sobota, 9 marca 2019

Wielka wdziecznosc - dla pisarzy



[w:]
Danuta Blaszak, Anna Maria Mickiewicz, Do zobaczenia (rozdział: Aleksandra Ziółkowska-Boehm: Wielka wdzieczność).  Contemporary Writers of Poland, Dreammee Little City, 2019, ISBN 9780359436781


Aleksandra Ziółkowska-Boehm

Wielka wdzięczność


Książki były - i są - dla mnie ważne. Mam wiele wspomnień, wręcz fascynacji, tytułami, które w dzieciństwie wybierał do lektury mój Ojciec, mówiąc: – Trzeba odpowiednie książki czytać w odpowiednim wieku.

Nie raz wybierałam lekturę - zamiast spotkania. Pamiętam słowa profesora Władysława Tatarkiewicza, który w „Zapiskach do autobiografii” pisze, że zamiast spotykać się w tym samym gronie i powtarzać te same rzeczy, lepiej usiąść i poczytać. Lepiej wrócić „do swej pracy, książki, myśli”.  Cytuję:
” życie towarzyskie w małym gronie rodziny czy przyjaciół, owszem, daje poczucie bliskości ludzkiej, ale długie rozmowy przy stole czy lampie są najczęściej powtarzaniem rzeczy stokrotnie już mówionych. W bliskim gronie najchętniej powiem to, czego inni z tego grona jeszcze nie wiedzą, niech i inni to zrobią, a potem- wracajmy do swej pracy, książki, myśli”.[1]

Znałam osobiście profesora Władysława Tatarkiewicza. Mam od niego dedykacje na książkach i mam listy. Jego cenne dzieła pomogły mi przybliżyć poglądy filozofów, nauczyć szanowania piękna i różnorodności szczęścia.

Dla pisarzy mam podziw i poczucie wdzięczności. Jak wiele książek pomogło mi przejść przez trudności... Pamiętam, gdy wywołały moje wzruszenie, łzy i uśmiech. Książka cenna i ważna - gdy jest taka - uczy czegoś nowego, poszerza wiedzę, zmienia zdanie, opinię, rozszerza punkt widzenia, obchodzi go z różnych stron, uwrażliwia, wywołuje refleksje, daje nadzieję...

Przywołam autorów, których znałam osobiście, a którzy już odeszli: Melchior Wańkowicz, Krzysztof Kąkolewski, Ryszard Kapuścinski, Robert Jarocki, Marek Nowakowski, Barbara Wachowicz, Michał Radgowski, Wiesław Górnicki, Kazimierz Dziewanowski, Stefan Kozicki, Aleksander Rowiński, Wesley Adamczyk, Tadeusz Kisielewski, Marian Brandys, Danuta Mostwin, Isaac Bashevis Singer.

Danuta Mostwin podzieliła się interesującą teorią na temat „trzeciej wartości”: gdy się kocha dwa miejsca, dwa kraje, to można nabyć „trzecią wartość”.

Specjalne miejsce wdzięczności chcę dać Wańkowiczowi, bo wiele zaczęło się „od Wańkowicza”. Pisałam pracę magisterską na Uniwersytecie Łódzkim na temat reportażu, którego najwybitniejszym przedstawicielem był autor „Bitwy o Monte Cassino”. Wysłałam do pisarza list z pytaniami, które mi się pojawiły w trakcie badania jego twórczości. W odpowiedzi zaprosił mnie na spotkanie w Warszawie. Przywiozłam swoje „prace zaliczeniowe”, eseje na temat jego książek. Pokazałam mu i w mojej obecności je przeczytał. Tego samego dnia zaproponował mi współpracę - bym została jego „researcherką”- poszukującą materiały do powstającej wtedy książki o pisarstwie (jak się okazało - ostatniej) zatytułowanej: „Karafka La Fontaine’a”.

Opowiedział mi o przykrym doświadczeniu z „researcherem” Aleksandrem Koteckim Horodyskim, który poczuł się „współautorem” książki „Wojna i pióro”. Myślę, że kiedy pisarz zobaczył mnie - swoistego „pracusia z polonistyki” - postanowił, że ja mu mogę przywozić materiały i nie będę miała „pomysłów na współautorstwo”.
Gdy skończyłam studia, zaproponował mi pracę swojej asystentki. Pracowałam ledwie rok, pisarz zachorował. Przed wyjazdem ma operację do Anglii, na drugim tomie „Karafki La Fontaine’a”, który szedł do druku, wpisał dla mnie dedykację i zapisał w testamencie swoje archiwa. Wielki to skarb takie prezenty od znakomitego pisarza.
 

Po śmierci Wańkowicza na temat jego twórczości obroniłam na Uniwersytecie Warszawskim pracę doktorską, napisałam trzy książki, z których każda miała kilka wydań, także w języku angielskim (nazwałam go w niej „polskim Hemingwayem”).
Znałam pisarza począwszy od pierwszego spotkania jedynie 2 lata i 3 miesiące. Na pewno ten niedługi okres mnie w dużej mierze ukształtował. Wańkowicza książki dały mi możliwość spojrzenia pod różnym kątem na te same sprawy..., że nieraz są” dwie prawdy”, że patrzenie na karafkę odbijającą się w świetle słońca może dać różne kolory, zależnie od miejsca, z którego się patrzy.
Moi znajomi mówią: - Miałaś szczęście, że znałaś Wańkowicza, teraz piszesz książki... Chcę odpowiedzieć: -Tak, wiele się nauczyłam, ale Wańkowicz mi z nieba ich nie dyktuje... 

Swoją pierwszą książkę napisałam mając 25 lat, była wspomnieniem pracy z pisarzem. Tytuł wymyślił mi Ryszard Kapuściński, wielkiej klasy pisarz, wielki reporter. Powiedział - Musi być Wańkowicz w tytule, i jeszcze jedno słowo... na przykład: blisko, obok, ...lepiej: blisko...
I tak książka dostała tytuł „Blisko Wańkowicza”.
Mam Ryszarda książki z pięknymi dedykacjami, mam od niego karteczki i liściki. Mam piękny krzyż koptyjski, który przywiózł ze swoich podróży. Żal, że odszedł – za wcześnie.


Będąc na stypendium Fulbrighta miałam w Nowym Jorku umówione spotkanie z Isaakiem B. Singerem. Było niezwykłe, jak niezwykłe są jego książki. Podarował mi między innymi książkę z poprawkami, które sam poczynił do kolejnego wydania. Mam autoryzowany z nim wywiad, gdzie pytam m.in. o rady dla młodych piszących. Fragment - że pisarz przynależy do swojego narodu - umieściłam na początku książki „Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego krzyża”. Cała rozmowa ukazała się w książkach w języku angielskim i polskim.  [2]
Zacytuję:
- „...Jakie mam przesłanie dla pisarzy? - Aby spełniali trzy warunki. Po pierwsze, aby mieli historię do opowiedzenia. W obecnej literaturze coraz bardziej to się zaniedbuje. Ważne jest, aby historia ta miała swój początek, rozwinięcie i zakończenie. Wskazania Arystotelesa możemy zmienić, ale wciąż ważne jest, by była to opowieść dobrze prowadzona przez piszącego. Zapał, gorliwość, pragnienie druku, kazały pisarzom zapomnieć, że opisywanie ludzkich zdarzeń jest artystycznym przesłaniem pisarstwa.
Po drugie - aby posiąść potrzebę opowiedzenia tej właśnie, a nie innej historii. Kiedyś miałem dobry temat, ale nie miałem pasji i dlatego nic nie napisałem.
Po trzecie - musi to być moja opowieść, przekonanie, że nikt inny nie może tego tak dobrze opisać jak ja. Nie jest łatwo mieć takie przekonanie. Tylko wielcy to posiadają. Trzeba pisać o tym, co się zna, wie najlepiej, własną opowieść, własny temat.”
Ładne i mądre przesłanie.



[1] Władysław Tatarkiewicz, Zapiski do Autobiografii, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki”- Instytut Historii Nauki PAN, Rok XXI – 2-1976, str. 224.
[2] Aleksandra Ziółkowska-Boehm, „Korzenie są polskie”, Warszawa 1992, str. 55-59. „The Roots Are Polish”, Toronto 2004, str. 159-169.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz