przenoszą się do Stanów razem, razem budują nowe życie, razem stawiają czoło nowym problemom.
Ale czy wiele jest takich przypadków? Dlatego powieść następna kończy się tak enigmatycznie, jak o tym mówi zapożyczony z sonetu Słowackiego jej tytuł: "Myślę, że wrócę kiedyś..." Inteligentny czytelnik -- a tylko na takich liczę -- musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie czy prawdą jest pierwsza czy druga część tego dwuwiersza: "Próżne marzenia -- żegnam, żegnam cię na wieki". „.

Jak mówi, często sięga do książek Conrada w różnych trudnych momentach życia. Pamiętam, że każda z powieści Jerzego Krzyżanowskiego ma motto wzięte z Conrada.
...
Mówiliśmy, że się spotkamy na rozdaniu tegorocznych nagród w Londynie. Planował , że z Gdańska przyjedzie jego Żona Danuta. Niestety, lekarz zabronił podróży samolotem Panu Profesorowi... A i ja nie doleciałam ze Stanów do Londynu.
Po otrzymaniu nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w grudniu 2013 roku profesor Krzyżanowski wypowiedział się na łamach nowojorskiego „Nowego Dziennika, dodatku literackiego „Przegląd Polski”: „Dla mnie nagroda ta jest dowodem, że ciągle jeszcze warto pisać i pracować”.

Na koniec swojej laudacji, chcę podkreślić, że wszyscy składamy Panu Profesorowi hołd jako twórcy i człowiekowi. Szanownemu Laureatowi dziękujemy za wspaniałe książki. Dziękując, życzymy kontynuacji twórczej drogi, którą tyle lat wykonuje.   

Aleksandra Ziółkowska-Boehm
Wilmington, Delaware, Stany Zjednoczone,
1 marca 2014 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz