Życie z Polską
Andrzej Bernat Paweł Kozłowski
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
Lubię
czytać rozmowy z interesującymi ludźmi. Dają mi niemałe wyobrażenie o rozmówcy,
jak dalece umie odpowiedzieć krótko, prosto, wprost, czy pokrętnie. Nie ma
niedyskretnych pytań, są tylko niedyskretne odpowiedzi, mawiał Churchill.
Ciekawi mnie nie tylko rozmówca, ale i zadający pytania. Zdarza się,
że rozmawiający przy okazji wywiadu pokazuje także własną osobę i poglądy,
promuje siebie. Wolę, gdy pytania skupiają się na rozmówcy, pokazują jego pasję
i opinie. W innym przypadku, jest to zapis dyskusji, i jest to zupełnie inna
forma literacka niż wywiad, i inne oczekiwania. Wywiady, jak powiedział mi Radek
Sikorski (który jako student na uniwersytecie w Oksfordzie dorabiał wywiadami
do stypendium) mają dwa życia – pierwsze, gdy informują na bieżąco i drugie,
po 10-20 latach, gdy stają się świadectwem epoki.
Nakładem
ambitnego warszawskiego wydawnictwa Nowy Świat ukazała się książka Andrzeja
Bernata i Pawła Kozłowskiego „Życie z Polską”. Zawiera czternaście wywiadów
z wybitnymi ludźmi nauki. Przeprowadzający rozmowy, Andrzej Bernat i Paweł
Kozłowski są tacy, jak lubię, z zamysłu jakby wyciszeni, skierowani w całości
na swojego rozmówcę. Są świetnie przygotowani, pełni erudycji i jednocześnie
taktowni. Jest to książka mądra i zmusza do refleksji, do zastanowienia się,
zrewidowania czasami ustalonych już poglądów, do przemyśleń. Nic dziwnego, elita
intelektualna, wielcy mędrcy mówią nam o czasach im i nam współczesnych.
Zastanawiają się… co z tą Polską?… Co było, co jest, i co będzie?
Rozmówcy
oscylują pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, zadają pytania, jaka może być
przyszłość. CEZARY WODZIŃSKI, filozof, mówi, że rzeczywistość jest zawsze
kłopotliwa. Zawsze nie schematyczna, zawsze wieloznaczna i trudna.
Jeżeli
chodzi o przeszłość, to jak powiedział JAKUB KARPIŃSKI, socjolog i badacz
najnowszej historii Polski (zmarły w 2003 roku):
…kiedy badamy przeszłość, pojawiają się kwestie jej oceny, ale ocena jest słowem wieloznacznym. (…) Opisując staramy się na ogół zebrać fakty, które pomagają w wyjaśnieniu, w zrozumieniu zdarzeń. (…) Opis pokazuje, że komuniści nadzorowali niemal wszelkie dziedziny życia, dbali o swoją władzę i o interesy ZSRR, zmierzali do celów związanych ze swoją ideologią. (…) Zawsze można argumentować, że ktoś inny byłby gorszy. I zwykle można kogoś takiego wskazać.
Jeżeli
chodzi o lata komunizmu, Karpiński zwrócił uwagę, że nazewnictwo w tych czasach
było „patriotyczno-ojczyźniane, nie komunistyczne”. I tak, w Moskwie działał
Związek Patriotów Polskich, władza nazywała siebie narodową, powstał Polski
Komitet Wyzwolenia Narodowego, itd. Karpiński stwierdza, że:
członek partii otrzymywał jakby polisę ubezpieczeniowa, płacąc za nią gotowością do posłuszeństwa i legitymowania władzy, ofiarowywał podległość i aprobatę, a w zamian otrzymywał większe możliwości kariery i w pewnym stopniu był chroniony.
Badacz
podkreśla jednak, że były różne dziedziny, i należały do nich np. w pewnym
okresie nauki społeczne, w których człowiek bezpartyjny mógł zrobić więcej, bo
trudniej było na niego wywierać naciski. Wielu bezpartyjnych nie
podporządkowując się ideologii, osiągało wartościowe rezultaty. Jakość ich pracy
osłabiała dotkliwe cechy ustroju. Dobra robota w nauce, oświacie, kulturze była
antykomunistyczna.
Podobnie
zauważył JAN BŁOŃSKI, mówiąc że w kinie Wajda ział wręcz antykomunizmem
i uchodziło mu to na sucho: działał przez pejzaż, ludzkie twarze, stereotypy
zachowań… A jak cenzura miała skonfiskować pejzaż? Także to, co robił –
równolegle do Swinarskiego – w teatrze, miało wyraźny rezonans wolnościowy.
Jan
Błoński, krytyk, historyk literatury, eseista, tłumacz, stwierdził także, że po
zmianach odbudowa literatury okazała się znacznie powolniejsza i trudniejsza,
niż sobie to wyobrażano. Wcześniej w gruncie rzeczy ciągłość rozwoju
literackiego utrzymywali (z konieczności niedoskonale) emigranci. Nie tylko
Gombrowicz, Miłosz, czyli najwięksi. I nie tylko ci, którzy się z Polską
fizycznie nie rozstawali; także ci, którzy do niej wracali, jak Kuncewiczowa,
Wańkowicz.
Karpiński
wypowiedział się ciekawie na temat obecnych sporów publicznych, które są tak
liczne i jakby oburzają wielu:
W społeczeństwach demokratycznych spory traktuje się jako naturalne. U nas tę konieczność nie zawsze się rozumie, w czym miały udział środki masowego przekazu, piętnujące kłótnie i niepotrzebną wielość partii politycznych. Niedostateczne okazuje się zrozumienie dla pluralizmu.
Jeżeli
chodzi o współczesność, JERZY JEDLICKI, historyk idei uważa, że demokracja jest
ze swej natury systemem bardziej niż inne przejrzystym i ujawnia wszystkie
nieprawości. Afery, korupcja, agresywność to są niestety normalne zjawiska
towarzyszące początkom ustroju demokratycznego. Trzeba długiego czasu,
by bardziej cywilizowane normy służby publicznej i partyjnej rywalizacji
osadziły się głęboko w ludzkiej świadomości i zachowaniu.
Cały
wywiad z Jerzym Jedlickim jest niezwykle interesujący. Zauważył on, że Polska
od kilku wieków znajduje się w sytuacji peryferyjnej i sądzi, że przez długi
czas w niej pozostanie.
Sytuację peryferyjną – mówi Jedlicki – cechuje to, że od jakiegoś ośrodka cywilizacji więcej się przyjmuje, aniżeli oddaje. Chodzi o wzorce kultury, religie, pojęcia polityczne, technologie, obyczaje, style sztuki, literatury, budownictwa. Cechą sytuacji peryferyjnej jest również słabe wzajemne oddziaływanie między poszczególnymi peryferiami. One cały czas orientują się na centrum.
Historyk
zwraca uwagę, że ogólnie nie uważa się, iż może być coś wartościowego i wartego
uwagi u sąsiadów, Polak szuka w księgarni rzeczy tłumaczonych z nauki
i literatury zachodniej albo polskich. Podobnie jest ze stosunkiem sąsiadów
do naszej kultury. Polski bilans wymiany z Zachodem był i jest stale ujemny.
Najbliższy wyrównania był w końcu piętnastego wieku. Jedna rzecz się zmieniła –
to, że Polska jest już peryferią nie tyle Europy, co Ameryki. Jedlicki uważa,
że gdy w Europie zacznie się wzmagać reakcja na hegemonię amerykańskiej kultury
i zamerykanizowane masowej kultury Zachodu, to Polska może się znaleźć w głównym
nurcie oporu, a nie na poboczu. Jednocześnie stwierdza:
Zachodnia cywilizacja stworzyła rzeczy wspaniałe, na których trzeba i warto się wzorować, dotyczy to choćby instytucji naukowych, inwencji wynalazczej, idei demokracji. Ale niepokój, jeśli nie przerażenie, wywołuje nasza skłonność do zupełnie bezmyślnego zapożyczania byle czego. To małpowanie dotyczy nawet architektury: to, co się w tej dziedzinie dzieje obecnie w Warszawie budzi zgrozę.
Jedlicki
uważa, że mamy kilkunastu wybitnych intelektualistów, którzy mają coś ważnego
do powiedzenia o współczesności, o tym, co dzieje się w tej chwili
z cywilizacją, ze światem (wymienił Miłosza, Lema, Kapuścińskiego, Kołakowskiego
i wspomniał także ogólnie bez nazwisk kilku osób z kręgu katolickiego). Filozof
z sympatia śledzi postawę Andrzeja Wajdy, aby ratować naszą polską kulturę.
Jedlicki
stwierdza, że Polacy stracili szansę rozwoju gospodarczego, oświaty i instytucji
publicznych, bo stracili wiek dziewiętnasty przez tragiczne skutki
nieobliczalnych – jak mówi – powstań narodowych. Jak mówi, była to polityka
samobójcza, narzucana przez garstkę szlachetnych, ale niezbyt odpowiedzialnych
ludzi i konsekwencje dla polityki, gospodarki i kultury narodowej były
katastrofalne. Zmarnowano całe pokolenia młodzieży, bowiem źle gospodarowaliśmy
polską inteligencją. Po każdym z powstań kraj cofał się kilkadziesiąt lat.
Zaborcy w odwecie zamykali szkoły, uniwersytety. Wywozili biblioteki
i archiwa.
Co
do peryferyjności, to pojęcie to nie oznacza – mówi Jedlicki – jakiegoś
zasklepienia czy parafiańszczyzny, określa jedynie kierunek oddziaływań.
Kulturze peryferyjnej brakuje siły ekspansji, ale nie oznacza, że jej wytwory
i przemyślenia nie mogą mieć wartości uniwersalnych. Polska literatura i wizja
historii są wciąż, z nielicznymi wyjątkami, dostrzegane w znikomym stopniu.Czy
są za mało odważne, za bardzo w sobie zamknięte, czy po prostu lekceważone – nie
umiem odpowiedzieć - konkluduje
Jedlicki.
HENRYK
DOMAŃSKI, socjolog, badacz struktury społecznej mówi, że największe oparcie dla
demokracji stanowi u nas inteligencja. Jest nośnikiem takich wartości, jak
tolerancja obyczajowa, brak przesądów.
NORMAN
DAVIES – historyk i pisarz brytyjski zwrócił uwagę, że w Polsce cechą wyraźnie
zauważalną jest świadomość własnej kultury. Mówi, że:
Polacy na punkcie kategorii narodowej mają obsesję. Z czasem staną się ważne inne problemy (…) Musimy zdać sobie sprawę, że żyjemy w świecie, w którym konsekwencje naszego zachowania są o wiele większe niż kiedyś. Jesteśmy zaś tymi samymi grzesznikami jak zawsze. Jednak w cywilizacji broni nuklearnej każda mała głupota może prowadzić dosłownie do końca świata. Nasza odpowiedzialność dzisiaj jest o wiele większa, gdyż skutki są większe.
Davies
mówi, że będąc Brytyjczykiem, inaczej musi pisać o polskiej historii dla
czytelników z Ameryki Północnej, gdzie nawet wybitni intelektualiści z trudem
by przytoczyli trzy fakty z przeszłości Polski, inaczej dla czytelników
zachodnioeuropejskich, i jeszcze inaczej dla Polaków.
Polska jest mikrokosomosem prądów ogólnoeuropejskich – przypomina wybitny historyk. Wszystkie prądy, czy to cywilizacyjne, czy też polityczne lub wojskowe, przez jej tereny przebiegały i zostawiały po sobie bogate ślady. Renesans i Oświecenie, romantyzm, prądy kulturalne XX wieku, chrześcijaństwo łacińskie i prawosławne, judaizm i nawet islam, konflikty narodowościowe, dwudziestowieczny totalitaryzm, wojna i zagłada – wszystko się tutaj zdarzyło.
Przywołuje
lata sześćdziesiąte, gdy jako doktorant Uniwersytetu Jagiellońskiego był
świadkiem różnych mądrych dyskusji, jako przybysz z zagranicy zadawał wciąż
pytanie: – Co z tą Polska będzie? Wacław Felczak odpowiedział mu – Proszę pana,
przetrwamy, Polacy umieją przetrwać.
Dzisiaj
mamy potwierdzenie owej wiary wspaniałych Polaków. Polska przetrwała i jest
wolna – konkluduje historyk.
ZBIGNIEW
BRZEZINSKI, wybitny politolog, socjolog zauważył, że:
każdy europejski naród jest mocno przeświadczony o swojej szczególnej, wyjątkowej moralnej i historycznej wyższości i czuje się urażony, kiedy inni nie wykazują należytego uznania. W ciągu dwudziestego wieku Europa popełniła przewlekle samobójstwo. Ten historyczny fakt nie został jeszcze przetrawiony, a szczególnie świadomość tego, że to nie-Europejczycy rozwiązują europejskie dylematy. Wynikająca stąd ambiwalencja europejskiej postawy wobec Ameryki jest bardzo widoczna: z jednej strony poczucie zależności i oparcia, ale jednocześnie z drugiej uraza i złość.
Zabawnie
odpowiedział na pytanie:
-
Czy kraje takie jak Polska czy Czechy, które były ofiarami totalitaryzmów
i które pielęgnowały w swoje kulturze idee wolności, mogą wnieść w sposób
partnerski w jednoczącą się Europę swoje ideały i owego ducha optymizmu? –
Myślę, że już w samym pytaniu widoczny jest duży wpływ samochwalczych mitów.
TOMASZ
ŁUBIEŃSKI pisarz, dramaturg, tłumacz mówi, że:
wybrany przez nas kierunek „na Zachód” niekoniecznie musi się sprawdzać w Europie. Może być bliższy modelowi amerykańskiemu. Niestety, jeżeli chodzi o stosunek do pracy, nadal dzielą nas oceany.Mało jest u nas ruchu umysłowego wokół spraw ważnych – stwierdza pisarz – trochę zapominamy, że inni inaczej nas widzą niż my siebie. To trudna rzecz dla takiego średniego kraju jak Polska, z jednej strony utrzymać się w ramach pewnej skromności, a z drugiej zaznaczyć swoją obecność. Występują postawy albo agresywno-paternalistyczne w odniesieniu do sąsiadów, albo narzekające – Zachód nas zdradził, zawiódł, rozczarował. itd . Obie są nietwórcze i niebezpieczne. Według uproszczonej psychologii Zachodu jeżeli komuś się źle powodzi, to znaczy, że na to zasłużył. Tego nie rozumiemy, ciągle się skarżąc.
Jak
wiadomo, mówi Łubieński, są narody w dużo gorszej od naszej sytuacji, również
w Europie. Straciliśmy ten wątpliwy przywilej bycia najbardziej nieszczęśliwymi.
W Polsce nie ma dyskusji ideowych. Jeżeli już zaistnieje jakaś polemika, to albo
traktowana jest jako osobista wycieczka, albo jako atak na konkretną partię
polityczną. Kategorie uczciwości intelektualnej funkcjonują bardzo słabo.
Nie spotkałem się w ciągu ostatniego dziesięciolecia z przypadkiem- stwierdza dramaturg – żeby ktoś przyznał rację przeciwnikowi politycznemu. Zawsze atakiem odpowiada się na atak.
Łubieński
obawia się, że stracimy naszą szansę i staniemy się tylko takim gorszym Zachodem
o niższym standardzie, który nikogo nie będzie interesował. Pewna ilość
obywateli cieszy się z wolności i z niej korzysta. Jednak dla znacznej części
społeczeństwa korzyści z niej płynące nie są wcale oczywiste. Ci ludzie
dotkliwie odczuwają brak bezpieczeństwa socjalnego i publicznego, nie widzą
przed sobą żadnych perspektyw.
BRONISŁAW
ŁAGOWSKI, filozof, badacz myśli politycznej zauważa, że polskie społeczeństwo
jest ubogie w instytucje, nie przestrzega zasad gry i nie szanuje uniwersalnych
zasad, które niby przyjmuje. Podobnie jak Łubieński, stwierdza, że Polska jest
krajem normalnym
trochę skorumpowanym i byle jako rządzonym państwem, i że chyba
taka jest polska norma.
Okazuje się – mówi filozof – że wolność polityczną zaprowadzić jest stosunkowo łatwo, ale jak zapewnić sobie wolność cywilną. Od chuligana, łobuza, bandyty, złodzieja, oszusta?
Dalej
ciągnie swoja myśl:
Z ideą postępu wiązało się przekonanie o możliwościach powszechnego szczęścia, takie naiwne przekonanie. Nie w tym rzecz, że taki stan jest niemożliwy, lecz że w tym przekonaniu tkwi błąd moralny. Powszechne szczęście doprowadziłoby do degradacji moralnej. Szczęśliwi mogą być tylko niektórzy i tylko w pewnych chwilach. Wszyscy mogą być tylko nasyceni. Trudno uznać nasycenie za wielki cel ludzkości (….) Społeczeństwo demokratyczne dąży do zniesienia wszelkich różnic i nie toleruje przywileju. Tymczasem talent jest olbrzymim, wrodzonym przywilejem. Estetyka społeczeństwa egalitarnego ewoluuje w kierunku pomniejszenia roli talentu, tak by każdy mógł ubiegać się o uznanie jako twórca. I oto mamy kulturę tworzoną przez ludzi, którzy brak talentu rekompensują sobie krzykliwą ekspresyjnością, bluźnierstwem, drażnieniem wrodzonego gustu i tym podobnymi środkami.
Filozof
krytykuje działalność naukowców w Polsce, która podobnie jak w innych krajach
o zapożyczonej kulturze, polega nie na bezinteresownych badaniach, lecz
na spełnianiu warunków awansu. Te warunki określają ci, którzy już awansowali.
Łagowski uważa, że bezsprzecznie pozytywnym zjawiskiem są uczelnie prywatne.
Na pytanie:
– W jakim ustroju pan by się najlepiej czuł? – odpowiada:
-W
takim, gdzie istniałaby klasa wyższa, która w celu zapewnienia swojego
bezpieczeństwa i przywilejów utrzymywałaby sprawy aparat strzegący porządku
publicznego.
ANTONINA
KŁOSKOWSKA, socjolog, powiedziała swoim rozmówcom, że żyjąc w świecie kultury
globalnej człowiek może czuć przywiązanie do tej jednej, własnej, najpełniej
i najwszechstronniej znanej kultury, z której wyszedł. Takie pełne, różnostronne
i emocjonalnie zabarwione przyswojenie kultury nazwała narodową
walencją kulturową.
Przyswojenie
przynajmniej częściowe kultury innej niż własna, które pani socjolog nazywa
biwalencją i poliwalencją, może rozbrajać skrajny nacjonalizm. Ono oczywiście
nie usunie konfliktów zrodzonych ze sprzeczności interesów, ale może
przeciwdziałać totalizacji nienawiści. Jako motywacja do poznawania kultury
innych narodów wydaje się to bardzo ważne.
Ludzie
mogą się czuć członkami więcej niż jednego narodu. Profesor Kłoskowska nie
spotkała takich przypadków, żeby odnosiło się to do więcej niż dwóch narodów.
Jak przypomina, w przeszłości Polska bardzo dużo zyskiwała przez to, że była
różnorodna narodowościowo. Polacy wiele czerpali od Ukrainy i w ogóle
ze Wschodu. Czym byłby bez tego na przykład polski romantyzm? Inna sprawa, że to
Polacy głównie korzystali. Przejmowało się pewne elementy folkloru i twórczości,
ale także wyciągało zdolne jednostki, całe kategorie stanowe, które się
polonizowały. Co teraz Ukraińcy, Litwini, Białorusini mają Polakom za złe.
Profesor przypomina także duży wkład Żydów i Niemców w rozwój naszej
kultury.
Tak
przyjemnie było być Polakiem w 1989 roku, konkluduje Kłoskowska. Natomiast teraz
nastąpiło znaczne rozczarowanie, gdyż większość spodziewała się pięknej,
przyjemnej i łatwej przyszłości, rzeczywistość zaś okazała się trudniejsza, co
na pewno osłabiło poczucie dumy narodowej.
Jest
też faktem, że elementy narodowej kultury po części rozmywają się w ogromnym
napływie popularnej kultury masowej. Kiedyś Antonina Kłoskowska jej broniła, bo
odcięcie od kultury masowej było wtedy odcięciem od Zachodu i instrumentem
narzucania niewoli. Ale już w trzecim wydaniu swojej książki o kulturze masowej
zaczęła przed nią ostrzegać. Kultura masowa jest atrakcyjna, łatwa, pełna
blichtru, sensacyjna i seksowna i zagraża nawet naszej własnej popularnej
produkcji kulturowej i jej odbiorowi wśród naszych kręgów.
Zapytana,
czym dla niej jest polskość, pani profesor odpowiedziała:
Polskość jest dla mnie zespołem wartości. Każda polska wieś, miasta takie jak Kraków czy Warszawa są dla mnie esencja polskości. Odnosi się to również do języka, w którym mogę się swobodnie porozumieć i wyrażać co myślę. Nie pragnę do końca określać, co jest dla mnie polskością. Dlatego, że wartości innych kultur są również bardzo mi bliskie. Polskość jest ważna, ale nie można być w niej zamkniętym. Czułabym się niesłychanie zubożona bez tamtych wartości. Na tym polega poliwalencja (…).Po zrobieniu doktoratu moi koledzy i ja recytowaliśmy fragment Fausta, kiedy on mówi, że nauka prowadzi do rozczarowań i zawodu, że jest nicością, a jednocześnie jest czymś, czego się wiecznie szuka.
ANDRZEJ
WALICKI filozof i historyk idei, swoim rozmówcom zwraca uwagę na inny temat.
Przypomina, że był rusycystą, więc perspektywa rosyjska niesłychanie mocno
w jego pracach tkwi. Uważa, że co najwyżej tylko największe ekscesy stalinizmu
w Polsce mogą być porównywalne z tym zniewoleniem i unikatowym okropieństwem
ustroju totalitarnego, z jakim ludzie sowieccy mieli do czynienia znacznie
dłużej. Dlatego obecnie Walicki jest mniej wyczulony na przewiny
i usprawiedliwienia tych czy innych osób, które działały w sytuacji, kiedy
to zło było znacznie bardziej zrelatywizowane.
Można się śmiać – mówi uczony – ze wszystkich, którzy twierdzili, że wstąpiwszy do partii spełniają role Wallenrodów i zbawiają Polskę. Ale nie można przesadzać w przeciwnym kierunku, nie można zakładać skrajności. Że ktoś, kto wstąpił do partii w czasach Gierka, chciał w Polsce budować komunizm.
Najlepszych
przedstawicieli polskiej inteligencji Walicki ocenia bardzo wysoko
i z przykrością, jak mówi, stwierdza, że będąc w Ameryce nie napotkał tam takich
ludzi. Intelektualiści amerykańscy są tak zajęci swoimi karierami i sprawami
ściśle zawodowymi, że znacznie ustępują szerokością sądu, taką wszechstronnością
być może XIX wieczną.
ANDRZEJ
PACZKOWSKI, historyk, badacz dziejów PRL, zauważa, że trudno wyłączyć sferę
doświadczeń osobistych w badaniach dziejów najnowszych. Sfera wolności, która po
1989 roku została dana, albo odzyskana, i o której się przedtem marzyło, albo
o nią walczyło, o której się nie myślało, ale jak przyszła, to się z niej
korzysta, dotyczy bardzo wielu ludzi. To, co się stało, jest dla niego triumfem.
Jest tym, o co mu chodziło.
JERZY
SZACKI, historyk idei podkreśla, że podstawowym postulatem przyzwoitych
liberałów jest, żeby państwo było ograniczone; żeby robiło tylko to, co jest
absolutnie niezbędne, nie starając się regulować całego życia społecznego.
W krajach podzielonych religijnie, etnicznie, politycznie, itd., jak np. Stany
Zjednoczone, przyjęcie takiego punktu widzenia było całkowicie naturalne. Są
różni ludzie, są rozmaite filozofie i recepty na życie, i nikt nie ma podstaw,
aby twierdzić, że tylko on ma racje. Trzeba zapewnić wszystkim obywatelom
maksimum praw i możliwość pokojowego współżycia. Państwo musi być neutralne,
gdyż inaczej stałoby się źródłem konfliktów i niepokoju.
Ale jest
zupełnie oczywiste, że o ile państwo może i powinno być neutralne, o tyle żaden
człowiek z osobna, także liberał, neutralny nie jest. Pojedyńczemu liberałowi
zupełnie nie jest wszystko jedno, która religia jest słuszna, a która nie, i czy
w ogóle religia jest słuszna, czy też jej odrzucenie. Ale sądzi on, że są inne
tereny poza państwem, gdzie poszczególne systemy wartości mogą zdobywać poparcie
społeczne. I właśnie to w skrócie określa jako społeczeństwo obywatelskie.
Profesor
Szacki mówi, że z biegiem lat zrobił się bardzo proamerykański. Wprowadził
jednak zastrzeżenie, że niekoniecznie oznacza to uznanie dla amerykańskiego
liberalizmu, gdyż w Stanach to słowo oznacza cos innego. Dużo rzeczy
sympatycznych znalazłoby się w Anglii, w Szwajcarii. W Niemczech, mniej już
we Francji, zauważa historyk.
Jedną
z głównych czynności intelektualistów – stwierdza Szacki, była zawsze
samokrytyka i wykazywanie, że nie stoją na wysokości zadania, że są oderwani
od tego, czym żyje naród, itd. Intelektualiści zawsze zajmowali się analizą
swojej sytuacji pod tym kątem i wzajemnie się oskarżali o to, że swoich czasów
i swojego społeczeństwa nie rozumieją.
Nie mam zbyt wygórowanych wyobrażeń o możliwościach intelektualistów i ich misji w społeczeństwie. To nawet bardzo niedobrze, jeśli wyobrażają sobie oni, że to właśnie do nich należy wskazywanie drogi. Oni są od komentowania – konkluduje profesor Szacki.
Polecam
książkę Andrzeja Bernata i Pawła Kozłowskiego „Życie z Polską” wszystkim
myślącym z troską o kraju. Zostawi wrażenie, pobudzi twórczo i wzbogaci o cenne
przemyślenia.
Andrzej
Bernat, Paweł Kozłowski „Życie z Polską”, Wyd.Nowy Świat, Warszawa 2004 r., 214
stron, zdjęcia.
Tekst
ukazał się w „Przeglądzie Polskim” – dodatku „Nowego Dziennika” (Nowy Jork, 9
września 2005), „Teraz” (Filadelfia, maj 2005), „Liście oceanicznym” – dodatku
”Gazety” (Toronto, maj 2005).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz